Skocz do zawartości
Nerwica.com

AnnaR

Użytkownik
  • Postów

    74
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AnnaR

  1. U mnie to kwestia zaufania, powierzenia swojej osoby innym.chyba dlatego panikuję i mdleję.plus oczywiście zapachy i wyglad, który na mnie dziala jak plachta na byka
  2. ja też za drugim.chyba nie dla nas te 10%
  3. nie będę pytać szczególowo bo spalę dowcip ale widzialaś od razu?
  4. Pyzulka, jakby co to zapraszam na moje gg, to sobie pogadamy :)
  5. Marmarc, jesteś mądrym człowiekiem! zgadzam sie w całosci z twoją teorią a przynajmniej z tymi aspektami o których tu mogę przeczytać. pozdr.Ania
  6. A ja sie boję, co inni mi mogą zrobić.chciałabym sie sama uspokoić a boje się, ze ludzie od razu z pogotowiem wyskoczą.jak mi sie zdarzało zemdleć to zawsze muszę ludziom powiedzieć co mają ze mną zrobić i to jest takie męczące.
  7. kliknęłam i nie wybuchł mi komputer tak że jest przetestowane. http://www.youtube.com/watch?v=TvBhDQdfEN8 przenoszę do off topic (dop* didado1)
  8. psycholog mi poradziła, ze jak czuję, ze mogę zemdleć to mam robić przysiady.i faktycznie, wiele razy mi pomogło.zdarzyło mi sie pare razy zemdleć u lekarza, bo tam odczuwam naprawdę paniczny lęk, ale to byly sporadyczne przypadki i to takie hardcorowe dla mnie: pobieranie krwi, wyrwanie zęba... myślę, ze to raczej wynikalo z tego, ze ze stresu nie oddychałam porządnie bo to były omdlenia raczej.Ania
  9. Cześć Pyzulka! fajnie, ze się odezwałaś. Na pewno nie było tak źle z tymi pytaniami, jeszcze zdasz na piątkę. A tak przy okazji, co studiujesz? rozumiem cię z tymi dojazdami; mnie sie zaczeła nerwica jak zemdlałam w autobusie.domyslasz sie chyba jaki mialam stosunek do środków komunikacji publicznej.podobno trening czyni mistrza - jeździłam i jeszcze jeżdżę dla sportu po parę przystanków jak mi radziła psycholog. no mistrzem to nie jestem jeszcze niestety. najgorszy jest taki szum i gwar; odłączam sie od tego muzyką albo ksiażką, czasem gram na telefonie w głupie ale bardzo wciągające gierki.mieszkam w trójmieście gdzie dojazdy są raczej dlugie wiec nieustannie zazdroszczę osobom z malych miast. pozdrawiam cię serdecznie i trzymam kciuki nie tylko za egzamin ale i za te wypady do pubu. na pewno jeszcze sobie pogadamy, przynajmniej ja bym chciała .Ania
  10. nietypowy temat wczoraj rozmawiałam z osobą, która stresowała sie egzaminem.niestety nie mogę znaleźć kontekstu a chciałabym sie dowiedzieć jak ci poszło.pozdrawiam.Ania
  11. czy mi sie wydaje czy na tym forum moglibyśmy już stworzyć całkiem spore konsylium lekarsko-psychologiczne? i nie mówię tu tylko o naszych osobistych bogatych doświadczeniach ale o wykształceniu zawodowym. jak widać wiedza to nie wszystko
  12. zdaje sie, ze twoja teoria jest słuszna
  13. Tak myślę, że ta konkretna sytuacja najbardziej zachwiała moim poczuciem, że jestem godna zaufania czy też mogę stanowić wsparcie dla innych.w tamtym momencie (to było już parę lat temu) po prostu nie udźwignęłam sytuacji emocjonalnie - teraz to widzę.byłam też dużo młodsza, jeszcze niedojrzała (jesli teraz mogę mówić o dojrzałości ;( ) to były takie specyficzne okoliczności - byłam dla tej osoby najbliższą przyjaciółką a ona nie miała najbliższej rodziny; stąd może też moja odpowiedzalność tym silniejsza.potem nasze kontakty podtrzymywałam niejako na siłę, cały czas z poczuciem winy