Skocz do zawartości
Nerwica.com

leotie

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia leotie

  1. namiestnik Ja właśnie nie umiem spojrzeć na to obiektywnie. Wiem, że być może rodzice robią źle, ale to moi idealni rodzice, więc ciężko mi nawet pomyśleć, że chcieliby zrobić mi krzywdę. Może nie chcą, ale robią. Rozmowy z nimi nic nie dają, więc, może jednak robią to celowo? Monika1974 Masz rację. Rodzice są poniekąd uzależnieni od dziadków. Mama codziennie jest u babci, pyta o rady, dużo rozmawiają. Ja nie lubię dzielić się każdą czaśtką życia z innymi ludźmi, bo boję się, że wszystko co powiem, może być użyte przeciwko mnie. Babcia mówi mamie jak ma żyć. Ja chyba wyłamuję się z tego schemtatu. Rozumiem, że każdy chciałby pomóc, ale ja naprawde chciałabym zacząć radzić sobie sama. namiestnik Mąż już przejrzał na oczy. Nie wierzy że mogło coś się tak szybko zmienić. Jesteśmy zdania, że to rodzice zdali sobie sprawę z tego, że mogą mnie stracić. Przestraszyli się i stąd ta reakcja. Będzie mi bardzo przykro, że będę musiała ich opuścić, ale muszę pomyśleć teraz o mojej rodzinie, która w tym stanie rzeczy jest z góry skazana na rozpad. Mogłabym prosić o link?
  2. paradoksy Przeczytałam wszystkie opinie. Ciężko je znoszę, bo w ogóle ciężko znoszę krytykę. Nie dlategho że jestem taka zajebista, ale wręcz przeciwnie. Czuję się że jestem biedną sierotką, która nigdy niczego nie osiągnie. Zauważyłam, że wiele osób doradziło mi przeprowadzkę. No więc po długich rozmowach postanowiliśmy, że zaczniemy działać, bo taki stan rzeczy nie może się utrzymywać. I teraz co się stało. Mąż znalazł pracę w trybie ekspresowym, ale w innym mieście (w którym ja studiuję). Wyjechał w zeszłym tygodniu i wrócił w weekend. Powiedziałam, że w najbliższym czasie się wyprowadzimy. Wszyscy się poobrażali, zdenerwowali i delikatnie acz stanowczo zapowiedzieli, że jak się wyprowadzimy, to zdrowie moich dziadków napewno się pogorszy, bo oni tak bardzo wszystko przeżywają. I ja codziennie, dzień w dzień obrywałam za to, że wyjeżdżamy, że im będzie przykro, że mąż wyjechał i zostawił rodzinę. Usłyszałam tylko, że to oszust, że nic nikomu nie powiedział tylko ot tak wyjechał, że jest nieodpowiedzialny. W końcu boję się, że sama zacznę w to wierzyć. Kiedy wrócił sytuacja się zmieniła. Wszyscy byli mili jak miód. Słodcy tak, że próchnicy można dostać. I nawet mój mąż był tak zaskoczony, że zaczął się zastanawiać, czy aby napewno przeprowadzka to dobry pomysł. Jutro idę do psychologa, bo nie wiem co o tym myśleć.
  3. linka sądzę, że moja niechęć i strach przed podjęciem pracy też z czegoś wynika. Nie umiem może ułożyć tego w całość, ale mam wrażenie, że to nie jest lenistwo jak pewnie wielu się to wydaje. Sądzę, że dałabym radę, a jednak boję się zacząć. Czy do tego też potrzebny mi psycholog? Czy pomógłby mi zwiększyć wiarę w siebie? Podnieść samoocenę? TAO ja nie potrafię na to obiektywnie spojrzeć. Bardzo kocham moich rodziców i ich odpowiedź że chcą dobrze wydaje mi się logiczna. Jednak gdy mówią "nie mów do męża kochanie" to to jest przynajmniej dziwne. W innych sprawach jestem mniej przekonana.
