
sredniowieczna_panna
Użytkownik-
Postów
75 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez sredniowieczna_panna
-
Nieraz sie budziłam w nocy z walacym sercem i przerażona, od lat tak mam co jakiś czas. Strasznie ciezko po tym zasnac, jak juz nie pomagaja usilne głębokie oddechy, to w koncu biore procha na sen albo tabletki uspokajajace i wtedy to juz chyba sugestia działa, w sensie "wzielam tabletke, to w koncu zasne". Tarczyce mam w porzadku. A nerwus jestem od dawna, chociaz nie do konca zdiagozowany ;P Pulsu sobi nidy nie mierzylam w takiej sytuacji, ale serce wali BARDZO mocno (na pewno mocniej, niz puls 116, 116 to ja mam przy gorączce, a przy nocnych lekach mam wrazenie, ze mam w sobie młot, nie serce); zawsze, gdy sie to zdarza, to jest taki wręcz skrajny lęk. Jestem wtedy ogromnie przerażona i nie wiem czym i od razu dopada mnie to moje idiotyczn poczucie winy, w sensie, ze to pewnie od poczucia winy sie bierze. :/ Próbując zasnąć na siłę, nie moge zasnąć jeszcze bardziej i jeszcze bardziej sie denerwuje Wielokrotnie podczas takich "jazd" obiecywałam sobie "zrobie z tym cos w koncu, niech to mi da spokój!!!", a potem jak sie rano budziłam, to znów byyło w porzadku i porzucalam te obietnice, ehh:/
-
właśnie dlatego, ze dobrze, ze zalozyles taki temat. Zobacz, ile osób się dzięki temu wygadało. No i już wiesz, że nie jesteś sam :)
-
Natręctwa. Myśli. Odchyły Seksualne. Kazirodztwo.
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na Beata Murczek temat w Nerwica natręctw
to, co pisze Neuroticus, to nie jest moralizowanie ani religia (nikt, kto kieruje sie religia, nie powiedziałby Ci, abys wyrwał sobie laske w dyskotece). To chodzi o to, ze psychika ludzka jest tak skonstruowana, ze pierwsze doswiadczenia w roznych dziedzinach, a juz szczegolnie w tak waznych dziedzinach jak zycie seksualne, pamieta sie do konca zycia. Tzn nie jestem psychologiem, ale tak mi sie wydaje i akurat tego, że pierwsze doswiadczenia seksualne (nawet nie sam stosunek, ale jakies blizsze relacje dotykowe)pamieta sie dlugi czas po nich, a byc moze i do konca zycia, jestem absolutnie pewna. Jesli to doswiadczenie nie bedzie dobre lub nie pomoze, to moze byc gorzej... -
nie znasz mnie, wiec mnie nie oceniaj. Nie znasz moich relacji z ludzmi (a w szczegolnosci z moim narzeczonym oraz z moimi rodzicami), wiec nie mow, ze wiesz lepiej, kto jest dla mnie najblizsza osoba, a kto nie oraz nie wyrokuj, co wyniknie z moich zwiazkow miedzyludzkich, bo wiesz na ten temat za mało. Nie życze sobie dalszych komentarzy na ten temat, bo co innego generalizowac, a co innego oceniac konkretny przypadek, jesli sie o nim nic nie wie tak na prawde... Jeśli piszę, że miałam taki a nie inny problem, to dlatego, ze proszę o jakąś radę (i na pewno nie "sie pilnuj", bo dla osoby z jakims zaburzeniem to nie jest hop siup), jak wlasnorecznie mozna sie z czyms takim uporac. Już raz pisalam tu w tej samej sprawie, ale nikt nie zwrócił uwagi... To, ze ludzie sie rania czasem w zwiazku, to normalne, bo nie da sie stworzyc zwiazku w ktorym sie dwoje ludzi tylko glaszcze po glowie i gdzie ludzie maja identyczne poglady i identyczne sposoby myslenia. Ja bym tylko chciala sie dowiedziec, co moge zrobic, aby tego uniknac, nie liczac pilnowania sie, bo to wiem i tak sama, ale