Skocz do zawartości
Nerwica.com

viviene

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez viviene

  1. Propranolol to raczej na uspokojenie serca, leczy bardziej skutek niż przyczyne - póki nie zaczniesz właściwego leczenia. Daj znać jak będziesz po wizytcie u psychiatry, ciekawa jestem co zalecą:) no i pamiętaj -nic Ci nie jest,nie dostaniesz zawału:)
  2. No ok ale ona ma napewno jakieś zdanie na ten temat? poradzić może wspierając Ciebie:) zrozumienie i wsparcie są b.ważne. Mój facet potrafi ze mną rozmawiać do drugiej w nocy kiedy nie mogę zasnąć, widze ,że bidulek już nie może ale stara się nie zasnąć-serce mi wtedy pęka i na drugi dzień jak chodzi jak zombi mam wyrzuty sumienia ale pomaga mi taka rozmowa. Jesteśmy też umówieni na znak ,że kiedy obudze się w nocy i coś jest nie tak to łapie go za ręke i tak zasypiam.Kiedy nie mieszkaliśmy razem to wysyłałam mu w nocy smsa-taki odpowiednik złapania za ręke,on odpisywał i ja zasypiałam:) to wspaniałe kiedy ma się kogoś takiego przy sobie, spróbuj ze swoją dziewczyną - mnie to pomaga:) A w ogóle co masz zamiar zrobić z tą całą sytuacją? masz zamiar odwiedzić psychiatre czy jak? A co na to Twoja mama?
  3. No właśnie tak jak pisze paradoksy czy Twoja dziewczyna wie o tym wszystkim co się dzieje? co Ona na to?
  4. cześć:) ehhh ten zawał, myslę,że 90% tego forum już "miało" niejeden:) ja to już kilka zanim uświadomiłam sobie,że to "TYLKO" nerwica. Kilka razy też byłam w szpitalu i ekg rewelacja. Nie będę Ci tutaj opisywła jak było u mnie bo nie daj Boże zaczniesz mieć to samo:) tak to działa niestety-wszystko w naszej psychice, a jak się już zacznie o tym myśleć to ten stan jest jak lawina. Na początku także miałam wszystkie objawy z gazet, mało tego z tv też, a programy o chorobach to był horror:) Zmartwie Cię,że żadne leki typu Persen nie pomogą-jedyne co wtedy może zadziałać to psychika "biore coś, napewno pomaga więc musi być dobrze". Na walące serce to polecam magnez-ja biore SlowMag z B6. Na nerwice nie pomoże ale wzmocni serce co przy takich stanach jest ważne. Ale to tylko powinien być dodatek do właściwego leczenia. Objawy o których piszesz są bardzo podobne do nerwicy ale musisz odwiedzić psychiatre-najlepiej ze wszystkimi ostatnimi wynikami. On oceni Twój stan, jeśli uzna ,że potrzeba to wprowadzi leki przeciwlękowe i zaleci terapie która tak naprawde jest kluczem do sukcesu. Dużo daje samo uświadomienie sobie,że to "TYLKO" nerwica,że nie masz zawału:) Ja dla świętego spokoju robie sobie co roku badania na krew-tak profilaktycznie-to mnie uspokaja:) całą reszte badań miałam już zrobioną jak jeszcze próbowali zdiagnozować co mi jest zatem z resztą już jestem pewna ,że jest ok:) Im szybciej zaczniesz tym masz większe szanse zatem nie czekaj z wizytą u lekarza. Jakby co pisz:) Trzymam kciuki!
