Skocz do zawartości
Nerwica.com

Achaja

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Achaja

  1. Achaja

    Moje problemy

    Tak musimy się wspierać... Przez ostatnie dni nie pisałam...Dałam sobie, życiu i innym szanse...I wiecie co? znów się rozczarowałam...Jedyne co mnie teraz trzyma przy życiu to ta moja muzyka przez którą uswiadamiam innych...Docieram do ludzi i jeszcze trzyma mnie przy życiu to że ktoś bardziej zbłądził ode mnie...Muszę tą osobę ściągnąć w rodzime strony. I takie jest moje życie...Od praiwe 10 lat...Zawsze tak sobie tłumaczę...Odejdę tylko pierwsze kogoś wyciągnę z bagna.
  2. I to jest mój paradox...Ja byłam wesoła i rozgadana...która zawsze potrafiła sobie znaleźć chłopaka ale to była przykrywka...JA byłam taka jaka chciałam być...Depresja jedno co mnie nauczyła to udawać...A kiedy np. nagle znikałam ze szkoły wszyscy się dziwili...Pamiętam jak w gimnazjum trafiłam do psychiatryka...To jak wróciłam to wszyscy się pytali jak było tylko że oni nie wiedzieli gdzie byłam wersja była taka od moich rodziców że jestem w sanatorium, ale oczywiście oni wiedzieli lepiej i biorąc pod uwagę jak się ubierałam i jaką muzykę słuchałam( taką specyficzną metalówką byłam) stwierdzili że jestem na jakimś odwyku...Zawsze byłam kontrowersyjna i jestem...Nic na to nie poradzę...Ale jedno jest pewne depresja mi zniszczyła też szkołę...2 lata zmarnowałam...jestem 2 lata w tył...Bo szarpałam się z życiem Radzę ci idź do jakiegoś pedagoga...Albo psychologa szkolnego...Jak miałam problemy w szkole to oni zawsze mi jakoś pomagali, zawsze miałam jakieś ulgi...Ale jak olałam szkołę i zrezygnowałam z niej to mi żaden pedagog nie mógł pomóc...Więc skorzystaj z tego że takie osoby są w szkołach i idź do nich...Zwierz się z problemu i z trudności uczenia się... jesteś jaka jesteś...Nie jesteś szara...Za kilka lat będziesz się śmiała z tego że tak myślałaś o sobie...musisz sobie pomóc duchowo. więc zrób pierwszy krok idź do psychologa czy pedagoga w twojej szkole... Wiesz ja zawsze miałam problemy z tego powodu że za bardzo się wyróżniałam i byłam osobą która śmierdziała na kilometr indywidualnością...Przez swój wygląd i odmienność poglądów...I zawsze marzyłam o tym by nie być zauważona ale taki jest mój problem...I zawsze tak będzie...Tzn. teraz to mały problem...Bo ludzi jest tyle że wcześniej czy później znajdziesz przyjaciół takich jak ty...I zawsze jest tak jak się pokończy gimnazja czy licea...Potem jest inaczej, potem jest życie a te szkoły są przejściowe...Dlatego trzeba zamknąć oczy i przejść przez nie jakoś...ja tego nie potrafiłam i żałuję...Że nie miałam tego doświadczenia i mądrości kilka lat temu...Było by inaczej...Ale staram się przekazywać i uprzedzać innych o tym...Bo dla mnie jest już za późno, dla ciebie na pewno nie.
  3. Achaja

    Moje problemy

    Dziękuję za to słonko...Dobrze rozumiem to co piszesz, bo to sązdania które ja kiedyś kierowałam do ludzi...Teraz nie wiem dlaczego jest mi trudno mieć nadzieję i chociaż chcieć ją...wszystko jest skomplikowane..nawet to że nie jesm a wcześniej tego nie miałam...jestem coraz słabsza...Co dzień jest gożej...W poniedziałek muszę gdzieś jechać i teraz nie wiem czy będę w stanie, ale nie chce nic robić by było lepiej...
  4. Achaja

