-
Postów
76 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez jakasia
-
Valeria, a jak !!!!! rzucaj kochana palenie, ja się może trochę pozbieram po urlopie i walczymy !!!! a później już tylko obrona magisterki i zabieram się za zmianę pracy w końcu ile można w jednym miejscu pracować
-
Valeria, dokładnie, idę jutro...do tego jestem w pracy ostatni dzień przed urlopem....pewnie jak wrócę do domu późnym wieczorem to będę wyglądać jak zombie....ale cóż mam determinację, żeby pozbyć się tego gówna !!!
-
Valeria, najważniejsze że masz pozytywne nastawienie. Nie łam się
-
Rano oczywiście tragedia...obudziłam się sama z siebie z lękiem i waleniem serca...(ależ ten mój mózg jest pojab*ny) w ciągu dnia też ciężko, w pracy nie mogłam się skupić, nie mogłam jeść cały dzień...ale wyszłam z roboty, zaniosłam 3/4 magisterki na uczelnię i pogadałam przez telefon z moim przecudownym przyjacielem, który zawsze podnosi na duchu bądź humor poprawia... dzięki temu stwierdziłam, że może chociaż buty na wyjazd kupię. Co prawda nie ucieszyły jak zwykle, ale zawsze trochę tak.... no i jakoś tak nieco zaczęłam się cieszyć na wyjazd...
-
Może w takim razie, zanim trafisz do terapeuty spróbuj leków ziołowych bez recepty, np. deprim. Może złagodzą nieco Twój stan
-
Valeria, tak moja terapia + Cital trwała 4 miesiące. Na początku było dla mnie strasznie żenujące, ale po 3 wizycie jakoś się przekonałam...a później było lepiej...ale czy mi faktycznie pomogło? nie wiem? przez krótki okres czułam się jak młody bóg, ciesząc się z każdego dnia i robiąc totalne pierdoły....no ale się zesrało znowu
-
primaaprilis, jeśli będą potrzebne Ci leki to na pewno dobierze je lekarz. Dopóki nie pójdziesz na terapię, może spróbuj specifików ziołowych - u niektórych osób pomagają. Ps. piszesz, że masz ochotę krzyczeć - nic prostszego. Udaj się w jakieś odludne miejsce i poużywaj nieco płuc, czasami takie wyrzucenie z siebie wszystkiego bardzo pomaga :)
-
Valeria, ja mojego nowego psychologa poznam w czwartek, mam nadzieję, że nastroi mnie pozytywnie na urlop a jak wrócę to zaczniemy regularną pracę nad moją zrytą psychiką
-
to może wypisz sobie na kartce wszystkie problematyczne tytuły i do każdego 3-4 słowa klucze o czym jest, reszta drogą dedukcji powinna się skojarzyć sama
-
no ja akurat renesans całkiem lubiłam, barok nieco mniej :) a konkretnie to masz z literatury?sztuki?historii? czy taki miszmasz?
-
dominika92, ten egzamin to ustny czy pisemny?
-
czy też tak macie, że rano po przebudzeniu jest tragicznie, a w miarę upływu dnia się poprawia? Nie rozumiem trochę takiego stanu, kiedy teoretycznie wypoczęty mózg robi takie jazdy po nocy :/ eeeeh....
-
Jaka dieta na nerwice i depresje?
jakasia odpowiedział(a) na kasiek temat w Medycyna niekonwencjonalna
Nie bardzo wierzę, żeby sama dieta wyleczyła nerwicę i depresję, ale stosowanie jej na pewno nie zaszkodzi i być może wpłynie pozytywnie na proces leczenia. Przede wszystkim magnez - dobrze go łykać w suplementach z wit. B6, zawsze trochę lepiej się wchłania. Podobno dobrze robią kwasy omega3, w smażonej rybie praktycznie ich nie ma, bo rozkłada się w wysokiej temperaturze, dlatego dobrze przekonać się do sushi (niestety nie wiem jak jest z jego zawartością w naszych rodzimych śledziach). Jak ktoś nie toleruje ryb, to cennym źródłem jest siemienie lniane, lub olej lniany... Czytałam też, ze powinno się unikać mięsa - dużo hormonów i omega6 ; oraz cukru, który kiepsko wpływa na znerwicowany mózg ( coś w tym jest bo odkąd mam nawrót nerwicy, w ogóle nie ciągnie mnie do słodyczy) Oraz witamina C w naturalnej postaci. Może macie jeszcze jakieś ciekawostki dot. diety? -
Shadowmere, ja też się zastanawiam jakim cudem niespełna 24-letnia dziewczyna może mieć nerwicę (wywołującą de facto u mnie stany depresyjne), jestem taka młoda i jestem wrakiem, który wegetuje sobie powoli, nie ciesząc się z niczego... Chciałabym zmienić pracę, ale moje poczucie wartości mówi mi, że gdzie indziej sobie nie poradzę, chciałabym obronić w tym roku pracę magisterską,ale samo pisanie wywołuje u mnie stres, przez co strasznie wolno mi to idzie...w weekend wyjeżdżam na urlop i nawet iskierki radości z tego tytułu... no ku*wa ;(
-
noise, tak, oczywiście skutki uboczne przechodzą, teoretycznie powinny zacząć mijać już w tym tygodniu... ale zanim miną to chyba się totalnie wykończę. Powinnam zaraz wychodzić do pracy a tu strasznie słabo i niedobrze.....mam nadzieję że jakoś dojadę...