  5. W miesiac to pokonuje teraz- wczesniejsze ataki trwaly dluzej...We wrzesniu balam sie wychodzic z domu z obawy przed atakiem i wciaz sie "dusilam", gdziekolwiek nie wyszlam... Na ulicy zdarzalo mi sie ryczec, takie mnie napady lapaly...Ledwo sie na nogach trzymalam... Masakra... A w pazdzierniku juz jechalam pociagiem do Lodzi zupelnie bez lęku i bylam pierwsza chetna do wszelkich wyjsc... Wiec jak widac, mozna :) Jest to o tyle ciekawe, ze w ksiazce poswieconej nerwicy, ktora posiadam, napisane jest, ze jest sie o krok od wyzdrowienia, gdy poczuje sie calym soba, jak bardzo nerwicy sie nienawidzi! Przejscie do etapu frustracji, oznacza zdaniem autorki (Bronwyn Fox), ze zaczynamy emocjonalnie czuc, dlaczego nie ma sie czego bac! Autorka (sama cierpiaca kiedys z powodu nerwicy i prowadzaca warsztaty dla ludzi chorujacych na nia) pisze, ze trzeba czuc wrogosc wobec choroby. Cos w stylu: "Ta choroba moze zniszczyc twoje zycie, dlaczego ciebie to nie zlosci, dlaczego pozwalasz zaburzeniu to robic, jak ono smie ci to robic!" itp,itd. U mnie to dziala, nie umialabym napisac za co kocham nerwice - ja jej wlasnie nie cierpie! :) Hej, przyznam,że nie czytałam tej książki ale to bardzo ciekawe co napisałaś... Ja chodzac na terapie byłam nieco inaczej kierowna przez swoją psycholog. Owszem mówiła mi,że nie mogę pozwolić zostać nerwicy ze mną na zawsze i,że mam z tym walczyć ale z drugiej strony nic się nie dzieje bez powodu. Moja psycholog twierdzi,że nerwica to odpowiedz z nas samych na to,że dzieje się coś co dziać się nie powinno, wewnętrzny konflikt. To tak jakby Twoja psychika krzyczała do Ciebie,że już nie może tak dalej i musi nastąpić jakiś przełom. Według tej psycholog taki przełom nastąpił kiedy wylądowałam w szpitalu z tym najgorszym atakiem jaki miałam (miałam 40 stopni gorączki, niedowład lewej strony ciała, przestałam widzieć – to była najstraszniejsza rzecz jaką przeżyłam). Według niej to była kulminacja i ostrzeżenie ze strony mojej psychiki ,że dzieje się cos niedobrego i mam się nią zająć-zastanowić się nad sobą i zmienić swoje życie bo coś jest nie tak. Długo dochodziłam do tego ale w końcu zaczełam zastanawiac się co robie w życiu, co lubie czego nie, na co sobie pozwalam na co nie, co robić powinnam itd. W końcu doszłam do tego, że kilka lat pracuje w korporacji której nienawidze za wyzysk i obłude. Uświadomiłam sobie,że na każdym kroku jestem oszukiwana i wykorzystywana, że trzymają mnie tam tylko pieniądze. Zdałam sobie sprawe,że każdego dnia przezywam tam same stresy i już nawet ta wypłata mnie nie cieszy. Ja wiem,że to była po części moja wina bo się za bardzo przejmowałam i przez te lata powinnam już przesiąknąć tym hamstwem które mnie otaczało ale tak się nie stało. No więc odeszłam i zrobiłam coś o czym zawsze marzyłam-założyłam własną firmę. To dopiero poczatki, nie jest łatwo, nie zarabiam tyle co wcześniej ale każdego dnia wchodze do pracy z uśmiechem i jak na razie nie było minuty w której żałowałabym swojej decyzji. Nie wyleczyło mnie to z nerwicy ale na pewno pomogło. Możliwe ,że kiedyś i bez tej choroby doszłabym do takiego etapu ale nerwica dała mi do myślenia i zmobilizowała do tego żeby zrobić to właśnie teraz. Za to ją kocham:)
