Skocz do zawartości
Nerwica.com

karolina25

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez karolina25

  1. ale Ci zazdroszcze Natalia, naprawde, jesli moge zapytac z jakiego jestes miasta? i czy terapia jest platna??? chcialabym trafic na taka psychoterapeutke jak Ty....
  2. nie jesteś nienormalna, a jesli jesteś to wszystkie jesteśmy, albo tylko ja z Tobą. Ja wczoraj wyszłam wieczorem, bo wszystkie koleżanki z pracy szły to ja też. To była masakra, one gadały i śmiały się, a ja uśmiechając się sztucznie myślałam jakby tu uciec i sprawdzic czy coś nowego mi się nie robi. Dziś jest nawet gorzej, bo wczoraj sprawdzać chciałam a dziś jestem pewna że się robi. Ta książka też by mnie przeraziła, wszystkim tłumaczę, że tyle jest przeciez zachorowań, ze to byłby cud gdybym nie zachorowała, a wiek nie ma tu żadnego znaczenia. Też mam złe przeczucia, ciągle, tak jak Ty z Sylwestrem, nie będę podawać przykładów, bo są to sytuacje tak durne, a mnie przerażające niestety, że nie warto. Ubzduram sobie, ze jesli czegos tam nie zrobie to coś złego się stanie, ktoś zażartuje, co prawda nie na miejscu ale zazartuje, ze coś niedobrego się wydarzy, biorę to jako znak, że tak sie wydarzy. Dagi powiedz mężowi, powinien wiedzieć, na pewno nie zrozumie do końca, bo przecież żeby to pojąć, trzeba przez to przechodzic, ale powiedz, żeby mógł cię wesprzec i cokolwiek, sama nie wiem, bo w moim przypadku jak mowie mojemu chłopakowi to czasem to chyba tylko gorzej jest, bo on nie rozumie, zupełnie nie rozumie wydaje mi się, dla niego panikuję a mi czasem wydaję sie że po prostu umrę zaraz z tego przeciążenia i bólu psychicznego... Też jestem nienormalna
  3. zdecydowanie tak jest, że jak się skupiasz, to zaczynasz coś tam czuć, nie mówię już nawet o objawach jakie miałam przy wmówionej białaczce( czyli bladość, krwawienia z nosa, brak sił...), ale mam na myśli też to, że w zależności od tego co mnie martwi, tak strasznie nad tym myślę i tak strasznie nasłuchuję sygnałów, że autentycznie zaczynam odczuwać ból, pieczenie, swędzenie, uwieranie... i proszę Dagi, nie rób tego, nie szukaj informacji w internecie, bo sama wiesz czym to grozi, każda z nas chyba wie, wpiszesz w wyszukiwarkę, ze boli Cię cokolwiek, i nie ma takiej możliwości, żebyś nie znalazła strony z ostrzeżeniem: to może być rak, a w naszym przypadku wiadomo, skoro może to na bank jest. Wiem, że latwo mówić, sama codziennie czegoś szukam, wogóle nie rozumiem też co lekarze mają na myśli mówiąc o profilaktyce skoro siedzę w poczekalni i czytam ulotkę o raku szyjki macicy, która skonstruowana jest w ten sposób, że po przeczytaniu wiesz, że to po prostu cię nie ominie, na bank zachorujesz, a wtedy boisz się tak, ze zbadać się nie pójdziesz bo się boisz, no nic, taka nagła refleksja. Dagi możesz sobie wmówić odczuwanie w konkretnym punkcie, ja mam wrażenie, ze noga w miejscu z "dziwnym" pieprzykiem mi eksploduje, parę dni temu bolała mnie pierś, bo nasłuchiwałam co ja tam w niej mam. Idź do laryngologa, i pora wziąśc się za siebie, jedyną szansę da nam psycholog i terapia, nie zastanawiaj się, ja jestem już tak wymęczona, że w Polsce na stałe będę 3 maja w niedzielę, a 4 maja w poniedziałek ide na wizytę, nie wiem jeszcze gdzie ale idę, bo zwariuję... A co do przełykania, to parę miesięcy temu, już coś o tym wspominałam, też przechodziłam przez raka przełyku, gardło zmasakrowałam wręcz sobie przełykaniem śliny co 3 sekundy, ze napuchło mi tak strasznie i wysuszyło, że prawie się dusiłam... trzymajcie się i walczmy dziewczyny jakoś
