Skocz do zawartości
Nerwica.com

vnv

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez vnv

  1. Ufff... myślałem że tylko ja jestem neurotykiem który się bębnami interesuje! Pokrzepiłeś mnie stary :) A tak poważnie to myślę że dobrze by było wybrać się do lekarza i porozmawiać, dostać też odpowiednie leki na początek - aby znaleźć siłę by się z tego wydźwignąć... Nadmierne poczucie odpowiedzialności to typowa bolączka każdego szanującęgo się neurotyka (moja również, niestety), także nie bój się nic że to schizofrenia czy początki psychozy... Trzeba trochę zmienić podejście, popracować nad osobowością, nad daniem samemu sobie więcej swobody, więcej wyrozumiałości. Polecam psychiatrę, naprawdę - mi bardzo pomógł za pierwszym razem (a że od kilku miesięcy brakuje mi sił aby dalej wypierać nerwicę więc w przyszłym tygodniu wybieram się ponownie). Trzymam za Ciebie i pozdrawiam serdecznie!
  2. Eeee luzy masz dziewczyno, walcz mężnie, bo jak będziesz pozwalała, żeby Ci natręctwa weszły na głowę to nie dość oczywiście, że nie ustaną to jeszcze możliwe, że narosną jakieś nowe. Walczyć, walczyć, walczyć! Wiesz przecież że to nie ma żadnego znaczenia dla bezpieczeństwa czy poprawisz to czy tamto albo domkniesz drzwi, wiesz że to tak naprawdę nic - więc jedyna sensowna reakcja to zignorowanie! Ja w zasadzie też tak miałem początkowo, olałem sprawę (tzn. podporządkowałem się swym lękom, domykałem po setki razy drzwi, zbierałem najmniejsze okruszki z podłogi, układałem symetrycznie, etc.) no i w końcu się tak rozrosło, że bez pomocy psychiatry i leków sobie nie poradziłem. Trzeba wierzyć i walczyć od samego początku - a będzie dobrze. :)
  3. Ale w jakim sensie przestanie się orientować ? W czasie, miejscu, przestrzeni, własnej tożsamości? To u psychotyków oczywiście, a związek między nerwicą a psychozą jest raczej taki jak między każdym przewlekłym stresem a psychozą - nasila predyspozycje (o ile takowe są) ale nawet mimo tego nie musi działać jako czynnik spustowy. Po prostu - jak stres.
  4. Pomyślałem że warto otworzyć temat, który zachęcałby do wymiany własnych zaobserwowanych tendencji i mechanizmów leżących u podłoża nn - i zachowań niwelujących te tendencje (już sama ich świadomosć pomaga). Przeczytałem jakiś czas temu post na niniejszym forum i jedno zdanie w zasadzie otworzyło mi oczy - to mianowicie, że neurotycy skupiają się na lękowych punktach sytuacji i je tendencyjnie potwierdzają. No niby nic odkrywczego ale jak zacząłem obserwować siebie i swoje reakcje to zauważyłem całą masę właśnie tego typu zachowań - wcześniej w pełni lękotwórczych, teraz, dzięki tejże "wizji", już nieco mniej. Także zaczynając od siebie, co zauważyłem... Koncentrowanie się na szczególe, wyolbrzymianie negatywnych drobiazgów (tak, wiem, już o tym było ale nie zaszkodzi powtórzyć - przynajmniej sobie to utrwalę ), zasłanianie tymi właśnie drobiazgami całej nadrzędnej kategorii [no właśnie, tutaj pies pogrzebany!], pomijanie pozytywnych aspektów, absolutyzacja, generalizacja, skłonnosć do kategoryzowania w myśl zasady "wszystko albo nic". Wszystko to obraca się wokół jednego, jakby patologicznej skłonności do analizy i perfekcji... Często więc staram się sobie powtarzać - więcej luzu, co narazie mi umyka, za chwilę może się rozjaśnić, więc spróbuję spojrzeć na rzeczy własnie tak, jakby to było już jasne. [w żadnym wypadku na odwrót!]. Nie wszystko muszę rozwikłać teraz - i nie wszystko musi być idealne! Zakładam, że na wszystko co robię znajdę prędzej czy później wyjaśnienie - i tak staram się traktować sytuacje. Wiem, że jak się zacznie odczynnianie (mycie rąk, układanie etc) to będzie to niestety krok do tyłu.
