Skocz do zawartości
Nerwica.com

mała_mi

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mała_mi

  1. Post długi i płaczliwy, a jednak można się było ubawić do łez. Aż dziw bierze, że facet znów postanowił się związać z taką cierpiętnicą, która w perfidny sposób wykorzystuje emocje, żeby go utrzymać przy sobie, choćby wyrzutami sumienia. Twoje tarzanie się po podłodze to nic innego, jak szantaż emocjonalny. Przeszkadzają Ci jego liczne znajomości, bo pewnie sama do osób towarzyskich nie należysz. Bo - jak na emocjonalnego terrorystę przystało - podświadomie starasz się ograniczyć ilość świadków i osób, które będą w stanie powiedzieć Twojemu partnerowi "zostaw, to psychopatka". Itd itp. Znajdź dobrego psychiatrę, który przepisze jakieś stabilizatory nastroju, albo -jeszcze prościej - zacznij od zbadania poziomu hormonów. I zanim wyślesz kolejnego podłego smsa do swojego chłopaka, czy zrobisz mu awanturę o to, ze powiedział "cześć" 70-letniej sąsiadce, pomyśl sobie, że to Ty masz nierówno pod sufitem.
  2. No bo jak się afirmuje swoje kompleksy, a nie zastanawia nad tym, co może się mieć do zaoferowania, no to problem ze znalezieniem partnera jest raczej oczywisty.
  3. Ja zaczęłam się mocno przyglądać innym ludziom i doszłam do wniosku, że zachowują się dokładnie tak samo idiotycznie, jak ja. Tylko, że oni nie traktują tego w kategorii "idiotycznie", tylko "normalnie". Doszłam do wniosku, że sama sobie narzucałam jakieś wygórowane standardy, którym nie byłam w stanie sprostać i to powodowało, że, no delikatnie mówiąc, nie byłam z siebie zadowolona. I sama się wpędzałam w kompleksy. Teraz wyznaję metodę biblijną - "niechaj pierwszy rzuci kamień" ten, kto nigdy nie zrobił z siebie idioty... Przestałam też oceniać innych i dzięki temu udało mi się zapanować nad poczuciem, że inni oceniają mnie. Ale dłuuuugo to trwało, zdecydowanie za długo.
  4. Często tak masz? Tzn. takie huśtawki? Długie te okresy doła? A z doła wychodzisz do normalnego poziomu, czy wpadasz w wybitnie dobry humor, wręcz euforię?
  5. leotie, zaskakująca jest Twoja wysoka samoświadomość i równoczesny brak podejmowania jakichkolwiek działań. Skoro wiesz, że Twoje lęki powstały na skutek kampanii rodziców przeciw Twojej samodzielności, to nie rozumiem czemu nie możesz podjąć próby zmobilizowania się i podjęcia wyzwania. Ale - pisałam już - pewnie jesteś w strefie komfortu, z której nie masz ochoty wyjść. Usprawiedliwiasz obecny stan rzeczy lękami i troską o samopoczucie rodziców. Do pełni szczęścia brakuje jedynie akceptacji dla Twojego męża, wtedy układ byłby idealny! Przypuszczam, że gdyby nie to, że rodzice nie darzą męża sympatią, to nawet do głowy by Wam nie przyszło wyprowadzenie się na swoje. Z resztą - chyba nie jest aż tak strasznie w Twoim domu, skoro nie masz woli zmiany. I bez znaczenia jest tu obawa, że wyprowadzką zranisz rodziców - w końcu taka jest naturalna kolej rzeczy, że dzieci dorastają i wyprowadzają się z domu.
  6. Bóg może i wszystkie grzechy odpuści, ale ile to się człowiek musi naużerać w życiu z tymi nerwicami, w które wpędza kościół katolicki i tzw. chrześcijańskie wychowanie... W jakie się kompleksy popada, jak nisko upada samoocena, jak na każdym kroku słyszysz, że jesteś grzesznikiem, bo myślisz, mówisz, czasem coś uczynisz, a innym razem zapomnisz... Człowiek nie grzeszy. Człowiek popełnia błędy. I nikt nie powinien go rozgrzeszać. Sam te błędy powinien (na miarę możliwości) naprawiać.
  7. Skoro tak łatwo mu z Ciebie zrezygnować...
  8. A wyobraź sobie niewidomego, który bardzo chciałby obejrzeć film...
  9. Zaczekać. Pobyć przez trochę sama. Nie dość, że Ty złapiesz dystans, to i przy okazji Twoi adoratorzy będą mieli czas na ponowne przemyślenie swojego stanowiska.
  10. A nie sądzisz, że rodzice mogą czuć niechęć do męża, bo nie potrafi zaspokoić Twoich podstawowych potrzeb? Cóż to za odpowiedzialny MĘŻCZYZNA, który spłodził dziecko, ożenił się, a pozwala, żeby teściowie utrzymywali jego rodzinę? Ja się trochę rodzicom nie dziwię, że traktują go jak darmozjada. Rodzice nie ufają Twojemu mężowi, nie wierzą, że może zapewnić ich córce i wnuczce godne życie. Każdy facet musi ciężko zapracować na zaufanie, szczególnie ojca swojej żony. Skoro podjął decyzję o posiadaniu rodziny, to musi wziąć się w garść i zapewnić jej jakiś byt. BTW: wiem, ze to bardzo ciężko, ale nawet studiując można sobie dorobić, ot choćby przepisując różne prace, albo wieczorem skręcając głupie długopisy. Dla chcącego nic trudnego. Tyle, że Ty musiałabyś chcieć wyjść z tej strefy komfortu - no bo w końcu studiujesz, rodzice zajmują się Twoim dzieckiem, masz w domu kochanego męża i nie musisz pracować, żeby to jakoś ogarnąć. Sytuacja się nie zmieni, dopóki obydwoje z mężem nie dorośniecie, nie zrozumiecie tego, że żeby coś mieć, trzeba czasem zrezygnować z czegoś innego.
