
onanek
Użytkownik-
Postów
70 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez onanek
-
No to witaj w klubie. Twoja mama pewnie jest nadopiekuńcza, wymaga, żebyś jej sié słuchał, a ty nie masz siły się sprzeciwić. Do tego masz niską samoocenę. Z drugiej stronyy, wydaje ci się, że jak byś wjechał, to co...?? Ja byłam w Niemczech rok, na zmywaku, liznęłam świata. Nuda, bzdury, przreklamowane. Wolałabym już ten rok poświęcić na coś fajniejszego jakieś hobby, cztanie, łażenie. Poza tym ile masz lat?? Myślisz że już nigdy nie będzie okazji, żeby gdzieś wjechać? Nie słuchaj się zbtnio matki, rób swoje, ufaj sobie. Pozdrawiam.
-
Nienawidzę siebię, swojego charakteru, sposobu bycia, zachowania, swojego ciała (jestem przeciętna, choć nie całkiem brzydka). Byłam wychowywana w typow "poczciwy" sposób, czyli: bądź grzeczna, słuchaj się mamy (ojciec nas opuścił), jak ktoś ci dokucza, to odejdź, wszystko musiało być grzecznie, pod linijeczkę, do tego moja mama była (jest- nadal z nią mieszkam mimo 25 lat) nadopiekuńcza i bardzo ograniczała mi kontakt z dziećmi, potem młodzierzą, nigdzie mi nie pozwoliła samej wychodzić, nie miałam przjaciół, zresztą nikt mnie nie lubiał, przez wszstkie lata szkolne byłam kozłem ofiarnym, niemiłosiernie dręczonym przez rówieśników. Zresztą do dzisiaj nikt mnie nie szanuje. Myślę o sobię jak najgorzej, nienawidzę siebię, nie szanuję, uważam za ostatnie dno. Jak przypomnę sobię co ze mną robiono przez te wszystkie lata, ile obelg, szykan, naśmiewania się, do dziś czepiają się mnie i wyśmiewają nie wiem nawet za co, chyba mam poprostu taki charakter, że pasuję na kozła ofiarnego. Nie wytrzymuję już, chcę z tym skończyć, zasypiając znęcam się sama nad sobą w myślach. Nie wiem już co mam zrobić, proszę poradźcie jak podnieść swoją samoocenę?
-
Czy ktoś z was tego doswiadczył? Czy czujecie się gorsi, mało wartościowi, bo dokuczają wam koleżanki/koledzy? Czy to dotyczy tylko jednego środowiska, np. szkoła, a w innych (podwórko, klub) jest inaczej? Czy dzieci/młodzież które nigdy nie były akceptowane przez rówieśników, czy wręcz zadręczane, mogą kiedyś znależć swoje miejsce wśród ludzi?
-
Dzięki za wszystkie rady. Żeczewiście ciężko mi będzie sie uniezależnić, ale może za kilka, kilkanaście lat się uda... Jakby nie było, pozdro dla wszystkich.
-
Gdyby był tu jakiś psycholog może mógłby mi (nam:) podpowiedzieć jakąś metodę. Ja np. bardzo lubię pisać pamiętniki, od małego to robiłam i wymyśliłam dla siebie taką psychoterapię, że przenoszę się w czasy dzieciństwa i z perspektywy dziecka jakim byłam piszę pamiętnik od nowa. Tylko że zmieniam fakty na moją kożyść. Na przykład robię projekcje (piśmienną) że mama nie pozwala mi pobiec tam gdzie chcę a ja - odwrotnie jak w żeczewistości- biegnę tam. Mama robi awanturę i wylewa łzy że chcę wyjść z koleżankami na herbatę- buntuję się i idę zamiast trząść się ze strachu tak jak to było w rzeczewistości. Czyli robię to, co każdy normalny dzieciak, który buduje swoją autonomię. Ale nie wiem czy warto zacząć pisać coś takiego, może to strata czasu i nie wiem czy bym umiała... Albo druga metoda, że zaczynam na codzień czuć w sobię dziecko. Tak, żeby nikt się nie zorientowal oczywiście Staram się wywołać w sobie wszystkie te uczucia, jakie mi toważyszyły wtedy. I wyobrażać sobię np. wychodząc z domu, że mama będzie krzyczeć, zezłości się ale ja i tak idę , postawię na swoim. Takie dorastanie od nowa. Nie wiem czy to ma sens. Są jeszcze jakieś metody? Może macie jakieś pomysły?