  5. No cóż, to Twoje zdanie... Mnie psychoterapia i 1. już wizyta u psychologa bardzo pomogły - i w dalszym ciągu słowa jakie z terapii wyniosłem mi pomagają. I nie biorę leków od 1,5 roku. Leki są dobre aby powrócić do walki o siebie - po jakimś czasie już ich nie potrzebujesz jeśli masz w ręce odpowiednią broń i zaplecze poznawcze.
  6. Te, jak piszesz, "pogłoski" o wrażliwości mózgu boję się że jednak są prawdziwe - tyle, że, jak piszę, jest on tak dobrze chroniony (puszka czaszkowa, płyn mózgowy, bariera krew-mózg), że trzeba się mocno napocić żeby coś wewnątrz nabroić... Lekkie poszturchiwania chyba nikomu nic złego nie wyrządzą (aczkolwiek jak dla mnie lepiej by było to po prostu wykorzenić - raz a porządnie).
  7. Nooise. Mózg to wrażliwy organ, mocno chroniony co prawda, ale wrażliwy, nietrudno zatem go uszkodzić. Zastanów się raczej jaki jest sens tego, że chcesz odczynniać przypadkowe uderzenia - zanim Ci się to rozwinie (może, ale nie musi oczywiście!!!!) w cały system rytuałów, bo wtedy trudno jest bez pomocy psychologa, niestety. Trzeba tłamsić nerwicowe odruchy W ZARODKU.
  8. Na skutek bezpośrednich uderzeń nie bardzo, chyba żebyś się naprawdę mocno uderzył. Ale fakt że zaczynasz popadać w rytuał nie świadczy zbyt dobrze - najlepiej to zignoruj następnym razem jak się przypadkiem uderzysz, pomyśl, że nie warto sobie zawracać tym głowy :)
  9. Namiarów nie znam bo jestem z Krakowa, natomiast jeśli o psychoterapię samą chodzi to to jest podstawa wyleczenia nerwicy. No i oczywiście wiara w to że się uda, ale to się rozumie samo przez się :) Przyjrzyj się, Iwono, własnym reakcjom, postaraj uchwycić to, co je nakręca, myśli które je nasilają (taka metaanaliza siebie), czyli to co leży u samej podstawy... To jest jedyne wyjście aby wyrwać ten syf z korzeniami, inaczej zawsze się będzie walczyć z objawami.
  10. Uda, uda, co się ma nie udać, tylko trzeba nauczyć się kontrolować swoje myśli żeby nie przejmować się zanadto pierdołami
  11. Trzeba walczyć dziewczyno, konfrontować się ze swym lękiem, z przekonaniami które stoją u jego podłoża - i wierzyć, wierzyć że się wygra (bo na pewno w końcu się wygra). :)
  12. A na psychoterapię, kochani bracia i siostry w neurozie, nikt z Was nie chodzi? Mnie bardzo pomogła, otworzyła oczy, choć od tej pory (1,5 roku minęło od końca terapii) nieco już wzrok się przyćmił, niestety... Tak czy inaczej parę wizyt u psychiatry/psychologa i rozmowa, wymiana doświadczeń - może tylko pomóc, takie jest moje zdanie.
  13. Z czytaniem też miałem podobnie: musiałem spoglądać co chwilę na numer strony (to jeszcze było w miarę ok bo przynajmniej trwało tylko sekundę) albo (tu już gorzej) czytałem jedno zdanie bardzo powoli, kilka razy, koncentrując się na każdym słowie aby mieć pewność że nic mi nie umknęło albo (a to to już masakra była) zaczynałem czytać zdanie (oczywiście już przeczytane kilka razy bo jakże inaczej) ale musiałem się cofnąć jeszcze o jedno, i jeszcze o jedno, i jeszcze o jedno, tak że czasem czytałem po pół strony do tyłu, wszystko wolniutko, ważąc każde słowo, dopóki nie byłem pewien że wszystko przeczytane i zrozumiane.... Boże, boże.... to było takie... przykre i głupie. na szczęście teraz służy mi to jako podpora do zwalczania obecnych obsesji - przecież wiem, że to ja tworzę, i tak jak nie ma co się przejmować wczesniejszym zdaniem, tak i nie ma się co przejmować tą oto kolejną nieuzasadnioną wątpliwością....
