Skocz do zawartości
Nerwica.com

Granica

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Granica

  1. Granica

    Pomocy!

    Maluję się zawsze tak samo- podkład, kreski czarne na górnej powiece i tusz. Żadnych cieni, różu, moja cera tych kosmetyków nie akceptuje. Piszesz mi o basenie bieganiu,rowerze. Kurcze, przecież pisałam, że nie jestem w stanie przebywać z ludźmi. Mam także bardzo silne zaburzenie depresyjno-lękowe, ksnobne, paranoidalne.
  2. Granica

    Pomocy!

    Dwa lata temu nie brałam tak kolosalnych dawek leków. Nie byłam takim zerem emocjonalnym jak teraz. Miałam swój styl, bardziej dbałam o siebie. Farmakoterapia zniszczyła mi włosy i cerę. Poza tym miałam i wciąż mam mnóstwo natręctw dotyczących wyglądu. Codziennie się maluję, choć to wcale nie powoduje, że wyglądam estetycznie, schludnie. Dwa lata temu byłam, pogodniejsza, charyzmatyczna.. i podobno miałam bardzo silny wdzięk. Teraz, gdy są dni, gdzie ubieranie się jest wysoce problemowe...jestem zszarzałą brzydulą, której ciężko wyjść samej na spacer z własnym , ukochanym pieskiem.
  3. Granica

    Pomocy!

    Jak chciałabym wyglądać? Jakkolwiek inaczej. Choćby przeciętnie. Po co mi ten wygląd? sądzę, że wówczas byłoby mi łatwiej walczyć z innymi ostrymi zaburzeniami, które mi doskwierają. Nie musiałabym nieustannie odczuwać poczucia winy, wstydu. Czasami mam takie paranoiczne myślenie, że lekarze, gdybym wglądała inaczej, traktowali by mnie lepiej, byłoby w Nich więcej zaangażowania. Jak chciałabym wyglądać? Tak jak, chociażby dwa lata temu. Po co mi ten wygląd? Ponieważ wiem, że nawet poranki nie byłyby tak koszmarnie lękowe. Mogłabym próbować walczyć z ksenofobią, agorafobią. Mogłabym usiłować skupiać się na jakiejkolwiek książce, nie myśląc o tym, ze to bez sensu, skoro i tak z taką twarzą.... Aaa.. Boże..
  4. Granica

    Pomocy!