-
noise, Fajnie że masz sposób, żeby radzić sobie z tą "beznadziejnością" , mnie póki co mocno doskwierają skutki uboczne leku, więc wszelkie próby radzenia sobie z tym bagnem na razie spełzają na panewce. Fajnie, że wracasz do kraju - mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży :))
-
noise, chyba czuję się dzisiaj podobnie... wstanie z łóżka jest ponad moje siły, do tego od samego rana ogarnia mnie stres, nie cieszy mnie nawet to że pisanie magisterki idzie jakoś do przodu, ani, że za tydzień urlop... totalna wegetacja... czy kiedyś ten stan się skończy ??
-
obudziłam się dzisiaj o 9 i od razu miałam napad lęku, więc postanowiłam iść spać dalej... Teraz siedzę taka nijaka bez ochoty do życia i jakiegokolwiek działania, kuje mnie serce i boli głowa, ale to pewnie efekt uboczny Citalu bo wczoraj łyknęłam już całą dawkę. Czy kiedyś będzie jeszcze normalnie?
-
u mnie dzisiaj zdecydowanie słaby dzień cały czas napięcie i mały (ale zawsze) napad lęku... Normalnie pasjonuje mnie algorytm wg. którego funkcjonuje mój mózg, jak w ogóle można dostać ataku o taką pierdołę jak dzisiaj bardzo drobna sytuacja w pracy)
-
Monika1974, strasznie demonizujesz te leki... Moim zdaniem dają one dużo - organizm nie jest już taki zmęczony i powraca chęć do życia, to z kolei daje siłę do walki. Ale wszystko to oczywiście musi iść w parze z psychoterapią... Ps. strasznie dobrze mi się spało, ale jak już się obudziłam to od razu niepokój...ech :/ zaczyna się od samego rana
-
dekiell, może warto włączyć leki do terapii? Nie myślałeś o tym żeby iść do psychiatry?
-
Jestem dość "świeża" na forum, ale również chętnie podzielę się moim dniem...niedawno przegrałam i powróciłam do leków. Biorę już 3 dzień, na szczęście skutki uboczne miałam tylko pierwszego dnia, teraz jest w sumie normalnie. Jestem nieco podłamana faktem że znowu to do mnie wróciło, kiedy myślałam że już dawno mam to za sobą. Na szczęście dzisiaj jest nieco lepszy dzień - mało natrętnych myśli, ataków paniki nie było w cale, nawet po pracy przysiadłam chwilę do magisterki, bo mimo, że biorę leki tak krótko to już czuję, że mój umysł jest nieco bardziej wypoczęty.
-
Valeria na pewno jest dużo prawdy w tym co piszesz :) Nie zmienia to jednak faktu, że przypadłość jaką jest nerwica jest wyjątkowo męcząca, nieprzyjemna i jest bagatelizowana przez ogół społeczeństwa... Dzisiaj ogólnie mam lepszy dzień, więc moje postrzeganie świata jest nieco lepsze...ale przez ostatnich kilka dni musiałam się zmuszać, żeby wstać z łóżka, wychodziłam z domu bez makijażu (bo po co) z przeświadczeniem, że wszystko co dobre już za mną... Mam nadzieję że tym razem bitwy nie przegram...
