Skocz do zawartości
Nerwica.com

picalm

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez picalm

  1. Mnie niedojrzałość emocjonalna też chyba dotyczy. Też jestem zależny od rodziców. Sam chyba bym sobie nie poradził. Czuję się jak dziecko które niczego nie potrafi zrobić samodzielnie. I to wywołuje we mnie kompleksy. Wstydzę się że taki jestem. Ukrywam to. Boję się że inni mogliby zobaczyć tą 'prawdę' o mnie. Boję się że wtedy wszycy by mnie odrzucili. Potrzebuję poczucia bezpieczeństwa, poczucia że wszytko jest w porządku i że niczym nie muszę się przejmować. Mam potrzebę by inni ciągle mi mówili że wszystko jest dobrze. Mam potrzebę by inni ciągle mi pokazywali że mnie akceptują. Jest taka książka o niedojrzałości emocjonalnej 'Integracja emocjonalna' i chyba do niej wrócę. Pisanie na forum ma dla mnie funkcję terapeutyczną i trochę mi pomaga. Fajnie że isnieją takie miejsca. Ludziom kilkanaście, -dziesiąt lat temu było dużo trudniej.
  2. Masz rację, ale głos we mnie spowodowany niską samooceną mówi że to głupie. Samara22 dzięki że w ogóle poświęcasz mi uwagę i mi odpisujesz bo to sprawia że czuję się trochę bardziej wartościowy - taka pozytywna informacja. Że jestem choć trochę ważny. A bez pomocy psychologa chyba się nie obejdzie... Długi czas wierzyłem że poradzę sobie sam, ale tylko odizolowałem się bardziej od innych. A bez innych człowiek zaczyna się staczać...
  3. Miałem taki pomył żeby przepisać/wydrukować fragmenty książek które mnie opisują ale to się wydaje takie trochę głupie. Hmm ale skoro to może mi pomóc to takie głupie chyba nie jest :)
  4. Myślę że warto mieć zrozumienie wobec innych ale to nie znaczy że mamy dla innych na wszystko pozwalać czy zapominać o krzywdach jakie nam wyrządzili. To że ktoś jest dla nas 'toksyczny' czy 'zły' z tego powodu że miał złe doświadczenia (prawie zawsze tak jest) nie zwalnia go z odpowiedzialnosci za to co robi. Ja tak to wiedzę. A jeszcze co do odpowiedzialnoci za to jacy jesteśmy: http://www.energiawewnetrzna.pl/2009/kontakt-z-rzeczywistoscia/ Pod tym artykułem jest fajny komentarz: Cieszy mnie Zbyszku, że tak często podkreślasz niezależność tego, co czujemy od nas samych. Wedlug mnie, to wazne. Jeżeli jestem wściekły na coś lub kogoś, to jestem wściekły. Kropka. Czasami tak bywa i jest to spowodowane niezliczoną ilością najróżniejszych zbiegów okoliczności, zdarzeń, sytuacji, zajść oraz przeżyć, z których wiekszość miała miejsce tak dawno że już dzisiaj nie jestem ich nawet świadom. Jestem jaki jestem. Jestem dobry, mądry i wspaniały? W porządku, niech będzie. Jednak łudzę się myśląc, że mogę się tym chlubić bo to moja zasługa. Jestem łotrem i chamem? Być może. Jeżeli jednak tak jest, to nie dlatego, że mając wybór pomiędzy mądrością i głupotą lub szlachetnością i okrucieństwem – wybierałem zawsze to drugie. Los nigdy przed żadnym zdarzeniem nie pukał do mnie z zapytaniem, co chciałbym przeżyć. Nawet nie pytał się mnie, jakich zażyczyłbym sobie rodziców. Zawsze byłem zmuszony stawać wobec sytuacji, których sam nie wybierałem. Jest bardzo ważne, by zdjąć z ludzi jarzmo odpowiedzialności za ich cechy charakteru. Przykład okrucieństwa ojca kładącego roczne dziecko na wycieraczce, by mogło sie wypłakać, jest bardzo wymowny. Facet reaguje, jak reaguje. Lecz fakt, że nie chce przyjąć prawdy o tym, że wyrządza dziecku krzywdę jest podyktowany tym, że gdyby się do tego błędu przyznał czułby potrzebę przyjęcia na siebie również odpowiedzialności za ten błąd. I przed tym właśnie się broni ukazując swoją postawe jako coś pozytywnego. Gdyby udało się pokazać, że