Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ana24

Użytkownik
  • Postów

    146
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ana24

  1. Apsik84 pliss prosze o kontakt i namiary na wrocławskiego terapeute i psychiatre
  2. dół......głębszy oddech sprawia problem, dzien w lozku, bez jedzenia bo mnie mdli i poczucie ze jestem wredna bezlitosna swina ktora krzywdzi mojego chłopaka ( wczoraj atak leku ze nie kocham o ktorym mu powiedziałam)... mam dosc.....
  3. Dzieki, trzymajcie kciuki by sie udało! Pozdrawiam Was
  4. Moze nigdy nie potrafiłam zdrowo kochac i stad te mysli bym skupiła sie wlasnie na tym co i jak czuje hmm dziekuje, czasem mi sie zdaje ze jezdze po tym samym skrzyzowaniu i choc swietny ze mnie kierowca brakuje czasem własciwych drogowskazów pozdrawiam p.s 18 maja psychiatra, 8 psycholog
  5. to po co te chole....... mysli i watpliwosci? i dlaczego je mam?
  6. LucidMan skoro wszystko jest objawem co co dzieje sie we mnie skoro pojawiaja sie mysli: kocham czy nie? gdy unikam mysli wlacza sie kolowrotek ze sie oszukuje przechodzac tak o do przadku dziennego nie majac wyjasnionych spraw. Skad i jak znalzc odpowowiedz? moj parter to najcudowniejszy facet pod sloncem, jestesmy 7 lat razem a ja od 2 lat mecze go myslami i lekami o swoje do niego uczucia. jak z tym zyc? nie chce bez niego!
  7. witajcie....ja cierpie na to juz 2 lata. rok było ok. po pobycie na oddziale psychiatrycznym dziennym ,potem bardzo duzp lekow i wydawało sie ze minelo i nie wroci. zareczylam sie z moim ukochanym-obiektem lekow i wrocilo.....mimo leków mimo wiedzy mimo umiejetnosci radzenia sobie....dzis jestem bogatsza o wiedze to co napisze moze byc dla was bardzo wazne, przeanalizujcie to. ja zabieram sie z tym do pyschiatry w najblizszy piatek. bo mimo terapii jakos tego nie odkrylismy a na co ja wpadlam ostatnio..... a mianowicie.....wszystko to stad iz kochamy "obsesyjnie" to taki termin dla okreslania uzaleznienia od drugiej osoby, doklada sie do tego bardzo czesto fakt odrzucenia w dziecinstwie przez rodziców ( w moim przypadku nie odrzucenia ale walka o milosc mamy i bycie idelna by mnie kochala)....to wszystko dalo efekt taki ze wytworzylismy sobie w glowach chory schemat milosci gdzie jestesmy z bliska osoba tak blizko ze blizej sie nie da (Według Pia Mellody, uzależnienie jest relacją między dwiema osobami, polegającą na wywoływaniu intensywnych obsesyjno–przymusowych przeżyć prowadzących do zbudowania więzi tak ciasnych, że bliższe są one omotania niż zdrowej poufałości (Toksyczna miłość…, s. 57) i gdy pojawiaja sie sytuacje normalne (brak ochoty na seks czy cos przestaje nam sie podobac w drugij osobie nagle przychodza leki- Kocham czy nie? boje sie tego co odkrylam:( dodatkowo znalazłam w sieci tekst który to pieknie opisuje "Obsesyjna miłość - ogół cech predysponujących nas w kierunku miłości toksycznej ma swoje korzenie w "odczarowaniu" sytuacji z dzieciństwa, kiedy to dana osoba nie czuła sie dość kochana przez jedno lub obojga rodziców i za wszelką cenę walczy o miłość ponownie, ale już jako osoba dorosła. Miłość kojarzy się jej z cierpieniem, a nawet ulubione bohaterki takiej osoby z książek, czy fimów są prawdziwymi cierpiętnicami, które w imię miłości potrafią się poświęcić, wybaczyć, a nawet umrzeć. Nałogowo poszukująca miłości nie jest przyzwyczajona