  14. Ja postanowiłem przed kilkoma dniami przeorganizować poznawczo siebie, tzn. przemonitorować swoje przekonania i wykryć jakieś tendencje które uprzykrzają mi życie (jak np. skupianie się na szczególe pomijając całość, otoczkę, wyolbrzymianie negatywów, etc.) dzięki czemu trochę lepiej zrozumiałem to co robię i dlaczego (np. wstręt przed łazienką, dotknięcięm tego, tamtego...). Postanowiłem więc najpierw się przekonać, że nie ma czego się bać a następnie potwierdzić to w praktyce, także od kilku dni rzucam się w wir swych lęków... Początkowo było bardzo dobrze, potem trochę się nasiliło, ale stopniowo jest lepiej - a przede wszystkim wiem, że jest to słuszna droga. Zmiana i monitoring przekonań (często tak głupich i niesprawiedliwych dla nas samych, neurotyków) + zmiana zachowań, tak, że jak się samemu spostrzeże, iż robi się to a to (styka z przedmiotem swego lęku) to się będzie samego siebie potwierdzać i w końcu się ten lęk "wygasi". Wiem, łatwo brzmi, gorzej z wykonaniem. Ale nie poddaję się i nigdy nie zamierzam. :) Najgorsze chyba co można zrobić ze swoją nerwicą to uciekać przed nią, sycić ją, omijać to czego się boi... w ten sposób przez całe życie się będzie uciekać. To jest rozwiązanie doraźne, jałowe, krótkowzroczne - choć jak alkohol - kojące na chwilę ból...
  15. Nn jest uleczalna o tyle, o ile uda się rozwiązać stojące u jej podłoża konflikty, z reguły nieuświadamiane i często przysłonięte przez inne. Często równa się to przebudowaniu całej osobowości, stąd i stwierdzenia, że trudno jest nn wyleczyć. Trudno, ale wierzmy, że jednak w ludzkiej sile... Co do psychoterapii grupowej trudno mi powiedzieć. Ja uczestniczyłem w indywidualnej, ale na chłopski rozum to grupowa wymiana doświadczeń i sposobów radzenia sobie z nerwicą jest całkiem niezłym pomysłem.
  16. Brawo stary! Dodajesz mi otuchy swoimi słowami! Sam się już leczyłem na nerwicę natręctw z powodu m.in. obsesyjnych treści erotycznych, przeszło na jakiś czas po rocznej farmako- i psychoterapii, ale ostatnimi miesiącami było tylko gorzej. Wczoraj się przełamałem jakoś i zacząłem robić tak jak mówisz - na opak! myśleć i robić w ten sposób i naprawdę czuję się okej, przynajmniej na jakiś czas... Tak czy inaczej wizytę u psychiatry już zaklepałem, z pomocą odpowiednich leków i silnym postanowieniem walki powinno się udać... Grunt to nie dać się.
  17. Też mam podobny problem aczkolwiek moje myśli koncentrują się głównie na sferze seksualnej. Leczyłem się z powodu nerwicy natręctw już kilka lat temu i teraz ponownie zacznę wizytować psychiatrę - i Tobie też polecam to samo. Nie ma sensu się męczyć ani eksperymentować samemu z lekami.
  18. Nie jest to nerwica natręctw, wbrew jednemu z powyższych komentarzy. Być może bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie że to nerwica lękowa, która przybiera somatyczną formę. Być może za bardzo poważnie (i to niekoniczenie świadomie) traktujesz to, co się dzieje w Twoim życiu, tak, że staje się to kwestią życia i śmierci i spiętrza lęk, który tylko podbudza przekonanie o ważności tego czy tamtego. I tak spirala się nakręca. Nie trzeba iść do psychiatry od razu, Twój problem nie wymaga chyba farmakoterapii, a przede wszystkim wymaga psychoterapii - także ja osobiście sugerowałbym psychologa...
  19. Myślę, że wizyta u psychiatry, jak już to zostało "bąknięte" po cichu, to jest rozsądne wyjście. Ja też miałem takie jazdy kilka lat temu i niestety nie cichły ale wprost przeciwnie, nasilały się, i teraz pluję sobie w brodę, że tak wiele czasu musiało upłynąć zanim się zdecydowałem na wizytę u lekarza... Wierzcie mi, im szybciej - tym lepiej.
