Jestem w 4 klasie liceum plastycznego, cholernie ciężkiej szkoły. Zajęcia od świtu do zmierzchu i cała nawałnica stresu. Niby już ostatnie chwile, ostatnie miesiące. Matura, dyplom i będę wolna, ale nie mogę się zmotywować do chodzenia do szkoły. Zawsze byłam ambitna, mam dobre oceny, lubię się uczyć. Ale co kilka dni łapią mnie moje stany depresyjne i zawalam kilka dni, później odbijam to nie śpiąc i nadrabiając materiał po nocach. Po kilku dniach takiej fazy znowu wraca mi dołek. Wiem, że to specyfika mojej choroby. Leczę się od dwóch miesięcy, a choruje już ponad rok, wcześniej lekarka źle rozpoznała mnie i leczyła mnie na całkiem inną chorobę, ale nie ważne. Chodzi o to, że zostało mi kilka miesięcy, potrzebuje czasu na naukę do matury, a ten szalony plastyk zajmuje mi tyle czasu, że nie mam kiedy się uczyć do matury. Pomyślałam, że może rozsądnie było by zmienić szkołę, pójść na te kilka miesięcy do wieczorówki i spokojnie zdać maturę. Już wiem że na studia artystyczne nie pójdę, potrzebuje dobrego wyniku z matury, ażeby dostać się na uczelnie, dyplom, egzamin zawodowy i zajęcia do 17 w niczym mi nie pomagają a jedynie przytłaczają i doprowadzają do szewskiej pasji. Mam obawy, czy aby rozsądnie jest przenosić się w ostatniej chwili, ale boję się ze nie zdam matury tak dobrze jak bym chciała jeśli zostanę w tej szkole.
Czy ktoś z was zmieniał szkołę w liceum? W ogóle jak poradzili sobie Ci którzy cierpią na moją chorobę i musieli zmierzyć się z maturą?