Skocz do zawartości
Nerwica.com

rushia

Użytkownik
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rushia

  1. rushia

    Zmiana osobowości?

    Opisz od czego to sie zaczelo, pierwsze objawy zmian.. I czy zmiana jest tylko w tobie czy masz tez np klase zupelnie inna niz kiedys?
  2. Nerwicy dorobilam sie juz conajmniej 5 lat temu:P Staram sie radzic sobie z choroba i idzie mi to coraz lepiej. Kiedys napisalam list do mamy (kilka lat temu), potem smiala sie ze mnie cala rodzina.. Coraz czesciej daje im do zrozumienia co mi sie nie podoba. Wydaje mi sie ze oni nie widza swoich bledow poniewaz bardzo sie od nich roznie i mysle, ze to jak wychowywali i wychowuja mnie to dobry sposob wychowania. Ja jednak zawsze bylam jak to mowi mama "inna" i wymagalam calkiem innego traktowania. Uwagi, ktore teraz od nich dostaje chyba bylyby w miare normalne, lecz ja jestem nadwrazliwa. Nie rozmawiam z nimi moze z mojej winy, bo to ja nie umiem nawiazac kontaktu. Oni nie rozumieja jak ja sie czuje, nie potrafia zrozumiec osoby takiej jak ja. Moze wszystko zmieniloby jakbysmy wszyscy zaczeli normalnie rozmawiac, ale nie wiem o czym, mam opory, nie moge sie przebic, niektorych poprostu nie rozumiem, nie wiem co powiedziec (tylko w rodzinie mam z tym problemy). Mysle ze zamiast tracic na uswiadamianie ich powinnam pracowac nad soba i wlasnie to zmienic. Moze wtedy nasze stosunki stalyby sie normalne, bo moze tylko kazda uwage przyjmuje jak atak? Przyznaje, kiedys byli dla mnie okrutni, teraz sa ok tylko nasze stosunki sprawiaja ze wszystko odieram negatywnie lub ze strachem. Tylko co mam zrobic, zeby poczuc sie czlonkiem rodziny, skad mam wiedziec jak sie zachowywac, co mowic?
  3. rushia

    [Kalisz]