  4. Venus, strasznie się cieszę, i dobrze, że piszesz, bo to daje nadzieje, że może jeszcze będzie normalnie... Musimy w to uwierzyć, nie chcę znowu takiej nocy jak dziś... spałam dwie godziny, co chwilę sprawdzałam stan mojego organizmu, nasłuchiwałam z której strony, co się powiększa a co zaczerwienia... straszne, nie mogę dziś normalnie funkcjonować, totalna porażka, nie wiem jak mam dotrwać do powrotu, jak przetrwać te 1,5 miesiąca, wiem, że na drugi dzień jak tylko wrócę pojdę do psychologa, pozdrawiam
  5. no właśnie Venus, też jestem ciekawa, napisałaś, ze teraz jest lepiej, jak sobie z tym poradziłaś, napisz koniecznie... Dobrze, że ktoś z nami jest, mąż, chłopak, mama... Natalia co do wyluzowanego chłopaka, rozumiem:) I właśnie dlatego martwię się za nas dwoje, bo on się nie martwi, wyszukałam mu takie rzeczy, ze jak tylko będziemy w Polsce idzie z tym do lekarza, żeby tylko mi było lepiej... a ja do psychologa, ta mysl pozwala mi jakoś trwać póki co...pozdrawiam moje drogie
  6. Dagi, mam tak samo, wszystko, po prostu wszystko jest dla mnie rakiem, najmniejsze ukucie, jakich zdrowy człowiek doświadcza setki w ciągu jednego dnia, i nawet nie zwróci na to najmniejszej uwagi, dla mnie to już wiadomo co, każda wizyta u lekarza, kojarzy się z tym, ze coś znajdą przypadkiem. Przy "wykryciu" białaczki, rodzina się dowiedziała, nie miałam wyjscia, skoro przyjechałam zrobic badania na pare dni, przed chłopakiem ukrywałam ile się dało, myślałam że pomyśli że jestem głupia, w końcu jak zobaczył parę razy że płaczę, wykrzyczałam mu że umieram, że mam jakiegos raka, tylko nie wiem jakiego. Przestraszył się, nie mówi tego, bo on ogólnie jest skryty, ale widzę, ze sie o mnie boi, dlatego nie denerwuje się jak robię mu "przegląd" i szukam nie wiadomo czego parę razy dziennie, też chyba nie wie jak ma reagować, bo on jako ten "normalny" nie do końca to rozumie co czuję, co czujemy wszystkie, i za co jestem mu wdzięczna jest ze mną mimo tego, że jestem tak strasznie nerwowa i mam swiadomość, ze bardzo odbija się na nim moja zdziwaczałość... trudno wmówić sobie, ze nie umrę, ze nie zachoruję, może terapia nam w tym pomoże... zobaczymy, nie mogę doczekać się juz powrotu zeby zacząć coś robić...
  7. Dzięki dziewczyny, ze jesteście, ostatnio też usłyszałam od kogoś, żebym tak nie myślała, bo jeszcze ściągnę na siebie coś strasznego, i tego też zaczęłam panicznie się bać, że to jest jeszcze bardziej możliwe, bo tak strasznie ciężko przestać tak myśleć. Jak jestem w pracy, ciagle biegam, zeby gdzieś sie schować, zeby tylko pomacać sie i tak już po bolących od ucisku węzlów chlonnych i zeby sprawdzić czy dziwny pieprzyk nie zaczął wystawać, albo sie powiekszac... ciężko jest. A co do gardła, teraz trochę przeszło, ale pamiętam jak dziś, też "coś" tam miałam. Było to dosyć duże, strasznie wysuszylo mi gardło, nie miałam śliny, a do tego napuchło do takich rozmiarów, ze nawet palec by tam nie wszedł, w nocy musiałam układać się w dziwnych pozycjach, bo prawie kazda nie pozwalała mi oddychać, powiem też szczerze, ze troche lepiej mi się zrobiło, ze się odezwałyście,, że ja napisałam, na tyle lepiej, że chyba mam teraz siłę, zeby wstać i iśc do sklepu kupić chleb, bo od rana nie mogłam tego zrobic z uwagi na "szukanie" czegoś dziwnego w moim ciele, pozdrawiam
