Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natalia123

Użytkownik
  • Postów

    37
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Natalia123

  1. Natalia123

    Witajcie

    Nie, mam na myśli założenie przez Ciebie własnego wątku powitalnego bo witasz się w moim. Porządek musi być Moniko1974, witaj również :)
  2. Natalia123

    Witajcie

    Agnieszko witaj, możesz założyć swój własny wątek powitalny :)
  3. Nie licz. Szybciej skończysz. W jakiejś książce było o tym jak facet założył sobie konkretną ilość czasu na terapie co go jeszcze bardziej przyhamowało. Gdy przestał wyznaczać sobie ramy czasowe wyzdrowiał po jakimś czasie terapii (to chyba były 3 lata).
  4. W tej chwili już raczej rzadko miewam silne ataki somatyczne ale czasem się zdarzają. To jest taka mega hiperwentylacja, człowiekowi wydaje się, że to już koniec. Kiedy atak mija wówczas dopada mnie naprawdę ogromny głód, jem dosłownie wszystko co mam pod ręką. Nie wiem z czego to wynika. Co do długości terapii - 3 miesiące to naprawdę niewiele. Myślę, że 2 lata to minimum, przy średnich przypadkach.
  5. Natalia123

    witam wszystkich

    To jasne. Nie można jednak przewidzieć "jak to będzie", trzeba zatem w pewnym sensie zaryzykować. Nie chodzi o wyrobienie sobie nawyku uciekania, tylko o pewną asertywność, umiejętność powiedzenia "stop" gdy jest źle. I próby zmiany tego na lepsze :)
  6. Nie poddawaj się. Ja walczę bez leków 8 rok i jakoś żyję. Polecam zioła o. Bonifratrów na sen i nerwy. Tonują i poprawiają samopoczucie. Ale za to nie zamulają i nie usypiają. Są delikatne lecz skuteczne. Druga sprawa, kiedy czuję niepokój, jestem podenerwowana, idę do kościoła, najlepiej przed Najświętszy Sakrament. Wtedy się uspokajam. Wszak jednym z najczęściej używanych zwrotów w Piśmie św. jest "Nie lękajcie się!" :) Nie polecam pakować się w jogę, tai-chi, i inne tego typu uspokajacze. Z tego co mi wiadomo przynoszą nierzadko jeszcze większy niepokój, lęki a nawet opętania. Najgorsze w lęku i niepokoju jest to, że w momencie ataku paniki, lęku zrobilibyśmy prawie wszystko aby się z tego wyzwolić. Otóż, powoduje to często, że jesteśmy bardzo podatni na "wpakowanie się" w coś co nas po prostu zniszczy a przyniesie ulgę jedynie na chwilę. Np. w alkohol, dragi, medytacje niejasnego pochodzenia, praktyki "zabawiające się" wszelkiego rodzaju energiami, itd. Łatwo też sięgać wówczas po farmakologię, która tak naprawdę może wyrządzić więcej szkód niż korzyści. Najlepiej przenieść swój lęk na lęk przed lekami. Jest to najpożyteczniejsza fobia jaką znam Mi pozwoliła żyć bez farmakologii tak długi czas.
  7. Natalia123

    witam wszystkich

    Jeśli jest w tej chwili źle to nowe miejsce może właśnie pomóc. Stres jest i teraz. Nie można od razu nastawiać się na "nie", układać czarne scenariusze. Znam wiele osób z bardzo silną nerwicą, które po zmianie środowiska zupełnie wyzdrowiały a w tej chwili cieszą się życiem i obecnością ludzi, którzy są im życzliwi :) Nie można pozwolić by lęk wpychał nas do mysiej dziury i nie pozwalał na zmiany na lepsze.
  8. Natalia123

    witam wszystkich

    Cześć, też jestem tu nowa :) Piszesz, że Twoja szkoła jest powodem rozbicia psychicznego. Radzę ja zmienić. Może to radykalne ale na pewno dłuższe wystawianie się na taki stresor może jedynie pogorszyć Twoje samopoczucie. Zmiana środowiska może Ci pomóc w ogólnym leczeniu i w polepszeniu Twojego stanu psychicznego. Pozdrawiam :)
  9. Natalia123

