Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dagi

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Dagi

  1. Witam Na tym forum piszę pierwszy raz, choć już wcześniej często tu zaglądałam. Postanowiła zacząć tego posta licząc na Wasze wsparcie i porady. W rej chwili mam ciężkie dni i nie bardzo mam się komu zwierzyć. To będzie długa wypowiedź, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i ktoś zechce to przeczytać. Mój problem to nerwica lękowa , która ostatnio znacznie się nasiliła, myślę że popadłam już w fobie na tle chorób. Chyba zawsze miałam do tego predyspozycje i nerwica dawała o sobie znać już wcześniej, ale byłam w stanie ją tłumić rozmową z lekarzem ogólnym, który mi coś wyperswadował, lub sama się jakoś pozbierać. Teraz wpadłam w samo nakręcają się spiralę lęku. Mam 34 lata i fajną rodzinę. Dwie córki, nastolatkę i 5-latkę i męża, którego kocham. Do tego dobrą pracę i wydawałoby się czego tu jeszcze chcieć. No właśnie mój problem polega na tym, że boję się ciągle, że coś się stanie mnie, albo mojej rodzinie. Zaczęło się (albo raczej nasiliło) od tego, że moja młodsza córcia sporo chorowała. Dwa razy byłyśmy w szpitalu, do tego gdy była mała poprzez forum maluchy.pl bardzo zaangażowałam się inne forum małej Michalinki, która zachorowała na nowotwór – neuroblastomę. Przez ponad rok śledziłam walkę tego dziecka z chorobą, ale niestety odeszła. To bardzo podkręciło mi śrubkę, zadziałało jak katalizator na moje lęki. Naczytałam się przy tym opinii wielu innych matek, jak lekarze bagatelizowali różne objawy, stawiali złe diagnozy. Od tej pory ciągle podejrzewam raka. U siebie, u dzieci. Nie może mnie nic „strzyknąć”, żebym nie wpadała w panikę. Przy szpitalach mała miała OB. ok. 100. Ja po prostu umierałam z nerwów, nie byłam w stanie jeść. Funkcjonowałam tylko siłą woli, zanim postawili jakąś akceptowalną przeze mnie diagnozę (np. miała ostre zapalenie płuc, ale bezobjawowe). Jak choruje oglądam jej skórę, czy nie pojawiają się wybroczyny. I wiele innych cudów, o których nie chce nawet pisać. Obecnie mam od jakiś dwóch tygodni problemy z gardłem . Zaczęło się od jakiegoś takiego ciągłego przełykania. Potem uczucie kluchy, której nie można przełknąć, suchość w gardle, drapanie. Wiem po waszych wypowiedziach, że to częsty objaw nerwicy. Zresztą parę lat temu coś takiego miałam. Lekarka powiedziała, że to nerwicowe (i wtedy po paru dniach przeszło), ale dała mi skierowanie do endokrynologa. Ta też potwierdziła, że to nie od tarczycy, choć wykryto mi wtedy małego guzka, takiego na 0,5 cm. Przebadano go (biopsja, scyntygrafia) i stwierdzono, że tłuszczak. W sumie nie do leczenia , tylko mam obserwować, co roku robić USG. Robię więc, ostatnio w maju 2008 był dalej taki sam. Teraz ma schizy. Może to ten guzek rośnie. Ale co gorsza już myślę gdzieś tam o raku gardła i przełyku. Jak tylko się budzę rano od razu „łykam” ślinę, żeby sprawdzić jak tam moje gardło. Z reguły w nocy jest ok. i rano w miarę. Jak piję i jem nic nie czuje, czasem jak się czymś mocno zajmę, to też „przechodzi”. Ale w ciągu dnia się nakręcam i ciągle coś czuje. Tłumaczę sobie, że to nerwy, ale nie pomaga. Zwłaszcza, ze mam wrażenie większej suchości w pobliżu prawego migdałka (migdały mam wielkie) i już kombinuje, że jakby to było