wiemtakze, ze to nie takie proste. Swoja droga to jest jedna z pierdól wynikajacych z mojej samooceny, ze daje sie sprowokowac ludziom, ktorych tak na prawde nie znam a oni mnie nie znaja i staram sie im udowodnic moja racje, kiedy uwazaja, ze wiedza lepiej ode mnie rzeczy, ktore przeciez to ja wiem najlepiej (bo moj narzeczony to moj narzeczony, a nie czyj inny). To sie na forum czesto dzieje, ze ja sie za bardzo przejmuje takimi rzeczami, czasem chyba po prostu powinnam sie nie odzywac ^^' Pozdrawiam! [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:23 pm ] a tak odnośnie tematu jeszcze (wtedy nie mogłam dopisać, bo leciałam na zajęcia). To jest już kolejny temat o niskiej samoocenie.... Da się je skleić czy coś? Jeszcze odnośnie kompleksów. Powiedzialabym,z e osoby z niska samoocena sa bardziej podatne na wytwarzanie sie u nich kompleksów. Czyli sfer, w których ta niska samoocena sie jakos szczegolnie kumuluje i na punkcie której człowiek jest bardziej przewrazliwiony. Ale Luthien ma racje, mówiąc, ze niska samoocena to ogół. Osoby z niską samooceną nie potrafią docenić siebie, nawet, jesli inni je doceniają. A jeśli już ktoś je docenia, to wydaje się im, że to wyjątek, albo że te osoby sie mylą, albo po prostu nie mogą w to uwierzyć. Nie chodzi tylko o wygląd, ale o relacje międzyludzkie, pracę, stosunek do swojego wnętrza, do swoich sukcesów i porazek. I tak swoja droga, nie umiałabym powiedziec o kims, ze jest beznadziejny. O sobie-tak. O innych-nie. Mogę kogoś nie lubić, ale nie powiem o nim, ze jest beznadziejny, tylko po prostu że nie pasujemy do siebie charakterami, że wolę z tą osobą nie rozmawiać, bo no coś tam zgrzyta np., bo nie każdego da się lubić. Ale nie jest to nikt drugiej kategorii, tylko osoba, z która nie mogę znaleźć płaszczyzny porozumienia, bo nadaje na innych falach. I to jest normalne. Każdy jest inny i na swój sposób wyjątkowy. Dlatego ludzie mają różne zdania na różne tematy, różne hobby, różne zachowania, inaczej przeżywają różne rzeczy. I dlatego nie kazdy kazdego rozumie. O sobie potrafie powiedziec, ze jestem beznadziejna, bo wydaje mi sie, ze czesc mojej samooceny wynika ze skłonności do perfekcjonizmu. Nazywam to "perfekcjonizm się mści". Mści się na mnie, że cały czas wymagam od siebie (czasem swiadomie, czasem niezupelnie), aby wszystko było tip top, a przecież tak na prawde tak sie nie da. Ale to trudno wcielić w życie, nawet, jeśli się o tym wie. Więc "pilnuj się" niewiele da, bo ja jestem swiadoma tego, ze muszę podniesc swoją samoocenę - chociazby dlatego, ze nie chcę znów zranić bliskiej mi osoby oraz dlatego, zeby po prostu zylo sie szczesliwiej. Wiem, ze potrzebuje to WYPRACOWAĆ, a na to trzeba czasu, to bardzo żmudny i trudny proces. A co do "spływania" - nie jest tak, ze jeśli po kimś spływa krytyka, tzn ze ta osoba tylko pozuje itp. Osoby, które znają swoją wartośc i są jej pewne, nie przejmą się tak mocno czyjąś krytyką, a jeśli nawet - to szybko o tym zapomną. Osoby z niską samooceną mogą to - nawet nie do końca świadomie czy tez mimowolnie - rozpamiętywać. Taka specyfika. Piszę to, bo znam i takie i takie osoby. A ejsli takie znak, tzn, ze takie istnieją i ze takich ludzi pewnie jest więcej. Pewno ze sąi tacy, którzy tylko udają, ze po nich spływa. Tak, jak napisałam - kazdy jest inny.