nie musi czuć się odpowiedzialny za to, jaki jest, byłoby mu łatwiej przyznać, że to co robi, nie jest w porządku. Tylko ci, którzy uważają, że są “w porządku” kładą nacisk na odpowiedzialność za siebie samych. Robią to, bo chcą mieć poczucie satysfakcji i by móc się szczycić właśnie tym, że są “w porządku”; by móc pokazać, że to jak by nie było wynik ich pracy tak więc również ich zasługa. W trydycji naszego kręgu kulturalnego można to określić mianem faryzeizmu. Niestety jest to normalne postrzeganie człowieka. Faryzeizm obowiązywał zawsze i obowiązuje nadal. A co z mordercami? Dokładnie to samo. Czyli w skrócie: nie jesteśmy odpowiedzialni za to jacy jeteśmy, bo nie mieliśmy na to wpływu i nie podjęliśmy decyzji że chcemy być tacy czy inni. Ale niestety tez ponosimy odpowiedzialnośc za jacy jesteśmy, bo jak coś ukradniemy to będziemy mieć proces w sądzie a jak będziemy niemili dla innych to nie będą nas oni lubić. Mam nadzieję że da się zrozumieć to co napisałem bo czasami mam problem ze zrozumiałym przekazaniem swoich myśli.
  5. Samara22, chcę iść do psychologa ale najgorsze to się chyba przełamać. Boję się też że nie będę potrafił przekazać mu tego jak wygląda mój problem. A co do funkconowania na studiach to ja się boję innych ale jakbym się nie bał to też bym z nikim nie gadał bo nie potrafię. Ja chyba mam braki w umiejętnościach społeczych... A na którym jesteś roku? Tzn ile już wytrzymałaś? :) Prz3m3k77 dzięki że próbujesz mnie wesprzeć ale ja w ogóle nie wyobrażam sobie studiowania. Chyba zbyt wiele problemów się nawarstwiło we mnie. Chyba rzucę te studia ale jestem świadomy tego że może to wywołać 'lawinę zdarzeń' w moim życiu. Ale może właśnie tego potrzebuję...
  6. Rivenraven, nie wiem co jest większym problemem: czy twoja samoocena, czy ludzie z jakimi się zadajesz? Bo jak piszesz że zaczynają być wrodzy wobec ciebie po tym jak wyrazisz swoją opinię to wydaje mi się że oni mogą być tzw. 'toksycznymi ludźmi'. ______________________________________________________________________________ A co do lęku przed opnią innych to jest to chyba mój największy lęk Chyba mam przeraźliwie niskie poczucie własnej wartości Choć staram się powoli wychodzić na prostą... No ale poczucie swojej wartości buduje się na szczerych relacjach z innymi ludźmi a ja to chyba nawet nigdy nie miałem nikogo takiego że poczułbym się z nim bezpiecznie i bym mógł przed nim 'odkryć się'. Zawsze udawałem kogoś kim nie jestem, udwawałem że czuję się pewny siebie, że nie mam żadnych problemów, że nic mnie nie rusza. Już mnie to zmęczyło i nie chcę udawać kogoś kim nie jestem by zdobyć aprobatę innych. Chcę być prawdziwy autentyczny. Choć jest ciężko. Przez jakiś czas chciałem odcinać się całkowicie od innych bo nie potrafiłem być sobą potrafiłem tylko dopasowywać się do innych. Bardzo mnie to wkurzało, że nie potrafię być tak po prostu sobą, jak inni. Teraz właśnie uczę się być sobą ale nadal raczej dystansuję się wobec innych ludzi. Zależy mi teraz tylko na szczerych relacjach z innymi, tylko szkoda że jeszcze takich nie mam Chyba potrzebuję psychologa który mógłby dać mi poczucie że mnie akceptuje i wreszcie mógłbym przed kimś się otowrzyć. (sorry za mój monolog)
