Skocz do zawartości
Nerwica.com

Golden_Queer

Użytkownik
  • Postów

    54
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Golden_Queer

  1. Do mamy przyjechał jej kolega z dzieciństwa, którego nie widziała ponad 40 lat w realu (od jakiegoś czasu rozmawiają na skypie). Teraz siedzą on, mama i tata w salonie przy herbatce, opowiadają o swoim życiu i oglądają stare albumy. Ja siedziałem z nimi z godzinę, ale nie wiem, czy powinienem cały czas z nimi być. Nagle uświadamiam sobie, że oprócz rodziców, nie ma w moim życiu nikogo. Nie mam tu w Lublinie nikogo, z kim mógłbym się spotkać. Nawet mój terapeuta, który zna mnie już 8 lat, chyba nie jest do końca świadomy, że nie mam żadnych przyjaciół tu w Lublinie. Zapytałem go, jak jego zdaniem powinna wyglądać sytuacja w mojej rodzinie, bo na pewno ma jakąś wizję na ten temat, i powiedział mi, że uważa, że relacja między rodzicami powinna być znacznie bliższa, a ja powinienem utrzymywać bliskie relacje z ludźmi spoza rodziny. Niby takie oczywiste... ale czy możliwe do zrealizowania? Czy wy też byliście w takiej sytuacji? Jak rozwiązaliście ten problem?
  2. Mi już w ogóle nie zależy na niezwykłości swoich przeżyć, na dziwactwa zresztą pewnie byłoby mnie stać i na haloperydolu, tylko żeby nie było tego zmęczenia, wyczerpania, zobojętnienia... żeby chciało się tworzyć... a nie tylko chodzić po mieście, przeglądać strony internetowe i oglądać tv... I ciągle mieć to poczucie wyczerpania, otępienia - ale przecież też i z drugiej strony poczucie lęku, przerażenia, zagrożenia, niepokoju, lęku przed rozpadnięciem się osobowości, zaburzeniami myślenia, chaosem w głowie. Może ja się po prostu nie nadaję do bycia artystą i powinienem znaleźć sobie inne zajęcie... ale tak mi się nie chce... Przed leczeniem trilafonem wcale nie było lepiej: nic nie umiałem zrobić konkretnego, poziom dezorganizacji był coraz większy, do tego pojawiły się koszmarne objawy nerwicowe. Nie byłem w stanie nawet powiedzieć sobie: zaprojektuję sukienkę, namaluję obraz. To wykraczało poza możliwości mojego umysłu. Szukałem jakichś niezwykłych idei, ale... czasem się pojawiały, ale generalnie bazgrałem całe stosy kresek, które musiały być idealne... dziwne to było trochę. Teraz w sumie jest podobnie. Może to jakaś choroba psychiczna? A jeszcze wcześniej było zupełnie normalnie... prawie.
  3. Ja chyba muszę sobie najpierw założyć, że biorę ten trilafon tylko przejściowo, że kiedyś go odstawię, że JUŻ MI NIE BĘDZIE POTRZEBNY. Nie mam schizofrenii, nie mam psychozy, cały czas jestem w psychoterapii... Być może za jakiś czas będę w stanie odstawić ten lek. -- 10 maja 2011, 18:08 -- Gdybym wiedział, że istnieje lepszy lek dla mnie, niż ten trilafon, to bym go brał. Niestety, pernazyna, ketrel, zyprexa i rispolept okazały się gorsze, a moja lekarka uważa, że bezpieczniejszych leków, niż pernazyna i trilafon nie ma. A trilafon dla mnie to - jej zdaniem - lek z wyboru... chyba, że ja mam dodatkowo depresję, którą ten trilafon maskuje. Ale ja się w sumie czuję dość normalnie, tylko ta totalna nicość... i bezsens istnienia...