    Na nerwice. Chodzilam na okolna kiedys panstwowo ale kobieta byla straszna, wizyty co iles tygodni. Bylo widac ze jej nie zalezy. W koncu sie z nia poklocilam (normalnie sie nie kloce, ona poprostu zaczela miec do mnie o cos pretensje) i wyszlam..
  4. Mam dwie starsze siostry. Jest miedzy nimi rok roznicy, a miedzy mna a najstarsza 5 lat. Od zawsze czulam sie w rodzinie niekochana. W przedszkolu, pozniej w szkole zawsze mialam co najwyzej jedna kolezanke. Nikt mi nigdy nie dokuczal. Wydaje mi sie dzis, ze bylam zupelnie neutralna a moze nawet lubiana tylko malo kontaktowa. Wracajac do rodziny zawsze czulam sie gorsza od starszych siostr. Kiedy bylam w chyba 4 klasie podstawowki nikt ze mna nie rozmawial, rodzice zajmowali sie siostrami. One zawsze lepiej sie uczyly, a na tym zalezy rodzicom. Ja siedzialam sama w pokoju, zastanialam okna zeby bylo ciemno, sluchalam smutnej muzyki i marzylam o smierci. Wszystkie rodzinne wakacje pamietam tak, ze rodzice szli rozmawiajac o interesach i roslinkach, za nimi siostry a na koncu ja. Zylam w stresie, bo czulam sie nieswojo, nawet nie wiedzialam jak amm sie zachowywac. Raz, kiedy siostry bardzo mi dokuczaly prawie skoczylam z balkonu! Wszystkim doprowadzanie mnie do placzu sprawialo wiele radosci. Rodzice mowili, ze mam przestac sie mazac i robli sobie coraz zlosliwsze uwagi i zarty. Wlasciwie to zabraniali mi placzu, bo w koncu musze grac czlonka idealnej rodziny. Z perspektywy czasu widze, ze bylam ciezarem. Nie chcialam chodzic do szkoly, balam sie wf-u i zachowywalam sie jak opisalam. Siostry nie sprawialy takich problemow. Ojciec i mlodsza z siostr maja silna psychike, dlatego ojciec jest ingorantem moich problemow, a po siostrze splywaly krzyki mamy o niepposprzatany pokoj. Najstarsza siostra psychike miala slabsza, ale silna nie byla jej potrzebna bo zawsze byla wymarzona corka mamy - duzo sie uczyla i duzo pomagala w domu, zawsze utrzymywala porzadek. Sama nie wiem jaka jest mama. Wydaje mi sie ze ma wrazliwa dusze ale surowo wychowana. Kiedy w gimnazjum zaczely sie moje problemy z chlopakiem ktory szantazowal mnie emocjonalnie i jego znajomy ktorych sie balam, dostalam takiej nerwicy ze nawet nie chce tego pamietac. Czulam sie tragicznie. Na imprezie spotkalam chlopaka, z ktorym przyjaznilam sie od podstawowki przez internet. Mieszkal niedaleko mojej szkoly, a szkola od domu byla daleko. Tak nienawidzilam domu, ze chodzilam do niego kiedy tylko moglam, na jak dlugo sie dalo. Czulam sie z nim jak w innym swiecie, byl moja bratnia dusza, zupelnie jakbysmy byli polaczeni jakas dziwna energia. Niestety wykonczylam go moim dolowaniem sie i marudzeniem. Wplywalam na niego toksycznie dlatego zerwal znajomosc. W koncu przestalam nienawidzic cala rodzine. Czulam sie juz tylko jak piate kolo u wozu. Teraz jestem w liceum, niedawno siostry sie wyprowadzily i mam teraz z nimi dobry kontakt, jakby dostrzegly w koncu we mnie cos doroslego z czym mozna porozmawiac. Z rodzicami mam jednak prawdziwy problem. Rodzina ma mnie za osobe leniwa i sprytna. Caly czas slysze zlosliwe uwagi od wszystkich czlonkow rodziny. Uwazaja, ze wymyslilam sobie nerwice zeby nic nie robic, zeby sie usprawiedliwiac. Wg nich to moja wina ze nie mam z nimi