-
Odebrałam złe wychowanie. Ojciec zostawił nas bardzo wcześnie, matka starała się jak tylko mogła i chyba przedobrzyła. Czówała nade mną w każdej sekundzie mojego życia, nie pamiętam żebym kiedyś bawiła się nie będąc przez nią obserwowana, pilnowała mnie do tego stopnia, że nigdy nie wychodziłam nigdzie sama, nie mogłam spotykać się z koleżankami, zapraszać nikogo do domu, wyjść na podwórko przed blok sama. Nigdy nie wolno mi było źle się zachować, okres dojżewania przeszłam bez buntu, bo najmniejszy jego przejaw był surowo karany, w efekcie podczas gdy inne nastolatki buntowały się robiąc sobie kolczyki w pępkach i chodząc na dyskoteki, u nas w domu prawie zawsze były awantury z powodu np. chęci skócenia lekko włosów czy wypowiedzenia się pozytywnie o Woodstocku. Poza tym przez cały czas słyszę tylko przestrogi, strach, "chcesz ten rower chyba na swoją zgubę. Tak chcesz jechać na szkolną wycieczkę, a to zły znak, pewnie coś się stanie". Więc nie jeździłam, nie miałam roweru, nie ruszałam się nigdzie i od rana do wieczora słuchałam narzekań jaki to świat jest niebezpieczny. U nas w domu żadko kiedy bywała radość. Mam wrażenie że nigdy nie przeżyłam tego okresu, gdzie dziecko odłącza się od matki, staje się niezależnym bytem. Czuję jakby ominął mnie okres dorastania. Czy teraz, kiedy jestem już dorosła, mogę coś zrobić żeby, tak jakby skreślić tamto i wychować samą siebie na nowo? Mądrze, rozsądnie, wpajając sobie zamiast strachu radość życia... ? Może jest jakaś hipnoza...??
-
Życie pokazuje. Nie zostałam niestety obdarzona błyskotliwą inteligencją (ponadto dyskalkulia, dysortografia) i żeby nie wyjść na głupka powinnam się dokształcać. Wydaje mi się, że jak mam idelnie spisany plan, to zdziałam wszystko co chcę zdziałać i podwyższę swoją inteliencję. Juz nawet nie potrafię tak poprostu siedzieć i odpoczywać, chociaż tak na dobrą sprawę... nic nie robię.
-
Nikt mi nie kazał i wcale nie chcę tego robić, ale czuję, że jak nie mam spisane na kartcę co mam zrobić, to rozkład dnia mi się posypie i nie sporzytkuję tego dnia dobrze. Wszystko byłoby fajnie, gdybym się wywiązywała z tych planów, ale niegdy mi sie nie udaje. Od dziecka lubiłam pisać w jakichś notesikach, notować, siedzieć przed kalendarzykiem i robić zapiski, ale teraz to się przerodziło w jakąś niezdrową obsesje.
-
Ciągle muszę wszystko planować. Siedzę z notesem i długopisem, robie plany na najbliższych kilka miesięcy, na tydzień, na dzień, nieraz potrzebuję spisać rzeczy takie jak: "umyć zęby, zjeść, wyjżeć oknem" Zamuje mi to nieraz całe dnie.. Gdybym w tym czasie robiła coś innego, nawet niezaplanowanego, przyniosłoby mi to więcej kożyści, a tak to całe dnie spędzam na planowaniu czegoś, czego potem i tak nie robie. Często zdarza mi się wyskoczyć gdzieś niezaplanowanie i potem mam straszne wyżuty sumienia, że nie powinnam, że to zrujnowało cały plan. Robię te plany, prawdopodobnie dlatego, że czuję się gorsza od reszty (braki w wiedzy) i wiem, że muszę nadrabiać zaległości, udoskonalać się, dojść do przeciętności. Ale czuję, że się w tym gubie, bo wcale nie robię nic z tych planów, tylko ciągle tworzę następne.