aż w końcu jakieś 2 lata temu postanowiłam, że muszę całkowicie na jakis czas przynajmniej urwać kontakty bo przy każdej naszej relacji przejmowałam sie jej wielkimi problemami (została niepełnosprawna) a moje całkiem znikały.oczywiście moje kłopoty nie były takiej rangi ale jednak. teraz to mnie przeraziło kilka rzeczy - mój tata miał operację (nic groźnego, zwykły zabieg) ale ja wiedziałam, ze nie mogę z nim pójść do szpitala.potem wrócił do domu obandażowany a ja sie bałam spojrzeć na jego rany z obawy, ze zemdleję.innego razu ktoś skaleczył się porządnie a ja nie mogłam na to nawet patrzeć; dobrze że była inna osoba ale gdyby jej nie było to co???mam tę nikłą nadzieję, zę w rzeczywistym zagrozeniu zapomnę o lęku ale nie mam pewności i to jest straszne. rozumiem też twoje obawy; faktycznie, nie da się innych ludzi namówić do zmian chocbysmy sie nie wiem jak starali. to co my widzimy jest niestety niewidoczne dla innych i nie da się tego przekazać słowami jeśli dana osoba nie chce tego przyjąć do siebie. dzięki za odpowiedź i wsparcie.pozdrawiam i ty też sie trzymaj mocno Ania
  14. Produkowałam sie tu już kilka razy, ze się boję lekarzy ale tak głębiej to chyba sie najbardziej boje konsekwencji tego lęku.chodzi mi o to,ze w razie jakiejś trudnej sytuacji, zwłaszcza związanej ze zdrowiem, nie pomogę innej osobie a zatem nie moze ona na mnie liczyć.wiem, ze moze na mnie liczyć w 1000 innych sytuacji ale w razie zagrozenia zycia i zdrowia raczej nie i to mnie dobija.mialam taką sytuację z bliską mi osobą - chciala popelnić samobójstwo i znalazla sie w szpitalu.walczylam parę dni żeby sie przelamać i wejść w ogóle do szpitala a jak juz mi się udalo to zemdlalam spektakularnie raniąc się okularami w oko.oczywiście potem juz nie bylam w stanie iść; zresztą nie bylo sensu ale pomóc nie moglam.to mnie niezmoernie boli i myslę, że stopuje w pewnym miejscu gdy wchodzę z ludźmi w bliższe relacje bo po prostu boję się, ze zawiodę jak mnie ktoś będzie naprawdę potrzebował.co o tym myślicie i jakie macie doświadczenia? wielu z was ma rodziny, dzieci...czy też czasem macie takie poczucie, ze możecie ich nie dać rady obronić, ochronić?Ania
  15. Ja też umieram z troski o zdrowie bo panicznie boje się lekarzy, więc cię rozumiem.rozumiem, ze zawsze wydaje ci się, ze to jednak choroba chociaż podejrzewasz, ze nerwica, tak?świetnie cię rozumiem i jedyne co mogę ci ofiarować to właśnie to zrozumienie oraz wsparcie duchowe.myślę, że warto o tym rozmawiać, moze w końcu znajdzie się jakieś wyjście. pozdrawiam.Ania
  16. można jeszcze ew. "zatapetować" sobie twarz :) ale to rozwiązanie chyba wyłącznie dla jednej z płci
  17. cześć! ja sie leczę bez leków i po paru latach co prawda, mam calkiem niezle rezultaty.jeśli chcesz tak się leczyć to idź do psychologa, psychiatra przepisze ci raczej od razu leki bo tak też jest chyba nastawiony z racji zawodu medycznego :) pozdrawiam.Ania
  18. I.K. dzięki za pozytywne nastawienie i wiarę w sens działania oraz w ludzi.cieszę się ,ze trafilam, jak mi się wydaje na osobę z podobną motywacją oraz wiarą, że się uda, że można coś zdziałać bo przez ostatnie kilka swoich wypowiedzi zaczynalam już mieć wrażenie, ze agituję ludzi :) a nie dzielę sie swoimi przezyciami, które są wielokrotnie równie bolesne jak innych.Ania