  4. Moniko wierzę, że uda mi się wyprowadzić, może nawet przed skończeniem studiów. Zaczniemy się o to starać po nowym roku. Nie wiem tylko, czy wtedy będziemy mieli święty spokój, czy zaczną się telefony, żebyśmy wrócili, bo to bo tamto. Człowiek nerwica Czy to naprawde takie istotne ile miałam lat? Są ludzie, którzy mając lat 30 nadal są pod opieką rodziców, a są osoby które w wieku lat 16 są samodzielne. Ja po prostu pomyślałam, że wszystko się jakoś ułoży. Że w końcu polubią mojego męża, ja skończę spokojnie studia, dziecko będzie już odchowane, pójdę do pracy. Tylko nie przewidziałam, że aż do tego stopnia przestaniemy się zgadzać z moimi rodzicami. I że będą takie akcje. Nie mniej jednak ludzie popełniają błędy i ja swój zrozumiałam, teraz tylko trzeba nad nim popracować. mała_mi też masz chyba rację. Może boją się, że nie zapewni mi bytu i to się rozchodzii? Co do dorabiania na studiach, to już mówiłam. Boję się zacząć. Mam nadzieję, że ten problem też uda mi się rozwiązać.
  5. linka, zacznijmy może od tego że w ciążę nie zaszłam mając naście lat. A małżeństwo może umieć na siebie zarobić a nie wspierać siebie nawzajem i to nie jest dojrzałe. Facet mógł mnie opuścić, ale nie zrobił tego. Trwa przy mnie mimo, że jest niechcianym gościem. Dla mnie to jest dojrzałe. Nie mam możliwości wziąć teraz dziekanki. Nie mam możliwości się wyprowadzić. A jeśli nigdy nie będę samodzielna, to mam nigdy nie zakładać rodziny? Albo nie umawiać się na randki? Albo nie mieć własnego zdania? Widzę, teraz skąd w Tobie tyle goryczy. Do wszystkiego doszłaś sama, ale naprawde nie jestem w lepszej sytuacji tylko dlatego ze rodzice mi pomagaja. Nie mniej jednak poszukam za waszą radą pomocy specjalisty. Może pomoże mi wygrać również z za niską samooceną, a wtedy będzie mi łatwiej stanąć na nogi...
  6. Widzę, że niechcący wywołałam burzę. Moniko studiuję jeszcze tylko do czerwca, jeśli teraz przerwę, to już nie wrócę, bo zmienił się program moich studiów. Różnice programowe by mnie zabiły Więc chcę doprowadzić to już do końca i zacząć coś robić ze swoim życiem Tao właśnie o to mi chodziło. Jak nie dać się manipulacjom i przemocy. O ile to można nazwać przemocą. Jest mi nadal trochę dziwnie bo z jednej strony mówicie, że postąpiłam nieodpowiedzialnie biorąc ślub i tworząc potomka. Spoko. Ale moi rodzice zgodzili się, BA, nawet sami zaproponowali, żeby mieszkać u nich. Na początku jak dopiero zaczynaliśmy się spotykać rodzice tolerowali męża. Może dlatego, że to nie było jeszcze nic poważnego? Nie powiedziałabym, żeby go jakoś specjalnie lubili, ale tolerowali. Wtedy sądziłam, że jakoś się ułoży. Wiele małżeńtw mieszka z rodzicami i wielu naprawde nie narzeka. Moi rodzice byli zawsze bardzo opiekuńczy. Bardzo się starali, żebym była szczęśliwa, możliwe, że kiedy pojawił się w moim życiu ktoś kto daje mi tyle samo szczęścia