-
tzn potwierdzil moje przypuszczenia, ze jesli by mnie szatan opetal, to nie moglabym chodzic do spowiedzi ani do Koumunii ani modlić się. a chodzilam i chodze. Niestety, krotko po tym mialam natrectwo, ze podejde do Komunii i ja wypluje O_o' ale zdusiłam to w sobie i mam z ta konkretna rrzecza spokoj.
-
u mnei chyba najgłupszym objawem niskiej samooceny jest to, ze czasem nie wiem, jak to mozliwe, ze mam kogos, kto mnie bardzo kocha-bo przeciez jestem taka beznadziejna... A najgorsze jest to, ze zamiast myslec sercem, to bywa, ze mysle samoocena i przez to uwazam, ze osoby mi bliskie mysla tak, jak ja mysle o sobie, czyli negatywnie i ostatnio bezmyslnie zraniłam tym najblizsza mi osobe, bo palnelam jak idiotka, ze pewnie sie mnie wstydzi... i tym samym cios zadalam (( nigdy nie widzialam tej osoby tak smutnej.... ((((( wstyd mi strasznie, mimo, ze sprawa jest juz zamknieta itp itd... poza tym identycznie jak luthien. znikad nie. Zazwyczaj biora sie chyba z otoczenia i z charakteru danej osoby. Czesto dlatego, ze ktos czegos nam zazdrosci albo jest zlosliwy bo np. nietolerancyjny. Jesli ktos jest wrazliwy z natury, to takie zlosliwe gadanie niestety moze u niego zanizyc samoocene i sprawic, ze ta osoba uwierzy, ze rzeczywiscie tak jest. Z kolei jesli ktos jest odporny na takie rzeczy, to nie zwroci uwagi na takie rzeczy i to po nim spłynie. Pytanie tylko, czy wrazliwosc mozna nazwac beznadziejnoscia, bo wg mnie nie... wg mnie to jest cecha, ktora mozna wyksztalcic w dobra strone (np. wrazliwa osoba chetniej komus pomoze itp), jak i w zla (j.w.)...
-
dzieki za wsparcie:)
-
tez to miałam;P w ogole jak mialam kiedys bardzo bardzo silnych kilka dni natrectw i lęków, to jednoczesnie zaraz wczesniej czytalam jkakis artykul o opetaniu i myslalam, ze jestem opetana=_=' racjonalnie sobie probowalam wyjasnic, owszem, ale dopiero po rozmowi e z teologiem mi sie to uspokoilo;P
-
juz nieraz na tym forum poruszalam ten temat. Zlewam, ale nigdy to do konca nie dziala... Długo zlewałam niektóre rzeczy i czesciowo sie udało. Czesciowo, bo wiadomo, 100% nie jestem pewna;P wiesz, mysle, ze na mnie troche tez mieli wplyw pewni znajomi, bardzo blisko zwiazani z Kosciolem. Jeden z nich mówił, ze w Biblii jest napisane, jak bardzo malo osob zostanie zbawionych (podal jakas liczbe nawet O_o' nigdy wczesniej o tym nie slyszalam) i ogolnie zawsze bardzo bardzo krytycznie ocenial winy i niewiny innych. A inny 'znajomy' to ktos, z kim kiedys bylam zwiazana na krotko i kto mial jeszcze bardziej pokrecone zasady... poza tym moja mama czasem jesli sie przeciw niej zbuntuje, to sie powoluje na kosciol, ze jak ja moge do Komunii chodzic, skoro jestem takim zlym dzieckiem itp... a jak sie ma niska ocene i takie otoczenie, to czlowiek w koncu zaczyna gdzies tam w sobie gromadzic, ze moze rzeczywiscie jest zly itp.. (((((((( no i jak dodatkowo slysze w kosciele, ze gdy ma sie brudne sumienie, to czuc taki ciezar w duszy, a ja czuje ciezar czegos, co chyba raczej sumieniem nie jest, to...ehh;( i jeszcze jak trafi sie ksiadz, ktory straszy Piekłem, to juz w ogole:( bo zdarzaja sie tacy, niestety i nieraz sie z tym zetknelam:((((((( te nerwy psuja moja relacje z Bogiem i mam wrazenie, ze wiecej w tym lęku, niz miłosci zle mi z tym :'((((((((( ale fajnie czytac, ze ktos ma tak samo, chociaz wiadomo, ze lepiej by było, gdyby zadne z nas tego nie pisało...
