Skocz do zawartości
Nerwica.com

Margaret

Użytkownik
  • Postów

    255
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Margaret

  1. Jak na początku grudnia dowiedziałem się na co cierpię, wypracowałem sobie sposób by ją pokonać. Mianowicie robiłem wszystko na przekór chorobie(nie ustawiałem rzeczy wg jakiegoś schematu itp). Uderzyć w chorobę i pokazać sobie, że nic się nie stanie jeśli czegoś nie zrobię. Po paru dniach było fantastycznie. Prawie zero oznak choroby. Wreście zaczął pojawiać się uśmiech na twarzy. Zacząłem się świetnie bawić i nadrabiać stracony czas. Jednak tuż po sylwestrze choroba uderzyła z o wiele większą siłą. Mam zok na punkcie religijnym, układania przedmiotów(np. czasem ich nawet nie ruszam, choć mi są potrzebne, by ich nie układać) i teraz właśnie pojawił się na punkcie czystości. Zacząłem się coraz bardziej bać. Nie mogłem się na niczym skupić. Może po prostu się bałem powrotu choroby i przez ten lęk wszystko powróciło. Zbieram siły by jeszcze raz spróbować, by jeszcze raz uderzyć w tą chorobę. Cierpię masakrycznie i wiem co inni przeżywają. Jeśli się teraz poddam, wiem, że będę do końca życia w takim stanie. Trzymajcie za mnie kciuki:)

    A możesz mi odpowiedzieć na pytanie: Czym Twój zok objawia się na punkcie religijnym? Zastanawiam się, gdyż ja mam podobnie...Myślę, że jak nie pójdę do Kościoła, nie pomodlę się, albo czegoś nie zrobię to Bóg się obrazi i będzie źle, również mam manię czystości i muszę układać rzeczy na wyznaczonych miejscach, ponieważ jak tego nie zrobię to coś się stanie. Zrobiłeś błąd tak jak ja kiedyś...sam nie wygrasz z poczuciem lęku musiałbyś być bardzo silny i odporny psychicznie, trzeba iść na terapię :(

     

    [ Dodano: Czw Lut 01, 2007 4:38 pm ]

    Brawo stary! Dodajesz mi otuchy swoimi słowami! Sam się już leczyłem na nerwicę natręctw z powodu m.in. obsesyjnych treści erotycznych, przeszło na jakiś czas po rocznej farmako- i psychoterapii, ale ostatnimi miesiącami było tylko gorzej. Wczoraj się przełamałem jakoś i zacząłem robić tak jak mówisz - na opak! myśleć i robić w ten sposób i naprawdę czuję się okej, przynajmniej na jakiś czas... Tak czy inaczej wizytę u psychiatry już zaklepałem, z pomocą odpowiednich leków i silnym postanowieniem walki powinno się udać... Grunt to nie dać się.
    I tak trzymaj! Zycze powodzenia ;)
  2. Mam problem z odpowiednim zdiagnozowaniem, dość często trapiącego mnie kłopotu. Co jakiś czas bezustannie w mojej głowię kołacze się jedna chodż niemal zawsze inna myśl, związana z określonym problemem. Mimowolnie,mimo że nie chcę o tym myśleć, muszę rozważać to zagadnienie. Gdy tak czynię, odnoszę wrażenie, iż mam gorące czoło. I rzeczywiście polewając je zimną wodą,odczuwam na chwilę ulgę. Natomiast w sytuacji gdy przestaję - z ogromnym trudem- myśleć o tej w dużej mierze pozbawionej dla mnie jakiegokolwiek znaczenia kwestii, ta myśl do mnie wraca. Czy ta przypadłość jest NERWICĄ NATRĘCTW? I czy mogą już wyleczyć leki z grupy SSRI typu ,,Serotax"? I czy ktoś z Was ma podobny problem? Pozdrawiam

    ROMAN

    Według mnie to natręctwa myślowe...tak naprawdę każdy kto cierpi na nerwice moze doszukac się podobnych objawów. A podjąłeś już leczenie?