do tego, aby ktoś o nią dbał, więc gdy znajdzie odpowiedniego, kochającego ją partnera zaczyna się niepokoić i wzbudza to jej podejrzenia - bo przecież idąc tropem jej myśli - nie jest warta prawdziwej miłości, ale ciągłej o nią walki. Za pojęciem "kochania za bardzo" kryje się pewien obraz manii, rozpaczliwe przywiązanie do partnera, a także uależnienie swojego szczęścia od jego posiadania w ogóle. Najmniejszy objaw braku zainteresowania z jego strony , badź nawet minimalny sygnał serdeczności odbierany jest przez nią bardzo intensywnie i albo powoduje jej załamanie i poczucie rozbicia, albo przesadny entuzjazm. Kłótnie, dramatyczne odejścia i powroty, to codzienność takiego układu dwojga ludzi, w której dominuje przede wszystkim wypełnione strachem oczekiwanie na apogeum miłości. Zaangażowanie w toksycznych związkach dotyka przede wszystkim osoby, które "kochają za bardzo". Obsesyjna miłość od początku karmi się złudzeniem mylnie interpretując porywy namiętności i fantazji z pierwszej fazy związku, a co za tym idzie zakochania się lub samego jego wyobrażenia - uznając te obrazy za jedyną rzeczywistość i w ogóle wyznacznik trwania takiego układu. Obsesyjna miłość uznaje tylko przeżycia z pierwszej fazy związku za dobro mogące usprawiedliwić wszystko inne, a istniejące już w trakcie jego trwania. Tak więc wspomnienia (pozytywne) skutecznie rekompensują w niej uczucie niedostatku emocji i ewentualnego, faktycznego braku zaangażowania partnera w dalszych fazach trwania takiego toksycznego układu. Z jednej strony rozpaczliwie walczy o powrót dawnych uczuć, które według niej istniały - jednak, gdyby cofnąć się w czasie ona nigdy nie była do końca nasycona ich intensywnością; bo dla osoby, która "kocha za bardzo", ZAWSZE będzie tych oznak uczuć za mało. Nałogowe zabieganie o intensywność emocjonalną relacji z partnerem oraz o trwanie związku za wszelką cenę - nie liczące się z własną godnością, cierpieniem itp. to typowy obraz osoby toksycznej. Nie wierzy, że jest warta prawdziwej miłości bez tak dramatycznej o nią walki - nie wierzy, że może być kochana za sam fakt bycia sobą i tylko sobą. Nie widzi w sobie żadnych zalet oraz uważa, że na miłośc trzeba sobie czymś szczególnym zasłużyć. Mało tego, taka osoba jest przyzwyczajona do cech i zachowań negatywnych wobec siebie. Idealizacja partnera, marzenia o wybawcy... cóż, takie osoby zdane są na porażkę w miejscu, w którym tak bardzo pragną zwyciężyć. Nieosiagalność fizyczna, bądź tez emocjonalna obiektu westchnień na pewno wzmaga u takiej osoby zaangażowanie się w relacje. Autodestrukcja to przecież drugie imię osoby, której obsesją jest kochać i być kochaną" moze uda nam sie kiedys zdrowo i bez leków kochac, pozdrawiam
  8. wlasnie koncze pobyt na oddziale psychoatrycznym dziennym i dzis wlasnie wszystko wrocilo....mysli mnie zabijaja....głowa mówi mi ze powinnam odesc od chlopaka, ta cholerna głowa podsyca we mnie watpliwosci ze to nie miłosc. on jest dla mnei calym zyciem bez niego nic nie ma sencu...a tu głowa i mysli: nie masz ochoty sie przytulac to znaczy ze go nie kochasz, nie masz ochoty na seks to znaczy ze go nie kochasz, zaskakuje mnie swoja opiekunczoscia a moja głowa na to ze go nie kocham skoro nie umiem tego odwzajemnic lub czuje sie z tym dziwnie. mam doscyc... jak odejsc z tego beznadziejnego swiata bez bólu?