-
problem w momencie, kiedy masz natrectwo dot. poczucia winy, ze pojdziesz do piekla itp-bo wtedy nie da sie samemu sobie wmowic, ze to nie sumienie, tylko nerwica nawet jak spytasz ksiedza czy katechety... bo wtedy przychodzi mysl "a co, jesli oni sie myla" albo "a co, jesli oni nie zrozumieli, o co mi chodzi?" jak sobie samemu wmowisz, ze to nerwica, czy sumienie, to ci wroci mysl "starasz sie usprawiedliwic swoja wine! jestes zly!" i tak w kolko mozna... ale slyszalam kiedys, od teologa zreszta, taka madra rzecz, aby tego typu problemy potraktowac jako swój krzyz. To jest chyba jedyna rzecz, ktora do mnie przemawia w moim przypadku.
-
Czy to moralne - prywatne gabinety
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na pierm77 temat w Psychologia
czyli wg Ciebie ile? chce orientacyjnie porownac z tym, co jest u nas -
Moniczko, ja chciałam zrezygnowac, ponieważ stres przed każdym egzaminem był wrecz destrukcyjny... potem, jak juz zrobilam prawko, to obecnosc osoby (majacej juz prawo jazdy) w samochodzie tak mnie stresowala, ze unikalam tego na wszelkie sposoby i chciałam oddac rodzicom pieniadze wydane na to (sama wiesz, ile to pieniedzy, bo zdawalas podobna ilosc razy, co ja... jako studentka planujaca slub nie wiem, kiedy bym to mogla odlozyc, ale bylam tak zdeterminowana, ze chcialam to zrobic niezaleznie od wszystkiego-aby nie miec kolejnego poczucia winy do kolekcji). Aż w koncu musiałam sie przemóc, bo musiałam odwiezc narzeczonego do lekarza, a nikt inny nie mógł. Był wybór, ze albo pojade, albo wezme taksówke-no i pojechalam. Gdyby nie ta wizyta lekarska, to bym wciaz stroniła od auta. No ale to tak na marginesie a propos stresu... Wracajac do samego prawka-nie wiem, co konkretnie Ciebie najbardziej stresuje, ale mnie stresowały dwie rzeczy: -kontakt z egzaminatorem (raz, ze to kontakt z obca osoba i zawsze sie boje, ze ktos obcy ma mnie za głupola itp, dwa-osoba z prawem jazdy, a wiec rzeczywiscie lepsza ode mnie i majaca prawo uznac mnie za głupola, trzy-jestem beznadziejna w prezentowaniu swoich umiejetnosci komus, kto juz je posiada;P i jak mi cos nie wyjdzie, to mówie np. "ojejku", "przepraszam!" itp, jeden egzaminator z tego szydził i mnie tym szydzeniem sprowokował do nieuwagi i oblal za to;(((((((((((( ) -pieniadze (a dokladniej-poczucie winy za to, ze one sie marnują na mnie,a ja wciaz oblewam). Oba te czynniki sprawiały, ze nie dosc, ze byłam zestresowana, to czułam sie totalnie beznadziejna!!!!! Nie, zebym teraz czula sie superkierowca, bo sie nie czuje i wiem, ze nie jestem. Ale czulam sie wtedy jak ktos, kto w ogole nie powinien sie pokazywac w osrodku, bo przeciez i tak nic nie potrafi, bo jest ułomem itp. Wydaje mi sie, ze glownie podejscie sprawilo, ze zdalam-wspominalam, ze weszlam jako pierwsza osoba, wiec nie zdazylam sie porzadnie nakrecic, ale poza tym mialam o tyle szczescie, ze kilka dni wczesniej dostalam od wujka na urodziny pieniadze. I postanowilam sobie, ze po