  6. 19_latek Każdy pomysł który miałby pomóc jest dobr:) LukLuk Myslę właśnie,że ten nasz „perfekcjonizm”, który po części wpędził pewnie nas w tą nerwice teraz każe nam się obwiniać za każda chwilę słabości/ataku. Chcielibyśmy mieć wszystko już poukładane i kiedy coś nie wychodzi burzy nam tą całą siłę , która budowała się w nas wcześniej. I znowu beznadzieja, brak chęci...i tak w kółko. Ja się uczę ,że nie wszystko musi być perfekcyjne, że świat się nie zawali wraz z kolejnym łykiem hydroksyzyny, że nie muszę być idealna bo nikt nie jest, ale jest bardzo ciężko. Też staram się nie zmuszać do snu z różnym skutkiem:) marcja„W sytuacjach typowo stresowych, to ja tez nie mam nigdy nawrotu - wrecz przeciwnie - inni panikuja a ja zlewam wszystko” – ja mam dokąłdnie to samoJ to paradoks tej choroby. Monika1974W żadnym wątku nie napisałam,że wyszłam z choroby całkowicie. W jednym pisałam,że czuje się na 80% zdrowa bo tak jest, niestety zostaje to 20% o którym pisze w tym wątku. Pisałam o sposobach radzenia sobie z atakami w czasie przeszłym i zarazem teraźniejszym bo części z tych sposobów już nie potrzebuje -moje ataki nie sa już tak instensywne. Pisząc „nerwica po wszystkim” mam na myśli po terapii i lekach ale niestety nie jest to równoznaczne z wyleczeniem. Co do kwestii tego jak długo powinno się leczyć nerwice to myslę,że nie ma schematów bo wszystko jest sprawą indywidualną. Gdy ktoś mówi mi, że pokonał ją w tydzień czy miesiąc to pozostaje mi tylko serdecznie pogratulować, niedowierzanie pozostawiam na sprawy , które są mniej zaskakujące niż ta choroba. Ja chce wierzyć, że będę tym wyjątkiem, który pokona nerwice w rokJ staram się nie traktować tego jako zło absolutne ale wierze,że to odejdzie kiedyś ode mnie całkowicie. Kiedyś z psychologiem robiłam takie ćwiczenie pt.”Za co kocham moją nerwice?” na pierwszej sesji pomyślałam ,że chyba sobie jaja robi bo za co można ją kochać ? powiedziałam,że ją nienawidze i nigdy nie będę jej kochać! Odłożyliśmy to ćwiczenie na później. Po kilku sesjach na mojej liście z tego ćwiczenia pojawił się pierwszy wpis, kiedy zakończyłam terapie miałam pół strony. Teraz mogę stwierdzić że moją nerwice kocham i nienawidze zarazem. Myśle o niej jak o wizycie teściowej:) Przyjechała, przywiozła ciasto –fajnie, pousmiecham się, pogadamy ale spokój odzyskam jak już sobie pojedzie:)
  7. I właśnie takie myślenie sprawi,że faktycznie tak będzie...to tylko dowód na to,że nie jesteś gotowy na odstawienie leków ale same leki nic nie pomogą. Trzeba zmienić swój sposób myślenia, leki to tylko pomoc w przetrwaniu tego najtrudniejszego okresu kiedy powinno się chodzić na terapie i walczyć o siebie. Jak ktoś poprzestaje tylko na lekach to niech się potem nie dziwi ,że znowu to samo. Pomyśl jak to będzie kiedy pewnego razu lekarz odmówi Ci leków? chyba chcesz być na to przygotowany? terapia to jedyny sposób... Ja myślałam tak jak Ty ale doszłam do pewnego etapu kiedy powiedziałam lekarzowi,że nie chce leków,jestem dość silna żeby ich nie brać-to naprawde możliwe ale nie uwierzysz dopóki sam nie dojdziesz do tego etapu. nie biore leków od prawie 2 miesięcy i nie jest idealnie ale o niebo lepiej. Bez terapi tego bym nie osiągneła. Chodziłam na NFZ, do psychologa dojeżdzałam 30km bo jestem z b.małej miejscowości ale było warto! to w końcu walka o siebie! życzę dużo wytrwałości i trzymam kciuki!