-
Witam! Pisze do Was niespełna 24-letnia dziewczyna, kończąca studia, mająca od dłuższego czasu satysfakcjonującą pracę w zawodzie. Niegdyś radosna spontaniczna, pełna pasji, pomysłów, rozwijająca swoje talenty - teraz wrak człowieka.... Kiedy zaczął się mój problem z nerwicą? Nie wiem.... Prawdopodobnie było to wczesne dzieciństwo - wygórowane wymagania rodziców odnośnie zachowania, ocen, znajomych a do tego wieczny terror mojego ojca, który zawsze chciał mieć wszystko pod swoje dyktando. Nie byłam dzieckiem, które miało wszystko, ale nie żyłam też w biedzie. Jedyne czego nie miałam to zrozumienia.... Zawsze kiedy pamiętam żyłam w ciągłym stresie, czy to chodzi o szkołę (zawsze miałam wyrzuty sumienia, że jestem niedostatecznie przygotowana) czy moje małe błędy w życiu codziennym. Ja jako dziecko nie miałam prawa do popełniania błędów i przypominano mi o tym za każdym razem bardzo dosadnie.... Z domu wyprowadziłam się zaczynając studia, chciałam jak najszybciej odciąć się od rodziców, którzy strasznie mnie ograniczali i trzymali pod kloszem. Pod koniec drugiego roku studiów załapałam się na dobry staż w dużej korporacji, gdzie później podjęłam pracę i pracuję tam do dziś.Udało mi się zwalczyć nieśmiałość, zaczęłam dobrze dogadywać się z ludźmi, podbudowała się moja samoocena, miałam swoje pieniądze, byłam niezależna. Zawsze pasjonowałam się sztuką - miałam iść na studia artystyczne, co z wielu względów się nie udało. Ale zajęłam się projektowaniem biżuterii z zamiarem rozwijania się w tej dziedzinie po studiach. Taki kolejny przejaw mojej zaradności - zawsze lepiej mieć opcję na czarną godzinę.... Tak żyłam sobie raz w większym, raz w mniejszym stresie, z rozmaitymi problemami - ale kto nie ma problemów. Kiedy moja nerwica odebrała i życie? Zaczęła jakoś w połowie zeszłego roku? Nagle wyzwania przestały motywować a zaczęły przerażać. Ciągłe przeświadczenie że robię coś źle zaczęło doprowadzać mnie do szału. Ciągle bałam się, że stracę pracę, pieniądze, partnera, mój świat się zawali. Irracjonalne? Oczywiście!!! Ale czyja nerwica jest racjonalna.... Ciągle byłam spięta, niewyspana, bóle brzucha, głowy, mięśni, omdlenia, itd.... No i oczywiście coraz częściej powtarzające się napady paniki, nawet z tak błahych powodów jak niepewność czy wyłączyłam prostownicę. Przeszłam chyba przez to co każdy...poszukiwałam mojej choroby: przerabiałam migrenę, niedobory magnezu, itd. Ale wszystkie wyniki wychodziły dobrze a ja czułam się coraz bardziej jak wrak... Pod koniec roku czułam się już tak źle, że postanowiłam sobie przestać szukać kolejnych chorób i poszłam do psychiatry. Dostałam Cital i zalecenie psychoterapii. Powoli, małymi kroczkami odzyskiwałam wolność... Co łatwe nie było, gdyż cały świat z moim partnerem na czele starał wybić mi z głowy leczenie, bo po co, przecież jestem tylko przewrażliwiona.... Moja terapia trwała 4 miesiące, odstawiłam też leki. Czułam się cudownie. Pełna radość z życia. Kiedy świeciło słońce, wychodziłam wcześniej do pracy, żeby pospacerować, kiedy padał deszcz biegałam ze znajomymi po kałużach. Odzyskałam moją spontaniczność i cieszyłam się z każdej pierdoły, powróciła wena twórcza - zaczęłam znowu tworzyć, w pracy dopinałam z sukcesami ciężkie projekty. Ale co... się zesrało.... zaczynałam mieć coraz więcej ciężkich dni... no ale kto ich nie ma? Pewnego dnia czułam się bardzo źle (ale tylko somatycznie), lekarz zlecił mi badania wysłał na 2 dni zwolnienia i wtedy już tylko równia pochyła... Na drugi dzień jak zaczęły się lęki, nie wiadomo skąd, trwało to jakieś 2-3 tygodnie. Zrozumiałam wtedy że przegrałam. Teraz znowu nie mogę trzeźwo myśleć w pracy, moja praca magisterska leży i kwiczy przez co boję się że zawalę studia. Od trzech dni jestem znowu na lekach więc doszły do tego skutki uboczne.... I co? już nic mi się chce...