  20. Strach i wstyd wręcz powiedzieć, ale serce roście jak czytam Wasze wiadomości - pamiętam, że jeszcze nie tak dawno temu myślałem, że jestem sam jak palec z tym, o czym piszesz, Aniołeczku. Ale widzę, że się pomyliłem. Ja wyleczyłem się z obsesji o erotycznej treści jak również zbieractwa okruszków, domykania drzwi, mycia rąk - dzięki psychoterapii. A konkretniej - dzięki akceptacji seksualności, zrozumieniu tego, iż seks jest czymś pięknym, jest czymś niezmiernie podniecającym - a do tego też w chwili gdy samemu nie jest się w związku, jego wyobrażenie nie jest czymś złym, a zgoła jest jak najbardziej NATURALNĄ czynnością, jako rodzaj odreagowania. I podniecenie odczuwane wówczas również. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy ludzkie potrzeby - i trzeba to zaakceptować. Do tego też wszystkim nam, bez wyjątku zdarzają się głupie myśli - róznica między stricte nami (tj. neurotykami), a ludźmi zdrowymi polega na tym, iż przywiązujemy do nich zbyt wielką wagę, zbyt się nimi "ciśnieniujemy" :), zbyt jesteśmy spętani określonymi zasadami od których nie ma wyjątków. A doprawdy - nie ma czym się katować, trzeba tylko zaakceptować siebie i swe potrzeby. Tak przynajmniej kwestia wyglądała ze mną, ale z tego co wiem, to u podłoża obsesji o takim charakterze o jakim mówisz z reguły właśnie leży wypieranie własnej popędowości (np. przez zakorzenione głęboko przekonanie o ciężkim grzechu jakim jest seks czy podniecenie w odpowiedzi na jego wyobrażenie - a to jest bardzo, bardzo nieludzkie i bezsensowne przekonanie). Akceptacja jej jak dla mnie zrównała się z możnością przetrawienia, przepracowanie emocjonalnego dzikich i wulgarnych aktów, które są rodzajem przedłużenia (aczkolwiek wypatrzonego) czegoś co jest jak najbardziej normalne. Wówczas też te myśli znieknęły. Powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki, moja droga :)
  21. Strach i wstyd wręcz powiedzieć, ale serce roście jak czytam Wasze wiadomości - pamiętam, że jeszcze nie tak dawno temu myślałem, że jestem sam jak palec z tym, o czym piszesz, Aniołeczku. Ale widzę, że się pomyliłem. Ja wyleczyłem się z obsesji o erotycznej treści jak również zbieractwa okruszków, domykania drzwi, mycia rąk - dzięki psychoterapii. A konkretniej - dzięki akceptacji seksualności, zrozumieniu tego, iż seks jest czymś pięknym, jest czymś niezmiernie podniecającym - a do tego też w chwili gdy samemu nie jest się w związku, jego wyobrażenie nie jest czymś złym, a zgoła jest jak najbardziej NATURALNĄ czynnością, jako rodzaj odreagowania. I podniecenie odczuwane wówczas również. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy ludzkie potrzeby - i trzeba to zaakceptować. Do tego też wszystkim nam, bez wyjątku zdarzają się głupie myśli - róznica między stricte nami (tj. neurotykami), a ludźmi zdrowymi polega na tym, iż przywiązujemy do nich zbyt wielką wagę, zbyt się nimi "ciśnieniujemy" :), zbyt jesteśmy spętani określonymi zasadami od których nie ma wyjątków. A doprawdy - nie ma czym się katować, trzeba tylko zaakceptować siebie i swe potrzeby. Tak przynajmniej kwestia wyglądała ze mną, ale z tego co wiem, to u podłoża obsesji o takim charakterze o jakim mówisz z reguły właśnie leży wypieranie własnej popędowości (np. przez zakorzenione głęboko przekonanie o ciężkim grzechu jakim jest seks czy podniecenie w odpowiedzi na jego wyobrażenie - a to jest bardzo, bardzo nieludzkie i bezsensowne przekonanie). Akceptacja jej jak dla mnie zrównała się z możnością przetrawienia, przepracowanie emocjonalnego dzikich i wulgarnych aktów, które są rodzajem przedłużenia (aczkolwiek wypatrzonego) czegoś co jest jak najbardziej normalne. Wówczas też te myśli znieknęły. Powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki, moja droga :)
