Mam osiemnaście lat, prawie za mniej niż 2 miesiące dziewiętnaście. Moja matka od ponad 11 lat jest alkoholiczką, nie mieszkam w domu od ponad roku. Jestem na utrzymaniu mojej Cioci, która finansuje mój wynajęty pokój i praktycznie zupełnie obcych ludzi, którzy wyciągneli do mnie ręce, dali mi miejsce do życia, życzliwość. Trochę pomaga też mi tata, ale jest to znikoma pomoc, ma większe problemy niż ja i nie potrafi sobie z nimi poradzić, ani z nimi, ani ze mną. W wakacje miałam próbę samobójczą. Próbowałam się zatruć lekami psychotropowymi. Zrobili mi płukanie żołądka, musieli wlać we mnie kilka litrów wody zanim udało im się mnie zmusić do wymiotów. Tak bardzo chciałam umrzeć. To był jak dotąd najlepszy krok w moim życiu, w pewnym sensie odciełam pępowinę. Wciąż żyję, chodzę do szkoły- a raczej chodziłam, od dwóch tygodni nie biorę już leków. Cały czas leżę w łóżku, nie mogę spać, albo śpię po 20 godzin. Chodzę jak potłuczona, wyglądam jak narkoman po odwyku. Nie jestem w stanie się podnieść. Liczę dni do matury i końca szkoły, piszę co powinnam zrobić, ale nic w związku z tym nie robię. Przestałam czytać książki, przestałam się uczyć, przestałam normalnie funkcjonować. Przestałam żyć, stałam się pustą skorupą, do niczego nie zdatną, nie potrafiącą się podnieść. Nie chcę brać więcej otępiających mnie leków, nie chcę więcej leżećw domu i nic nie robić. Nie potrafię się podnieść, nie potrafię nie myśleć o problemach, wszystkie zaczynają się ode mnie. To ja nie potrafię się podnieść, zmusić do nauki, uśmiechnąć, czy zrobić cokolwiek innego. Dzisiaj znowu nie byłam w szkole, juz nie wiem co mam robic.