Skocz do zawartości
Nerwica.com

harpik

Użytkownik
  • Postów

    52
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez harpik

  1. Tylko ja nawet nie wiem, jak ma wyglądać szczęście... Wychowali mnie rodzice, którzy codziennie pili. Jako 7-8 latka uciekłam do babci i z babcią mieszkałam całe życie, zanim wyprowadziłam się na swoje. Teraz mama nie pije, ale ojciec niestety wrócił do nałogu. Do niedawna myślałam, że wszystko było okej w moim dzieciństwie, terapia uświadamia mi, że nie miałam racji. Od dziecka miałam stany lękowe, wiecznie panikowałam, że mojej babci może się coś stać i tak zostało mi do dzisiaj, tyle że odnosi się to do wszystkich moich bliskich. Można zwariować... W wieku 16 lat wpadłam w narkotyki, później depresja i cały czas nasilająca się nerwica. Teraz mam 23 lata i nie wiem, jak to jest żyć bez lęku, odczuwać radość, taką prawdziwą... Czuję się jak zaszczute zwierzę, nie potrafię już nawet panować nad sobą... Może dlatego nie wierzę już, że czeka mnie jeszcze coś dobrego...
  2. Na początek krótko streszczę, o co w ogóle ze mną chodzi... U psychiatry leczę się od początku zeszłego roku, a około 2 miesięcy temu zmieniłam terapeutę i teraz uczęszczam do fajnej pani psycholog. Z nią się przynajmniej dogaduję i nie milczymy przez całą sesję. Długo nie usłyszałam diagnozy, dopiero niedawno dowiedziałam się, że to nerwica lękowa z jakimś tam podłożem depresyjnym, czy odwrotnie. Wybaczcie, ale nie pamiętam dokładnie, co powiedział lekarz, tylko ta nerwica lękowa zapadła mi w pamięci. Obecnie nie biorę leków. Chyba przez to, że kiepsko na nie reagowałam (tzn. nie było reakcji, nasilały się tylko myśli samobójcze i lęki). Od kilku tygodni czuję się, jakbym rozsypywała się coraz bardziej, jakbym coraz mniej mogła kontrolować samą siebie. Kiedyś byłam naprawdę spokojną i opanowaną osobą, ciężko było mnie wyprowadzić z równowagi itp. A teraz? Wystarczy malutka rzecz, żebym dostawała "trzęsawki", z nerwów boli mnie serce i rzucam wszystkim, co mam pod ręką. Wydzieram się na partnera, jakby to on był wszystkiemu winny, wyżywam się na klientach w pracy, a pozostałych ludzi, w tym rodziny, unikam jak mogę. Lęki dodatkowo nie dają mi żyć! Jest ich coraz więcej, napady lękowe pojawiają się nawet po kilka razy dziennie. Już nie tylko w domu, po prostu wszędzie. Przez nie zawaliłam studia, bo nie byłam w stanie jeździć na zajęcia, przez nie cholernie często nie ma mnie w pracy A taki łagodniejszy lęk towarzyszy mi zawsze i wszędzie. Ciągle czuję się, jakby zaraz miało wydarzyć się coś okropnego... Już czasami nie mam siły. O samobójstwie myślę praktycznie w każdej wolnej chwili, zastanawiam się, jaki sposób byłby najlepszy, bo życie staje się nie do zniesienia. Coraz gorzej funkcjonuję, jestem z dnia na dzień coraz bardziej zmęczona. Nie śpię w nocy, a potem w pracy ledwo udaje mi się utrzymać otwarte oczy (faszeruję się kawami i energy drinkami). Ukojenie ostatnio znajduję w paleniu trawki, która mnie uspokaja lekko i czasami pozwala zasnąć jak człowiek. Od kilku miesięcy palę dzień w dzień, bo inaczej chyba bym zwariowała ;/ Nie dogaduję się z partnerem, ciągle tylko się kłócimy... Nie dziwię mu się, ja sama ze sobą bym nie wytrzymała. Rodziców unikam (nie mieszkam już z nimi), bo mama często pyta się co się dzieje, a ojciec znowu pije. Ogólnie odcinam się od ludzi, jak tylko mogę. Nie chcę z nikim mieć kontaktu i ostatnio najlepiej się czuję zamknięta w ciemnym pokoju. Siedzę tak czasami po kilka godzin, nie robiąc kompletnie nic. W czwartek byłam u lekarza. Mówił coś o tym, że to wszystko we mnie zakorzenione jest bardzo głęboko i w warunkach ambulatoryjnych ciężko będzie mi z tym walczyć. Podobno potrzebuję długiej i bardzo intensywnej terapii w związku z czym zaproponował mi szpital. Byłam zszokowana, nie