    Moja walka o siebie, swoje zdrowie trwa już 7 lat. Przez pierwsze 3 lata cierpienia byłam kilkakrotnie hospitalizowana w Klinice Leczenia Dzieci i Młodzieży na ul. Kopernika wówczas diagnozowano u mnie depresję wieku młodzieńczego oraz bulimię, w tym okresie byłam również objęta terapią indywidualną w KOTcie. W wieku 19 lat, po przejściu fatalnego stanu, gdzie, to, co się ze mną działo było nie do opisania dla kogokolwiek, i trafieniu na Oddział Psychiatrii w szpitalu Rydygiera w Krakowie po uprzedniej próbie samobójczej pierwszy raz zdiagnozowano u mnie zaburzenie osobowości. Z wypisem ze szpitala i skierowaniem trafiłam na Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości w Kobierzynie, przebyłam tam 6miesięczną bardzo ciężką terapię, z której byłam zadowolona - wreszcie czułam, że rodzę się na nowo, że wreszcie odzyskuję zdrowie i jestem zdolna do podjęcia dorosłego, samodzielnego życia w społeczeństwie. Wtedy zauważyłam, że w miarę złagodzenia obajówów bulimii zaczęły pojawiać się symptomy dysmorfofobii Kontynuowałam terapię u psychoanalityka, który był moim terapeutą na OLZO. Niestety kilka miesięcy po wyjściu z Oddziału nastąpił kryzys podobny do tego, w którym podjęłam próbę samobójczą. Byłam w tak tragicznym stanie, że niemożnością stało się uczęszczanie na terapie. Po kilku miesiącach, też dzięki farmakologii zaczęłam się podnosić, jednocześnie regularnie korzystałam z terapii. Przez 8 miesięcy tj. od stycznia do sierpnia 2008 roku funkcjonowałam "poprawnie". Wiele zaczęło mi się układać. Byłam bez leków, kontakty interpersonalne kwitły, potrafiłam zdystansować emocjonalnie od mamy, miałam pierwszego chłopaka. Podjęłam pracę jak niania. I nagle wielkie boom. Nigdy dotychczas nie przechodziłam takiego cierpienia, tak męczącego. W bardzo silne stany lękowe, depresyjne... uczucie derealizacji i depersonalizacji wplątały się ostre objawy dysmorfofobii. Jeśli chodzi o to ostatnie .. w ciągu ubiegłych 2-3 lat pojawiały się objawy tej fobii, jednak nigdy w takim nasileniu.Odkąd pamiętam nie akceptowałam siebie, notorycznie przeglądałam się w lusterku, poprawiałam. To wszystko doprowadziło do bardzo negatywnych skutków dla mojego życia. Tak wiele utraciłam.. Nie potrafiłam wykonywać elementarnych czynności.. Lęk mnie obezwładniał. Wiedział, że mój terapeuta nie jest w stanie mi pomóc, co sam zresztą potwierdził. Sama zgłosiłam się do szpitala, chciałam ratować swoje życie, gdyż miałam nękające myśli samobójcze. W konsekwencji w czasie tego 7miesięcznego piekła, byłam 3krotnie hospitalizowana. Żaden z tych pobytów nie był dla mnie pomocny, czułam, że to wszystko zabrnęło tak daleko, że nie ma rozwiązania. Miałam wrażenie jakby to, co dzieje się ze mną było ignorowane. Nikt nie chciał słuchać o tym, co robi ze mną mój wygląd. Nawet wśród pacjentów na oddziale nie potrafiłam funkcjonować, czułam, że z taką twarzą nie mam prawa. Dostawałam masę leków - to wszystko, co otrzymywałam. Po jakimś czasie zdecydowałam się na wyjazd do kliniki w Łodzi, gdzie pracuje specjalistka zajmująca się dysmorfofobią. Pierwszy pobyt w tej klinice bardzo mi pomógł. Zaczęłam dochodzić do siebie, otwierać się na ludzi, wróciłam do szkoły, którą, niestety, musiałam wcześniej przerwać z powodu choroby, co dodatkowo bardzo mnie obciąża. Jednak po pewnym czasie znowu zaczęło się najgorsze. W klinice w Łodzi znalazłam się jeszcze 2 razy, niestety, nie przyniosło to żadnych efektów, mój stan się nie poprawiał. Przestałam praktycznie wychodzić z domu, ciągle ktoś musiał przy mnie być, bo stany lękowe był tak silne, że nie potrafiłam przebywać sama. Po kilku miesiącach trwania w tym stanie podjęłam kolejną próbę samobójczą. Wylądowałam w szpitalu na Kopernika. Był to najprawdopodobniej najtrudniejszy i najgorszy pobyt w szpitalu. Czułam, że lekarzy zupełnie nie interesuje mój stan. Dostawałam duże dawki leków i praktycznie cały dzień spędzałam w łóżku. Po wyjściu rozpoczęłam terapię u lekarki z tamtejszego oddziału leczenia nerwic. Mam jedną terapię tygodniowo, na którą nie jestem w stanie dotrzeć sama. Do tego obecny psychiatra przepisuje mi tak wysokie dawki leków, jakich nigdy nie miałam, czuję się po nich bardzo zmęczona, nie mam siły działać. Zaden z lekarzy nie rozmawia ze mną na temat problemu z w wyglądem, który powoduje u mnie bardzo silne myśli samobójcze. Już prawie rok tkwię w takim stanie, nigdy wcześniej tak długo to nie trwało, nie było tak mocne i okropne. Kilkanaście razy w szpitalu, maksymalny angaż w terapię, praca nad sobą, mimo tych wszystkich starań jest gorzej niż kiedykolwiek. Nie wiem zupełnie, co mam robić. Nie chcę kolejny raz trafić do klinki, bo boję się, że nikt mi tam nie pomoże. Jestem bezradna, tak bardzo chciałabym dać swojemu życiu jeszcze szansę, dać szansę sobie. Czuję, że nie istnieje nikt bardziej obrzydliwy. Obecnie, gdy przebywam w domu czuję lęk nawet przed członkami mojej rodziny. Ciężko obejrzeć film, przeczytać książkę. Utraciłam całkowicie swoją tożsamość. Już nie wiem , kim jestem. Pytam Boga , dlaczego? Dlaczego? Przecież On powinien wiedzieć jak bardzo.... jak mocno. Każdy dzień.. to cierpienie. Czasem dochodzi do tego, że czuję się jakbym przestawała być człowiekiem. Coś jakby osaczało mój mózg, dusze belitośnie, demonicznie. Nie mam siły. Nawet bycie przed monitorem jest dla nie sporym problemem. Boże Mój, czy to musi się tak skończyć? Próbowałam już wszystkiego. Pomijając terapie, psychiatrów, farmakologie, po modlitwy o uzdrowienie, spotkania z egzorcyzmami ( nie wykryto u mnie opętania), wizjonera, bioenergoterapię. Jej... Boję się śmierci. A może jeszcze mocniej tego, żę już kilkakrotnie podejmowałam naprawdę MOCNE próby samobójcze, nie dawano mi szans na przeżycie, a wciąż oddycham. Cofam się w rozwoju. Dojrzalsza, inteligentniejsza byłam w wieku 10 lat. Tak bardzo boję się śmierci..
  5. Capria, szalenie Ci dziękuję za słowa otuchy. Za wiarę dziękuję. Również ściskam i kciukacze trzymam.
  6. Wszystkim wrażliwcom wiele gratuluję każdego, nawet "półkroku". Od października żyłam w wirze najboleśniejszych doświadczeń emocjonalnych. Ciągle dwoje się i troję, by było choć odrobinę lżej. W grudniu opuściłam klinikę psychiatrii, w której spedziłam dwa miesiące. Niestety wyszłam stamtąd bez krzty poprawy. Teraz każdy dzień jest dla mnie mnie sumą minut, w których robię, co mogę byleby wydostać się ze studni melancholii, lęku, potępiania siebie. Nie chcę się poddać, gdyż wiem, pamiętam, że TO mija. Trzeba mi być bardzo czujną, ostrożną, i delikatnie obracać się w stronę światła. Chcę Wam powiedzieć, że moja mordęga z chorobą trwa już 7 lat. 4 lata temu winnam zdać maturę. Nie udaję się z powodu nawracających WYBUCHÓW ostrych stanów skończyć mi ostatniej klasy szkoły średniej. Proszę Was z całego serca, byście trzymali kciuki za to, bym uwierzyła, ze jest to możliwe. Bym w przyszłym roku z dumą odebrała świadectwo maturalne. Moim dzisiejszym sukcesem jest wyjście do kilku sklepów, wyłapywanie nadziejnych myśli, a wierzcie mi, w moim obecnym stanie to cholernie trudna robota. Przytulam
  7. Granica