  19. Kochaniutki Mocarzu , jesli w większości przypadków uzyskujesz poprawę to czym sie martwisz??? jesteś cholernym farciarzem co do kodowania to jest kotwiczenie - to z NLP - kojarzysz jakiś gest np. zaciśniętą pięść z pozytywnym wspomnieniem, kiedy opanowałeś tę sytuację i potem, kiedy nastąpi podobna, gestem dodajesz sobie odwagi.nie muszę wspominać o subtelnym doborze gestów . jednocześnie zaznaczam że sie lekko dystansuje od tej metody :) ale chyba zawsze warto spróbować.pozdr.Ania
  20. Kaska, czy w tych badaniach ty i lekarze braliście pod uwage nerwicę?bo jak idę do lekarza to na dzień dobry mówię: to, ze się trzęsę i mam szaleńczy puls to moja nerwica.dlatego moje choroby prawdopodobnie tez sie z tym wiązą i zdecydowanie objawy bylyby slabsze gdyby nie nerwica.chcę zeby to wiedzieli i nie zapisywali mi jakichś glupich leków, bo już tak raz bylo. czy faktycznie boli cię glowa non stop?czy jesteś w stanie się oderwać jakoś od myślenia o bólu? jesli faktycznie jesteś zdrowa a potraktować nerwicę jako "odwracacz uwagi" to może dojdziesz dlaczego cię boli... pozdr.Ania
  21. Pyzulka, trzymam za ciebie kciuki na egzaminie! też miałam z tym problemy, głównie obawy, ze zemdleję i że nie mogę wyjść sali. na to pierwsze pomaga robienie przysiadów - pompujesz krew do głowy, w ogóle pomaga to rozładować napięcie w mięśniach.czasem to trenowałam jak szalona. co do wyjścia to staram sie sobei dać prawo do ew. wyjścia a potem się okazuje, ze jak sie zajmiesz pytaniami to przechodzi.najlepiej nie jedź za wcześnie i umów sie z kimś na dojazd - jak sie zagadasz to jest lepiej. i nic nie powtarzaj bo się nakręcisz.a przed spaniem fajna ksiażka, muza lub film. ja też sie leczę bez żadnych leków i to z niezlymi efektami jak śmiem twierdzić chociaż to trwa parę lat. jeśli będziesz miała jakieś pytania czy chciała w ogóle pogadać to nie ma sprawy, bardzo chętnie.pozdrawiam i trzymam kciuki za jutrzejszy egz i przetrwanie :) Ania
  22. Mocarzu, "Jestem typem choleryka, tylko nie wybucham gwałtownie, lecz tłumię wszystkie onawy i niepokoje w sobie" - doskonale cię rozumiem :) "Dziewczyny nigdy nie miałem" - jw. tyle ze nie ta płeć :) "ja nie umiem rozmawiać, gdy wokół mnie jest więcej niż dwoje" - a ilu osób byś sie spodziewał???czasem nawet trudniej rozmawiać w małych grupkach bo rozmowy są bardziej prywatne no i nie można sie schować w tłumie. punkt dla ciebie. :) "Piszesz potem ze przebijasz się przez granicę lęku w różnych sytuacjach. Ja też to robię ciągle ale za każdym razem jest tak samo.Wydaje mi sie ze trzeba to w sobie zakodowac i potem do tego nie wracac , tylko jak" - co jest takie samo? mógłbyś uściślić? wiesz, ja nie jestem aż tak odważna, zeby przebijać się przez silne lęki ale staram sie pokazać siebie w takich bardziej zwyczajnych stanach :) nawet to jest dla mnie trudne.czasem się udaje czasem nie, a często odchorowuję to długo. "Ja też czasem wybieram dobro, żeby nie doznać upokorzenia psychicznego" - jakie dobro?jak to rozumiesz? pozdrawiam Ania
  23. Moniczko, mam całkowicie odmienne odczucia! Panicznie boję się lekarzy, badań, w ogóle ingerencji w moje ciało.Na widok strzykawki robi mi się od razu słabo, tak samo nawet na mysl o szpitalu.Najgorszym moim lękiem jest to, ze zemdleję a wtedy przyjedzie pogotowie i będą coś ze mną robić, badać, pobierać krew brrrrrrr.... to jest najgorsze.bardzo ci zazdroszczę twojego podejścia do tematu, bo to właściwie moja najgorsza zmora ten aspekt kliniczny. pozdrawiam.Ania