  11. Wyłazi z niego frustracja, złość na to, co go w życiu spotkało, poczucie niesprawiedliwości, krzywdy itd. Wpadł w gry, bo tam może puścić cały świat z dymem, no przynajmniej ten wirtualny. Potrzebuje terapii. Potrzebuje kogoś, kto pomoże mu w odnalezieniu jego tożsamości. Kto pomoże pogodzić się z chorobą. Kto wypleni z niego paranoiczne lęki o podłożu religijnym. Kto nauczy jak radzić sobie z agresją. Kto, tak na prawdę go zsocjalizuje, bo dziadkowie raczej tego nie zrobili. A Ty możesz mu pomóc - zmobilizuj do pójścia na terapię. I odejdź, jeśli nie podejmie leczenia.
  12. Moja matka odchodziła kilka razy. I wracała. Dzwoniłam przed chwilą - znów ojciec wyrzuca ją z domu, znów urządza dzikie sceny zazdrości, znów kabarecik od początku. Nie mieszkam już z nimi od kilku lat, ale to wszystko jest tak cholernie żywe, tak jakbym cały czas siedziała w samym centrum. I wiem, że nie mogę jej pomóc, jeśli ona nie będzie chciała. Ja uciekłam, ona nie potrafi. Poza nim nie ma nic. Najgorsze jest to, że żyjąc z nim tyle lat nadal nie zrozumiała prostego mechanizmu - jeśli daje mu przyzwolenie na picie, to przecież musi liczyć się z tym, że skończy się to kilkudniową awanturą. Mi tłumaczy, że o jedno piwko kłócić się z nim nie będzie. A przecież od tego jednego się zaczyna. Bardzo jest ciężko.
  13. On jest dla ciebie wsparciem, oparciem i na każde zawołanie z poczucia winy. Ty zaś z nim jesteś z wdzięczności, że się tak Tobą opiekuje. Gdzie tu miłość?
  14. Masz 16 lat i już dwa razy oberwałaś w twarz od tego faceta. Swoją drogą: gość musi mieć naprawdę nierówno pod sufitem, skoro bije... dziecko. Był już pełnoletni, kiedy zaczął się z Tobą spotykać, a Ty nawet nie miałaś skończonych 15 lat. Mnie to przeraża. Uciekaj dziewczyno, póki jeszcze nie zniszczył Ci samooceny, póki nie połamał Ci nosa, póki nie odebrał znajomych, rodziny, całego życia. W tym wieku to Ty powinnaś się uczyć i dobrze bawić, poznawać nowych ludzi, a nie pakować się w poważny i do tego problematyczny związek.
  15. Kurde, jakbym o własnym mężu czytała
  16. Trochę to wygląda tak: młoda dziewczyna wysyła zalotne spojrzenia w kierunku współpracownika, będącego już w klasie średniej. Byłby głupi, gdyby nie skorzystał, więc próbuje... ale niestety dziewczyna się rozmyśla. Facet jest zły (co pokazuje dobitnie), bo miał nadzieję na seks, a tu musi obejść się smakiem. Skoro nie ma szans, to zaczyna dziewczyny unikać, sytuacja pozornie się uspokaja. Ale dziewczyna ma poczucie winy i znów zaczyna się przymilać, znów budząc apetyt... Błędne koło. Sama nie wiesz, czego chcesz. Szczerze mówiąc, on też może myśleć, że to Ty nim manipulujesz i wysyłasz sprzeczne komunikaty. A wszystko dlatego, że masz bardzo duży popęd i jednocześnie silna blokadę. Zastanów się, czemu tak jest.
  17. Kłamie, bo - jak twierdzi - trudno mu się przyznać do porażek. Wymyśla coś na prędce mając nadzieję, że kiedy osiągnie sukces nikt nie zapyta go o drogę, jaką przeszedł by to osiągnąć. Żyje własnym życiem. Stara się rozplątywać swoje sprawy na własną rękę - tak twierdzi. Tyle, że zamiast rozplątywać zaplątuje jeszcze bardziej. Kiedy zaczynam interesować się jego sprawami, obrusza się twierdząc, że mu matkuję. Czułam, że coś się święci, ale starałam się nie reagować, czekałam na efekty. I się doczekałam. Mąż - aby wyprostować własne sprawy - naruszył nasz i tak skromny budżet, robiąc w nim konkretną dziurę. O terapii nie ma mowy - nie wierzy w "takie brednie". Poza tym uważa, że ja jestem przeterapeutyzowana za nas dwoje.
  18. Rywalizujesz o uwagę z małym dzieckiem... Pomyśl, na jakim stawia Cię to poziomie emocjonalnym. Dojrzałość to branie odpowiedzialności za to, co się zrobiło. Twój partner wykazuje się więc ogromną dojrzałością, odpowiedzialnością za własne dziecko. Artykułowanie nienawiści do tego brzdąca było błędem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w przyszłości chcesz być matką. Z tego też powodu, przypuszczam, mogłaś stać się nieatrakcyjna dla swojego partnera i stąd jego brak reakcji na groźbę zakończenia związku. Oczywiście, że łatwiej byłoby, gdyby były dookreślone dni spotkań z synkiem. Nie mniej jednak dziecko nie potrzebuje ojca tylko we wtorki od 17 do 19:30. Wiążąc się z kimś, kto ma dziecko z poprzedniego związku musisz być przygotowana na to, że w każdej chwili, kiedy dziecko będzie w potrzebie, on zostawi Ciebie wierząc, że jesteś dorosłą osobą i sobie poradzisz. Swoją drogą - oblałaś ten egzamin, prawda? I to pewnie jego wina, bo się zdenerwowałaś i nie mogłaś się skupić...
  19. mała_mi