    Witajcie

    Witam wszystkich, trafiłam na forum przypadkiem i postanowiłam się zarejestrować. Ludzie uważają mnie za poukładaną, wykształconą, ładną dziewczynę. Nie mają jednak zielonego pojęcia z czym borykam się na co dzień. Nie mogą zrozumieć dlaczego "nie mam czasu" aby się z nimi spotkać gdzieś na drugim końcu miasta czy wyjechać na wakacje. Cierpię bowiem od 8 lat na zespół lękowy z objawami derealizacji. Uśmiechnięta dziewczyna skrywająca swój osobisty krzyż. Cieszę się, że tu trafiłam, widzę bowiem, że nie jestem sama, nie jestem jakimś ufo. Przeraża mnie jednak liczba osób dotkniętych tak wielkim cierpieniem, trudnym do uchwycenia, do szybkiego zneutralizowania. Nikt nie pojmie jakie to cierpienie dopóki sam go nie doświadczy. Jeśli ktoś ze znajomych mówi, że nie chce mu się jechać w te wakacje znów do babci na wieś czy na nudny kemping uważam, że po prostu bluźni. W moim przypadku byłoby to spełnienie marzeń o swobodnej, bezlękowej jeździe, o życiu bez leku i odrealnienia. Nie chcę się użalać bo trzeba się cieszyć tym co dobre w życiu, dobro "wychwytywać", jednak czasami jest to jedno z najtrudniejszych zadań dla mnie. Dzięki wierze w Boga udało mi się nie wpaść w depresję, mam także nadzieję, że dzięki Niemu uda mi się pokonać to, co do tej pory wydawało się być nie do pokonania. Tego i Wam wszystkim życzę. Pozdrawiam.
  10. Tak. Nie mogę niestety trafić na dobrego psychoterapeutę. Kilku z nich w ogóle nie wiedziało czym jest derealizacja, żądali super szczegółowych opisów "objawów" i "odczuć", po czym i tak nie łapali o co chodzi albo byli niesamowicie zdziwieni. Osoba, która nie ma o tym pojęcia jest dla mnie po prostu niekompetentna. Obecna psycholożka też była "zdziwiona" ale kombinuje (dosłownie) co z tym zrobić. Wciąż powtarza, że obie strony muszą współdziałać i mam jeździć/próbować jeździć. To mogę równie dobrze sobie sama zakomenderować a nie płacić komuś za taki banał. Zresztą, właśnie nie mogę jeździć, gdybym mogła to 8 lat bym się tak nie męczyła. Coraz bardziej zaczynam wątpic w psychoterapię. Ludzie, których nie stać na powiedzenie, że nie mogą mi pomóc, biorący pieniądze za nic. To frustrujące.
  11. Mam pytanie. Jestem tu nowa i nie czytałam całości wątku. Też cierpię na derealizację, nie biorę leków, ponieważ tylko pogarszają sytuację (makabrycznie obniżają mi ciśnienie i jestem potem "do niczego" a generalnie w tym stanie mogę pracować, uczyć się, itd). Mój problem polega na tym, że przez derealizację nie jestem w stanie poruszać się dalej od domu (nowe miejsca, spotkania gdzieś dalej od domu, nie mówiąc już o wakacjach i dalszych podróżach). Czuję, że życie przecieka mi przez palce, mam tak już 8 lat i praktycznie mało co się ruszam. Czy jeździcie jakoś z derealizacją a jeśli tak to co Wam w tym pomaga (bo na pewno łatwo nie jest). A może ktoś zna jakiegoś specjalistę od tej dolegliwości? Czekam z niecierpliwością na odpowiedź.
×