kontaktu, bo siedze z nimi w salonie. W rzeczywistosci nie jestem leniwa tylko ale jestem w stanie wegetatywnym albo poprostu nie chce miec nic wspolnego z inna czescia domu niz moj pokoj. Siedze w nim calymi dniami, wszystko chce miec swoje. Ostatnio myslam nawet, zeby kupic sobie dzbanek elektryczny. Mam poczucie ze reszta domu jest jakby nie moja, bo nie mam na nia zadnego wplywu, sprzatam tylko jak mama mi kaze oczywiscie tak, zeby wygladalo jak jej sie podoba. Zyje sobie w moim swiecie i strasznie mnie irytuje jak ktos wchodzi do mojego pokoju, a tym bardziej jak cos oglada. Moja rodzina gada o wszystkim, lecz mnie to nie interesuje, nie interesuje mnie czy mama wie juz w jakiej sukience pojdzie na komunie. Strasznie irytuja mnie ich glupie pytania wiec poprostu ich zbywam. jestem sfrustrowana tym, ze oni nie interesuja sie moimi problemami (a wiecie jakim problemem jest nerwica), wiec ignoruje ich. Nie jest tak, ze sie nie staram. Czesto wchodze do salonu lecz czujac sie nieswojo wychodze. Czasami probuje nawiazac rozmowe, opowiadam historie, ktore bardzo mnie smiesza, ale widze ze oni mysla o czyms innym i mama znowu zaczyna gadac o jutrzejszym obiedzie. Oni pytaja sie mnie tylko o szkole. Rodzina miala do mnie zawsze pretensje, ze szybko wychodze z rodzinnych imprez, ale ja poprostu zle sie czuje bo nie mam na tyle sily przebicia zeby ktos mnie posluchal. Probowalam wiele razy, ale nikt nie sluchal i bylam strasznie zazenowana. Moj dziadek lubi wchodzic ludziom w slowo. Pamietam kiedy cos opowiadalam i on nagle zaczal gadac o czyms zupelnie innym rodzice uciszyli mnie mowiac, ze dziadek teraz mowi. Wiele razy wychodzilam i plakalam, ale ciagle spotykalam sie tylko z krzykiem "czego ryczysz?!" Rodzice uwazaja ze chce cos tym na nich wymusic, tymczasem ja jestem poprostu wrazliwa. Pamietam jak kiedys zaczelam plakac i im bardziej plakalam, tym bardziej krzyczeli. Upadlam na podloge i nie moglam oddychac duszac sie placzem, lecz oni uparcie twierdzili, ze chce zeby zmiekli. Kiedy ide do nich z problemem typu "instruktor prawa jazdy ciagle odklada zapisanie mnie na egzamin", a odpowiedzi slysze krzyki taty jakby to byla moja wina. Trudno mi uczyc sie z nerwica wiec orlem w szkole nie jestem. Czesto cos jest dla mnie sukcesem, a dla nich porazka. Groza mi szlabanami. Wydaje sie ze szlaban jest dla nastolatki dobry, lecz oni graza mi np tym, ze zabronia mi sie spotykac z chlopakiem z ktorym jestem od dwoch lat. Groza mi zabraniem jedynych rzeczy ktore sprawiaja ze jeszcze nie oszalalam. Niedlugo bedzie wyprawiana moja osiemnastka, troche po terminie.. Nie mam w niej nic do powiedzenia. Rodzice zrobili liste gosci do ktorych mi kazali dzwonic, zrobili menu, kazda moja uwaga jest idiotyczna. Kiedy ma sie wydarzyc cos tego mojego zawsze mama musi decydowac bo musi byc idealnie (zalezy jej na opini innych), a mi kaze potem nosic make do placka ktorego nie moge dotknac bo zepsuje. Kolejnym punktem zapalnym sa pieniadze. Pochodze z dosc zamoznej rodziny, lecz zawsze rodzice dawali mi okreslona ilosc na miesiac i ani zlotowki wiecej. Kupowalam wszystkie ubrania, buty najtansze, zeby miec w czym chodzic. Oni kupuja buty za np 300zl twierdzac ze nie jest to wiele i nasmiewaja sie ze