Skocz do zawartości
Nerwica.com

..!..

Użytkownik
  • Postów

    54
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ..!..

  1. Z lękami przed szkołą nie da się żyć! Nie jestem w stanie nic zrobić, taka panika i tak codziennie, toż to nie życie, a koszmar nie widzę sensu żebym tak cierpiał :/
  2. Nigdy nie wyzbyłem się z siebie tego co stało się w byłej szkole, mama skutecznie mi to uniemożliwiło, więc musiałem to nosić w środku. Teraz w szkole, nie ma takiej możliwości nawet, żeby mnie prześladowali, bo jak np. dla zabawy się popychają mnie też popchną, to ja też ich popycham, albo kopię, biję itp., oddaję bardzo skutecznie. W tej szkole mam dobre kontakty ze wszystkimi dziewczynami i kilkoma chłopakami. W klasie nawet bardzo dużo zaszczyciłem się, np. legendarne z wycieczki, jak Magda mnie rzuciła gniotkiem w intymne miejsce, a ja donośnym głosem wymasuj mi! xD, humor jeszcze mi pozostał od podstawówki, tylko mniej go używam, albo na lekcji jak można wyrazić negatywną ocenę o powieści, a ja "daj kamienia" xD, klasa śmiech, dużo takich było. Ja nie jestem nieśmiały, na dyskotekach zawsze byłem królem, bo umiałem tańczyć, chociaż nigdy się nie uczyłem, po prostu umiałem, kiedyś w szkole mówiłem cicho, ale teraz trochę poćwiczyłem i mówię donośni. Wymieniłem same plusy, wiem, teraz powiecie, że nie mam żadnych powodów, negatywne też są, takie jak np. lider, a część chłopaków z którymi nie mam dobrego kontaktu lecą za kim jak pieski, ja nigdy tak się nie poniżałem :). Ten lider, też jakiś nie taki, po prostu, egocentryczny, wszystkich naokoło obgaduje, a z nim jego pieski. To tyle, myślę, że to przez tamtą szkołę, uraz mi pozostał, mózg ma szkoła= cierpienie, poniżenie, zło i już.
  3. Bez jaj, normalnie każdy dzień to cierpienie psychiczne, idziesz do szkoły strach, a może uciec i nie pójść do szkoły, a może będzie dobrze? Wchodzę do szkoły strach, parę żartów, wypowiedzianych bez emocji, potem zawód, że mogłem jednak nie pójść do szkoły. Wracanie do domu, z kolegą i koleżankami, wraz ze strachem, ale nie okazywać tego nie można, jakieś rozmowy, w domu, załamka, ulga, że już po szkole, parę cięć na uspokojenie, zauważenie, że nożem da się tylko tyle naciąć żeby parę kropli krwi upuścić, więc skąd skołować żyletkę. Przypomnienie sobie, że jutro do szkoły i myślenie jak uniknąć szkoły i lęk, aż do nocy, do snu, potem dzień i zaczyna się na nowo. Instynkt, podpowiada mi aby starać się mocno o indywidualne, ponieważ tak nie da się żyć, o ile to można nazwać życie, przez gimnazjum, żeby odpocząć od kłopotów, a przynajmniej jednego, chyba największego lęku przed szkołą. Potem se myślę, że w liceum będzie lepiej, ale myślę, teraz o gim, co robić, każdy dzień cierpisz, a dni się tak jak na złość dłużą.