    Moje problemy

    Napewno mnie rozumiesz...JA też rozumiem co piszesz bo ja nparawdę byłam silna potrafiłam zawsze przeczekać i zobaczyć to światełko w tunelu...Wychodziłam z rónych sytuacji i ciągle dawałam sobie szanse...nawet kiedy to wracało i znów wszystko burzyło...Ja po jakimś czase powstawałam i naprawdę się cieszyłam z życia...Ale teraz już nie mogę...narawdę się poddałam...Nic nie zrobię co by mi pomogło żyć...Nie przedłużę sobie życia...Przestałam jeść i nie zjem, nawet nie czuję głodu...nie czuję głodu życia...Nie chce nawet mieć nadziei boje się że ją znów będę mieć...A potem znów będzie jak teraz...Nie chce...Dla niektórych depresja jest przejsciowa...W moim przypadku to moje życię... Choć czasem jak czytam to co mi piszecie...Przyznaję wam racje...Macie racje to co mi piotrku napisałeś sama pisałam innym keidy udało mi się na chwilę z tego wyjść...Ale nie chce już wychodzić z tego bo to znów wróci i tak bardzo się boję zobaczyć światełko w tunelu...nie chce...
  5. Achaja

    Moje problemy

    [ Dodano: Wto Sty 09, 2007 12:38 pm ] Dlatego że leczyłam się u róznych lekarzy 6 lat...Dwa razy byłam w szpitalach psychiatrycznych i nic... Zawsze była tak...Idę do lekarza on się pyta co mi jest...JA mu opowiadam wszystko, on przepisuje mi leki i do widzenia...Idę za 3 tygodnie...Znów się pyta co jest u mnie...Mówie mu że te leki nie działają to dodaje inne do tamtych albo zmienia leki...No i niekiedy było tak źle że kierowano mnie do szpitali...To tam było to samo plus straszne psychoterapie które pogrążały cię...Wysłuchując zwierzenia innych ludzi odechciewa ci się zupełnie żyć bo widzidz że świat ludzi w ogóle jest zły i okrutny...Ja wychodziłam ze szpitali bo udawałam że jest dobrze...Bo bardziej byłam skłonna sobie tam coś zrobić by nie patrzeć na te wszystkie ludzkie tragedie No i masz racje rozstanie z tym chłopakiem jest dla mnie wbiciem ostatniego gwoździa do trumny
  6. ...zazdroszczę wam że je macie...Ja tą osobę definitywnie straciłam bardzo mnie skrzywdziła, próbowałam wszystko zwalać na siebie że to przeze mnie i chorobę i że to ja jestem zła...wszystko się jednak potoczyło inaczej ale bardzo chciałam żeby było dobrze...Tyle że on dawno próbował się ode mnie uwolnić...Ta historia jest bardzo długa...I to jak ona się rozwiązała...Jest w innym poście...Który napisałam wczoraj w nocy....ten post jest chyba pod tytułem "piszę żeby jeszcze trochę żyć"...lub coś w tym stylu w sumie jak chcecie to tu jest mój blog i cały czas piszę o tym co się dzieje ze mną... www.fikcyjnarzeczywistosc.blog.onet.pl ciągle się wszystko zmienia...I nie jestem w stanie wszędzie tego opisywać więc blog jest moim rozwiązaniem
  7. Achaja

    Moje problemy

    Wiesz jeśli chodzi o mnie to naprawdę w przeszłości dużo się działo i dlatego też mam problemy naprawdę z wielu powodów...Bardzo młodo zaczęłam widzieć i przeżywać to co nie powinnam...Ale miałam nadzieje co rok...Teraz już na kolejną nadzieje nie ma miejsca...Bo znów będzie to samo...Znów wszystko stracę przez depresje Teraz ja sobie żyję...Ale nie długo...Od wczoraj nie jem...Nie wiem w co się znowu wpakuję...Boję się że będzie gorzej, ale jak zjem łyżkę zupy to tak jak bym zjadła łyżkę życia, a nie chce nic robić co by mi pomogło w istnieniu...Już czuje się słabsza i nawet ta słabość mnie cieszy...Może zniknę.
  8. Achaja