  8. dzięki, tak na pewno wybieram się do specjalisty, ostatnio zadzwoniłam do domu i wybeczałam mamie, ze umieram na raka, teraz ona płacze w domu i wszystkie pieniądze oszczędzone ciężko na moją przyszłość przekazać chce na leczenie mnie. Ja wiem, że rozstania nie przeżyję, ale to mnie tak strasznie boli jak patrzę na niego i myślę co mu może dolegać, jak śpi to oglądam wszystko co ma na skórze, bo teraz mam "fazę" na raka skóry. Stan Twojego przełyku doskonale rozumiem, naprawdę, też to miałam, w związku z tym przez raka przełyku, gardła i płuc też już przeszłam, ta suchość, "coś" powiększone, "coś" zaczerwienione spędzały mi także sen z powiek, do tego duszności, mroczki przed oczami, kołatanie serca, a przy białaczce tydzień też nie jadłam, bo przecież częstym objawem jest brak apetytu... tak, też myślę, że same z tego nie wyjdziemy, ja odliczam dni, jeszcze 1,5 miesiąca, wiem, ze przez ten czas przejdę jeszcze przez parę nowotworów, ale po powrocie od razu do psychologa, chyba tylko jakaś terapia jest nadzieją. Tak mi się właśnie przypomniało, ze jakiś czas temu postanowiłam zbadać sobie piersi, nie mam ich za wielkich, także żeby "dogrzebać" się do żeber nie było problemu. Wiedziałam, czułam, ze to kości, ale w moim umyśle wszystkie te nierówności, tkanka mięśniowa to były liczne guzy wystepujące w piersiach... Potem przez tydzień nie mogłam się dotknąć, no miałam siniaki i krwiaki od tego parogodzinnego uciskania... jesteśmy chore, niestety trzeba to nazwać chorobą... dziękuję, naprawdę bardzo dziękuję za odpowiedź:)
  9. witam wszystkich, jestem tu pierwszy raz, usilnie poszukiwałam, kogoś kto przezywa i czuje to co ja, bo pomyślałam, ze wtedy będzie choć odrobinę łatwiej... Dziś znalazłam forum, przeczytałam o Waszych przeżyciach i coż mogę stwierdzić- piszecie o mnie. Moj problem zaczął się chyba w momencie śmierci mojego taty na raka, miało to miejsce jakieś 4 lata temu, początkowo moje leki były "do zaakceptowania", w tym momencie nie da się już z tym żyć. Boję się wszystkiego, jak ktoś trafnie okreslił "najmniejsze strzyknięcie" jest rakiem. Nie da się tego po prostu opisać, Wy wiecie o tym doskonale... Przeraża mnie każda kropka na skórze, tydzień temu miałam raka piersi, dwa tyg temu raka szyjki macicy, 2 miesiące temu białaczkę- mój lęk był tak silny, a pewność, że jestem chora tak wielka, ze zaczęły wystepować u mnie objawy fizyczne. Przeczytałam, ze objawem moze być lecąca krew z nosa, na drugi dzień oczywiście krew leciała. Mieszkam jeszcze przez dwa tyg w Anglii, za 1,5 mies, na szczęscie wracam na stałe do Polski. Byłam tak przerażona, ze przyleciałam, uprzednio żegnając się z moim chłopakiem( leciałam już na chemioterapię w moim przekonaniu) do Polski. Zrobiłam badania, a w momencie kiedy zobaczyłam wyniki morfologii, badania moczu, kały, przeswietlenia płuc, usg brzucha objawy ustąpiły. Coż z tego skoro przecież wyniki mogły wyjść nie do końca wiarygodnie, skoro może "zagnieździło" się już coś gdzieś indziej, chociaż w moim przypadku już miałam chyba prawie wszystko... Moj chłopak "nie ma życia" teraz, krzyczę że chodzi do pracy jak ja umieram, sprawdzam ciągle czy on "czegoś nie ma" . Strach o mnie i o niego nie pozwala mi życ. Mieliśmy po powrocie planować nasz ślub, kocham go bardzo i nie chce żyć bez niego, ale pomyślałam, ze chyba pora to zakończyć bo teraz bedzie man łatwiej uporać się bez siebie teraz, niż gdy coś strasznego się stanie. Wogole jak wiecie po prostu nie da się tego opisać, jak to strasznie się odczuwa i jak strasznie się z tym, nawet nie zazwe tego życie, bo to po prostu wegetacja... Cieszę się że jesteście tu, naprawdę
×