  4. A ja mam pytanie: czy wasze neuroleptyki też tak zobojętniają i rozleniwiają? Czy też macie tak, że nic was już nie obchodzi, wszystko wam jedno i nic wam się nie chce? Biorę trilafon już prawie 5 lat, teraz znowu nieco większą dawkę, i znowu wraca takie totalne zobojętnienie... Mam w d...e wszystko łącznie z sobą samym. I naprawdę g...o mnie to obchodzi. Chociaż na poziomie umysłu, myśli, obserwacji, trochę mnie to rozczarowuje, ale jest mi z tym g...m tak wygodnie. Nie będę w stanie przestać brać tego leku. NIGDY. Tylko zastanawiam się, co zrobić... Chciałbym móc angażować się w jakieś zajęcia, działania, tworzyć... tymczasem naprawdę nie mam na nic ochoty. Ale w tym nie ma niczego depresyjnego: to jest taka totalnie idealna obojętność.
  5. Agusia, masz rację: ja za bardzo biernie podchodzę do życia: siedzę w fotelu i czekam aż coś się wydarzy: wpadnę na pomysł, ktoś się do mnie odezwie... a to w sumie tak nie ma... muszę chyba bardziej kreować to swoje życie, niż czekać aż COŚ się wydarzy - chociaż wiele rzeczy wydarza się samoistnie. Ale właściwie życie szczęśliwe polega własnie na tworzeniu sytuacji i samego siebie... w dużym stopniu na tym. Nigella Lawson powiedziała w jednym z wywiadów, że szczęście, jak byka, trzeba złapać za rogi :) I pewnie tak jest z relacjami: trzeba przypominać o swoim istnieniu, chyba że z kimś się mieszka, albo pracuje, to wtedy ma się z sobą kontakt aż zbyt często. Ja niestety nie pracuję... Siedzę w domu z rodzicami. A na facebooku - no cóż... każdy się lansuje, każdy się prezentuje, ale to z głębszą relacją niewiele ma wspólnego... Oglądam ten facebook, czasem coś piszę, ale to takie depresyjne teksty i ogarnia mnie zazdrość, kiedy moi znajomi (projektanci mody, wokaliści, humaniści) chwalą się kolejnym sukcesem, albo pokazują, jak rozwijają się ich dzieci (albo zwierzęta) a ja stoję w miejscu jak człowiek, który stanął na minie przeciwpiechotnej i przecież nie może się ruszyć, bo go rozerwie na strzępy!
  6. A czemu zrezygnowałeś: bałeś się go? wstydziłeś? Bałeś się, że zostaniesz uwiedzony, wykorzystany...? Bałeś się, "co pomyślą inni"? Swoją drogą nie sądziłem, że bycie gejem, czy niedoszłą kobietą może mieć aż takie znaczenie w moim życiu: moi wszyscy psychiatrzy i psychoterapeuci bagatelizowali przez 11 lat problem tożsamości płciowej i orientacji seksualnej: całą winę za moje złe samopoczucie i funkcjonowanie zwalali na moją osobowość (której nawet nie potrafili określić inaczej, jak nieprawidłowa, chociaż doszukiwali się też w niej cech schizotypowych i histrionicznych - no i borderline...). Ja już nie wiem... Szkoda, że nie mieszkam w Londynie albo Berlinie: zanurzyłbym się pewnie w tym gejowskim środowisku i mógłbym sobie nawet zostać kobietą z penisem i nikomu by to nie przeszkadzało... A ja mieszkam w Lublinie! -- 27 mar 2011, 12:10 -- A co do stosunku społeczeństwa do osób LGBT to przecież ZANIM pojawiły się parady równości, domaganie się legalizacji związków homoseksualnych, i - niekiedy - prośby o umożliwienie adopcji dzieci - to ten stosunek społeczeństwa do osób LGBT był 100 razy gorszy! Przecież do dzisiaj w niektórych krajach stosunki homoseksualne są karane śmiercią! -- 27 mar 2011, 12:22 -- A może ja po prostu robię błąd: zamiast iść do ludzi i po prostu nawiązywać z nimi relacje świadomie i realnie, a później podtrzymywać, ja siedzę jak ta sierotka Marysia w chatce na kurzej stopce i czekam, aż KTOŚ się do mnie zgłosi... a to chyba tak w życiu nie ma Trzeba się narzucać :)
  7. Jestem gejem, ale też mam za sobą historię nieudanej zmiany płci. Czułem się raczej źle jako chłopiec i żałowałem, że nie jestem dziewczynką, ale jednak nie poszedłem na całość i nie zmieniłem swojej płci, chociaż próbowałem... Ale nie czuję się też dobrze jako gej i źle się czuję wśród gejów (mam poczucie, że jest w nich femifobia, transfobia i sissyfobia). Być może ta moja historia życiowa nieco oddala mnie od innych ludzi, ale przecież na świecie jest ich aż 7 miliardów... A co do zwykłych kolegów i koleżanek, to hm... może i faktycznie tak jest...