    Witam

    Gringo, myślę sobie, że to wspaniałe z Twojej strony, że tak zaangażowałeś się, opisując jakąs alternatywną metodę dla mnie, by wytrzymać, by uratować swoje jestestwo. Spróbuję zastosować i szczerze dziękuję za rozległą odpowiedz.
  8. Cześć witaj, pozwolę sobie Cię przytulić. :)
  9. Granica

    Witam

    Gringo, mam 22 lata, od momentu chorowania tj. 16 rok życia, miałam już trochę diagnoz. Początkowo nawracająca depresja, bulimia. Później zaburzenia osobowości typu Borderline, jeszcze dalej zaburzenia depresyjno lękowe, dysmorfofobia i zaburzenia osobowości inne mieszane. Pytałeś o nerwice natręctw.. wiernie wtóruje dysmorfofobii. Gringo, mam dosyć. Wysiłek włożony w ratowanie siebie był ogromny, wszystko runęło, nie czuję siebie, jestem zaszczuta w klatce objawów. Jeden za drugim atakują. I cała praca terapeutyczna, moje rozumienie, radzenie sobie, poszło w piach. Nie wiem, czy tym razem wytrzymam. Nie ukończyłam nawet szkoły średniej, tak po mnie spluwa choroba. Jestem nikim. Nie potrafię żyć. Już nie. Nie umiem.
  10. Granica

    Witam

    Szlag by to trafił. Jestem tak zablokowana, zaatakowana przez myśli, objawy, myśli-objawy, że nie wiem, co chcę tu pisać. Chcę na pewno, bo nie mogę się poddać. Jednak zdaję sobie sprawę, teraz, że jest mi już tak wstyd, że nawet przed Wami anonimowymi się lękam. Wydaję mi się też, że 6 lat leczenia , stosowanie różnych technik, cierpienie, które nie podlega nawet żadnym metaforom, zabrało mi naturalną "moc" opowiadania o tym, co się dzieje. Może napiszę Wam, że miesiąc temu wyszłam z Kliniki Psychiatrii, w której przebywałam dwa miesiące, po dwóch miesiącach musiałam opuścić oddział pomimo braku poprawy, musiałam ponieważ NFZ nie mógł dłużej finansować mojego pobytu. Lekarze mieli świadomość, że wypuszczają mnie bez poprawy i sugerowali mi powrót po niespełna dwóch tygodniach. Jednak ja miałam już dosyć Kliniki, wciąz mam ilekroć o niej pomyślę. Poza tym mam na koncie już sporo hospitalizacji, wszelkie szpitale, kliniki, wydają mi się już bezsensowne.Starania, przeczekiwania, cała apteka leków. Kurcze, chyba brakuje mi już narzędzi do walki..
  11. Granica