egzaminie, ktory oczywiscie, bo jakżeby inaczej, obleje, ide do tej szkolki, w ktorej cwiczylam przed egz i wykupuje godziny za cała kwote, ktora dostałam (a to było kilka stów!!!!). Po co to mowie.. no po to, ze w ten sposób WYELIMINOWAŁAM jedną z przyczyn mojej paniki. Nie, zebym siedziala zawsze w poczekalni i myslala "O rety, pieniadze, pieniadze sie marnuja", ale to bylo podswiadome.... wydaje mi sie, ze to musialo miec wplyw... Zawsze płacili rodzice i miałam o to wyrzuty. Teraz płaciłabym ja, pieniedzmi, ktore dostałam w prezencie, a wiec po to, abym na cos sensownie wykorzystała.... Wiec moze na spokojnie pomysl, co jest przyczyna Twojego stresu tak na prawde? I jak ten stres sie u Ciebie objawia, ja oprocz objawow somatycznych (kołatanie serca i zniszczony przewod pokarmowy... niestety, ale stres doprowadzil do tego, ze lecze sie u gaastrologa;/, poczatki wrzodów itp:/ po egzaminie z prawka mialam zawsze dluzszy czas brzuch 'rozregulowany') miałam tez cos takiego, ze dretwiałam za kółkiem, normalnie paraliż, rece sztywne, wytrzeszcz oczu... A to bardzo, bardzo, bardzo przeszkadza zdac. Na ostatnim egzaminie tego nie było, a przynajmiej nie w takim stopniu. Oczywiscie jak jade normalnie po ulicy, to tak nie mam;P chyba, ze mam ruszac na wzniesieniu, to zaczynam sie stresowac... I pamiętaj jescze jedna ważna rzecz: wszystko zalezy od szczescia. Od tego, gdzie pojedziesz. Ja mialam o tyle dobrze, ze nie byłam w centralnym centrum Gdanska, bo była godzina ok 8 rano i ludzie jechali do pracy, w zwiazku z czym był korek i nie było sensu tam jechac, bo bym ciagle robila tylko ruszanie i hamowanie, wiec jezdzilam po mniej ruchliwych czesciach centrum, przez co było łatwiej. Moja siostra zdala, bo miala egzamin dzien przed Wszystkich swietych i korek w centrum był gigantyczny, wiec w ogóle tam nie pojechała, a jezdzila koło osrodka, gdzie praktycznie nie ma ruchu i miała jeszcze łatwiej. Pamietaj, ze to nie Ty jestes beznadziejna, a warunki w jakich zdajesz, stan auta (np. czy sie zacina skrzynia-tez tak mialam:/), osoba, ktora Cie uczyla czy osoba u ktorej zdajesz. Owszem, Twoja wiedza i praca tez jest tu wazna, ale wiem doskonale, ze mozna wlozyc duzo pracy i wysilku w przygotowanie do tego egzaminu i nie moc zdac z wielu powodow. To, ze egzaminy to loteria szczescia, mowia mi wszyscy, ktorzy zdawali w moim osrodku. I ludzie normalnie zdaja po 6 razy. Niektorzy ponad 10 razy. Slyszalam o osobie, ktora zdawala 30 razy (!!!), to chyba na prawde musial byc gigantyczny stres... Chciałabym Ci coś poradzić, bo doskonale rozumiem, co sie czuje, kiedy sie oblewa wiele razy, bo pamietam, jak sie strasznie czułam i jak zawsze zastanawiałam sie, za jakie to grzechy, za jaka kare.... Jesli to powyzsze nie trafia akurat w Twoja sytuacje, to moze wypisz sie dokladnie, jak to zdawanie u Ciebie wygląda, albo np. napisz na PW...??? Chetnie pomoge, jesli bede mogła, bo takich stresow, jakie miałam, nie zycze nikomu....