    Rozmowa ze sobą

    Nie wesprzę cię w żaden sposób bo cię dobrze rozumiem...Ja teraz bardzo cierpie...I tak samo uwżam że jestem niewdzięczna... Ach...Zresztą przeczytaj jak chcesz mój post zatytułowany...Piszę żeby jeszcze trochę żyć
  9. Achaja

    Moje problemy

    Ach...Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie piszą? w jakich sytuacjach można pisać, albo przez co....Powodów jest na pewno dużo...Np. ja nie sądziłam że kiedyś będę pisać by się nie zabić...By się ratować...Tylko w całej swojej rozpaczy zastanawiam się po co? I czego jest mi żal tak bardzo że nie potrafię znowu zrobić z sobą porządek... Kilka minut temu już się wieszałam...Próbowałam spać...Jakoś leżeć i nie myśleć o tym co się stało...Ale nie mogę, nie mogę w ogóle o niczym innym myśleć nawet że będzie wszystko dobrze...Że wszystko znowu się ułoży...Kurwa znowu...Znowu powstanę i będę sobie wmawiać że będę walczyć bo jest o co...Bo dostałam życie, a ja jestem niewdzięcznicą i tak się nie szanuję... Ale nie mogę...Nie chce oddychać...Nie chce wstać rano i myśleć znów o przyszłości, o tym że trzeba wszystko robić by potem było dobrze...Ja już sił nie mam na to...Wyssał ze mnie PZC wszystko... Kiedy na mojej szyi zacisnęłam pasek...Coraz mocniej i mocniej robiło mi się tak cudownie...ten ból zagłuszający...I ciągle o tym myślę...Kiedy nie będę pisać, położę się i będę myśleć o tym by się zabić...Jakie to jest żałosne...Piszę by utrzymać się przy życiu....Po co to robię...Może bardziej jest mi żal moich biednych rodziców i PZC...Nie chciałabym być w skórze człowieka przez którego tracisz sens wszystkiego i ostatecznie aż postanawiasz się wykończyć...Życie z tą myślą że komuś przez ciebie całkowicie odechciało się żyć nie może być piękne...Ale też wiem jak sobie on będzie tłumaczył ten że tak powiem(napiszę) incydent...Tym że byłam chora...I to nie jest jego wina...Nigdy nic nie jest jego winą, nie może...On jest niezniszczalny i bez skazy. Jak też sobie o tym wszystkim myślę...O tej sytuacji, o tym co zrobił PZC...Potwierdzam się w swojej nieomylności, ale pierwszy raz w życiu próbowałam zagłuszyć swoje przeczucia.... Jeszcze wczoraj tak sobie myślałam o tym że pewnie jest inna...Ale wyrzucałam to z głowy zwalając na chorobę i na paranoje...Cały czas tłumaczyłam sobie że przesadzam, że jestem dla niego zła, męczę go chorobą...Ale też uważałam że przez to co nas łączy, co sobie mówiliśmy, planowaliśmy życie...Ta możliwość że może być z kimś innym była dla mnie nie realna bo przecież jak można takie uczucia i takie chwile wyrzucić w dwa dni do kosza...Hahaha chciałabym żeby to były dwa dni...Napiszę tak, oszukiwał mnie nie chcący długo...Ale tacy są mężczyźni, jak coś zrobią to nie chcący, nie świadomie, myśleli że było inaczej...Powinnam się do tego przyzwyczaić tyle że po wszystkich przeżyciach w życiu...Walki z życiem...Spotkało mnie szczęście z jego strony...Ale on jest człowiekiem który by chciał