dałam mu jeszcze odpowiedzi, czy się zgadzam na oddział. Ale czuję, że ta wiadomość mnie rozwaliła od środka. Do tej pory wmawiałam sobie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle... Teraz czuję się słaba i do niczego, skoro już nawet lekarz nie pomoże mi w inny sposób niż szpitalem... Od tej wizyty codziennie ryczę. Może to nawet pozytyw, bo od miesięcy nie mogłam płakać... I nie wiem, co robić. Myśli samobójcze się nasiliły, szukam ucieczki od rzeczywistości, która mnie totalnie przytłoczyła. Już nie mam siły nawet podjąć jakiejkolwiek decyzji. Ludzie, ja naprawdę nie chcę już żyć, nie mam na to siły. Wykorzystałam chyba wszystkie pokłady energii na walkę z nerwicą i już nic nie zostało... Nie wiem, czego oczekuję od was. Może po prostu chcę to z siebie wyrzucić? A może pragnę, żeby ktoś jednak przegadał mnie i dał do zrozumienia, że nie warto popełniać samobójstwa, że jeszcze jakaś nadzieja dla mnie jest... Wybaczcie przydługi post, miało być krótko, przepraszam
  3. Dla mnie to nie jest takie proste. Po pierwsze, mieszkam z partnerem, który uważa, że płacenie za wizyty prywatne to wyrzucanie pieniędzy w błoto i mój kaprys skoro mogę chodzić na NFZ. Zarzuca mi, że wymyślam, a finanse mamy wspólne i przez to nie za bardzo jak mam te pieniądze na wizyty brać... Kolejna sprawa to to, że mój pierwszy psychiatra bardzo pomaga mi dobrym słowem, zawsze mówi coś, co pomaga trochę chociaż się podnieść i pozytywniej spojrzeć na życie. Najbardziej pomógł mi lek przeciwlękowy, bo to właśnie lęki zatruwały mi życie i teraz bez nich jest o niebo lepiej. Czuję się w końcu jak człowiek, a nie jak zaszczute zwierzę... Ale to trochę moja wina chyba, że od 1 psychiatry nie dostaję nic na lęki, bo mało o tym mówię. Jest mi po prostu strasznie ciężko to z siebie wyrzucić Na wizycie prywatnej wywaliłam z siebie wszystko na wstępie, a dodatkowo lekarz zadawał sporo pytań i dzięki temu dużo zostało wypowiedziane...
  4. Nie wiedziałam, czy zamieścić ten temat w dziale "depresja", ale chyba jest on najodpowiedniejszy... Od zeszłego roku chodzę do psychiatry, który zapisał mi andepin, a później jeszcze mianserynę. Te leki jedynie mnie zaktywizował, mam siłę, żeby cokolwiek zrobić, ale nic poza tym. Moim największym problemem są lęki. Napady lęków kiedyś miałam rzadziej, ale teraz mam je praktycznie codziennie, zawaliłam studia, bo napady paniki nie pozwalały mi wytrzymać na uczelni. Dodatkowo te napady kiedyś trwały tylko kilkanaście minut, a teraz... Jak mnie dopadnie to czasami trwa nawet kilka godzin Robię wtedy dziwne rzeczy, kilka razy wylądowałam na pogotowiu, bo myślałam, że zaraz umrę na zawał serca albo dosłownie zwariuję ;-/ Mój psychiatra mówił cały czas, że andepin pomoże mi na lęki, ale ludzie... Biorę go już od roku i nic! Zero pomocy w tej sprawie, wręcz jest coraz gorzej. Znowu też nie śpię w nocy, siedzę do 4 nad razem i nie mogę zasnąć, a muszę wstać codziennie o 6 do pracy... Nic dziwnego, że w pracy dosłownie zasypiam (zwłaszcza, że to praca siedząca, biurowa). Nie raz już zdarzyło mi się "odlecieć" i przysnąć na biurku. Chyba warto dodać, że mój psychiatra uważa, że mogłabym dać sobie radę bez leków, ale nie zgadzałam się na to. Bez nich byłam totalnie nie do życia. Ciągle tylko płakałam i rozpaczałam, że nie mam nawet siły, żeby się zabić i skończyć to cierpienie... W ogóle mam czasami wrażenie, że ten psychiatra nie do końca mnie rozumie albo bagatelizuje moje problemy... Nie chciał też mi wyjawić diagnozy, mówiąc, że najprawdopodobniej podświadomie bym się do niej dostosowała i przypisała sobie dodatkowe objawy... W moich okolicach na nfz to jest jedyny dobry psychiatra. Nie stać mnie na prywatne leczenie niestety, ale ostatnio stwierdziłam, że dłużej tak nie dam rady i odżałowałam kasę na prywatną