-
jak zrozumieć mężczyzn
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na temat w Problemy w związkach i w rodzinie
ee? a dlaczego nie faceta, który jest przyjacielem? O_o' moj narzeczony jest moim najlepszym przyjacielem (i takze takim "czułym gosciem") i nie wyobrazam sobie naszego zwiazku w inny sposob. Tzn nie wyobrazam sobie byc z kims w stalym i powaznym zwiazku, kto nie jest moim przyjacielem, z drugiej strony z taka osoba, jak on, nie wyobrazam sobie JEDYNIE przyjazni Fakt faktem zdarza sie, ze sie nie rozumiemy wlasnie ze wzgledu na roznice w mysleniu babek i facetów, ale tego idzie sie nauczyc. Ja sie niestety tego nauczylam na poprzednich zwiazkach, ktore przyplacilam zapascia samooceny... :/ ale przynajmiej dzieki temu juz COS wiem;D -
poczucie własnej wartości, samoocena, pewność siebie itp
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na marmarc temat w Psychologia
nie wiem, co robić, a po tym, co wydarzyło się ostatnio, muszę coś zrobić.... przez to, ze mam niską samoocenę, to czasem cos bezmyślnie palnę na swoj temat i stounku innych ludzi do mnie, patrząc z perspektywy samooceny właśnie (ze jestem beznadziejna itp)... I ostatnio stało się coś takiego i zraniłam tym bardzo mocno najbliższą mi osobe... ( sama też strasznie sie tym przejęłam i jednocześnie zauważyłam, że mogę mieć taki niedobry wpływ na ludzi mi bliskich tylko dlatego, że jestem niedobra dla siebie samej:( Nie chce, aby taka sytuacja się powtórzyła:( bo nie chce ranic osoby, ktora kocham:( wiem, że muszę patrzeć bardziej sercem, a nie samooceną i ze to będzie trudne, ale zastanawiam sie, jak mam to zrobic? do psychologa bede mogla isc dopiero, jak pojde do pracy, czyli minimum za pol roku. Co moge zrobic samemu, oprocz usilnego pilnowania sie? -
a moze to, ze maz jest instruktorem i egzaminatorem jakos bardziej wplywa, bo sobie myslisz, ze skoro on ma taki zawod, to powinnas byc swietna, a nie udaje sie, wiec pewnie nie jestes i sie w kolko nakrecasz? pociesze sie, ja zdalam za 7 razem, moj brat za 6tym, a nie ma zadnych zaburzen psych;) pytanie-czy uczyła Cie ciagle ta sama osoba? moja dobra rada-zmienic instruktora. Nawet, jesli to maz, a moze i przede wszytskim, bo inaczej uczy bliska osoba, a inaczej ktos obcy. Ja nie moglam zdac, dopoki nie zmienilam instruktora-poprzedni byl jak znajomy, a poza tym najpewniej nie zauwazal czesci moich bledow, bo sie do nich przyzcyczail. 5 godzin z nowym instruktorem i mam prawko zdane:D
-
http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?t=11904 podobny temat
-
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
to moje mi zniklo, ale znow mam poczucie winy, wic mysle, ze raz sie pojawia jedno, raz drugie, zaleznie od okolicznosci ;P -
(((((((((( czy ja na prawde jestem takim złym człowiekiem? czasem jak sobie próbuje udowodnic, ze to tylko absurdalne poczucie winy, nie wiadomo skad, a nie prawdziwa wina , to sobie mysle, ze nie moge byc takim strasznie zlym czlowiekiem, bo przeciez sa ludzie, ktorzy robia na prawde straszne rzeczy, a moja wina polega jedynie na tym, ze sie pokloce z kims czy cos takiego. Albo wtedy mi się włącza myslenie, ze nie moge sie porownywac z innymi ludzmi, tylko musze patrzec na wlasne czyny itp itd... I niska samoocena...ona tylko "pomaga" mi powiedziec same sobie, ze jestem zła, do niczego... ;( ze jestem pełna jakiejs winy, ale nie wiem, jakiej, skad ta wina;( [wywaliłam czesc posta, bo mi bylo wstyd nawet tutaj... to chyba swiadczy, ze rzeczywiscie to poczucie winy jest meczace...)