żeby wszystko było łatwo i pięknie...I dlatego uważam że z tą kobietą też mu się nie powiedzie bo życie takie nie jest ...Ja nie okazałam się księżniczką z bajki która wraz z machnięciem różdżki przemieniam wszystko w złoto...Ja w sobie noszę taką małą niespodziankę, depresje...Tylko że to nie jest do końca niespodzianką, bo ja uprzedzam o niej...To co on zrobił ze mną jest tylko kolejnym powodem na to bym się nienawidziła i tak jest...Kilka postów wcześniej pisałam jak ta choroba mi wszystko niszczy...Gdybym była normalna to by nie miało miejsca...Ale jestem nienormalna...I chociaż bardzo chce żyć nie mogę...Miłość do niego nie pozwala mi żyć...Nawet jak się za jakiś czas odkocham ślad po niej będzie nie do usunięcia, będę pamiętać...Bo jak by nie było drugi raz ktoś mi zrobił coś podobnego...Po pierwszym razie(na ironie losu miał tak samo na imię jak PZC, tyle że mówiłam na niego Rycerz) było podobnie, ale nie myślałam tak jak teraz że znowu... Po nim krzywdziłam mężczyzn bo nie potrafiłam się związać...Krzywda przez Rycerza była tak wielka że nie potrafiłam dać tego co chcieli czyli uczucia spotykałam dobrych facetów( pewnie zrobiliby mi i tak to co PZC)... Jak mam teraz przeżywać to samo to na prawdę nie chce żyć...Jak sobie pomyślę że mogłabym pokochać kogoś jeszcze raz i potem przeżywać to samo bo ktoś nie będzie nawet chciał spróbować wesprzeć mnie w depresji, a pierwsze będzie się zarzekał że nigdy mnie nie skrzywdzi jak poprzednicy to mi się niedobrze robi...Bo nie wierzę...Nie wierzę w człowieka który mógłby się zmierzyć ze mną i być przy mnie... Żyć sama nie umiem...I jestem teraz w sytuacji bez wyjścia...gryzę się z tym co zrobił mi PZC...Nikomu tego nie życzę...A wiem niestety że takie historie się zdążają... Pasek leży na stoliku...Spoglądam na niego co chwilę...I przychodzi mi na myśl jeszcze lepszy sposób na zabicie się...Kilka dni temu myślałam o nim... Hm...Wiecie ostatni raz takie myśli miałam dwa lata temu jak wylądowałam w szpitalu w Kraku...Zamykasz oczy i widzisz różne sposoby popełnienia samobójstwa...Zamykasz oczy i widzisz jak się dusisz...W przeróżny sposób...Albo jak zadajesz sobie nożem śmiertelne rany...No i mamy też w zanadrzu tabletki(najlepiej nasenne) nie mam ich przy sobie w ogóle już ich nie mam bo skończyły mi się problemy ze snem...Ale dla chcącego nic trudnego zdobędę je nawet idąc do lekarza i kłamiąc że nie mogę spać...Dobrze mi będzie mając je przy sobie...Już kiedyś tak zrobiłam...Naprawdę dobrze mi było mieć je przy sobie...Były w półce, nie raz miałam na nie chęci...Ale mając je bardziej działały na mnie uspakajająco bo mogłam zabicie się zawsze przełożyć i wiedziałam że mogę to zrobić kiedy chce...Kiedy jednak człowiek jest w desperacji, a nie ma tego co chce by się zabić czasem jest bardziej skłonny do samobójstwa i do zrobienia czegoś pochopnie niż np. kiedy wiedziałby że może to zrobić w każdej chwili...Wtedy może pomyśleć zawsze bo