  8. Witam wszystkich, jestem tutaj nowa... ale nerwica to dla mnie nie nowość.. Czytam ten wątek z radością i smutkiem, radością bo nie jestem sama w tym co czuje i smutkiem,że tyle osób musi przehcodzić ten horror. Ja jestem już po terapi i lekach-na 80% czuje się już zdrowa. Z atakami radziłam/radze sobie tak: -licze od 1000 w dół co 7 -odtwarzam w myślach całe scenariusze filmowe z moim udziałem -gładze się po ramieniu/ręce i staram na tym skupić -kiedy jestem sama i mogę sobie na to pozwoilić robie intensywnie przysiady -kontroluje i staram skupić się na oddechu -po części wmówiłam sobie (dzięki mojej psycholog),że złapanie mojego chłopaka za ręke to złoty środek więc często tak razem zasypiamy (może to być także trzymanie w dłoni poduszki lub czegokolwiek-grun to żeby uwierzyć ,że to pomaga) -jeśli ktos lubi to super działają także gry komputerowe-mnie bardzo odwracają uwagę od wszystkiego, ale tak chyba jest z każdym hobby -sport i wszelkiego rodzaju ruch Pewnie większość tych metod znacie:) Kawę zastąpiłam capuccino, alkoholu nigdy za specjalnie nie piłam,więc z tym problemu nie mam. Najwyżej Karmi albo jakiegoś nisko % drinka wypije bo stan upojenia alkoholowego myślę,żę zadziałaby na mnie podobnie jak kawa. chociaz zadziałał to newłaściwe słowo bo tak naprawde to my sobie samy "działamy"... pozdrawiam
  9. Witam, z nerwicą lękową walcze od ok roku czyli w zasadzie od kiedy ją u mnie zdiagnozowano. Wczesniej miałam ataki różnego typu z czego dwa gdzie byłam w szpitalu i po relanium wróciłam do żywych i jeden gdzie z 40 stopniową gorączką , utratą wzroku i niedowładem lewej strony ciała wywieziono mnie na neurologie. Oczywiście jak to przy nerwicy bywa na drugi dzień było już wszystko ok ale wtedy jeszcze nikt nie wiedział ,że to "TYLKO" nerwica i spędziłam tam 2 tygodnie. Po tomografii i różnego typu innych badaniach gdzie wszystko było w normie wysłali mnie do domu z wynikiem - migrena, bo Pan ordynator stwierdził,że to nerwica być nie może bo przy tym nie ma gorączki. Na marginesie został wyśmiany później przez moją psycholog....i tak doszłam do tego,że mam nerwice lękową. Dostałam mozarin i chodziłam na terapie. Bardzo się starałam, skrupulatnie odrabiałam wszelkie "zadania domowe", nie ominełam ani jednych zajęć. Po pół roku psycholog stwierdziła ,że terapia zakończona. Mozarin brałam przez osiem miesięcy. Pełna optymizmu i siły odstawiłam go, jedynym problemem był kilkudniowy zespół dyskontynuacji ale przetrwałam i mineło.Z etapu odstawiania leków jestem bardzo dumna. Ogólnie wszystko jest ok, w ciągu dnia funkcjonuje jak "normalny" człowiek, nie boje się praktycznie niczego. Nawet w stresowej sytuacji dzielnie sobie radzę.Problem pojawia się kiedy gasną światła i czas zasnąć...wtedy jest horror. 1000 myśli na minutę, brak jakiegokolwiek dzwięku który mógłby odwrócić moją uwagę no i się zaczyna...pobudzenie, walące serce, spocone ręce, zimno czyli tak znienawidzony atak... Czy ktoś z Was przechodził coś podobnego? nie wiem co mam robić...radze sobie z tym najlepiej jak potrafie-licze, odwracam uwagę czym się da, myśle intensywnie o czymś miłym, odtwarzam w głowie niemal scenariusze filmowe-raz się uda, raz nie...kiedy się nie uda przepraszam hydroksyzynę ale jest to dla mnie wielka osobista porażka. Czuje się o wiele silniejsza po tym wszystkim co przeszłam, wiele razy pokonałam to paskudztwo,mało tego teraz nawet widze plusy nerwicy (tak to możliwe) ale z tym „nocnym problemem” czuje się bezradna... Czy mam to traktowac jako reemisje choroby? Czy to znaczy,że wszystko na marne i znowu trzeba zacząć od nowa? A może to normalne i z czasem minie? Może nie powinnam obwiniac się za każdy łyk hydroksyzyny? Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
×