  4. To tak, zacznę od początku. We wczesnym dzieciństwie, tzn. 3-9 lat, spędzałem cały czas na dworze, z kolegami z całego osiedla. Byłem dość wrażliwym dzieckiem, jednak, nie przejmowałem się zbytnio niczym, ponieważ miałem można powiedzieć beztroskie życie, rozrywkę na dworze, mnóstwo kolegów z którymi się bawiłem, nawet w niedziele, przychodzili o 8 i bawiliśmy się aż do zmierzchu, można powiedzieć, że miałem życie prawie idealne. Rodzice hymm, wtedy kłócili się, tata ze mną wogule nie gadał, z resztą nie było jak, bo praktycznie cały czas byłem z kolegami na dworze, nie przeszkadzało mi to zbytnio, no i codziennie schodził do piwnicy około 21, wracał o 23, już cały napity i szedł spać. Ja jednak tego zbytnio nie zauważałem, dopiero teraz mogę ocenić jak było. Sprzedawaliśmy kwiaty, budowaliśmy sklep w domku z drewna, budowaliśmy kran!, z kolegami , oczywiście nam się nie udało, ale robiliśmy naprawdę mnóstwo rzeczy. W szkole w podstawówce bawiłem się w gonianego itp. z kolegami z klasy. Około piątej klasy zakolegowałem się z innymi kolegami z klasy, była nas czwórka, potem jeszcze dwie osoby doszły, nadal się spotykamy około raz na dwa tygodnie, gramy razem, gadamy itp.. W podstawówce też było idealnie, przez moją umiejętność zrobienia ze wszystkiego parodie ludzie mnie lubili, powodowałem, że ludzie się uśmiechali, miałem nawet fajny pseudonim związany z humorem. Jednak około 4 klasy podstawówki koledzy z podwórka się jakoś ode mnie oddalili, co spowodowała pewien uraz, jednak nie widoczny, ponieważ za chwilę, zdobyłem nowych kolegów w klasie właśnie. Nadeszło zakończenie 6 klasy, a więc i przeniesienie się do gimnazjum. Jako jedyny z klasy szedłem do takiego jednego gimnazjum, jednak nie dostałem się do niego, więc byłem skazany na rejonówkę, jednak wszyscy moi koledzy z podstawówki szli właśnie do tej szkoły, do tej rejonówki. Jednak sielankę czas skończyć . Poszedłem do tego gimnazjum, nie owijając w bawełne, nie ufałem zbytnio im, więc nie odzywałem się do nich, co spowodowało, że zaczęli mnie gnębić, nie będę dalej tego opisywać, bo nie ma to sensu. Do tej szkoły pochodziłem jeszcze 2 miesiące, nie było mowy o życiu, to było takie coś, idę do szkoły, wracam, płaczę i mówię to tylko 3 lata, to kiedyś się skończy. Tak żyłem, po południu nie było mowy o jakiejś rozrywce, siedziałem w domu, chciałem to przewegetować, innej opcji nie było. Jednak pewnego dnia mama zauważyła, że płaczę, dowiedziała się o wszystkim i przeniosła mnie do innej szkoły. Miałem już wielki żal i uraz do ludzi, zamknełem się w sobie całkowicie, prawie wogule nie gadałem z kolegami w klasie, byłem w szoku po tym co przeżyłem, zostałem samemu z moim przeżyciami, bólem. Pewnego dnia, powiedziałem mamie, że chciałbym iść do psychologa, (po jakiś 3 miesiącach) była sceptyczna, mówiła, że psycholog mi nie pomoże, mówiła, że wyolbrzymiam, wmawiam sobie, jednak naciskałem, więc była zmuszona, poszedłem do psychologa, potem do psychiatry, który stwierdził niby CHAD ze znakiem zapytania, bo nie jest pewien. Dał mi leki narazie antydepresyjne i antylękowe. Jednak nie służyły mi, bo w pierwszej nocy po braniu leków byłem jakby naćpany, do łazienki nie mogłem trafić. Mama powiedziała, że nie będę do niej chodził (psychiatry), chodziłem do psychologa, jednak zbytnio mi to nie pomagało. Potem prywatny psychiatra, oczywiście mama była cały czas sceptyczna i chodziliśmy tam, bo wymusiłem to. Opowiadałem tam, że byłem prześladowany, że mam lęki przed szkołą itp. jednak jakoś nie mogłem mu zaufać, mówiłem ogólnikowo. Przestałem naciskać, więc mama korzystając z tego zdecydowała, że przestanę chodzić i do psychologa i do psychiatry. Próbowałem, jeszcze gadać z mamą o swoich problemach, jednak po wielu próbach zniechęciłem się odpowiedziami, że wyolbrzymiam itp.. Zostałem zmuszony do tłumienia wszystkiego w sobie. A