  7. Czuję się trochę jak więzień mieszkając z rodzicami. Już od kilku lat myślę o wyprowadzce ale zbytnio się boję żeby to zrobić. Boję się że zabraknie mi kasy. Boję się że nie będę umiał sam sobie poradzić, że nie będę potrafił sam zadbać o siebie. Jestem uzależniony od rodziców. Muszę z nimi mieszkać ale jednocześnie męczę się z nimi. Mam jeszcze problem ze studiami. Rok temu wytrzymałem 1 semestr i odpadłem. Rodzice byli bardzo niezadowoleni ale jakoś tłumaczyłem im że kierunek jest trudny i bardzo dużo osób odpadło. W tym roku poszedłem na łatwiejszy kierunek i zupełnie sobie nie radzę. Nie potrafię porozumieć się z innymi. Boję się. Przez 2 tyg. w ogóle z nikim nie rozmawiałem, co najwyżej zamieniłem kilka słów. Mam wrażenie że jak się do kogoś odezwę to zostanę odrzucony. No i też będę miał problemy z zaliczeniem. Nie potrafię poprosić kogoś o coś do skserowania co jest potrzebne do zaliczenia. Poza tym jestem przerażony że mógłbym pójść do jakiegoś zadania do tablicy boję się że nie będę umiał go zrobić, że będę stał jak kołek, lub jakoś dziwnie się zachowywał. W ogóle nie mam z kim rozmawiać o swoich problemach. Niedawno sobie uświadomiłem że tak naprawdę to nigdy nikomu się nie zwierzałem. Nigdy nie byłem w takiej intymnej relacji w której na tyle mógłbym zaufać drugiej osobie by otworzyć się przed nią. No i to chyba jest mój główny problem a nie to że nie potrafię się odnaleźć na uczelni. Brak mi wsparcia ze strony innych. Jest taki cytat że 'bez wsparcia innych nawet błahe problemy stają się ogromne'. Moi rodzice w ogóle nie wykazują się zrozumieniem wobec mnie. Jak mówie że nie chcę już studniować to matka zaczyna na mne krzyczeć że co ja sobie wyobrażam ona przecież tyle pracuje, tak się stara dla mnie a ja tego nie doceniam. Bo przecież 'przebimbałem' ostatni rok i co mam tracić jezcze następny... Chciałbym jej powiedzieć o tym co czuję ale nie potrafię... boję się. Czuję się jak dziecko które pragnie by ktoś się nim zainteresował, by ktoś zapytał jak się czuje i z cierpliwością i zrozumieniem wysłuchał wszystkiego co mu chcę powiedzieć. W ogóle w mojej rodzinie emocje są trochę ignorowane. Zupełnie nie ma rozmów o tym jak się czujemy, nie ma wzajemnego wsparcia. Ja tak nie potrafię funkcjonować bo mnie nawet najmniejsze trudności przytłaczają. Ehh czas coś zmienić... W ogóle to że pisze tu na forum to dla mnie duży sukces bo kiedyś nigdy nie odważyłbym się na coś takiego.
  8. Dziecko przez jakiś czas potrzebuje takiej bezwarunkowej miłości ze strony rodziców, a jak jej nie dostanie (nie ważne z jakich przyczyn) to ta potrzeba nie znika. Taka osoba tak jakby zatrzymuje się w emocjonalnym rozwoju i ciągle czeka aż ktoś ją pokocha tak jak rodzice powinni ją kochać. Często rodzicami zostają osoby ktore się do tego nie nadają, bo nie potrafią zaspokoić potrzeb (emocjonalnych) dziecka. I nie należy takich rodziców za to obwiniać bo ich potrzeb też nikt kiedyś nie zaspokoił i teraz one też tego nie potrafią. Nie można oczekiwać od osoby która emocjonalnie jest na poziomie dziecka by dawała innym bezwarunkową miłość, bo nie jest do tego zdolna. I ja mam właśnie takich rodziców i sam też wyrosłem na kogoś takiego. No po prostu chcę by inni mnie bezwarunkowo kochali. To ma chyba źródło w okresie niemowlęcym i w tym że wtedy rodzice (mama) nie dała mi w wystarczającym stopniu poczucia że jestem dla niej najważniejszy i że kocha mnie w pełni takiego jaki jestem. No i jeszcze moi rodzice nie mają zaspokojonych potrzeb narcystycznych (dziecko ok.3 lat) i przez to chcieli ciągle bym to ja poświecał im uwagę. No i teraz mam w sobie dużo gniewu że inni nie zwracają na mnie uwagi że mnie ignorują... Chyba czas pójść do psychologa... tylko ten lęk... przed odrzuceniem (?). A jakby kogoś to intereowało, to szerzej temat jest opisany w ksiaże "Powrót do swego wewnętrznego domu". Nie wiem czy to co napisałem pasuje do tematu ale miałem potrzebę to napisać. (zresztą kogo to obchodzi)
×