  3. Pamiętam ten dzień jak by to było wczoraj. Siedziałem przed komputerem i zacząłem sobie wmawiać że mam guza mózgu i to był juz kolejny objaw mojej nerwicy Wczesniej miałem natręctwa ale nie zwracałem na to uwagi myślałem ze tak ma każdy z nas. Nie wiem jakiej choroby jeszcze sobie nie wmawiałem. Widziałęm dzisaij w filmie aktora który miał padaczke a więc i ja sobie to wmówiłem aż w pewnym momencie pomyślałem że mam atak padaczki ale opanowałem to. Teraz zacząłem sobie wmawiać że nie poznaje najblizszych mi ludzi tzn rodziców siostry no i kumpli. Czesto wmawiam sobie ze niektóre fragmenty mojego zycia się powtarzają. Zresztą gdzie tylko poczuje ból to już jest dla mnie choroba.Nie mam komu sie wygadać dlatego postanowiłem tutaj się wypisać do bólu.Mama cały czas na mnie krzyczy z byle powodu chociaż staram sie jak mogę nie wiem czemu to jeszcze bardziej mnie przygnębia, Nie wiem do kogo mam sie zwrócić z tym problemem boję się ze mnie wyśmieją ze coś takiego przeżywam.Niedawno skończyłęm 18 lat powinienem sobie radzić ztym problemem jako dorosły a tu jest odwrotnie.

    Masz hipochondrię...tez cierpię na ta przypadłość. Człowiek moze się psychicznie i fizycznie wykończyć. Ja codziennie jestem chora na co innego, a miałam już chyba wszystko co istnieje. Mam nawet zakaz czytania artykułów na temat chorób i oglądania filmów powiązanych z tym tematem :roll: Nic nie szkodzi, że skończyłeś 18 lat, mógłbyś równie dobrze mieć 30, 40 czy 50 lat i cierpieć na tego typu chorobę. Nie ma się co wstydzić, trzeba podjąć się leczenia. Ja co tydzień jestem u lekarza i zawsze ''dolega'' mi coś innego, szczerze mówiąc w przychodni mają mnie już serdecznie dość, bo tylko grzeję krzesełko...Silne objawy hipochondrii równiez towarzysza depresji.

  4. Nie wiem już co mam robić...zalogowałam się na to forum z nadzieją, że ktoś mnie zrozumie nie będzie się naśmiewał i wytykał palcami. Od ponad roku zmagam się z tym demonem choć nie potrafię okreslić do końca z jakim. Jestem bardzo nerwowa, pół roku temu lekarz stwierdził u mnie silną nerwicę, ale w tym kierunku nic nie zdziałał. Powiedział jedynie: ''Jesteś taka młoda po co się denerwujesz, przecież nawet nie wiesz co to problemy'' Bardzo mnie te słowa zabolały...Wszystko zaczynało się od poczucia smutku, rozbicia, poczuciu winy zaczęłam nienawidzić swoje ciało, swój charakter. Uważałam, że jestem gruba i tutaj rozpoczęły się schody a mianowicie poddałam się drastycznej diecie i wykańczającym ćwiczeniom byłam katem dla mojego ciała..schudłam, zadowolenie zagościło na mej twarzy, jednak po dwóch dniach rzuciłam się na jedzenie, pochłaniałam wszystko z łzami w oczach. I tak tyłam i chudłam. Byłam już tym całym chaosem bardzo zmęczona, poddałam się, pogrążając się jeszcze bardziej w bezsensie. Zamknęłam się na otoczenie, na świat, na ludzi. Nie wychodziłam i nadal nie wychodzę z domu. Jedyne co jestem w stanie robić to leżeć po kołdrą, słuchać muzyki i patrzeć się bezczynnie w okno, tam znajduje se normalny świat, którego ja nie toleruję. Potem doszło tak potworne poczucie winy i wewnętrzne cierpienie, ze zaczęłam się okaleczać. Trwało to miesiąc, dzień w dzień, ręce bardzo bolały, potem przeszłam na nogi...jakoś wstałam z tego upadku na totalne dno, przestałam dużo dały mi rozmowy z osobami które same uciekały się do podobnych procederów i wyszły z tego. Wczoraj po pół rocznej przerwie znowu poharatałam ramię...jestem nikomu niepotrzebna, bezużyteczna. Znajomi potrzebują mnie wtenczas kiedy muszą się wygadać, bo nikt inny ich tak nie wysłucha jak ja. A ja...a ja chłonę te wszystkie problemy jak gąbka i zaczynam żyć ich życiem, wczuwam się w ich postać. Empatia ma swoje plusy, ale zarówno jakże dużo minusów...łatwo mnie zranić, boje się bliskości, odrzucam uczucie choć tak bardzo chciałabym kogoś pokochać...w ludziach doszukuję się wad, ranię ich nieświadomie, nie zdając sobie z tego sprawy...raz jestem wesoła a raz tak smutna i zdołowana, że nie wiem co mam począć...tych drętwych i szarych dni jest coraz więcej. Ostatnio zapisałam się do psychiatry, niestety w domu xle to przyjęli. A ja się zastanawiam co może mi dolegać...mam straszne lęki, boję się czasami wyjść z domu, ciemność mnie paraliżuję, czuję coś na plecach, zimny pot oblewa moje ciało, boję się ludzi...

×