    Witam

    Witajcie! Szmat czasu minął zanim odważyłam powrócić na forum. Swoją drogą moje posty wcześniej także nie należały do arcy częstych. Chciałabym móc być tu z Wami, dzielić się iskrami raniącymi, jak i tymi wznoszącymi nadzieje, rzut prawdziwego uśmiechu. Wiem, że pomieszkuje tutaj sporo mądrych, wrażliwych serc, moja historia jest trochę jak thriller trwający sześć pełnych lat. Wprawdzie przyczołgałam się do klawiatury, to nie lada wyczyn dla mnie, biorąc pod uwagę że od piątku moja wyobraźnia, pragnienia , pf...jedyna droga w głowie to kulka w łeb. Jestem bardzo osłabiona, ale chcę, chcę jeszcze spróbować.. Chociażby tutaj z Wami. Dzień dobry.. Dobry wieczór!
  12. Witajcie! Bardzo cierpię z powodu dysmorfofobii. Chciałabym skontaktować się z dziewczyną, kobietą, która podobnie nie radzi sobie z dysfunkcjami w życiu, które powoduje właśnie to zaburzenie. Z góry dziękuję za jakikolwiek oddzew. [*EDIT*] Hej Strasznie potrzebuję Waszej pomocy. Obecnie jestem już o pół tiptopa od samobójstwa. Zupełnie nie wiem, co robić. Ok. 6 tygodni temu opuściłam szpital psychiatryczny, w którym spędziłam prawie miesiąc, właśnie po nieudanej próbie samobójczej. Wówczas to objawy dysmorfofobii doprowadziły mnie do takiego cierpienia... Nie do opisania. Niemoc zrobienia czegokolwiek.., poczucia stopniowego coraz silniejszego tracenia siebie. Świadomość i "moje wiem", że ta twarz nie może istnieć .. Te wszystkie towarzyszące emocje.. upokorzenie, wstyd, lęk.. przeogromny lęk.Natrętne czynności, myśli.W szpitalu nikt nie zwracał uwagi na to, co mówię.. Co mówię o swoich objawach. Zarówno psychiatra jak i psycholog potraktowali moją hospitalizacje jako czas przetrzymywania mnie... Im bardziej ignorowali tym mocniej zamykałam się w sobie.. Tym bardziej cierpiałam. Miałam wrażenie, ze nawet oni śmieją się ze mnie .. Gdy miałam 19 lat zdiagnozowano u mnie zaburzenie osobowości.. od tego czasu wszyscy jadą na jednym koniku, nie wsluchując się w moje objawy, śmiem twierdzić zaanwansowanej dysmorfofobii. Terapeuta , z którym spotykałam się przez dwa lata w sesjach psychoanalitycznych , wyraźnie powiedział, że w dysmorfofobii nie jest w stanie mi pomóc.. Zrezygnowałam z Jego "usług". Teraz w najbliższych dniach mam wizytę u nowego psychoterapeuty. Jednak ja nie jestem w stanie wyjśc z domu.. Nie wyobrażam sobie dotrzeć do Niego nawet "pod opieką" mojej przyjaciółki, a co dopiero pozwolić sobie , by na mnie patrzył. Jej... Proszę, niech ktoś z Was napisze mi .., prosze dajcie świadectwo Waszej walki..Prosze. Czy , jesli się leczyliście/leczycie, diagnozowano u Was jakies inne zaburzenia, choroby psychiczne. [*EDIT*] Kochani, piszcie proszę jak najwięcej o tym, z czym Wam najtrudniej. Jak radzicie/nie radzicie sobie z dysmorfofobią. Czy ktoś u Was zdiagnozował te fobię? Czy sami tak mocno nie radzicie sobie z tą niebezpieczną chorobą.., tzn. objawy dręcza Wan na tyle, że zakłócają i zubażają Wam życie? Może spróbujemy wspólnie walczyć, wspierać się, dawać wskazówki, wymieniać doświadczenia? W dzisiejszej dobie kultu ciała, licznych kompleksów u dużej rzeszy osób, trudnością opowiedziec komukolwiek co z nami się dzieje .. [*EDIT*] Kurcze Misiaki, żadne z Was nie nie napisze?
×