  8. To, co tu piszę, właściwie nie dotyczy ani związków, ani rodziny, ale relacji z ludźmi, więc chyba tylko tu można to umieścić: Mam 30 lat. Przez większość życia mam poczucie społecznego wykluczenia (To zaczęło się właściwie z chwilą pójścia do podstawówki). Nigdy chyba nie miałem przyjaciół. Moje życie towarzyskie dzisiaj ogranicza się do śledzenia wpisów "znajomych" na facebooku i do oglądania profili na stronach randkowych dla gejów (czasem jest przy tym jakaś wymiana informacji). Mam narastające poczucie, że nikogo, nikogo nie obchodzi mój los, moje życie. Inna sprawa, że ono samo dla mnie już nie ma chyba wartości. Jak znaleźć kogoś, kto będzie chciał ze mną być, utrzymywać relację? Obserwuję moich znajomych na facebooku, wszyscy wydają się tacy szczęśliwi, normalni, realizują siebie w wielu dziedzinach życia, tworzą związki, mają przyjaciół. Ja mam poczucie bycia nikim, ale nie chcę umrzeć, i nie zabiję siebie, bo szkoda mi mojego życia, nawet jeśli jest ono jak g...o. Czy Wy również mieliście w swoim życiu poczucie totalnego społecznego wykluczenia? Czy udało wam się to zmienić?
  9. Byłem wczoraj u mojej psychiatry, powiedziała, żeby brać trilafon rano i wieczorem a nie podwójną dawkę na noc, żeby nie było tak dużej różnicy między dniem i nocą, co - chyba - jeszcze bardziej obciąża układ nerwowy, który jest nadmiernie pobudzony w dzień, a z kolei mocno pohamowany w nocy. Wczoraj na noc wziąłem 4 mg, dzisiaj rano 4 mg i już było nieco normalniej... jednym słowem wróciłem do sprawdzonego rozwiązania. Powiedziała też, co zresztą ciągle powtarza, że nie mam depresji, więc antydepresanty są niepotrzebne. [Dodane po edycji:] A dzisiaj znowu źle. Wziąłem 4 mg rano i ogarnął mnie okropny dół, jakby zabrano mi całą radość życia, nadzieję, przyjemności, wszystko co pozytywne. Jedzenie mnie brzydzi. Czuję się źle. Nie wiem, czy nie byłoby sensowne popełnienie samobójstwa. Po co mi takie życie :/? I pewnie, cholera, tak będzie teraz codziennie, dopóki działanie tej czwóreczki nie osłabnie (w sensie, że po południu i wieczorem nieco słabiej działa). Może branie tego leku nie ma już sensu? Może bez niego czułbym się trochę lepiej, normalniej, chociaż pewnie będę odczuwać lęk, niepokój, a może przerażenie... Trudno powiedzieć... Któż to może w ogóle wiedzieć :/?
