Witam!
Forum czytam już od dłuższego czasu, ale piszę po raz pierwszy. Opowiem Wam jak to było ze mną i z Citalem.
Kiedy zaczęła się moja nerwica? nie wiem... pod koniec zeszłego roku byłam już tym tak umęczona, że przestałam sobie wmawiać: przemęczenie, przewrażliwienie, migrenę i niedobór magnezu i udałam się w końcu do psychiatry, który z marszu przepisał mi Cital i wysłał na psychoterapię.
Branie Citalu, początków dobrze nie pamiętam, nie pamiętam też kiedy dokładnie zaczął działać (ale dość wcześnie). Jeśli chodzi o skutki uboczne, to był to jadłowstręt. Moje koleżanki na dietach pilnowały się, żeby nie przekroczyć 1000 kcal, ja musiałam się pilnować, żeby chociaż tyle w siebie wrzucić
Efekty były wyraźne. Stany lękowe zniknęły, w końcu zaczęłam się wysypiać,przed terapią mogłam spać całą dobę i być ciągle zmęczona, po Citalu po 8h budziłam się pełna energii. W końcu, powoli zaczęłam odzyskiwać radość życia i ze stresem oraz problemami radziłam sobie jak normalny człowiek.
Odstawiłam po 4 miesiącach - po prostu bez faz przejściowych. Od tamtej pory byłam tak szczęśliwa i pełna życia, że ciężko to opisać. Kiedy świeciło słońce byłam szczęśliwa i wychodziłam do pracy godzinę wcześniej żeby pospacerować; kiedy padał deszcz biegałam ze znajomymi w kaloszach po kałużach. Małe problemy przestały przyćmiewać moje życie. Oczywiście jak każdy miewałam słabsze dni.
Sielanka trwała kolejne 4 miesiące, z czasem kiepskich dni było więcej. Pewnego dnia wylądowałam u lekarza bo było mi słabo i od tamtego momentu to już równia pochyła... około 2 tyg starałam się poradzić sobie z tym sama ale bez rezultatu.
W efekcie dzisiaj wzięłam moją pierwsza od kilku miesięcy połówkę Citalu, oby tym razem także zadziałał......