  24. cześć,aż się rozemocjonowałam (podobno jak to zazwyczaj kobieta :) ) jak widzę za słowami wasze smutasowate miny. przepraszam was bardzo ale nie mogę sie zgodzić na waszą rezygnację w stylu nic mi się już nie uda.mnie się też nie udaje i się tym dołuję, ale żeby tak całkiem zrezygnować???Maju, po pierwsze - zmuszałam sie do wyjścia wtedy gdy nie było lęków ekstremalnych, ostatecznie nie jestem kamikadze :) po drugie, nie ma co kreować sie na kogoś kim się nie jest ale razcej włożyć wysiłek w to żeby zaakceptować sie w takiej postaci w jakiej jesteśmy bo chyba tu leży sedno problemu a nie w tym, ze faktycznie jesteśmy beznadziejni czy gorsi od innych.tak mi sięwydaje na moim przypadku, że u nerwusków to właśnie ta praca nad sobą jest dla innych niewidoczna bo my musimy się starać, żeby pokazać siebie przez barierę lęków a zdrowi tego nie muszą.tak sobie wymysliłam, że jak chcę być taka zwyczajna jak inni i im nie sprawiać kłopotu swoimi lękami to mam taki dystans do innych, ze oni mnie po prostu nie widzą.czasem trzeba się narazić nawet na kpinę czy nazwanie głupkiem ale wtedy człowiek jest wyrazisty, ludzki i chyba inni go zaczynają dopiero widzieć.spostrzegłam ten mur nie do przebicia jaki stworzyłam wokół siebie,gdy na pewnym cyklu szkoleń po ok.3 miesiacach 90% grupy powiedziało, ze ceni sobie najbardziej we mnie spokój, a przecież do cholery ja chyba byłam tam najbardziej znerwicowaną i rozemocjonowaną osobą!!! nie chcę tu się mądrzyć i wcale to nie jest tak, ze mi wszystko albo chociaż 50% idzie ok. :) cierpię strasznie i też mam problemy w kontaktach ale po malusieńku rozkruszam tę granicę.to cholernie boli; jak pierwszy raz weszłam w konflikt z inną osobą to nie mogłam spać i miałam cały dzień gulę w gardle ale też poczucie, ze robię coś dobrego dla siebie.chociaż mi źle to wolę sie narazić na nieprzyjemne sytuacje ale wierzyć,że to czemuś służy niż od razu spisać się na straty.wiecie co? chyba cały czas mam nadzieję, ze za parę lat będę miała normalną paczkę znajomych, którzy będą sie o mnie troszczyć a ja o nich, ze będę mogła się z nimi normalnie wybrać gdzie chcę bo będę czuła sie na tyle dobrze z sobą samą, ze ew. ekscesy lękowe mnie nie odstraszą od grupy.co wiecej, jestem nawet tak bezczelnie optymistyczna :), że nawet liczę na jakiś poważny związek :) pozdrawiam wszystkich serdecznie i przesyłam wam troche pozytywnej energii bo wygląda na to, że mam dziś dobry dzień.Ania
  25. ja też cierpię na niedosyt kontaktów towarzyskich (nerwica pogubiła mi fajne kontakty) ale swego czasu to sie zmuszałam do wyjścia za każdym razem kiedy sie nie bałam nie zastanawiając sie nawet czy mam ochotę.oczywiście, zależało mi, zeby dobrze wypaść no i przeżyć ew. atak paniki :) wiec z reguły było kiepsko, sztywno i nudno.teraz już prawie zawsze mogę iść gdzie chcę i kiedy chcę bez lęku ale zaczęłam sie zastanawiać czy rzeczywiście wszędzie chcę iść i wyszło na to, że nie, nawet za cenę większej samotności.niestety nadal boję się, jak mnie ludzie ocenią ale pomaga mi gdy sobie powtarzam: jestem ok, inni też są ok albo:zachowałam sie tak jak umiałam.co z tego,że wyszłam na idiotkę, przynajmniej już inni wiedzą, ze też nie jestem idealna.co więcej zauważyłam, ze nikt nie lubi idealnych,to tworzy jakiś dystans i w efekcie wszystko jest jakieś powierzchowne.pozdr.Ania
×