  10. Co do poziomu hormonów: sprawdzałem (bo fizycznie jestem mężczyzną ) - mam dość wysoki poziom testosteronu. Tak było 10 lat temu i nie sądzę, żeby coś się w tej kwestii zmieniło. Co do prochów: biorę od 4,5 roku trilafon, i póki co to jest najlepszy lek jaki brałem, ale niestety nie do końca pomaga. Po trzecie, te stany, o których piszę, nie są chroniczne, tzn nie są obecne ciągle, tylko po prostu wracają, jak w błędnym kole. Po czwarte, może to dziwne, ale po napisaniu tego posta i poszedłem na spacer (żeby zrobić te 10000 kroków) - zrobiłem mniej, ale wyszedłem z domu, poszedłem do pobliskiego supermarketu, i poczułem lekką ulgę, a teraz zrobiłem sobie rosół z ryżem i czuję się całkiem dobrze. Ale to chyba faktycznie jest tak, że jak się włączy działanie tej złej energii we mnie to są i złe wspomnienia, i brak nadziei, i apatia i anhedonia, i brak łaknienia, i fiksacja na lekach, aż nagle następuje przeskok do tej drugiej części, pozytywnej i nagle lubię jeść, lubię ludzi, jest mi dobrze, świat jest ciekawy, zaczynam marzyć etc... To mi się kojarzy jakoś z rozszczepieniem w borderline, ale jakoś dopiero teraz to zauważyłem :/
  11. Dodam coś, co rozszerzy treść tego posta: miałem zamieścić nowego posta: dziwne zaburzenia endogenne, ale przypomniałem sobie, że już napisałem coś podobnego - o chronicznym zmęczeniu i bólu istnienia. Mój psychoterapeuta, który zna mnie już 8 lat, zaczyna podejrzewać u mnie dziwne zaburzenia endogenne, które przypominają uzależnienie od twardych narkotyków, głównie amfetaminy. Ciągnące się latami wyczerpanie, wypalenie, dysforie, brak ochoty do działania, na przemian z okresami wzmożonej aktywności, ale bezproduktywnej, głownie nadpobudliwość psychoruchowa, przypominająca akatyzję, której towarzyszy narastający ból istnienia, podczas której rozwijają się różne chorobliwe objawy, tiki, natręctwa. Kiedyś też lęki, na pograniczu psychozy, lęki o charakterze dezintegrującym. Bywały okresy pustki (też takiej fizycznej, wrażenie dziury w brzuchu, depresji, podejrzenie dystymii w okresie dojrzewania. Moje diagnozy: osobowość dysharmonijna z elementami borderline i przedłużona reakcja depresyjna (to w roku 2002), zespół natręctw i osobowość dysharmonijna (2006) zaburzenia schizotypowe u osobowości o cechach histrionicznych (2008) - i na koniec - już taka trochę zabawna: osobowość nieprawidłowa (2009). Dodam że 10 lat temu, zanim zaczęły się te wszystkie objawy, a może nie tyle zaczęły, ile nasiliły, miałem problem z tożsamością płciową (tzn. problem ten mam od zawsze), byłem pacjentem (pacjentką) doktora Dulko i próbowałem zmienić płeć, ale uznałem, że to jednak nie dla mnie. Niestety, nie zmieniło to mojego stosunku do mojej obecnej płci fizycznej, nie cofnęło niepewności i dylematów co do mojej płci, a terapia, którą podjąłem, chyba spowodowała jeszcze większy uraz psychiczny. Niemniej nie porzuciłem terapeuty, który potraktował mnie tak brutalnie, tylko ciągle do niego wracam. Systematyczną psychoterapię zakończyliśmy jednak w ostatnim tygodniu 2004 roku. Później miały miejsce jedynie okresowe konsultacje. 9 grudnia mamy się spotkać, być może po raz ostatni. Będziemy pracować z laleczkami, ustawiać system rodzinny i może inne rzeczy. Jeśli to nie wypali... planujemy zakończenie naszej relacji. Obaj uznaliśmy, że nasze spotkania nie mają chyba sensu, bo nakręcają złudną nadzieję na zaistnienie jakiegoś magicznego rozwiązania moich problemów. Ta perspektywa trochę mnie przeraża. CZY SĄ TU OSOBY KTÓRE MAJĄ PODOBNE PROBLEMY? BARDZO CHCIAŁBYM POROZMAWIAĆ Z KIMŚ KTO MA PODOBNE DOŚWIADCZENIA, I W SPRAWIE TYCH "DZIWNYCH OBJAWÓW ENDOGENNYCH" I MOŻE TEŻ W SPRAWIE TOŻSAMOŚCI PŁCIOWEJ. Jestem ciekaw, jak inni ludzie radzą sobie z podobnymi problemami... Jakie leki biorą, etc...