  9. czesc Wam wszystko. Czesc Piko. Lusy. Mieciu... w piatek 29- zostalam pania magister :) mimo tego ze ten ok do latwych nie nalezy oby nie bylo gorzej.... funkcjonuje dosc stabilnie jem leki, chodze na terapie...patrze nerwicy prosto w oczy ....i tak sobie rozmawiamy bo kiedy z nia walczylam było hmm nie bardzo,,,teraz ucze sie zyc normalnie wiedzac co mi jest i ucze sie od nowa wszystkiego co perfekcjonizmem juz nie jest! ucze sie zdtowej milosci! straszne to trudne ale musze. Zycze wam powodzenia trzy6maucie sie
  10. moze Mieciu nie oznacza to do konca ozdrowienia.... mysle raczej ze oznacza naprawde prace nad soba ktopra powinnismy zaczac juz znacznie wczesniej (mam na mysli siebie).... ja caly czas pracuje...raz lepiej...raz jest strasznie.... juz 3 miesiac Fevarinu... Moj parter chwilami przy mnie wymieka bardzo juz ma tego dosc...podobnie jak ja... bylam na badaniach w szpitalu, robili mi MMPI-2 wyszlo ze to na bank choroba...ale pracuje nad tym.....leki towarzysza mi rozne....od Lukasza po tak absurdalne jak przejscie przez ulice...jak ni ejedo to drugie...Trzymajcie sie kochani...oby nie było tylko gorzej! Buzka
  11. kochani gdy czytalam te fraenty waszych postow o skrajnosciach w odczuwaniu poczulam ulge....ja albo musze tryskac radoscia a jesli tak przestaje czuc popadac w pograzenie i dol ze to nie choroba....dziekuje Wam za te slowa....myslalam ze ze mna juZ dobrze ale chyba nie jest tak dobrze jak myslalam...ostatnio nalozylo sie kilka spraw....umarla mi babcia...za duzo emocji chybai stresu....i nasilily sie leki. pozdrawiam Was trzymjacie sie i za mnie rowniez trzymajcie kciuki
  12. czesc kochani... u mnie lepiej! na dowód tego co napisaliscie wyzej! na miejsce "kocham nie kocham" wrocily stare natrectwa: sprawdzanie telefonu (mania ze polaczy mi sie samo z netem), nie ubieranie nowych rzeczy tylko dlategfo ze wierze ze skoro pierwszy raz przyniosly pecha to znowu top zrobia, omijanie przeszkod (np kosz na smieci czy cokolwiek innego) kiedy ide z Lukaszem zawsze tylko omiojamy ta przeszkode gęsiego lub ta sama stroną- nie dopuszczalne jest ominiecie tego kosza ja prawa on lewa strona bo tro bedzie znaczyc ze cos sie moze z nami stac. najgłupsze dotycza tego ze jak mam cos identycznego( np dzis jechałam z kolezanka ktora fatalnie sie czuje psychicznie depresja i itd i mowi do mnie "o mamy taka sama torebke- ja od razu no to chyba tez mi sie pogorszy skoro ona ma taka torebkle jak ja) nienormalne wiem ale autentyczne.tak na marginesie juz jej chyba nie zaloze bo mi sie kojarzy juz... tak czy siak latwiej z tymi natrectwami wiedzac ze kocham i ze chce z Lukaszem byc! Kochani leki naprawde pomagaja. moze nie mam ochoty na przyklad na wytezona prace umyslowa (zalegajaca praca magisterska) ale usmiecham sie coraz czesciej i lepiej duzo o niebo lepiej jest mi w zwiazku i mojej drugiej polowce rozwniez. lepiej funkcjonuje spolecznie i w kontakcie z innymi ludzmi. jesli pojawiaja sie juz mysli z Lukaszem to jakos sobie je tlumacze i tym razem w koncu to pomaga. oby nie było tylko gorzej, pozdrawiam
  13. Lucy moj dom jest rownie problemotworczy...tez mysle o wyp[rowadzce ale jestem od mojej mamy i kjej toksycznego autorytetu uzalezniona....to wszystko komplikuje...tak czy siak walcze dzis 19 tabletka wiec powinnam zaczac juz cos czuc? trzymajcie sie
  14. to tak jak ja Lucy....czasem mam juz dosc....ilez mozna czekac na poprawe...i czy warto? skoro nigdy to cos do konca z nas nie wyjdzie? perspektywa zycia w leku przed nawrotem jesli mnie nie zabije to sprawi ze moje zycie bedzie tylko marna wegetacja a tego by nie chciala....chce zyc i byc szczesliwa tak jak bywałam rok temu...
  15. -> Ja- jesli napisze Ci ze mam dokładnie tak samo to chyba zabrzmi banalnie ale prawdziwie....tylko ze ja mam tak od roku....obecnioe lecze sie u psychiatry i chodze na terapie ale zbyt wczesnie zeby cokolwiek powiedziec....powiedziałabym ty;lko ze jest jak jest.........raczej zle ale wiem ze moze byc gorzej
  16. czesc! wlasnie jestm po kroplówce...mam anemie i jestem zdeka odwodniona...fevarin mam brac bo jak sie okazało to chyba przez Yasmin i estrogeny ktore po operacji mi podają dożylnie. Skojarzyłam ze w tym samym dniu kiedy rozpoczelam fevarin zacze;lam dozylnie hormony i w godzine po zastrzykyu zaczynała sie jazda,,, prztjechal dzis do mnie psychiatra i obgadalismy moje samopoczucie. nadal mam brac 50 mg. powiedzial ze przykjedzie za 2 tyg i pogadamy jak sie bede czula....a deprecha po estrogenach....juz tym wszystkim rzygam.....nawet nie wiem czy dam rade isc na terapie w czwartek....a po fevarinie rzeczywiscie jestem bardziej pobudzona....i jak narazie to chyba jedyna zmiana odczuwalan zmiana no i chyba to ze mam bardziej plytki sen i spie mnie, choc caly dzien ziewam, trzymajcie sie
  17. dzis wizyta u psychiatry. dowiem sie czy mam to brac....jest strasznie nie mam sily na nic...najchetniej polozylabym sie do lozka i tak zeby juz oztalo....czyje sie dokladnie jak rok temu......nie mam sily juz zyc.......gorzej juz byc nie moze! i po co ja to gówno bralam....