nerwowe to nie powinnam odczuwać bardziej w tym jednym miejscu tylko może tak bardziej na środku. Dostaję ścisku w przełyku. Z drugiej strony, nie wiem czy też tak macie, ale wiem, że ja potrafię sobie chyba różne objawy wywoływać. Już przechodziłam to np. z piersią, raz mnie zakłuło czy dwa i jak o tym myślałam, to ciągle już to kłucie czułam (oczywiście myślałam o raku), aż do czasu jak zrobiłam usg – było ok., kłucie przeszło. No i parę innych przykładów mogłabym podać. Kiedyś potrafiłam sobie tłumaczyć, że to mój mózg tworzy te objawy i jakoś pomagało, teraz już nie. Sukcesem jest to, że odważyłam się powiedzieć o tym mojej rodzinie (przy okazji prawie pewnego nowotworu jelit lub żołądka). Byłam u lekarza rodzinnego. Lekarka nagadała mi, że to co mówię, to objawy nerwicy. Zrobiła podstawowe badania, które wyszły dobrze i kazała iść do psychiatry (to było w październiku). W końcu się wybrałam w Krakowie na Lenartowicza jakiś miesiąc temu. Lekarka wysłuchała mnie, ale żadnej informacji zwrotnej, w sumie to byłam trochę rozczarowana. Wiem, że ona tylko diagnozowała, ale żadnej empatii, słów otuchy, nic. Powiedziała, że mogę skorzystać z ich terapii grupowej (ale dla mnie jest zbyt intensywna, bo codzienni 3 godziny, przez chyba dwa miesiące). Dała mi więc skierowanie na terapię indywidualną i napisała tam zaburzenia hipochondryczne. Ja już sama nie wiem gdzie iść. Czy do państwowego lekarza, psychoterapeuty, czy prywatnie. Trochę czytałam o tych psychoterapiach, ale się na tym nie znam. Są różne metody – jaką wybrać Myślałam o Gestalt, ale widział tez dużo krytyki. Zdaję sobie sprawę, że to sprawa indywidualna i to co dobre dla kogoś innego, nie musi być dla mnie. Ale może mi coś poradzicie? Teraz siedzę tu przed kompem, pozornie na wierzchu trzymam fason dla rodziny, dzieci, a w środku cała się trzęsę ze strachu i przerażenia. Do głowy pchają się myśli, ile jeszcze pożyję, czy zdołam wychować dzieci. To istny koszmar. Rodzina, mąż, rodzice, wiedzą o moim problemie, ale ostatnio już nie chcę im mówić o tym co duszę w środku. Początkowo się przejęli i chyba wystraszyli (bo miałam już silną depresję, przy tych jelitowych dolegliwościach) ale widzę, że oni teraz myślą, że ja zdziwiam. Nie mam większych problemów i je sobie wyszukuję, albo mówią idź do lekarza. Trudno im zrozumieć, to co przeżywam, mówią, że muszę się wziąć w garść, bo nikt tego za mnie nie zrobi. Ja o tym wiem, ale nie potrafię. Ostatnio budzę się już w takim depresyjnym nastawieniu. Udaję przed nimi, że jest ok, a wcale nie jest. Nie wiem tylko ile będę mogła jeszcze tak trzymać maskę na twarzy. Najchętniej bym się zwinęła w embrionika i poryczała. I klucha znowu każe się przełykać …. Koszmar Mam nadzieję, że mnie nie odtrącicie. Może ktoś pocieszy, że ta klucha, mimo, że z prawej strony to jednak nie rak. Kurczę, przecież się nie mogę "skanować" i badać bez przerwy jak tylko coś poczuję. (mój mózg mówi - powinnaś, bo inaczej coś przegapisz ) Bardzo proszę, poradźcie coś. Może ktoś z Was też ma taką nerwicę, na tle chorób i może się podzielić doświadczeniami. Jestem z Krakowa. Chętnie przyjmę namiary na lekarzy, psychoterapeutów, których polecacie, wolałabym zacząć państwowo, ale prywatnie też bym odżałowała kasę jeślo by było warto i pomogło mi zmienić życie.
×