  12. Może to nie ma sensu, bo właściwie cóż da takie roztrząsanie problemu na forum, ale zastanawiam się czy są leki które zmniejszają poczucie zmęczenia, wyczerpania, wypalenia, ale też bólu psychicznego. Czy ktoś z was miał takie objawy i jakiś lek mu pomógł? Mi na ten ból istnienia pomógł i pomaga trilafon, brany na noc, ale na to zmęczenie, wypalenie to jakoś nie działa... Czy naprawdę muszę brać te koszmarne antydepresanty :/??? [Dodane po edycji:] Chyba najlepiej zrobię, jeśli będę po prostu regularnie ćwiczyć jogę :)
  13. mi się już nie chce czytać tego typu książek chociaż wielu nie przeczytałem a o swojej rodzinie i sobie wolę nie mówić - nie na tym forum :) ale ja ogólnie biorąc, jestem zawsze "z boku" chociaż chciałem być zawsze "w centrum"
  14. Czy nie macie poczucia, że wasze problemy psychiczne, psychologiczne, zaczęły się w okresie dojrzewania? Ja właśnie jakby wyraźnie sobie uświadamiam, mając 29 lat, że wejście mojego organizmu w okres dojrzewania spowodowało spadek sił, ochoty do życia, poczucie otępienia, brak motywacji, ochoty do działania... i właściwie te smutne, trudne do jasnego sklasyfikowania objawy, utrzymują się w moim życiu praktycznie do dziś - zwłaszcza teraz nasilił się okres poczucia bezsensu, świat wydaje się obojętny, bez jakiejkolwiek wartości, nic mnie nie interesuje, nie ciekawi, nie wiem, czy w ogóle jeszcze na czymkolwiek mi zależy, jest mi przykro, bo bywały w moim życiu okresy aktywności, snucia marzeń i dążenia do celu, ale zasadniczo ciągle powraca ten stan depresyjnego wypalenia... bo to przypomina takie wypalenie, które zaczęło się, kiedy miałem 12 lat...
  15. Golden_Queer

    Czy leki leczą?

    to zależy co mają te leki "wyleczyć". u mnie trilafon na jakiś czas wyleczył tiki: tzn po roku stosowania i odstawieniu już nie wróciły, pojawiły się za to nowe objawy, jakby zaostrzone borderline - chciałem rzucić dopiero co podjęte studia. Tak więc lekarze zalecili mi powrót do trilafonu, ale to niczego nie zmieniło, studia i tak porzuciłem. Po kolejnym roku pewna znana Pani Profesor zmniejszyła mi dawkę tego leku i wysłała do Krakowa na oddział leczenia zaburzeń osobowości, czego w sumie nie chciałem, ale chciałem uwolnić się od leku: skutek tego był taki, że pojawiły się objawy psychotyczne: w Krakowie zdiagnozowano mi zaburzenia schizotypowe i zalecono powrót do większych dawek trilafonu... potem jeszcze działo się kilka różnych rzeczy: skutek tego jest taki, że biorę nadal ten trilafon, bo boję się, że jak odstawię to wszystko wróci... nie wiem tylko, co konkretnie, ale jakiś zestaw dawnych objawów a może jakieś nowe... a mówiąc ogólnie: depresję można wyleczyć lekami, ale taki pojedynczy epizod pewnie sam byłby w stanie minąć, CHADu nie da się wyleczyć, trzeba ciągle brać leki, schizofrenię jedynie do pewnego stopnia, ale raczej nie powinno się odstawiać leku - bo choroba wraca, nerwicy, zaburzeń osobowości w ogóle nie da się wyleczyć lekami, one mają działanie pomocnicze, ZOK też ma tendecję do nawracania... ale można doprowadzić do remisji choroby jednym słowem - kicha (albo ch*jnia) :/ [Dodane po edycji:] Żeby było śmieszniej (a może bardziej tragicznie) - mam za sobą lata psychoterapii, która zasadniczo niczego nie zmieniła, wręcz mam wrażenie pogłębiła moje zaburzenia :/