wie że jak sobie coś zrobi to wtedy może nie być odwrotu...A tak to jest desperacja...Szok...Wszystkie negatywne uczucia skumulowane i potem ludzie się wieszają na paskach, tną, rzucają pod samochody czy pociągi...Desperacja jest straszna... Wiecie dlaczego jestem dziwnym przypadkiem...I np. lekarze w Polsce nie umieją mi pomoc...Bo jestem w pełni świadoma...Umiem z dokładnością opisać co mi jest...Co powoduje to i nawet potrafię powiedzieć co może temu zapobiec...Albo jakie mogę być skutki itp. itd. ... Sami widzicie jak to wszystko opisuję... Jakbym pisała o samobójcach...O kimś, o innych nie osobie(o sobie piszę jak sobie przypomne że ja też taka jestem)...Dlatego nikt nie potrafi mi pomóc...Żaden lek, żaden lekarz...Żaden szpital i psychoterapie...Bo potrafię wszystko sobie sama wytłumaczyć, lekarze którzy mnie znają wiedzą że nic mi nie muszą tłumaczyć bo ja sama wiem jakie są skutki, jakie jest życie...no wszystko...niby myślę jak zdrowy człowiek zdający sobie ze wszystkiego sprawę a i tak nie umiem sobie radzić, i tak się załamuję... A najbardziej załamuje mnie to że taka jestem...Wolałabym być zwykłą tępą laską, która nie wie co się dzieje...Dali by mnie do lekarza, nafaszerowali lekami, ja byłabym zamknięta w sobie, a specjaliści mogliby nade mną medytować... Właśnie coś dochodzi do mnie z mojego odbiornika telewizyjnego że jakaś kobieta przepowiada koniec świata, albo raczej jakąś wielką katastrofę w 2012 roku która może oznaczać koniec naszej cywilizacji...Jak to się mówi wszystko ma swój koniec...Albo to jest kolejna bzdura...Tak szczerze chciałabym żeby tak było...Tylko znając moje nieszczęście ja przeżyję...Przeżyję kilka set ludzi na całej ziemi by mogli zacząć wszystko od nowa...I ja będę w śród tych ludzi...No cóż bieguny się przesuną ...I się porobi...Ale to pewnie będzie kolejna przepowiednia ludzi którzy chcą osiągnąć rozgłos Przez całe życie rozmawiam ze sobą tak...Od 14 roku życia zaczęłam pisać...Kiedy miałam 12 lat zaczęłam dziwnie rysować...Kiedyś wszyscy się zachwycali że potrafiłam przenieść na papier rzeczywistość...Ludzi zwierzęta ale po 10 roku życia coś dziwnego zaczęło się dziać...A jak miałam 12 lat moje rysunki nie były piękne...Bo nie rysowałam tego co widzę tylko to czuję...Dwa lata później zaczęłam pisać...Zaczęło się od wiersza który napisałam na maszynie do pisania w dniu 4 rocznicy śmierci babci...Wtedy przelałam na papier moją tęsknotę za tą dobrą kobietą, która strzegła mnie przed rzeczywistością od urodzenia do 10 roku życia...Czasem się zastanawiam że po jej śmierci stało się ze mną coś dziwnego...Nagle wszystko było złe, moja rodzina stała się zła, fałszywa i zawistna...Ona wszystko trzymała...Kiedy żyła nie widziałam tego, strzegła mnie... Piszę już ponad godzinę...Piszę, przerywam pisanie i myślę, potem piszę...I znów to samo... Moim marzeniem na dziś jest nie zaufać nikomu...I być samotnym człowiekiem i nawet nie tyle samotnym a być szczęśliwym z tego powodu... Każdy kto to czyta...A ma ukochaną osobę...Niech zda sobie sprawę jak ma wiele...Jak ma rodzinę, żonę czy męża...Dzieci...To niech zda sobie sprawę jaką ma bezcenną siłę...