    Dzień dobry

    Dzięki za miłe przywitanie Mam przeczucie, że rozgoszczę się u Was na dłużej.
  20. Spokojnie rozmawiałam, przedstawiłam jak się czuję (komunikaty typu "ja"), dokładnie opisałam, jakie konsekwencje niosą jego zachowania. Przyjął do wiadomości, obiecał poprawę, poprosił o pokutę i rozgrzeszenie. I że nigdy więcej... a dziś rano... kabarecik od początku. Ja wiem, że on się nie zmieni. Tylko... mimo wszystko to dla mnie bezpieczna sytuacja - bo znana. Nie potrafię wyjść ze strefy komfortu. Po tym, jak pozwalałam w imię głębszych uczuć okłamywać się na każdym kroku - ucierpiała moja samoocena. Nie mam do siebie szacunku, bo nie potrafię tego przerwać. Błędne koło. Chyba się muszę wygadać. I oczekuję kubła zimnej wody.
  21. W zasadzie nie wiem, od czego zacząć. Może tak: mój mąż jest chronicznym kłamczuchem. Kilka lat temu przyłapałam go na "grubym" kłamstwie, wypierał się do momentu, w którym nie zostało to udowodnione "formalnie". Przez dłuższy czas był spokój, aż do września ubiegłego roku. Zaczęło się dokładnie to samo - wypieranie się wszystkiego, choć na każdym kroku udowadniałam mu, że i tak wiem, jak jest naprawdę. Od jakiegoś miesiąca przyznaje się do wszystkiego po kolei, za każdym razem tłumacząc, że to już wszystko. I każdego dnia okazuje się, że jednak jeszcze coś ma za skórą. Jesteśmy razem kilkanaście lat. Ja jestem DDA, uczepiłam się go, bo był dla mnie szansą na wyrwanie się do innego świata. Teraz wracają demony z przeszłości - tak jak kiedyś żyłam w zakłamanym świecie, tak i teraz nie mogę ufać najbliższej osobie. Siedzę w coraz głębszym dole i średnio widzę szansę na zmianę sytuacji. Wiem, że powinnam go rzucić w cholerę i zacząć żyć na własną rękę. Samej budować sobie poczucie bezpieczeństwa. Tylko... łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
  22. mała_mi

    Dzień dobry

    Kobieta - całe życie uzależniona od uzależnionych, która wdepnęła w niezłe bagno. Bez pomocy nie dam rady. Dlatego tu jestem.
×