  22. Crystal. Nie ma sensu się z reguły męczyć samemu, ja się męczyłem przez 3 lata i choć robiłem co mogłem aby wyzdrowieć to było tylko gorzej i gorzej. W końcu myśli nie dawały mi spokoju przez całe dnie, od poranka aż po noc, i jak nie poświęcałem im uwagi to czułem taki niepokój że nie mogłem po prostu wytrzymać. Do tego ciągłe zbieranie okruszków z podłogi, ciągłe domykanie drzwi po 1000 razy, mycie rąk, boże... A wystarczyło mi pójść do psychiatry o te kilka lat wcześniej, zacząć brać leki i przede wszystkim - otworzyć się na psychoterapię, na zmianę swoich przekonań i akceptację własnych popędów, bo ich tłumienie często jest podstawą nerwicy. Teraz jest już rok po zakończeniu terapii, od roku też nie biorę leków i jest w miarę ok (własnie dzięki zmianie siebie i niektórych swych, teraz to widzę, tak durnych przekonań...). Wierz mi, im szybciej pogadasz z psychologiem lub psychiatrą tym mniej będziesz cierpieć. Pozdrawiam.
  23. Crystal. Nie ma sensu się z reguły męczyć samemu, ja się męczyłem przez 3 lata i choć robiłem co mogłem aby wyzdrowieć to było tylko gorzej i gorzej. W końcu myśli nie dawały mi spokoju przez całe dnie, od poranka aż po noc, i jak nie poświęcałem im uwagi to czułem taki niepokój że nie mogłem po prostu wytrzymać. Do tego ciągłe zbieranie okruszków z podłogi, ciągłe domykanie drzwi po 1000 razy, mycie rąk, boże... A wystarczyło mi pójść do psychiatry o te kilka lat wcześniej, zacząć brać leki i przede wszystkim - otworzyć się na psychoterapię, na zmianę swoich przekonań i akceptację własnych popędów, bo ich tłumienie często jest podstawą nerwicy. Teraz jest już rok po zakończeniu terapii, od roku też nie biorę leków i jest w miarę ok (własnie dzięki zmianie siebie i niektórych swych, teraz to widzę, tak durnych przekonań...). Wierz mi, im szybciej pogadasz z psychologiem lub psychiatrą tym mniej będziesz cierpieć. Pozdrawiam.
  24. vnv

    Natręctwa myśli...

    Terapia kognitywno-behawioralna opiera się z jednej strony na próbie ukazania choremu dlaczego cierpi na to a na to, głównie przez odwołanie się do procesów poznawczych które mu towarzyszą a są na tyle zautomatyzowane że nie jest się ich świadomym. Uczy się zatem analizować własne myśli, analizować przekonania które mogły doprowadzić do danej patologicznej sytuacji, przekonania które niezmiernie często są w jakiś sposób wynaturzone, przesadzone, zbyt wymagające względem samego siebie; często na dokłądkę pochodzą one z okresu dzieciństwa. Z drugiej strony uczy się jegomość leczony w ten sposób aktywnie przezwyciężać swoje natręctwa, np. przez stopniowe obniżanie poziomu lęku jaki wywołują (coraz to bardziej wymagające wyobrażenia lub zetknięcia z awersyjną sytuacją, poczynając od tylko troszkę przykrej do najbardziej bolesnej) albo też "rzucenie się" w swój neurotyczny strach (np. celowe (!) ubrudzenie swych dłoni - ale to tylko dla nielicznych odważnych :)). Wszystko to po to, aby zyskać świadomosć panowania, zarówno poznawczego jak i w zachowaniu, nad swoimi natręctwami. Co do niektórych z Waszych wypowiedzi - gdy zaczyna się problem, wierzcie mi, idzcie czym prędzej do psychologa lub psychiatry. Wiem na własnej skórze - im dalej, tym gorzej. Z reguły nie obędzie się bez początkowej terapii farmakologicznej, ale jest ona -jak dla mnie przynajmniej (jestem, o ironio, po psychologii; ale że jestem też po kilku latach cierpień na tym przeklętym podłożu obsesyjno-kompulsywnym, także wiem co mówię)- tylko uzupełnieniem, gdyż główną rolę w nerwicy (zresztą nie tylko) gra zmiana własnych przekonań, a często też pewnych cech osobowości (zmniejszenie wymagań względem siebie, poluźnienie więzów, jakimi się samemu krępuje, np. ciągła praca, ciągły perfekcjonizm, ciągłe nakazy i zasady, których za nic nie można złamać - precz z tym świństwem!). Pomyslcie o tym - nie jesteśmy doskonali i nie musimy być doskonali, nie przywiązujmy zatem aż takiej wagi do własnych obowiązków i konieczności. Nie ma konieczności. Ja osobiście zażywałem Seronil przez rok (po 3 latach kompletnie bezcelowego, narastającego z czasem męczenia się i zwodzenia, że może samo przejdzie... nie, nie przeszło samo, niestety), poczułem się po nim od razu lepiej (tzn. od razu jak od razu, po kilkunastu dniach) - ale, jak mówię, to terapia własnej osobowości jest kluczem do zdrowia, także na tym się koncentrujcie. Terapia własnych więzów i nieraz bezdusznych wymagań, którymi się katujemy, nawet o tym nie wiedząc Pozdrawiam Was wszystkich.