  16. To ja już sobie sam odpowiem, że może pomóc każdy lek antydepresyjny tymczasem neuroleptyki klasyczne osłabiają kreatywność, dlatego biorę, to, co biorę teraz, tylko na noc... i faktycznie trochę więcej energii i ochoty do twórczego działania mam w dzień
  17. A propos stosowania leków w zaburzeniach osobowości - bo pisałem co się stało po odstawieniu seroxatu: znalazłem artykuł w internecie - nie mam w tej chwili linka - może znajdę i zamieszczę - napisany przez polską lekarkę, czy psycholożkę - który dotyczy leczenia farmakologicznego osobowości borderline: badania, które przeprowadzano w ciągu wielu lat dowodzą, że leki działają jedynie objawowo, nie są w stanie wyleczyć - nie są w stanie zmienić charakteru, temperamentu, osobowości... to może zmienić jedynie psychoterapia, o ile w ogóle chcemy coś w sobie zmienić - ja nigdy nie chciałem - to by wyjaśniało, dlaczego odstawienie seroxatu niemal natychmiast pozbawiło mnie optymizmu, ochoty do działania, tworzenia, zadowolenia z życia etc... na szczęście to jakby powoli wraca do normy - względnej normy No a poza tym czas działa na moją korzyść: moja psychiatra cieszy się, że niedługo będę mieć 30 lat - i już rozpoczęła The Final Countdown. Podobno ukończenie trzydziestego roku życia działa bardzo stabilizująco na psychikę. :)
  18. ja biorę leki od 10 lat, dawno nie robiłem sobie badań morfologicznych, ale 2 lata temu wszystko było w normie... jedyne co mnie niepokoi, to to, że nigdy nie będę w stanie żyć bez leku, że one nie leczą, jedynie maskują objawy, że nawet tak do końca nie wiadomo co mi dolega, czy to borderline, czy zaburzenia schizotypowe, czy osobowość histrioniczna, czy schizoidalna, i czemu konkretnie służy to leczenie boję się, że nawet jeśli odstawię leki, pojawią się nie wiadomo skąd jakieś nowe objawy nerwicowe - bo u mnie jak jeden objaw zanika, to pojawia się inny, nowy :) no i upośledzona seksualność: nigdy nie miałem udanego seksu
  19. Właśnie: bo to niby leki na natręctwa, a na początku wręcz wywołują JE, jak ktoś ich nie ma. Na szczęście mi to szybko minęło, kiedy brałem ten seroxat. I na szczęście już go nie biorę :)
  20. A! Jeszcze coś dodam: jak jestem już pod wpływem tego SSRI, czy to elicea, czy seroxat, czy coś innego, i to zaczyna pobudzać neurony, to też zaczynam natrętnie czytać każdą rejestrację mijającego mnie samochodu! Jest to okropne. Jedyna pociecha, że takie stany po jakimś czasie, kilku dniach mijają i potem już pojawiają się sporadycznie, właściwie wcale ich nie ma. Dlatego mogłem brać seroxat przez ponad pół roku. Ale jednak to okropne! A tak w ogóle to te objawy kojarzą mi się z opisywanym w ulotce zespołem serotoninowym... może to jakaś jego łagodna forma?