-
czego się boimy? Lęk przed.................
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na mysia temat w Nerwica lękowa
zaznaczyłam lęk moralny. Pisałam o nim na forum NN, w tematach "poczucie winy" i "mania na temat Boga" ... ale budfujące jest, ze az 11 osób to zaznaczyło..wiem,z e to brzmi niesprawiedliwie, ale przynajmiej wiem, ze to mozliwe, ze rzeczywiscie to lęki, a nie na prawde brudne sumienie... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:45 pm ] zaznaczyłam lęk moralny. Pisałam o nim na forum NN, w tematach "poczucie winy" i "mania na temat Boga" ... ale budfujące jest, ze az 11 osób to zaznaczyło..wiem,z e to brzmi niesprawiedliwie, ale przynajmiej wiem, ze to mozliwe, ze rzeczywiscie to lęki, a nie na prawde brudne sumienie... -
ja zwalam na nerwice i wiecie co? to we mnie takze powoduje poczucie winy:/ tzn jesli zwalam na nerwice jakies poczucie winy, to to dziala na zasadzie: 1. cczuje poczucie winy, ze cos zrobilam zle, mimo, ze nie wiem, co i czemu zle itp. 2. zwalam na nerwice 3. myśl: "usprawiedliwiasz sie nerwica, nie potrafisz przyznac sie do bledu!" 4. czyli zwalanie na nerwice jest moim bledem, moją winą 5. poczucie winy kółko sie zamyka;( może gdybym miala ta nerwice zdiagnozowana, to by bylo co innego, bo by mi ktos fachowo powiedzial, ze wolno mi tak zwalac. a jak mi nikt nie mowi, to sie wciaz obarczam wina i pewnie dlatego czuje taki ciezar;( jak juz bede niezalezna finansowo, to mam nadzieje sie przemóc i pojsc w koncu gdzies...
-
Nerwica a hormony, badania, antykoncepcja itp
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na mart temat w Nerwica lękowa
progesteron w koncowej fazie cyklu oraz prolaktyne z testem czynnosciowym. PRL blokuje wydzielanie PRG. PRL mam za duzo, a PRG za mało, stad moj organizm jest tym bardziej sklonny do kłopotów z nastrojem. Ale to jest troche bledne koło, bo wzmozone wydzielanie PRL nastepuje w stresie, czyli kiedy sie denerwuje, a ja sie denerwuje co chwile;P i Pani gin powiedziala, ze bede zdrowa (hormonalnie), jak sie przestane denerwowac;/ Łatwo powiedziec=P robilam tez badania na tarczyce, ale tam bylo wszystko w porzadku=) -
Nerwica a hormony, badania, antykoncepcja itp
sredniowieczna_panna odpowiedział(a) na mart temat w Nerwica lękowa
Może już ktoś to napisał, nie wiem, bo przeglądałam pobieżnie... W kazdym razie chciałam napisać, że progesteron jest naturalnym antydepresantem. W przypadku niedoboru progesteronu występują wahania nastrojów, "doły" itp. Nie wiedziałam o tym do momentu, kiedy zrobiłam badania i pani dr. powiedziała, ze prawie w ogole nie mam prg. Teraz biore w tabletkach (koncze tabletki za pół roku), zobaczymy, jak to na mnie wpłynie. -