wizytę do polecanego psychiatry. Powiedział mi, że na chwilę obecną cierpię na silne zaburzenia depresyjne i lękowe. Dodał, że mam kontynuować terapię, ale uważa, że bez leków się nie obejdzie. Dostałam w końcu coś na lęki (tranxene), dzięki czemu moje życie nie jest już takim niekończącym się koszmarem. Dodatkowo Mozarin codziennie. Ten lekarz wywarł na mnie naprawdę dobre wrażenie. Potraktował mnie bardzo poważnie, wszystko dokładnie wytłumaczył, zadawał dużo pytań, dzięki czemu udało mi się dokładnie opisać, z czym przychodzę. Ale teraz mam mnóstwo wątpliwości, bo byłam u 2 psychiatrów i każdy zapisał mi coś innego. Nie wiem już komu powinnam tak naprawdę zaufać. Ciężko mi będzie regularnie chodzić na wizyty prywatne ze względu na problemy finansowe, ale czy w ten sposób moje miotanie się w depresji i codzinne napady lękowe kiedykolwiek się skończą?
  5. Potrzebuję rady albo się po prostu wygadać... Od lutego jakoś szukam pomocy u specjalisty, biorę leki i chodzę na terapię. Na początku byłam nastawiona sceptycznie, bałam się zaufać mojemu psychologowi, ale z czasem ta bariera zaczęła pękać. Można nawet powiedzieć, że przywiązałam się do mojego terapeuty i zaczęłam się angażować w terapię. Wcześniej trzymałam wielki dystans, nie mówiłam prawie nic o sobie, ale w końcu zaufałam... Na spotkaniu we wtorek dowiedziałam się, że mój terapeuta się wyprowadza wystarczająco daleko, żebym nie mogła kontynuować terapii... Na początku przyjęłam to na "zimno", ale teraz aż mnie nosi. Ze złości, z rozczarowania i zawodu, jaki czuję. Ciągle chce mi się płakać, nie wiedziałam, że aż tak mnie to dotknie. Ale w końcu to jest to, czego ja się tak strasznie bałam. Czuję się porzucona i bezradna jak małe dziecko Mam 3 wyjścia w tej sytuacji... Psycholog będzie u mnie w mieście raz w tygodniu i wtedy mogę kontynuować terapię (jednak prywatnie), mogę poszukać kogoś nowego lub poddać się... Nie chcę innego terapeuty, nie chcę zaczynać wszystkiego od początku! A na prywatne leczenie mnie zwyczajnie nie stać, nawet przy stawce jaką zaproponował mi terapeuta... Studia, mieszkanie, dojazdy do pracy, życie... Po przeliczeniu moich finansów wyszło na to, że mnie praktycznie na życie nie stać, a co dopiero na terapię prywatnie ;( Jestem załamana i nie wiem, co robić... Może ktoś będzie w stanie powiedzieć coś mądrego, co trochę chociaż mi pomoże?
  6. Monika, jestem w trakcie, ale jak na razie zero efektów, a u mnie jakby coraz gorzej. Zawalam pracę i studia, bo obezwładnia mnie lęk i tylko dziwi mnie to, że w trakcie brania mianseryny i depakiny jako stabilizatora, takie akcje się dzieją...
  7. Co się ze mną dzieje ? ;( Błagam, niech ktoś mi cokolwiek powie na temat tego, co ze mną się dzieje przez ostatnie dwa tygodnie Na początku zaznaczę, że biorę mianserynę w małej dawce od półtora miesiąca (wcześniej fluo, ale efekt nie był zadowalający) i depakinę (dawka zmniejszona do minimum). Zawsze moje życie było pełne lęku, ale to co ostatnio się dzieje, to masakra jakaś. Całkiem tracę kontrolę i niedługo chyba zwariuję. Ataki paniki CODZIENNIE nawet po kilka razy. Czuję wtedy, że się duszę, serce szaleje, mam wrażenie, że zemdleję, a w głowie mam gonitwę myśli... Jeśli to się dzieje poza domem to uciekam w jakieś ustronne miejsce, jakoś przechodzi, ale jeśli w domu... są cholernie silne. Mam wrażenie, że "odklejam" się od siebie samej, że nie istnieję naprawdę, albo inaczej, że moja rzeczywistość nie istnieje (taki matrix). Nie raz przez to znów się okaleczałam, żeby poczuć, że żyję. Najgorsze jest to, że napady lęku pojawiają się coraz częściej i w dodatku popadam w jakąś paranoję. Boję się ludzi, mam wrażenie, że każdy chce mnie skrzywdzić. Jeszcze ten brak sensu w życiu. wszystko jest takie jałowe, nie mam po co się starać już
  8. harpik