  18. jestem po 1 tabletce Fevarinu. jest trragicznie.mam leki. straszne leki ale to nie wwszystko cala noc wymiotowałam i mialam biegunke....a oczy mi sie ani na chwile nie chciały zamknac? jak to mozna brac?
  19. Apsik ja tez mam przepisany Fevarin...jak sie po nim czujesz? jak samopczucie? pomaga? mam pytanko nie wiesz czy mozna go laczyc z antykoncpecją?
  20. wczotaj odwaliło mi na maa. nie wiem moze to efekt hormonów ktore przyjmuje. bylam przewściekła- wszystko mnie wkurzało, nie dałam sie dotknac. pote,m wpadłam dół ze mój chlopak nie podnieca mnie tak jaki kiedys....zaczelismy o tym gadac i mi przeszło....To co napisal Jakub jest dla mnie jak modlitwa . fragment definiujacy milosc i zakochanie....to mnie trzyma przy jakim tam zyciu.....wszystko jest takie trudne...nasi znajomi wszystcy wokolo sie rozstaja a ja dostaje furii ze teraz kolej na nas. i ze to moja wina bo przestalam go kochac! nie mam sil. w domu sajgon...mam doprowadza mnie do szalu...na głowie magisterka, przeprowadzka, znalezienie pracy i obrona mam nadzieje ze w tym roku, terapia, i operacaja w kiwetniu. nie mam juz sily. nie mam sily plakac ani robic cokoliwek...najchetniej to bym siedziala nieruchomo i gapila sie w jeden punkt.
  21. ja cierpie juz rok i 2 tygodnie... bylo juz calkiem wporzo a dzis odwalilam konkretny numer ...przyjechal Lukasz a ja kilka godzin buczałam w poduszke... Mam dosc gdyby nie to ze nie mam odwagi pewnie myslalabym o najgordszym
  22. Lucy86 ja długo szukałam bo nie wiedzialam jak zaczac...zaczelam od netu i tak wpisywalam w wyszukiwarce www.rynekmedyczny.pl wszystkie przychodnie w mojej miejscowosci zatrudniajace psychiatrow. udalo mi sie znalesc 3 przychodnie i wybralam ta w ktorej zapisali mnie najszybciej na wizyte (czekalam okolo miesiaca). psychiatra do ktorego sie udalam polecil mi psycholozke do ktorekj wypisal mi skierowanie zeby bylo z NFZ bo przyjmuje ona tez prywatnie i tak oto mi sie udalo. gdybym miala chodzic prywatnie pewnie bym nie chodzila zwazywszy chociazby na fakt ze studiuje a w domu nikt nie ma pojecai ze cos mi jest. potem jeszze na czestochowskim forum wyborczej bo jestem z Czestochowy poszytalam opienie o lekarzu do ktorego chodze i tym bardziej jestem spokojna. pozdrawiam
  23. czesc kochani! ja za terapie nic nie place- moja psycholozka powiedziala ze przewiduje spotkania przynajmniej na pol roku. choc na poczatlu denerwowalam sie ze nie gadamy o Lukaszu to po wczorajszej wizycie wiem juz ze to jest efekt uboczny moich problemów wyniesionych z domu i nad tym bede pracowac. moze wtedy minie to co przenioslama z domu na Lukasza. u psychiatry tez bylam z NFZ bo po prywatnych wizytach( srednio 120 zl) nie dowiedzialam sie nic wiecej ponad to ze jestem bardzo wrazliwa i krucha i powinnam doprowadzic- znaniem jednego specjalisty- do rozgrzebywania lekow i obaw zeby stawic im czola- efekt byl taki ze o maly wlos i by mnie tu nie bylo dzieki takim cudnym radom "specjalistow". Choc wizyta z NFZ nie byla dluga bo moze okolo 15 min to- dostalam leki i numer do psycholozki do ktorej chodze tez na kase chorych. mam nadzieje ze jakos sobie z tym poradze...przede mna wiecej pracy niz sie spodziewalam.
  24. nie podjelam sie brania Fevarinu jade na hormonach i az strach pomyslec co sie ze mna dzieje
×