sklepow tanich, takich w ktorych kupuje. Czuje sie przez to gorsza (chociaz to juz nie to co kiedys). Mama mowi mi ciagle, zebym kupila sobie w koncu cos pozadnego bo wygladam jak obdartus. Rodzice daja mi dorobic w ich firmie. Pokonuje swoje slabosci i pracuje ile moge. Czasami pracuje "z mama" w ogrodzie. Ona robi grzadki i sadzi (ja nie, bo musi byc ladnie) a ja wyrywam chwasty i kosze trawe. Tak wygladaja nasze wspolne zajecia, ktore proponuje mi mama. Podobnie jest z pojsciem na miasto. Ide z nadzieja ze zlapie z nia kontakt, a ona na rynku mowi mi "idz do piekarni pasmanterii a ja pojde na poczte, bedzie szyciej" bo ciagle sie jej spieszy. Czasami sie jej zwirzam. Nie chce jej urazac, dlatego nie bede przytaczac jej idiotycznych rad. Z kolei na moja urojona nerwice mam brac magnez. Do psychologa chodzilam bo chcialam na tyle wizyt, na ile nie bylo jej szkoda pieniedzy. Nie potrafie znalezc z nimi tematow, moje zycie sie rozni od nich, ja dostaje napadow jak widze ten ich pospiech. Tak naprawde nie krzycza zbyt wiele, opisalam najgorsze sytuacje, kiedys w domu byl koszmar, teraz jest zgoda, tyle ze poprostu.. unikam ich, nie chce sluchac ich wywodow i pretensji. Nie przyjmuja sobie do wiadomosci ze mam nerwice, nie rozumieja jej. Ubzdurali sobie ze jak moje siostry pojde na studia zaoczne i bede pracowac a "jak chce robic technika, to po pracy", tymczasem mi trudno zniesc liceum. Przytocze na koniec cos takiego, ze rodzice byli byli tydzien na wakacjach (nigdy mnie nie zabieraja) i mieszkalam sobie w kuchni, w salonie utrzymywalam wzorowa czystosc wbrew temu co mysla moi rodzice, poprostu robilam to wtedy na moim terenie. Kiedy wrocili usunelam sie stamtad z podkulonym ogonem, bo nawet program w telewizji musze zmieniac bo tatus sobie zyczy. Wiem, ze przesadzam, ale po tym wszystkim czuje sie nikim i wszystko bardzo mnie drazni. Gdyby nasze relacje byly normalne pomagalabym im bo czulabym, ze dom jest i moj. Dziwi mnie, ze tak czesto zal mi ktoregos z czlonkow rodziny. Jestem bardzo wrazliwa na ich smutki. Czasami placze, ale nigdy nie okazuje tego, jakbym bala sie do nich zblizyc.. jak naprawic nasz relacje? [Dodane po edycji:] Chce sie do nich zblizyc ale nie potrafie, lub nagle zrazaja mnie ich pretensje o np oceny. Sa wtedy tak wsciekli, ze potrafie tylko plakac w nieskonczonosc. Musze dostac dobry bodziec, zeby przestac juz po 3 dniach.. [Dodane po edycji:] Tak wiec nie interesuja sie moim swiatem tylko tym za co moja mnie opieprzyc. Nie interesuje sie na ogol ich zyciem wiec drazni mnie ze oni wtracaja sie w moj swiat zupelnie jakby wstrzykiwac do niego trucizne!
  5. Ja zawsze czulam sie niekochana i odrzucona przez rodzine, nie znajdowalam tez kontaktu z rowiesnikami. Zreszta nadal w rodzinie czuje sie piatym kolem u wozu i wykancza mnie to psychicznie. Trudno powiedziec o pierwszy objawach bo bylam tz dzieckiem nadwrazliwym wiec od zawsze "cos bylo ze mna nie tak", jak to mowi mama. Dziwne objawy zaczely sie pojawiac juz od polowy podstawowki, ale widze to dopiero z perspektywy czasu. Na dobre zaczelo sie kiedy w gimnazjum przezywalam silny stres zwiazany z chlopakiem ktory krzywdzil mnie emocjonalnie i jego znajomymi, ktorych bardzo sie balam.
  6. rushia