    blagam o pomoc!!

    dzieki, dzieki! -- 27 wrz 2011, 20:35 -- moj telefon nie polaczy mnie z zadnym z nbumerow, gdyz konto mam zablokowane! jak zawsze wszystko na przekor!
  9. harpik

    blagam o pomoc!!

    jaki jest numer na niebieska linie?
  10. harpik

    blagam o pomoc!!

    monika, nie zauwazylam pytania. jestem w domu sama, dlatego szukalam jakiejs pomocy tutaj, forum to pierwsza rzecz jaka mi na mysl przyszla. ja mieszkam w sulechowie, najblizsze wieksze miasto to zielona gora (tam tez chodze do psychiatry i psychologa).
  11. harpik

    blagam o pomoc!!

    musialam gdzies cos napisac, komus powiedziec jak sie czuje, bo jestem tu sama jak palec... mam taki mętlik w glowie, ze zadne racjonalne rozwiazanie mi do glowy nie przychopdzi. nie wiem, gdzie i do kogo mialabym sie zglosic po pomoc
  12. harpik

    blagam o pomoc!!

    nie zdobęde sie na telefon na pogotowie. zawsze wydaje mi sie, ze nie powinnam, ze musze dac sobie rade sama, nawet kiedy czuje sie, jak dzisiaj!. dzisiaj to juz przegiecie jest, nigdy az tak zle sie nie czulam... to jest jak atak paniki trwajacy caly dzien!
  13. harpik

    blagam o pomoc!!

    w moim miescie nawet nie ma gdzie ;/ boze, gdybym miala chociaz numer telefonu do mojego lekarza
  14. harpik

    blagam o pomoc!!