Życiodajną siłę która, jest czymś w rodzaju paliwa...To jest wszystko najlepsze co może człowiek osiągnąć...Jak może człowiek być szczęśliwy mając pieniądze, karierę a nie ma się z kim dzielić swoim osiągnięciem...To robi się po coś...Ale jak człowiek jest sam jest wrakiem...Nie wierzę w szczęśliwego samotnego człowieka...Jeśli samotny człowiek się uważa za zadowolonego z takiego obrotu sprawy to jest już zakłamany...Bo tylko jak by sobie pozwolił na bycie z kimś kto dawałby mu szczęście zmienił by zdanie...Napewno, ale nie pozwalamy sobie na to bo się boimy...Ja będę się bać...A przez to życie dla mnie nie ma sensu... Chcę umrzeć... Boje się tej nocy...Będą mnie nękać demony...Będę widzieć jak umieram...Będę się zastawiać jak to przeżyją rodzice, znajomi...Wszyscy...Przez długi czas będę myśleć o śmierci, a to jest katorga...Niszczy wszystko...A pamięć o tych chwilach w przyszłości będzie niszczyć jeszcze więcej tak jak mi wszystko teraz zniszczyła pamięć o ostatnich 8 latach...
  10. Wiecie mam mnóstwo celów...Nie chce mi się już wypisywać czym się zajmuję...Kiedy jest wiosna, lato...Jakoś funkcjonuję jestem szczęśliwa...Robię to co robię i jakoś życie płynie...Pomagam wtedy jeszcze ludziom...Bo mi jest dobrze...Wychodzę jakoś z depresji to wtedy staram się pokazywać ludziom że się da...Ale jest zima to wszystko się sypie i nie wiem jak to działa...Wszystko jest dobrze, nie powinnam narzekać ale jakaś głupota potrafi totalnie mnie powalić... Wmówiłam sobie że facet mnie olewa...Teraz nie spędziliśmy ze sobą sylwestra...I już się coś działo nie tak...A teraz to cały czas myślę o tym że to znów powróciło, zastanawiam się czy iść do lekarza...Jak iść do szkoły, co robić by znów nie zawalić sobie czegoś i nie krzywdzić innych... Wiecie co ja usłyszałam z ust wczoraj od mojego faceta? Że go przerażam...Że jestem innym człowiekiem, on chce się cieszyć życiem z kimś...Dzielić wszystkim...A ja go zarażam tą depresją...Zastanawia się codziennie co znów zrobił...Czym mnie uraził, co znów jest przez niego...Dobijam i ranie go ciągle... To że jestem inna niż przedtem dobija mnie całkowicie...Bo chciałabym być dla niego radosna...Być szczęściem i sensem życia jak przedtem...Ale tak nie jest... Wszystko jest straszne...Każdego dnia jest gorzej...Dziś już się nie uśmiecham, nie jem, mało mówię...Boje się że jutro nie wstanę z łóżka... Wszystko traci sens...A ja mam zespół...jutro muszę iść na próbę...Wszystko znów mogę zawalić dlatego że nie mogę wstać z lóżka i żyć... Jestem jakimś dziwnym przypadkiem którego nie da się wyleczyć... Co rok inny problem...Mija zima i mogę przenosić góry...Jest jesień to znów coś się zaczyna...A w zimę wegetuję...Nie da się z takim człowiekiem jak ja żyć...
  11. Achaja