co oni poczuli się zagrożeni. Kiedy pojawiło się dziecko to koniecznie chcieli wyręczać mnie w sprawach, w których doskonale bym sobie poradziła. Może przez to mam tak niską samoocene, bo skoro rodzice muszą mi we wszystkim pomagać, to jaka ja muszę być bezwartościowa? Obecnie przestałam rozmawiać i dzielić się przemyśleniami. Zwyczajnie się wycofałam. Mąż tak samo. Serdeczni jesteśmy tylko dla dziecka. Innych członków rodziny unikamy. Nie unikamy natomiast stałego opieprzania za cokolwiek, obrażania się i innych akcji. Jasne że powinnam się wyprowadzić, zacząć od razu zarabiać, być zaradna i tak dalej, ale jak do cholery mam to zrobić? Jest mi naprawde ciężko odciąć pępowinę, dlatego tu jestem. I co? Było o tym pomyśleć wcześniej tak? Przepraszam, powinnam była dokonać aborcji i zerwać z facetem, którego kocham, bo jeszcze nie jestem (i może nigdy nie będę) samodzielna. Albo może powinnam powiedzieć "Sorry kotku, ale mieszkam z rodzicami, poczekaj aż się wyprowadzę." Piękny dojrzały związek i dojrzałe macierzyństwo to nie tylko własny dom, samochód i pieniądze. To umiejętność dbania o drugą osobę. Uważam, że rodzina nie powinna w tym przeszkadzać (np mówiąc "nie mów "kochanie" do swojego męża), ubezwłasnowalniać swojego dorosłego dziecka, tylko pozwolić mu działać tak jak ono czuje. Więc jeszcze raz w dużym skrócie. Mam problem z rodzicami, którzy traktują mnie jak dziecko, manipulują i nie lubią mojego męża i mojego zachowania wobec niego (chyba trzymanie się za rękę to normalne w małżeństwie czy nie???). Nie mogę jeszcze stanąć na nogi bo mam problemy z samooceną i prawdopodobnie z nerwicą i DDD. Jak się bronić, przed ich wpływem dopóki się nie wyprowadzę? I proszę, nie rozliczajcie moich decyzji. Uważam, że moje małżeństwo jest dojrzałe. Wspieramy się, kochamy i naprawde nie chcemy tego zniszczyć. Pomożecie?
  7. Wydaję mi się, że rodzice zgodzili się żebyśmy mieszkali u nich głównie z chęci kontrolowania nas. Być może się mylę, być może po prostu chcą dla nas dobrze. Nie potrafię na to obiektywnie spojrzeć. Wiem natomiast co jest ważne dla mnie. Ważna dla mnie jest rodzina. Moja rodzina i rodzina którą tworzę z mężem i dzieckiem. Nie chcę nikogo skrzywdzić, ale wszelkie decyzje jakie podejmuję kogoś krzywdzą. Dziś rozmawiałam z każdym z osobna o przeprowadzce. Mąż chce, rodzina nie chce, żebyśmy się wyprowadzili. Wręcz płaczą, że nie będą widywać wnuczki. Uważają że sobie nie poradzimy i grożą że odetną nas od finansów. Mąż może się wyprowadzić, a ja i moje dziecko mamy zostać. Więc to nie chodzi o to, że my ich denerwujemy, tylko, że oni nas w jakiś sposób potrzebują. Już sama nie wiem. A może to znowu podwójne wiązanie? Chcę decydować o sobie, ale jestem bardzo wrażliwa na krzywdę innych i nie mogę pogodzić się np z faktem, że ktoś może być przeze mnie nieszczęśliwy. A ktoś z nas napewno będzie.