-
Wszyscy mi mówią: musisz się uniezależnić, wyprowadzić, znaleźć pracę... Ale to jest cholernie ciężkie w naszym kraju
-
Chciałam nawet iść na zaoczne i pracować, ale mama z babcią nie pozwalają mi, i tutaj może nawet maja rację, bo pracodawcy często patrzą na studia dzienne bardziej przychylnym okiem... Chociaz z drugiej strony i tak nie będę pracować w tym zawodzie, zamierzam robić co innego... Juz sama nie wiem. Czy to by cokolwiek zmieniło, jakbym tych kilka groszy miała dla siebie? I tak wtedy musiałabym mamie oddawać część jakby "za mieszkanie", podejżewam, że nic by to nie zmieniło, a przyniosło potężne awantury i stratę nerwów. Ja naprawdę nie mogę za dużo im fikać, bo te awantury, co one robia wykańczają mnie psychicznie, ja się czuję po czymś takim jak wrak conajmniej przez kilka tygodni. Im więcej tego, tym bardziej czuję się nikim, szmatą do pomiatania. Dlatego albo wóz albo przewóz- jak mam kiedyś pracować to już na dobre, nie takie półśrodki:/
-
Wiedziałam, że będą rady tylko żeby sie wyprowadzić, ale narazie to niemożliwe! Nie pracuję, uczę sie dziennie, jeszcze conajmniej kilka lat tak będzie, a nie chcę się zadłużać na starcie żeby coś na siłę wynajmować. Wiem, że jak będę niezależna finansowo, to nie będą mi mogły podskoczyć, ale puki co, to niestety muszę znosić to traktowanie. Dlatego chciałabym wiedzieć, jak najłagodniej znieść to zło, skoro nie można się go pozbyć narazie:/
-
Moja matka jest nadopiekuńcza. Mam 25 lat i nie wolno mi właściwie nic, od wyjeżdżania we wakacje, po spotykanie się swobodnie ze znajomymi. Zawsze muszę się tłumaczyć gdzie byłam, jeśli już uda mi się wyjść (bo wcześniej skłamię z kim jestem umówiona, bo nie ze wszystkimi mi wolno), to dzwoni co kilka godzin, żeby skontrolować, pokrzyczeć, skarcić, czasami już mam dosyć i nie odbieram, to mam conajmniej 30 połączeń nieodebranych. Wie co robię w każdej minucie mojego życia, ze wszystkiego muszę sie zwierzać przymusowo, bo jak nie, to zaraz coś podejżewa i robi piekielne awantury, razem z babcią. To krudki wstęp;P Chciałabym zapytać, jak najlepiej zachowywać się podczas takiej kłutni (dziś mnie to czeka, bo wczoraj wyszłam z kolegami). Niestety jest dwie na jedną, bo moja babcia też jest toksyczna i wychowywała mnie. Obie wymyślają niestworzone rzeczy, posądzają mnie o jakieś cuda, krzyczą, szlochają i udaja zawał serca. Nie daję rady siedzieć cicho i puszczać tego mimo uszu, one wciągają mnie w te pyskówki, zadają pytania, karzą mi mówić, jeśli się nie odzywam jeszcze bardziej je to rozjusza. Zazwyczaj tłumaczę im mozolnie, że nie jestem wielbłądem, staram się zachowywać spokój i równowagę, ale po kilku godzinach wrzasków poprostu pękam i zaczynam im dosrywać, kpić, przedrzeźniać, na końcu wybucham płaczem, bo czuję, że zrobiłam źle nabijając sie z nich. Oczywiście wina potem spada na mnie, bo "obrażam je". Nie wiem jak można przetrwać takie burze, staram sie być jak najcichsza, spokojna, by ich nie urazić, chociaż one obrażają mnie i robią ze mnie puszczalską. We śnie ciągle powtarza mi sie taki sam motyw, że wybucham, normalnie puszczają mi chamulce i wydzieram sie na nie przeklinając, że NIE MAJA PRAWA! TO MOJE ŻYCIE! Ale w rzeczewistości nie chcę doprowadzić do takiego ekstremum, bo nie miałabym już dalej życia. Czasem staram się (jak radzą wszyscy psychologowie) "spokojnie porozmawiać" powiedzieć mamie, żeby aż tak bardzo sie nie interesowała, że jak będe potrzebowała porady, to się spytam, ale choćby nie wiem jak łagodnie i pokornie to zostało wypowiedziane, zawsze jest to dla niej potwarz. Rozpisałam się Ale chodzi mi tylko o poradę jak rozmawiać, jaką stategię przyjąć. Wyprowadzka narazie nie wchodzi w gre (kasa).