  21. Muszę o czymś napisać, bo jestem ciekaw, czy inne osoby mają podobne doświadczenia w pierwszych dniach zażywania SSRI. Otóż już około doby po zażyciu pierwszej dawki, nawet jeśli jest ona mała, np. 1/4 normalnej dawki leczniczej pojawia się dziwny chaos w głowie, coś jakby gonitwa myśli, szum myśli, mnóstwo wtrętów, np. PALEC PEDAŁA NA MNIE NIE DZIAŁA, GŁOSUJEMY NA NASZEGO PROFESORA TYNECKIEGO (nazwisko mojej lekarki), WIELKI PTAKU NIE KUDKUDAKUJ, i sporo innych, równie głupich myśli, + niektóre tak szybkie, że w ogóle nawet nie wiadomo o co chodzi. Jest to tak koszmarne doświadczenie, że od razu biorę dużą dawkę neuroleptyka w nadziei że pohamuje te myśli, i odstawiam SSRI. I nie jestem w stanie ich w ogóle brać. CO TO JEST!? Czy Wy też tak macie?
  22. Myślę teraz, że są jednak ważniejsze rzeczy w życiu, niż udany seks: chociażby normalne odżywianie się, albo możliwość realizacji zawodowej, czy artystycznej... No i relacje międzyludzkie, które nie mają charakteru seksualnego. One też są ważne. Nie musimy mieć jakichś odlotowych przeżyć, chociaż jest to przykre, co tu dużo mówić, kiedy ewidentnie widzimy, że proces orgazmu jest hamowany przez ulubiony neuroleptyk... trudno! Można uprawiać seks w celach jedynie więziotwórczych :) Kiedyś może przestanę brać neuroleptyki i doznania wrócą, ale póki co... wolę brać, bo to jakoś skleja mnie w całość i zapobiega jeszcze większej dezintegracji życia i osobowości. Co do lerivonku - mam w szafie, ale mam wrażenie, ze przy trilafonie to i tak już nic nie zmieni, a może źle wpłynąć na stan umysłu. I ta koszmarna senność! Mam też w szafie Abilify, ale po tym podobno NOSI, a ja muszę mieć spokój, żeby móc siedzieć na d... i tworzyć. (Chociaż Abilify to, jak powiedziała pewna młoda piosenkarka, lek dla twórców). Tak, że na razie wolę zaakceptować swoją niepełnosprawność seksualną niż próbować nowego leku.
  23. Aktualizacja po pół roku od odstawienia seroxatu: Odstawienie seroxatu i przyjmowanie samego trilafonu (8 mg na dobę) niczego nie zmieniło w kwestii seksu: po pół roku od odstawienia jest tak samo źle, może wrażliwość na bodźce jest nieco większa, ale i tak przyjemności nie ma (za sprawą, niestety - wolę o tym nie myśleć - trilafonu). Co gorsza straciłem w ogóle ochotę na seks i na nawiązywanie jakichkolwiek relacji międzyludzkich. Moje życie stało się bezsensowne. Porzuciłem szkołę mody, w której się uczyłem (już drugą), przestałem odzywać się do znajomych, przestałem tworzyć. Oczywiście nie pracuję. Nie byłem w stanie robić niczego konkretnego, tylko chodziłem po mieście Pojawiły się zaburzenia odżywiania Zacząłem zachowywać się "dziwnie". Przez całe pół roku myślałem praktycznie tylko o lekach. Próbowałem wracać do antydepresantów, ale brałem je najwyżej przez dwa dni... ciągle wydawało mi się, że nie są potrzebne. Bywało, że już na drugi dzień miałem poczucie koszmarnego chaosu myśli, to było przerażające. W przekonaniu, że lek antydepresyjny nie jest mi potrzebny, utrzymywała mnie moja pani psychiatra. Takie mogą być skutki odstawienia leku antydepresyjnego. W imię lepszego seksu. Ale też przez cały czas brania tego seroxatu uważałem, że to zbędny dodatek do