    [Kalisz]

    Ostrów:) Ja sie leczylam u Maciejskiego i lubilam go ale zrezygnowalam glownie ze wzgledow finansowych. Przez wydaje mi sie wiele spotkan uwiadomilam sobie kilka waznych rzeczy, ale jakby wziac kazda sytuacje w ktorej sie objawia nerwica i pokolei z nimi walczyc chodzilabym tam do konca zycia. Coz, chodzilabym tam gdyby rodzice dawali mi na to pieniadze. Dawali tylko do pewnego momentu z wielkim zalem, a mnie nie stac bo chodze jeszcze do liceum:/ [Dodane po edycji:] Rozumiem, ze chodzilo wam o Lipowa w Kaliszu:> W Ostrowie jest to bardzo blisko mnie, ale nic mi nie wiadomo o psychologu
  7. Juz to robilam, ale mama smieje sie tylko mowiac "a co ty tam takiego robisz?". Nawet jakby pukali to nie czekaliby na slowa "prosze". A co myslicie o "zamykaniu sie z chlopakiem w pokoju"?
  8. Moj problem brzmi dosc idiotycznie dlatego jest to dla mnie dosc krepujace. Mam 18 lat i nie mam zamka w drzwiach mojego pokoju. Moi rodzice uwazaja, ze zamek jest czyms w rodzaju odciecia sie od rodziny, ogrodzenia sie. Moze mysla ze bede sie tam barykadowac kiedy beda na mnie krzyczec i nie beda mogli mnie dorwac zeby efektywniej wjezdzac mi na psychike? Ale to juz z troche innej beczki. Mama twierdzi ze szczytem niesmaku byloby, gdybym zamknela sie z chlopakiem w pokoju. Mieszkam na tym samym pietrze co moja babcia ktora jest bardzo religijna i przypuszczam ze przerazilaby sie gdybym chociaz siedziala mu na kolanach. To wlasnie z nimi (dziadkami) jest problem. Kiedy np (wybaczcie intymnosc tej sytuacji:P) gole nogi babcia wchodzi, patrzy co robie (czasami nawet specjalnie przybiega slyszac moja maszynke) i zaczyna mi opowiadac o tym, ze nie powinnam tego robic. Kiedy sie przebieram dziadek wchodzi (mam taki mozna powiedziec podwojny pokoj wiec nie wszystko widac od razu), kiedy ja krzycze sie ze sie ubieram on podchodzi do mnie (bo niestety ma slaby sluch) i pyta "co?". Wiem, ze moj problem jest idiotyczny, ale czy nie mam prawa do tego rodzaju prywatnosci, a rodzina nie przyjmuje tego zbyt osobiscie? Moi rodzice robia mi od zawsze problemy o to ze chodze do chlopaka a nie on do mnie (bo to nie wypada) ale to wlasnie jest powodem.
  9. W miarę przyzwyczaiłam się już do wielu objawów nerwicy z którymi da się żyć na co dzień. Oczywiście nie mówię tu moich bardzo złych dniach w których spadam na dno przepaści.. ale nie o tym. Tak więc przyzwyczaiłam się do bólów brzucha, tysiąca innych bólów, drżenia rąk itd.. Ale gdzieś w połowie kursu na prawo jazdy zdałam sobie sprawę z tego, że jest coś do czego nie wystarczy się przyzwyczaić. W dodatku ten objaw z dnia na dzień przybiera na sile. Boję się że przez niego nie zdam egzaminu, a raczej jestem tego pewna (za egzaminy i dodatkowe godziny jazdy będę musiała zapłacić ze swoich pieniędzy, a mam 18 lat, chodzę do liceum więc tak średnio mam skąd je brać). Tym objawem jest coś, co trudno mi opisać.. Jestem taka otępiała, w innym świecie.. Zawieszam się coraz częściej.. Kiedy jadę samochodem w ogóle nie jestem skoncentrowana.. i to nie tak że nie umiem skupić na tym myśli.. nie mam nawet czego skupić! Jestem nieobecna, instruktor ciągle za mnie hamuje itd.. Ostatnio nie skręciłam kierownicy na rondzie i ocknęłam się po chwili! Nawet jeśli zdam ten egzamin to chyba moja obecność na drodze nie będzie zbyt bezpieczna? Zastanawiałam się co mam z tym zrobić.. Bo chyba pomogą tylko leki? Ale jak mam je brać, jeśli za tydzień mam egzamin?! Próbowałam rozmawiać o tym z mamą (która tak jak inne nic nie rozumie) i powiedziała mi, że ona też ma problemy z koncentracją i powinnam zacząć brać magnez. Widzę, że nie umiem wyjaśnić jej mojego problemu lub ona nie jest w stanie go pojąć. Kiedy zauważyłam ten objaw zwróciłam uwagę na to, kiedy występuje. I wiecie co? Ciągle! Już wiem czemu tak beznadziejnie się uczę.. Nawet teraz pisząc ciągle poprawiam błędy bo jakby.. nie mam do końca kontroli nad moim umysłem.. Chodziłam do psychologa jakiś czas właśnie głównie w sprawie tej nauki. Ciągle pytał o czym myślę, gdzie mi uciekają myśli przy książkach i jakoś nie przyjmował do wiadomości że nie wiem, że o niczym, że biegną w nicość.. Chciaż mam bardzo dobry wzrok mam wrażenie ze widze wtedy połowe gorzej.. Obraz przesuwa się jakoś inaczej i kątem oka widzę jakieś rzeczy, przez które co chwile jestem przestraszona.. Jestem "zmulona" jakbym nie spała miesiąc.. A do psychologa przestałam chodzić bo mama stwierdziła, że wydała już na to strasznie dużo pieniędzy i mam płacić sama (70 czy 80zl, juz nie pamietam) a nie robilam z nim zadnych postepow.. Co mam zrobić odnośnie prawa jazdy? Dodam, że raz(!) zdarzył się dzień w którym nie miałam tego objawu i tego dnia jeździłam tak dobrze, że instruktor był w szoku, a był to środek kursu. Od tamtej pory jest coraz gorzej... tak jak opisałam wyżej. [Dodane po edycji:] Kiedyś brałam psychotropy i czułam się strasznie. Miałam problem z tym że stawałam przed przejściem dla pieszych rozglądałam się z 5 razy, wchodziłam na niby pustą jezdnie i nagle samochód stawał z piskiem opon! Teraz siedzę za kółkiem i nie widzę przechodniów. Czasami po zatrzymaniu i uwadze instruktora 3 razy się muszę dobrze rozejrzeć żeby zajarzyć i zareagować! Czasami jakby coś widzę, ale jeszcze na to nie reaguję..
×