  8. Chyba czegoś nie rozumiem. Dlaczego uważacie, że to moja wina? Jestem winna, bo wyszłam za mąż? I to wcześnie? To nie powinno być przedmiotem sporu. Czuję, że większość z was w myślach uważa mnie za głupią gąskę, która nie mając nic lepszego do roboty i nie widząć innych perspektyw na przyszłość po prostu sobie wyszła za mąż. No pięknie. wiola173 To jest właśnie chyba tak jak mówisz, że rodzice nie pozwalają nam żyć własnym życiem. Gdybym wzięła rozwód - cieszyliby się. A dla mnie to by oznaczało rozbitą rodzinę. Znam przypadek koleżanki, której rodzina jej chłopaka zniszczyła piękny związek doprowadzając do totalnego rozpadu. Jego chwalili, a ją wyzywali od najgorszych i oczerniali przy chłopaku. U nas dzieje się dokładnie to samo. Mąż jest oczerniany, ja jestem małą dziewczynką którą on sprowadził na złą drogę i wymagającą pomocy. Oznajmiam. Jest mi dobrze w małżeństwie. Kocham męża. Uwielbiam nasze maleństwo. Nie potrzebuję do szczęścia nic więcej. Oprócz zakończenia tych chorych akcji, które nie są nikomu potrzebne. Może to ja jestem potrzebna rodzicom jako mała dziewczynka bez własnego zdania, a nie dorosła kobieta wiedząca czego chce?
  9. Człowiek nerwica dlaczego "hmmm..."? Uważasz że popełniłam życiowy błąd? Branie ślubu nie zależy od ilości kasy na koncie, ani od wielkości domu. No chyba, że coś przeoczyłam i teraz ślubu nie bierze się z miłości, tylko ze względów materialnych. Boże jaki ten świat okrutny! A prawdą jest, że można wiele lat spędzić w szczęśliwym małżeństwie, nie mając grosza przy duszy. Można mieć lat 16 i być pewnym swoich decyzji. A można mieć lat 40 i nie być do końca zdecydowanym czego się w życiu chce. Ja biorąc ślub byłam pewna tego człowieka. Ma owszem swoje wady, ale ma również mnóstwo zalet. Jestem z nim szczęśliwa i jedyne co mi psuje moje szczęście, to bycie nieszczęśliwym członkiem mojej rodziny. Lolita Jesteśmy razem ponad 4 lata. Może wielu to dziwi, że za szybko, wielu nawet otwarcie twierdzi, że będę tego żałować. Ale nikt za mnie życia nie przeżyje. Nikt nie da mi gotowej recepty na życie. Nikt mi też nie powie jaka będzie przyszłość. Chcę to wszystko odkryć sama i wyrżnąć o beton tyle razy, aż się nauczę. Może to głupio brzmi, że osoba która boi się życia mówi coś takiego. Boję się, ale chcę próbować. Jest jednak stale w moim życiu siła, która hamuje mnie przed wszelkimi decyzjami - moja rodzina. Jedyne poważne decyzje jakie podjęłam zupełnie sama, to małżeństwo i rozpoczęcie studiów. harpagan83 Ja sama nie wiem co o tym myśleć i dlatego tu jestem.
  10. linka dokładamy się. Jesteśmy tylko częściowo (bo nie całkowicie) zależni FINANSOWO, ale to nikogo nie upoważnia do wtrącania się w nasze prywatne sprawy i jak się do siebie zwracamy, ani tym bardziej jak wychowujemy dziecko. Niestety często jesteśmy zmuszeni brać od nich pieniądze, przez co często kwestie finansów i spraw prywatnych są ze sobą wymieszane. Np. "Jeśli zadecydujecie w ten sposób to nie damy wam pieniędzy". To poniżające. Ale czytając Wasze odpowiedzi zastanawiam się czy to faktycznie DDD czy może to ja mam problem, bo za wcześnie wyszłam za mąż? Pomyślałam jeszcze o jednym. Czytałam kiedyś o "podwójnym wiązaniu" czyli wysyłaniu najczęściej przez rodziców sprzecznych ze sobą komunikatów. W moim przypadku komunikat "Jesteś najlepsza, najmądrzejsza, najpiękniejsza" jest sprzeczny z "Nie dasz sobie rady, bez nas sobie nie poradzisz, chcemy Ci pomóc, żeby Ci było łatwiej!" Ostatnio gdy słyszę, że chcą mi pomóc, to staram się w ogóle nie nawiązywać kontaktu, a jeśli już to jestem opryskliwa, denerwuję się, płaczę. Może to przez to tak trudno mi coś osiągnąć? Nie mniej jednak w najbliższym czasie odwiedzę psychologa. I postaram się jak najszybciej wyprowadzić. (Ciekawa tylko jestem czy wyprowadzając się nikogo niechcący nie zranię? Np mamy, która będzie się bała, czy jej mała córeczka nie zrobi sobie krzywdy.) Dziękuję, za wszystkie odpowiedzi. Były naprawde bardzo pomocne! Jeśli coś się zmieni (a zmieni się napewno), to o tym napiszę:-) Dziękuję Wam bardzo!