-
Nadopiekuńcza matka - toksyczna matka !
onanek odpowiedział(a) na dziewczynka24 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie wiem, ale ja sie panicznie wręcz boje ich gniewu, u nas kłutnia nie wygląda jak zwykłe pokrzykiwanie, to jest szlochanie, udawanie przez babcie zawałów serca, wielkie słowa, w końcu zawsze i ja nie wytrzymuje i płaczę, bo tego się nie da znieśc ot tak.Dochodzenie do normalności trwa po takim czymś tygodniami. No nie wierzę, że myślisz, że zranić można tylko przełożeniem przez kolano... -
Nadopiekuńcza matka - toksyczna matka !
onanek odpowiedział(a) na dziewczynka24 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Niestety mam ten problem. Moja mama z babciá też się "wtryniają". Jestem 24 letnią kobietą. Każdy telefon od znajomych jest komentowany, gdy wracam skąś naturalnym wydaję się zdawanie relacji jak, z kim, gdzie, co kto powiedział, żądają nawet szczegółów. Ale jest mi tak ciężko z tym walczyć, bo moja mama robi to samo- opowiada ze szczegółami WSZYSTKO swojej mamie (babci). U nas w domu to jest poprostu normalne, nie wiem jak mogłabym sie przeciwstawić. kiedyś nawet próbowałam odmówić przymusowego zwierzania się, to stwierdziły: "to o czym mamy gadać, o pogodzie? , to normalne że sie rozmawia, ale jak nie chcesz mówić, to możemy się wogóle nigdy nie odzywać..." Obrałam strategie olewania, coś im tam rzucę, niech mają, jakies informacje, całej prawdy nie mówię jeśli nie chcę, udaję, że sie z nimi zgadzam, nawet jeśli mam inne zdanie. Mimo, że jestem kobietą, to widzę w sobię takiego starszego mężczyznę schowanego za gazetą, który przytakuje paplajacej żonie i dla świętego spokoju sie z nia zgadza. Gorzej, że jeśli chodzi o takie poważne kwestie, to nie mam wyboru, np. chciałam wyjechać na stypendium, to mi nie pozwoliły, we wakacje chciałabym gdzieś pojechać, to też nie mogę. Tylko mogę mieć wybór w kwestiach takich, jak z kim się umówić (nie ze wszystkimi mi wolno, ale zawsze mogę je okłamać) Ale boję się, że kiedyś mi to nie będzie wystarczyło i będe chciała od życia czegoś więcej... -
Moja matka nie pozwoliła mi odnaleźć swojej torzsamości. W dzieciństwie nie było mowy o pozwalaniu mi dokonywac wyborów (tych najmniejszych), tłumiła też we mnie bunt młodzieńczy, nigdy nie miałam prawa sie sprzeciwic, nawet w kwestiach bardzo błachych nie dawała mi mieć swojego zdania. Przy tym była bardzo nerwowa i zrobiła mi z okresu dorastania piekło. Nigdy nie pozwoliła mi dorosnąć. Teraz jestem dorosła, nadal mieszkam z nią i czuję sie sfrustrowaną, nie potrafiąca bronić własnego zdania kobietą. czy można cos zrobić, żeby odzyskac pewność siebie w takiej sytuacji? Jeżeli tylko psychoterapia jet tu ratunkiem, to na czym by miejwięcej polegała w moim przypadku? Z góry dziękuję.