az tak to nie mialam, ale czeste poczucie winy za niewiadomo co mam. ciazy nade mna. I mnie strasznie denerwuje. Takie cos, jakbym zrobila cos strasznie zlego mnie meczy. A nie robie nic takiego. Jestem zwykłym człowiekiem, który stara sie byc dobry. I ma ciagle wyrzuty za wszystko. I ktory jak sie modli, to przeprasza Boga za swoja beznadziejnosc w sensie ze ciagle popelniam te bledy, te winy (tylko pytanie, jakie winy? tzn jakies sa, ale nie ma ich na tyle duzo, abym sie tak strasznie czula) mam tego dosc:(
-
tez tak miałam, tylko nt. Maryji. I zeby "zwalczyc" cos takiego, 'musiałam' (cos mi kazało;P) przydepnąć ziemie albo puknąć w coś.. tak, jakbym próbowała miazdzyc te myśli...;P na szczescie wiem,z e to NN i kiedy taka mysl sie pojawia, to ją ignoruje (albo mówie jej, zeby spieprzala) i jest łatwiej:) a tak poza tym Pablo, zajrzyj to tematu "mania na temat Boga".... podobne tresci tam poruszalismy
-
nie zgodze sie z Marlena. Tzn czytalam w innym temacie, przez co przechodzi i nie dziwie sie jej podejsciu... Ale nie uwazam, aby lekarstwem dla KAZDEGO odczuwajacego leki czy natrectwa zwiazane z religia lekarstwem bylo odejscie od Kosciola. Wrocilam na to forum, bo te moje leki religijne wciaz we mnie tkwia. Tzn to przedswiadczenie, ze jestem złym człowiekiem i pojde do piekła. I mi z tym bardzo smutno, bo wiem, ze tak byc nie powinno i chciałabym bardzo, aby moja wiara nie opierała sie tak bardzo na strachu i wzajemnosci (w sensie "zrobisz to, to zostaniesz ukarany lub nie zostaniesz ukarany"), ale bardziej na milosci do Boga i na radosci z bycia Jego dzieckiem. Ostatnio czesto mam takie wrazenie, ze mam balagan duchowy i ze ciazy we mnie duzo jakichs win. Tzn odczuwam czasem jakis lęk i od razu identyfikuje go z winą, bo kiedys w kosciele ksiadz powiedzial, ze jak sie ma brudne sumienie, to ono ciąży... Więc lęk nie wiadomo skad identyfikuje jako jakieś zło... A wydaje mi sie to troche bez sensu. Bo jak tak na trzezwo pomysle, co robie zle, to sa to rzeczy, z których sie spowiadam, czyli kłótnie, złościwości wobec innych ludzi itp. Ale ten lęk teraz przybiera forme "moze sie zle spowiadasz". A nieraz juz szlam do spowiedzi i mowilam cos, co wydawalo mi sie byc grzechem, i slyszalam "to nie jest grzech". Np. to, ze sie rozpraszam w Kosciele i ze mi nieswiadomie do głowy jakies mysli nalatują. A to właśnie powoduje u mnie najwieksze poczucie winy:( I przez to ostatnio w kosciele jest mi smutno... I owszem, moglabym o tym pogadac z ksiedzem, ale jestem swiadoma, ze powinnam z psychologiem... Zanim weszlam dzis na forum, siedzialam i sie uczylam, i znow naszedl mnie taki niepokoj. I znow go zidentyfikowalam w ten sposob. To takie uczucie, jakby mi bylo z jakiegos powodu smutno i ciezko. Wtedy sie za bardzo skupiam na swoim wnetrzu. Codziennie modle sie, abym nie była taka rozlatana... I cały czas taka jestem:( Co interpretuje jako "robie cos zle i nie probuje tego naprawic". W sensie duchowym, a nie psychicznym. A chyba powinnam po prostu pojsc do psych...