    pilnie potrzebuję jakiejkolwiek pomocy... ! Jestem w stasznej rozsypce;/ trzese sie, serce mi bije jak oszalale, nie moge sie uspokoic znow sie samookaleczam nie myslac o konsekwencjach, wpieprzam mianseryne jak powalona, z nadzieja, ze chociaz troche mnie uspokoi... w dwa dni nie mam juz calego opakowania dopiero co bylam u psychiatry i wstydze sie isc jeszcze raz, w dodatku nie wiem ile beede czekala, a ja potr5zebuje pomocy TERAZ, bo zwariuje !!! przepraszam za nieskladne pismo, nie panuje nad soba...
  15. Jak będę się tak czuć po tych lekach, to nie wiem, jak długo wytrzymam Brzuch mnie mniej boli, ale bolą mięśnie, cały czas czuję się, jakbym było dopiero co po przebudzeniu (takie zamulenie typowe zaraz po wstaniu z łóżka), odrzuca mnie na myśl o jedzeniu "normalnych" rzeczy, za to na śniadanie zjadłam lody Wczoraj na kolację też tylko słodkie, bo od innego jedzenia niedobrze mi było I co mnie najbardziej niepokoi: jak się na coś spojrzę, to obraz tak delikatnie się trzęsie... Mam ciągle wrażenie, że ktoś mnie woła i jestem taka rozdygotana w środku... Orientuje się ktoś, czy te efekty miną?
  16. kreatka, jak czytam, co piszesz, to mam wrażenie, że czytam to, co sama mogłabym napisać. Ze mną jest dokładnie tak samo, jak z Tobą... Mieszkam w okolicach Zielonej Góry i właśnie w Zielonej Górze chodzę do lekarza i na terapię. Terapeuta prowadzi terapię psychoanalityczną. Teraz i tak będę miała w terapii przerwę, bo psycholog ma urlop 2-tygodniowy, a później nie wiem, jak będzie, bo przez pracę nie pasują mi godziny Poza tym ja mu nie do końca ufam On mnie denerwuje, nie mam ochoty tam przebywać i rozmawiać z nim... Nie ma w okolicy więcej psychologów godnych polecenia, nie wiem, co robić... Wczoraj wzięłam pierwszy raz depakinę i mianserynę wieczorem, a dzisiaj oczywiście czuję się okropnie i strasznie boli mnie brzuch -- 20 sie 2011, 21:11 -- Nie wiem, czy to depakina czy mianseryna, ale zasypiałam dzisiaj na stojąco Później ok. 16 położyłam się spać i wstałam o 21 Zaraz znowu idę spać chyba...
  17. Ja powiedziałam lekarzowi, że następnym razem przyjdę ze ściągawką. Odpowiedział mi, że wszystko, co może w jakiś sposób pomóc mi wyrazić, co chcę powiedzieć, jest dobre. Bo pożaliłam się mu, że jak tylko wchodzę do gabinetu, to od razu włącza mi się blokada i na zmianę mam pustkę w głowie lub gonitwę myśli. Dobrze, że trafiłam na tego lekarza, ufam mu i mam nadzieję, że będzie w stanie mi pomóc... Ja o myślach samobójczych mówiłam lekarzowi kilka spotkań wstecz. Ostatnio bałam się do tego znowu przyznać, a wróciły ze zdwojoną siłą. Są intensywne do tego stopnia, że ułożyłam w głowie nawet plan, jakby to miało wyglądać Ale najpierw muszę zarobić kasę, żeby oddać Babci... Boję się czasami, jak się potoczą te sprawy, bo napady lęku stają się coraz częstsze... Zamiast ustępować, wciąż się nasilają i pojawiają się już prawie codziennie. Kiedyś tylko w nocy, teraz nie mam gwarancji, kiedy się pojawią... Czuję się zaszczuta przez samą siebie
  18. Dopiero teraz... Nie wiem, czym się kierował dając mi to. Chyba, że mi w myślach czyta
  19. Jestem po wizycie, którą miałam wczoraj. Jak zwykle nie powiedziałam wszystkiego, co chciałam, ale lekarz stworzył taką atmosferę, że czułam się dużo lepiej po wizycie. Chciałam powiedzieć mu o potwornych lękach i wahaniach nastroju, ale zabrakło mi odwagi ;/ Leków mi nie odłączył, ale nie przepisał już fluo... Mimo że nie powiedziałam wszystkiego (właściwie znów prawie nic nie powiedziałam), dostałam depakine podobno na stabilizację nastroju i mianserynę w sumie nie wiem na co (w dodatku zapomniałam, jak ją brać). Dzisiaj wykupiłam leki i strasznie się boję tej depakiny - skutków ubocznych dokładniej ;/ Czuję się tak rozbita, że nie wiem już co robić
  20. kreatka, co do strachu przed powiedzeniem lekarzowi, co się dzieje, mam prawie identycznie jak Ty! Też się boję, że zabrzmię śmiesznie i może lekarz pomyśli, że symuluję, aby tylko dostać lek. Ale jakbym mogła poczuć się lepiej bez leków, to oczywiście wolałabym taką opcję. Tylko jak ma być lepiej bez leków, skoro terapia nie ma sensu, gdy jestem rozbita, skrajnie zdenerwowana z gonitwą myśli, która zawsze przeradza się w pustkę w głowie? Ja nawet później nie pamiętam, co działo się na terapii! Zdenerwowania "czyści" mi umysł i roztaje czarna dziura. Czy coś takiego ma sens? Nie wydaje wam się to głupie, żeby napisać lekarzowi na kartce, co chciałoby się powiedzieć? Mam wrażenie, że wyjdę na idiotkę