więc cierpiałem, każdy dzień to był koszmar, z lękami przed szkoła nie jest lekko uwierzcie, wracasz ze szkoły i boisz się już jutrzejszego dnia, bo do szkoły. Tak cierpiałem przez około rok, aż przez wakacje się jakoś zmobilizowałem samemu, bo musiałem samemu, bo nie miałem żadnego wsparcia, jakoś tam nabrałem pewności siebie, nie bałem się nawet przez 2 miesiące, pozbyłem się lęku. Walczyłem o to. Jednak pewnego dnia, jakby za dotknięciem, nagle powrócił lęk, wszystkie negatywne emocje i to nie wiem jak to ło opisać tak silne. Przygniotło mnie to, nie byłem w stanie już walczyć. Znowu lęk jakby jeszcze potężniejszy O.o i wszystko. Jestem załamany, spotykam się jedynie z kolegami z podstawówki, no i ostatnio byłem w kinie z koleżankami z klasy. Uświadomiłem sobie w jakim świecie żyję, słabszy ginie, a więc muszę się zniszczyć, nie potrzebnie zabieram tlen silniejszym, fajniejszym, lepszym, tak samo pożywienie, niepotrzebnie marnuje się, nie potrzebnie zabieram kase rodzicom w ten sposób. A no i mam nerwice natręctw od dzieciństwa, mama gra po nocach kiedyś piła przy komputerze co sprawiało mi co noc niewyobrażalne cierpienie, kładłem się o 22 płakałem do 3 z bólu psychicznego, to że pije i je przy komputerze, a jak przestała to mogłem zasnąć, więc o 3 około. Jak mówiłem, ze mnie to boli, zabierałem, np. wino, to wrzeszczała, że ją tyranizuje itp.. Teraz zostałem sam jak palec, matka jest zajęta swoim kursem, do mnie się zbytnio nie odzywa, tata tak jak zawsze, czyli od urodzenie się do mnie nie odzywa, co najwyżej cześć i jak minął dzień dwa razy w tygodniu. Zresztą ja dziedzicze złe geny, a złe geny trzeba znisczyć! Ja nienawidzę od roku matki, wobec ojca jestem zobojętniały. A za 4 dni do szkoły, myślę, że muszę jutro mieć próbę samobójczą żeby wymusić coś, bo nie zamierzam iść do szkoły, to zbytnio boli . A nie mówcie, że mam iść do psychologa jeszcze raz, bo wiem, że to nie pomoże chciałem tylko to napisać tak sobie, żeby ktoś mógł to przeczytać. Raz miałem sen taki beztroski, zapamiętałem go, bo 90% snów jest przepełnionych cierpieniem, albo czymś strasznym, ucieczką przed czymś co mnie goni. W tym śnie był dzień, co też jest niespotykane, bo głównie akcja dzieje się w nocy u mnie. Byli na moim podwórku dawni koledzy, takie niesamowicie pozytywne uczucia, goniliśmy się, aż nagle gdzieś zniknęli, zaczęłem ich szukać, ściemniło się, zrobiło się ciemno, a ja ich nie znalazłem, wróciłem do domu. Po obudzeniu, to też było dziwne, bo z bardzo pozytywnych uczuć, przeszedłem na bardzo negatywne, na rzeczywistość, taki ból psychiczny i przejście z pozytywnego do negatywnego. Raz miałem sen, byłem koło domu, znów był dzień, co było nie spotykane, byłem z takim jednym gościem był w masce żółtej z uśmieszkiem wyrysowanym, w czarnej szacie. Wyjął nóż i zaczął mi rysować różne wzroki na ręce, jednak czułem jakby był to mój przyjaciel. Raz miałem sen, że udusiłem gołymi rękoma mamę. 80% snów jednak u mnie jest z ucieczką przed czymś lub nie możnością ucieczki przed czymś, coś mnie goni, a ja nie mogę uciekać. A co do wrażliwości teraz takiej nie mam, nie odczuwam pozytywnych uczuć, możecie nie wierzyć, że wymyślam, ale jedyne co mi sprawia przyjemność to sen, zasypianie jest najlepsze, resztę i tak przepełnia gorycz, cały czas. Ale widzę plus tego cierpienia, nauczyłem się bronić i krzywdzić innych ludzi, jedyny plus. Teraz myślę, jak ukryć nadgarstek, jutro wf, więc trudno będzie :/. Ale dziwne, bo jak jestem w szkole wśród ludzi to odzyskuję jakby energię. Szczerze mówiąc to to wszystko mnie przerasta, macie jakieś rady? Tylko proszę nie mówić mi nie myśl, bo to powoduje zawieszenie w tym stanie, tak samo powiedzieć człowiekowi któremu nogę skaleczyło, żeby nie myślał o tym, a noga coraz bardziej krwawi aż w końcu będzie się nadawała tylko do ucięcia, ale co nie miał o tym myśleć.
×