  25. vnv

    Natręctwa myśli...

    Terapia kognitywno-behawioralna opiera się z jednej strony na próbie ukazania choremu dlaczego cierpi na to a na to, głównie przez odwołanie się do procesów poznawczych które mu towarzyszą a są na tyle zautomatyzowane że nie jest się ich świadomym. Uczy się zatem analizować własne myśli, analizować przekonania które mogły doprowadzić do danej patologicznej sytuacji, przekonania które niezmiernie często są w jakiś sposób wynaturzone, przesadzone, zbyt wymagające względem samego siebie; często na dokłądkę pochodzą one z okresu dzieciństwa. Z drugiej strony uczy się jegomość leczony w ten sposób aktywnie przezwyciężać swoje natręctwa, np. przez stopniowe obniżanie poziomu lęku jaki wywołują (coraz to bardziej wymagające wyobrażenia lub zetknięcia z awersyjną sytuacją, poczynając od tylko troszkę przykrej do najbardziej bolesnej) albo też "rzucenie się" w swój neurotyczny strach (np. celowe (!) ubrudzenie swych dłoni - ale to tylko dla nielicznych odważnych :)). Wszystko to po to, aby zyskać świadomosć panowania, zarówno poznawczego jak i w zachowaniu, nad swoimi natręctwami. Co do niektórych z Waszych wypowiedzi - gdy zaczyna się problem, wierzcie mi, idzcie czym prędzej do psychologa lub psychiatry. Wiem na własnej skórze - im dalej, tym gorzej. Z reguły nie obędzie się bez początkowej terapii farmakologicznej, ale jest ona -jak dla mnie przynajmniej (jestem, o ironio, po psychologii; ale że jestem też po kilku latach cierpień na tym przeklętym podłożu obsesyjno-kompulsywnym, także wiem co mówię)- tylko uzupełnieniem, gdyż główną rolę w nerwicy (zresztą nie tylko) gra zmiana własnych przekonań, a często też pewnych cech osobowości (zmniejszenie wymagań względem siebie, poluźnienie więzów, jakimi się samemu krępuje, np. ciągła praca, ciągły perfekcjonizm, ciągłe nakazy i zasady, których za nic nie można złamać - precz z tym świństwem!). Pomyslcie o tym - nie jesteśmy doskonali i nie musimy być doskonali, nie przywiązujmy zatem aż takiej wagi do własnych obowiązków i konieczności. Nie ma konieczności. Ja osobiście zażywałem Seronil przez rok (po 3 latach kompletnie bezcelowego, narastającego z czasem męczenia się i zwodzenia, że może samo przejdzie... nie, nie przeszło samo, niestety), poczułem się po nim od razu lepiej (tzn. od razu jak od razu, po kilkunastu dniach) - ale, jak mówię, to terapia własnej osobowości jest kluczem do zdrowia, także na tym się koncentrujcie. Terapia własnych więzów i nieraz bezdusznych wymagań, którymi się katujemy, nawet o tym nie wiedząc Pozdrawiam Was wszystkich.
×