  21. Ale to nie jest tak, że ja oszukuję lekarza... Po prostu jak już jestem w gabinecie, to się zacinam i nie mogę wydusić z siebie słowa. Podaję tylko zdawkowe informacje i przez to dodatkowo źle się czuję
  22. Od jakiegoś czasu leczę się u psychiatry. Biorę fluoksetynę, przez miesiąc na początku leczenia miałam też Xanax i teraz zolpidem na sen. Od 16 roku życia miałam stany depresyjne. Pod koniec liceum wszystko się ustatkowało i było okej. Do czasu. 2 lata spędziłam za granicą i pod koniec pobytu wszystko zaczęło wracać. Do Polski wróciłam na wakacje w tamtym roku... Znów wiecznie odczuwam smutek i zniechęcenie do życia. Przeszłam okres okropnych myśli samobójczych, które o mały włos nie doprowadziły mnie do śmierci. Powróciło samookaleczenie, które pozwala mi uwierzyć, że wciąż jestem i coś jeszcze czuję. Jeszcze jakoś 3 miesiące temu miałam typowe objawy depresyjne, ale później poszło z górki. Zaczęło być coraz gorzej, doszły okropne lęki i ataki paniki (podczas jednego z takich ataków chciałam wyskoczyć przez okno, bo myślałam, że się uduszę w domu i nie dojdę do drzwi, żeby wyjść normalnie, podczas innego, który dopadł mnie na dworze, przesiedziałam 2 godziny w jakichś krzakach zaryczana i przerażona - to tylko dwa przykłady a było ich o wiele więcej). Uczucia przy ataku nie da się opisać słowami... Czuję się dziwnie w środku, chcę uciekać, ale nie ma gdzie, mdli mnie, robi się słabo i duszno... A później boli mnie głowa i jestem koszmarnie wyczerpana. Nie raz musiałam na uczelni wyjść z wykładu do toalety, bo napadł mnie lęk i musiałam się wyryczeć z dala od ludzi, teraz pracuję i to samo się dzieje. Zolpidem pomógł mi na sen, wcześniej nie spałam do 3 nad ranem i wstawałam wcześnie, totalnie wypompowana. Wszystko wydaje mi się bez sensu, biorę się za coś i za kilka sekund rezygnuję, bo nie widzę sensu. przez to praktycznie nic nie robię całymi dniami, nic nie daje satysfakcji i zadowolenia Najgorsze jest to, że nie potrafię o tym wszystkim powiedzieć lekarzowi. Coś tam mu mówię, ale później się blokuję, bo myślę, że on i tak nie bierze mnie na poważnie i lepiej będzie jak przemilczę kilka rzeczy. Tworzę niewidzialny mur między mną, a ludźmi. Często też wydaje mi się, że oglądam siebie z boku, wszystko jest nierealne aż do bólu. Wtedy często dochodzi do samookaleczenie, żeby "coś" poczuć Alkohol i narkotyki też nie są mi obce i "niestety" nie biorę ich dla zabawy, ale żeby odciąć się od rzeczywistości, która mnie dobija... Jakoś w maju przerwałam leczenie, bo wydawało mi się, że jest super. Pewnego dnia obudziłam się z myślą, że kto jak kto, ale ja nie potrzebuję pomocy i jest dobrze. Czułam się świetnie, jak młody bóg! Nawet na egzaminy na studiach się nie uczyłam, bo stwierdziłam, że po co skoro na pewno uda mi się ściągnąć i nie ma szans, żebym nie zdała (w efekcie mam jedną poprawkę we wrześniu). W tym czasie nie byłam sobą (ale dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę). Wpadłam w szał zakupów, czego normalnie nie lubię, straciłam większość kasy i później problem był, ale nie ważne, chodziłam na imprezy, integrowałam się z ludźmi. W ciągu dnia ciągle coś robiłam, w nocy nadrabiałam zaległości w czytaniu, zajmowaniu się zwierzakami itp, szkoda mi było tracić czas na sen (spałam po 2-3 godziny dziennie). Ogólnie mówiąc, rozsadzała mnie energia, co byłoby dobre, gdyby nie to, że chwilami zachowywałam się okropnie, jakbym myślała, że nic nie może mi zaszkodzić I jakiś miesiąc temu, nagle obudziłam się z przeświadczeniem, że wszystko jest do dupy i euforia minęła. Wszystko znów jest czarne i bez sensu Wróciłam do psychiatry, który powiedział, że potrzebna mi jest psychoterapia i lek nasenny to ostatni lek, jaki mi przepisuje, bo nie będziemy się pchać w chemię. Nie wiem, jak z fluo, mam się zgłosić w czwartek, jak się skończy opakowanie. Ja rozumiem, że terapia jest konieczna i zamierzam ją kontynuować, ale... Lęki i rozhulane emocje (huśtawki nastroju, gonitwa myśli, czasami lęk trwający cały dzień) uniemożliwiają mi aktywne uczestniczenie w terapii... Jak brałam Xanax, terapia jakoś szła. Było ok, rozmawiałam z terapeutą i wynosiłam coś z każdego spotkania. Bez xanaxu nie byłam wystarczająco wyciszona i spokojna, aby terapia miała sens... Nie chę na pewno brać xanaxu już więcej, bo po odstawieniu myślałam, że zwariuję, ale to inna sprawa... Proszę, powiedzcie mi, czy naprawdę nie potrzebuję żadnych leków i sama terapia wystarczy? Lekarzowi nie powiedziałam nawet 1/4 tego, co tu napisałam... Boję się, że jak znów zostanę bez leków, to nie ogarnę i skończy się czymś głupim...
  23. harpik