  11. Dziękuję wszystkim za Wasze opinie. Związek małżeński zawarłam, bo oboje tego chcieliśmy. Dziecko już było na świecie, więc to raczej nie było powodem. Nie są jednak chyba istotne powody zawarcia małżeństwa, tylko to jak wpłynęło to na życie w rodzinie. A wpłynęło tak, że małżeństwo jest w zasadzie "na papierze". Ja rozumiem, że komuś może przeszkadzać pocałunek, przytulenie...ale czy naprawde musi przeszkadzać, żee np robię mężowi śniadanie, albo mówię do niego "kochanie"? Bo u mnie właśnie tak jest. Wiele młodych małżeństw jest zmuszonych do mieszkania z rodzicami bo nie stać ich nawet na wynajem. Nie każdy ma piękny i idealny start. Oczywiście najlepiej dla nas byłoby się wyprowadzić i oczywiście do tego będę dążyć. Nie mniej jednak boję się, że w życiu sobie nie poradzę (tak jak wmawia mi rodzina). Pewnie mają racje, bo z poczuciem własnej wartosci poniżej średniej krajowej, powinnam w ogóle się ubezwłasnowolnić. Aha, jeszcze jedno. Uważam, że np rządzenie, mówienie komuś co ma robić ze swoim życiem, rozpytywanie o rzeczy prywatne, układanie zycia, układanie rzeczy w szafkach, decydowanie o wszystkim za nas nie można podpiąć pod "wy u nas mieszkacie, więc róbcie jak mówimy". Nie ma jakiejś podstawowej prywatności i intymności, co jednak w związku jest bardzo potrzebne.
  12. veraverde Ja strasznie boję się że wybuchnie 3 wojna światowa. Boję się broni jądrowej, a non stop się słyszy na ten temat różne rewelacje. A Ty chyba bardzo szybko dojrzałaś. Faktycznie jak na 10-latkę miałaś bardzo poważne myśli. Co do snów... czasami też tak mam. Muszę się nieźle namęczyć, żeby się obudzić, a jak już to zrobię to cała jestem spięta, trzęsę się, oddech nierówny. W koszmarach tracę kontrolę nad sytuacją i nie mogę nic zrobić. Myślę, że wiele z tych stanów które masz mogło być od pigułek. Ja jak tylko będę miała możliwość to je odstawię. Narazie jeszcze ich potrzebuję
  13. Nie jestem dorosłym dzieckiem alkoholików. W mojej rodzinie nie było alkoholu. Tym bardziej z nim problemu. No ale faktycznie wiele z tego co było napisane w teście mam. Skopiowałam to co mnie dotyczy. Boję się utraty kontroli, choć reaguję bardzo emocjonalnie. Zdarzało się że ktoś w mojej rodzinie nie panował nad sobą. B yły krzyki i czasami szarpanie. W mojej rodzinie chaos wybuchał zupełnie niespodziewanie. Chyba. Zwłaszcza jak coś było nie po czyjejś myśli. Trudno mi wyrażać uczucia, bo kiedy próbuję, to nie mam słów na wyrażenie ich. Rzadko mówię o tym co mnie boli. Konflikt oznaczał, że ktoś się na kogoś wydzierał, lub obrażał się i wychodził z pomieszczenia. Trudno mi odmówić, kiedy ktoś prosi mnie o pomoc. Czuję się winny za odczuwanie jakichkolwiek własnych potrzeb. Ciągle za wszystko przepraszam. Przepraszam za rzeczy, które nie wymagają przeprosin. W mojej rodzinie ktoś zawsze był obwiniany. W znacznej mierze jestem samotnikiem. Mam skłonność, by nie śmiać się bez uprzedniego sprawdzenia, czy inni też się