    Witam wszystkim jestem nowa

    dziękuję bardzo...już czuję się dobrze w tym forum
  12. Ach...ja też piłam w depresji...Zagubiłam się bardzo...Najsmutniejsze jest to że nawet nie miałam skończonych 18 lat...piłam podczas szkoły(tzn. wychodziłam do szkoły ale nie dochodziłam do niej)...Wracałam do domu kiedy wytrzeźwiałam gdzieś u koleżanki, czy kolegi...Przebrałam się, zjadłam...I pojechałam na dalsze libacje...Koncerty, ciągłe jakieś imprezy...I powody do picia...Potem już piłam bez umiaru aż...Prawie...Tak to kreślę, kopłam w kalendarz... Na jednym z ognisk tak się spiłam i w sumie jak miało być inaczej skoro wódkę potrafiłam pić z gwintu i traktowałam ją jak wodę...A przypominam miałam 17 lat W końcu prawie się przepiłam prawie na śmierć...Wezwano karetkę...Reanimowali mnie, trafiłam pod kroplówkę...Itp. itd. ...No i się skończyło... Narodziłam się na nowo...Tyle że rzeczywistość i ta świadomość tego co z sobą zrobiłam bolała podwójnie... Nie miałam problemów w domu, nie miałam kar bo rodzice wiedzieli że wiem co zrobiłam a po drugie cieszyli się że żyję... Nie wychodziłam z domu...Odizolowałam się...Depresja i chęć zabicia się mnie bardzo pochłonęła...To było piekło... I dziewczyno proszę idź do lekarza...Lecz ten alkoholizm... Mnie boli moja przeszłość, tylko niestety wymazać nie mogę swojej pamięci... Zrób coś z tym bo to zniszczy Ci całkowicie życie...Jesteśmy ludźmi i wszystko możemy zrobić z sobą...Praca nad swoją poprawą jest bardzo trudna...A zniszczyć możemy się w jednej chwili...
  13. Znalazłam to forum...Widzę że jest ono wspaniałe i żałuję że wcześniej nie poszłam do takiego miejsca... Ale tyle tu jest wątków, tematów...we wszystkim chciałabym coś napisać, a nie wiem od czego zacząć...Najchętniej wszystko chciałabym zmieścić w jednym poście...Ale tak się nie da więc mam nadzieję że powoli jakoś się zapoznam z tym wszystkim i zacznę pisać... To że się znalazłam na tym forum jest już taką straszną desperacją... Bo znów depresja mnie meczy, znów wszystko niszczy...A ja co rok mam mniej sił... Leczę się na depresję od 6 lat...przez te 6 lat...było wszystko: zawaliłam szkołę, a mianowicie dwa lata...Bo bałam się ludzi...Przechodziłam bunt, narkotyki, alkohol, który prawie mnie zabił. Dwa razy byłam w szpitalu psychiatrycznym...Mimo to jestem osobą aktywną...Bo takim ratunkiem była dla mnie muzyka zawsze...I jakoś nikt nigdy nie potrafił uwierzyć że ja mam takie problemy puki sam nie zobaczył mnie w depresji... Depresja nauczyła mnie idealnie udawać...Że jest wszystko dobrze... Niekiedy naprawdę było dobrze...Wtedy zapominałam o depresji...Ale ona i tak wracała...Przychodziła zima, jakiś większy stres i buuum...jest jak teraz... Przez depresje ja jestem wrakiem, nie mogę sobie normalnie ułożyć życia, skończyć szkołę...Normalnie funkcjonować...Cały czas mam za sobą taką przeszłość która nie pozwala mi chociaż ufać...Czy zapomnieć o tym co było... Mam tak zniszczoną psychikę przez przeżycia że już zaczynam powątpiewać w to że ja wyjdę z tego...Że założę rodzinę, czy chociaż znajdę osobę która będzie mnie wspierać, i pomagać...Zastanawiam się czy pójdę do pracy, bo zawsze mnie coś sparaliżuje... Ja naprawdę walczyłam, już nieraz byłam bliska samobójstwa, ale zawsze próbowałam wyjść z tego dla innych...Nie chciałam bardziej ranić bliskich, ale żyjąc to robię...Np. kiedy jestem nadwrażliwa, nerwowa... Czuję się okropnie...Bo znów to wróciło... Kiedy mi przechodzi...Wydaje mi się że jestem silna...Bo mam cele i staram się żyć każdego dnia myśląc o przyszłości...Przysięgam sobie że jak to wróci to już się poddam bo tak nie da się żyć...Co odbudujesz...To znów się zawali i tak w kółko... W wakacje odstawiłam leki i nie wyobrażacie sobie jak byłam szczęśliwa...Robiłam to co lubię...Spotykałam się z przyjaciółmi, jeździłam na festiwale , zajęłam się swoim zespołem i radiem...Potem poznałam cudownego chłopaka...którego teraz wyniszczam przez Depresję...Bo on nie wie co robić...Nigdy się z tym nie spotkał... Ach mogłabym pisać i pisać... Najbardziej się boję tej myśli że znów poległam, znów muszę iść do lekarza po leki by móc żyć... Nie powinnam tak żyć, więc wcale. pewnie macie podobne problemy...ja jestem tylko kolejna;(
  14. Tak jestem całkiem nowa...Więc się ładnie witam :)Leczę się na depresję 6 lat...wyobrażacie sobie to...Czasem wydaje mi się że jest lepiej, ale to wraca ...I teraz znów jestem sparaliżowana i przerażona...Bo depresja niszczy całe moje życie i najbliższych... W wakacje odstawiłam leki i byłam szcześliwa...Że sobie radziłam bez nich...Poznałam kogoś i zaczęłam normalnie żyć...Ale ona wróciła i jestem przerażona tym że znów muszę iść do lekarza, znów ponisłam klęskę...A co najgorszę niszczę życie ukochanego który nigdy wcześniej nie spotkał się z depresją...Nie wie jak ma ze mną postępować i jeszcze bardziej mnie rani i ja jego i tak w kółko...Ach...
×