    [Lubuskie] Jest ktos?

    Widzę, że kilka osób jest z ZG. Ja tam nie mieszkam, ale jestem praktycznie codziennie, bo tam pracuję, studiuję i się leczę. W mojej mieścinie nie mogłabym nic z tych rzeczy realizować... Nie wiem, co mi jest, nie mam postawionej diagnozy... Jest mi ciągle smutno, nie mam na nic energii, nie sypiam w nocy i borykam się z przerażającymi atakami paniki. Ostatnio znów nawiedzają mnie myśli samobójcze Jeśli zagląda tu ktoś z Zielonej Góry, to błagam, polećcie dobrego psychiatrę oraz dobrego psychologa... Moje GG: 5499551
  24. Tak czytam o tym wszystkim i niby mam już jakieś pojęcie o d/d, ale wciąż nie jestem w stanie określić, czy to jest właśnie to, co się ze mną dzieje. Będę wdzięczna, jeśli ktoś zechce napisać mi kilka słów. Już od kilku tygodni źle się czułam i teraz tylko się to pogłębia. Nie wiem, co mi jest, ale robi się coraz gorzej i mam wrażenie, że niewiele mi brakuje do zwariowania. Ciągle zastanawiam się na tym, jak to się stało, że istnieję. Wieczorami nachodzą mnie myśli, że ktoś chce mi odebrać wszystko, co jest tylko moje - moje wspomnienia i rzeczy, które sprawiają, że jestem tym kim jestem. Często zastanawiam się, czy całe życie jest snem i jak się obudzę, będę kimś zupełnie innym i nie będę potrafiła się w tym odnaleźć. Że tak naprawdę wszystko jest iluzją i dzieje się w mojej głowie i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Może jestem wariatką i wymyśliłam sobie cały świat? Może tak naprawdę leżę gdzieś w śpiączce i mój mózg wykreował mi takie życie, jakie mam teraz? Te myśli doprowadzą mnie w końcu do szaleństwa. Mam wrażenie, że niedługo zacznę słyszeć głosy itp. Już teraz się zdarza, że wieczorami tak jakby moje myśli zaczynają do mnie mówić. nie wiem, jak to opisać... Tak jakby moje myśli nie były moje i przybierają realną postać. Słyszę ten głos w głowie, wiem że on nie dociera z zewnątrz, ale z mojej głowy. Chociaż to nie sprawia, że jest mniej straszny... I czasami jak wykonuję jakieś codzienne czynności, nagle czuję się, jakbym robiła to po raz pierwszy w życiu i wszystko wtedy wydaje się takie dziwne i bez sensu. Czasami przez to uczucie, że nic nie istnieje naprawdę, dostaję ataku paniki, a one są chyba najgorsze...;/ Ludzie, co się ze mną dzieje? Czy ja jestem już na progu szaleństwa?
  25. pietrul, a bierzesz coś jeszcze poza tym? Zresztą odsyłam tutaj: post523082.html#p523082
×