-
Ja się zgadzam z tbą, Takajakaś18, ale to jest DZIECKO! Nastolatka, inny poziom rozumowania, bezczelnośc w czystej postaci, żywioł... Ona napewno nie udaje pewnej siebie, nie udaje nic, poprostu ma ochotę doje**ć, to to robi... Nie zastanawia się, to my, dorośli główkujemy nad rozpoznaniem charakteru przeciwnika... Dla takiej gówniary nie ma , że jak się ktoś nie odezwie na zaczepkę, to " ma klasę" :/ Wiem jak to było u mni w podstawówce: kto bardziej pyskaty, ten gość!
-
Hm, no niby tak, być pewna siebie... Ale jak ja ani razu z nikim nie wygrałam, naście lat byłam gnojona przez rówieśników i nie mam właściwie żadnego poczucia własnej wartości, to ciężko mi będzię nagle stać się pewną siebie , przebojową kobietą:/ Właściwie to chyba nie ma na to rady: policja odpada, odszczekiwanie się też... chyba poprostu zwiesić głowę, może jej się znudzi kiedyś...:/ [Dodane po edycji:] No i nie mam jej czego współczuć, takie gówniary nie mają problemu ze sobą... Są pewne siebie, ładne, wiedzą że wszystko im wolno. To raczej sobię współczuję:/
-
dziękuję za odpowiedź. Jednak jak nauczyło mnie doświadcenie olewanie nie pomaga... Taka wesz jeszcze bardziej się przyssie, bo widzi że się jest słabym, że można sobie podokuczać. Zresztą nie reagowanie na takie chamskie zaczepki, to jak zwieszenie głowy i przyzwolenie na dokuczanie sobie. A nie chciałabym byc na "jej łascę", że jak sie jej znudzi, to mi kamień z serca, a puki co , to zacisnę zęby i pocierpię. Jak byłam dzieckiem, to mi mama wpajała, żeby nie reagować na dokuczanie, tylko odejść i mam to jej dzisiaj za złe, bo dzieciaki znęcały się nade mną niemiłosiernie, właśnie dlatego, że nie próbowałam się bronić. Dziś mam aż ciarki jk o tym pomyslę, i wraz z tą sytuacją powracają te wspomnienia... drugi sposób odpada, co mam niby zgłosić i komu? Jej matka taka sama, a gówniara przestępstwa nie popełnia, że się bezczelnie patrzy, czy docinki prawi... przecież mnie nie pobiła. Trochę to wszystko chore:/ Żeby sie taką małolatą przejmować.
-
W mojej okolicy mieszka nastoletnia idiotka, która sie na mnie uwzięła. Jest wredna i namolna, czuję że szuka tylko pretekstu, żeby mi dokuczyć. Jestem dorosłą, normalną kobietą, nie mam zamiaru walczyć z jakąś siksą jej sposobami, nie chcę jakiś utarczek słownych, bo to nie mój poziom. A jednocześnie bardzo się obawiam przed starciem z nią. Mam bardzo złe wspomnienia z czasów kiedy byłam w jej wieku, rówieśnicy znęcali się nade mną i pozostał mi chyba jakiś uraz, bo boję się ludzi, nie umiem się bronić, zawsze poprostu zwieszam głowę. I chyba nigdy się nie naucze odszczekiwać... Teraz, w dorosłym życiu nie czycha juz tyle wrednych ludzisk, bo dorosli inaczej rozwiązują problemy, ale taka gówniara lubi zaczepiać, myśli że wszystko jej wolno. Aż mi sie wszystkiego odechciewa...