trilafonu, który usuwa moje objawy nerwicowe i zapobiega dezintegracji w stylu schizotypowo-borderline Chyba, że... dopóki brałem trilafon z seroxatem wystarczała mi dawka 4 + 4 mg, podczas gdy wcześniej ledwo działała 8 + 8... tzn czasem działała dobrze, funkcjonowałem normalnie, a czasem było "dziwnie" ogólnie mówiąc. No i te doły, oklapnięcie... Chociaż to 8 + 8 nieźle działało, i w sumie nie upośledzało twórczośći... To tyle... [Dodane po edycji:] Aktualizacja po pół roku od odstawienia seroxatu: Odstawienie seroxatu i przyjmowanie samego trilafonu (8 mg na dobę) niczego nie zmieniło w kwestii seksu: po pół roku od odstawienia jest tak samo źle, może wrażliwość na bodźce jest nieco większa, ale i tak przyjemności nie ma (za sprawą, niestety - wolę o tym nie myśleć - trilafonu). Co gorsza straciłem w ogóle ochotę na seks i na nawiązywanie jakichkolwiek relacji międzyludzkich. Moje życie stało się bezsensowne. Porzuciłem szkołę mody, w której się uczyłem (już drugą), przestałem odzywać się do znajomych, przestałem tworzyć. Oczywiście nie pracuję. Nie byłem w stanie robić niczego konkretnego, tylko chodziłem po mieście Pojawiły się zaburzenia odżywiania Zacząłem zachowywać się "dziwnie". Przez całe pół roku myślałem praktycznie tylko o lekach. Próbowałem wracać do antydepresantów, ale brałem je najwyżej przez dwa dni... ciągle wydawało mi się, że nie są potrzebne. Bywało, że już na drugi dzień miałem poczucie koszmarnego chaosu myśli, to było przerażające. W przekonaniu, że lek antydepresyjny nie jest mi potrzebny, utrzymywała mnie moja pani psychiatra. Takie mogą być skutki odstawienia leku antydepresyjnego. W imię lepszego seksu. Ale też przez cały czas brania tego seroxatu uważałem, że to zbędny dodatek do trilafonu, który usuwa moje objawy nerwicowe i zapobiega dezintegracji w stylu schizotypowo-borderline Chyba, że... dopóki brałem trilafon z seroxatem wystarczała mi dawka 4 + 4 mg, podczas gdy wcześniej ledwo działała 8 + 8... tzn czasem działała dobrze, funkcjonowałem normalnie, a czasem było "dziwnie" ogólnie mówiąc. No i te doły, oklapnięcie... Chociaż to 8 + 8 nieźle działało, i w sumie nie upośledzało twórczośći... To tyle...
  24. Czy macie jakieś doświadczenia z wpływem leków na twórczość? Czy są jakieś leki, które sprawią, ze będziecie bardziej płodni, jeśli chodzi o twórczość artystyczną? Niektórzy próbują stosować w tym celu narkotyki, ale ja nie chcę. Wolę bezpieczny lek. Może po prostu potrzebuję antydepresantu, ale nie wiem... Obecnie biorę trilafon, 12 mg na dobę, ale nie za bardzo to pomaga w tych sprawach... a życie płynie...
  25. Ja brałem różne leki i wydaje mi się, że żaden SSRI nie może się równać pod względem działania przeciwlękowego z neuroleptykami... a jeśli miałeś objawy psychotyczne to po odstawieniu neuroleptyku i włączeniu SSRI mogą one wrócić... tak więc nie robiłbym sobie nadziei, ze SSRI w cudowny sposób zmieni Twoje obawy przed wyjściem z domu czy do ludzi i że będzie na nim normalnie. Dziwne że rispolept nie pomaga... ale mi w sumie też nic nie pomagało na tego typu lęki, dopiero trilafon jakby zmienił "wszystko", ale też pomogła mi w swoim czasie joga - a może psychoterapia by pomogła?
×