śmieją. Kiedy czuję się zagrożony, przyjmuję pozycję obronną Czasem wolę skłamać, niż przyznać się do popełnionego błędu. Odejście jest dla mnie niezwykle trudne. Jeżeli ty masz rację, to ja napewno się mylę W mojej rodzinie stale posługiwaliśmy się takimi terminami, jak: zawsze, nigdy, bezwzględnie, całkowicie (wiecznie) Pamiętam jak mówiono mi "nie denerwuj się". Dodam tylko, że przestałam się zwierzać ze swoich problemów rodzinie, bo zwykle moje problemy są rozumiane jako moje widzimisię, albo szukanie problemu tam gdzie go nie ma. Może faktycznie nie mam problemów tylko niepotrzebnie zawracam głowę? Nie mniej jednak faktem jest że nie potrafię się usamodzielnić. Rozmawiałam z rodziną o przeprowadzce, że chcę i że napewno wkrótce to nastąpi. Dowiedziałam się że: - nie poradzę sobie - mąż nie zarobi na nasze utrzymanie (i wtedy napewno wyśle mnie, żebym zarabiała na ulicy) - nie skończę studiów - jeśli się wyprowadzę, to dziadkowie podupadną na zdrowiu - jeśli się wyprowadzę to nie dostanę od rodziców żadnych pieniędzy - nie myślę wcale o dziecku (no właśnie myślę i dlatego chcę się wyprowadzić. Małe dziecko nie powinno non stop słuchać przykrych słów i kłótni) Co o tym myślicie? Może powinnam pójść do psychologa?
  14. To nie jest takie proste, żeby uniezależnić się finansowo. Niektórym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. Obecnie kończę studia i bardzo chcę się usamodzielnić. Niestety sytuacja jest taka jaka jest i nie mamy możliwości się wyprowadzić. Powoduje to frustracje nie tylko nasze ale i naszej rodziny. Nikomu nie jest z tym dobrze, ale narazie nie możemy nic zrobić. Poza tym mam trudności z byciem samodzielną. Boję się podjąć pracę. Mam jednak straszliwie niską samoocenę. Kiedyś zaczęłam pracę mimo, że rodzice mówili, że sobie nie poradzę, niestety faktycznie nie poradziłam sobie i jedyne co usłyszałam to "a nie mówiłam". Jestem więc rozbita na a) Rodzice mają zawsze racje i sobie nie poradzę b) rodzice nie mają racji - poradzę sobię. Wiem, że nie zmienię moich rodziców. Chcę jednak nauczyć się jak nie dać się zwariować. Jak tu postąpić w zgodzie z samą sobą i nie urazić nikogo. Przez brak najmniejszych nawet oznak czułości (już nawet będąc sam na sam przestaliśmy się przytulać. Chyba z przyzwyczajenia). Jesteśmy po ślubie prawie trzy lata. Sytuacja się niestety nie zmienia, a wręcz się pogarsza. Maż nie raz słyszał "Szkoda, że spotkałeś naszą córkę." Już dłużej nie chcę być między młotem a kowadłem, bo nie da się być lojalnym wobec rodziny i wobec męża jednocześnie. Zupełnie nie potrafię się w tym odnaleźć, choć minęło już tyle czasu.
  15. No a dla mnie to stanowi tajemnicę. Nie robimy przecież nie wiadomo czego. Tym bardziej, że jesteśmy mężem i żoną. Ja rozumiem gdyby to był ostentacyjne siadanie sobie na kolanach i całowanie się, albo nie wiadomo jakie intymne pieszczoty, ale to? Nawet zwykłe dotknięcie jego ręki wywołuje natychmiastową obrazę majestatu.
×