Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alutka23

Użytkownik
  • Postów

    37
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alutka23

  1. Ja co rano wstaje z nadzieją na lepszy dzień, że w końcu się mi uda pokonać nerwice. Ale mija pare chwil, duszności wracają. Czasami nie mam już siły walczyć o każdy oddech. Wszystko mnie boli i marze tylko o tym, żeby zasnąć. Ale staram się jakoś (chociaż w minimalny sposób) przeżyć ten dzień. Wyjść z domu chociaż by z psem na spacer, czy do sklepu... Oczywiście nie każdy dzień jest taki. Mam też lepsze dni :) Ostatnio coraz częściej. Trzyma mnie jedynie lęk prze dalekim oddaleniem się od domu. Ale to w końcu też pokonam. Pozdrawiam
  2. madziares, nieważne czy czujesz się dobrze, czy źle. Ta choroba jest podstępna. Powinnaś już dawno wybrać się do lekarza, niezależnie od samopoczucia
  3. Alutka23

    Hej

    Witam ponownie :) monik, tak potraktowali mnie lekarze w moim mieście. Na szczęście nie poddałam się i poszłam znowu do tej mojej Pani psycholog. Opowiedziała Jej cały przebieg moich spotkań z psychiatrami, na co Ona poleciła mi, żebym naprawde udała się do tej poradni psychiatryczno-psychologicznej w miejscowości oddalonej od mojego miasta o prawie 30 km. Bo stwierdziła, że lekarze w naszym mieście nie robią sobie nic z poważnych chorób, a Ona chciałaby mi pomóc ale nie może, gdyż ośrodek w którym Ona pracuje nie ma uprawnień do leczenia nerwic, bo to był Ośrodek Interwencji Kryzysowej. Ale powiedziałam sobie, że się nie poddam i udałam się do tej poradni. Droga była dla mnie naprawde ciężka. Ciągły strach, czy się gdzieś nie udusze po drodze... Ale dotarłam. Najpierw byłam u PAni psycholog. Przeprowadziła ze mną szczególowy wywiad. I poleciła Panią psychiatre w tym samym ośrodku. Oczywiście umówiłam się natychmiast. Więc jak narazie jestem po jednej wizycie u psychologa i psychiatry. Do psychiatry byłam sceptycznie nastawiona, ale rozczarowałam się, oczywiście pozytywnie. Rozmowa z Panią psychiatrą trwała prawie godzine (gdzie u innych lekarzy w moim mieście nie trwała nawet 10 min). Wytłumaczyła mi bardzo dużo rzeczy, a przedewszystkim działanie leków, jakie mi przepisze. Od razu powiedziała, że jedyne, czego odemnie wymnaga, to współpraca. Nie nafaszerowała mnie Bóg wie jakimi psychotropami ani dawkami. Przepisała mi lek nowej generacji (Lexapro). Przez pierwszy tydzień mam zarzywać 1/4 tabletki, po tygodniu przez 2 tygodnie pół tabletki i mam się zgłosić do Niej. Oczywiście zaznaczyła od razu, żebym nie spodziewała się poprawy od razu, że to musi troszke potrwać. I że same leki mi nie wystarczą. Pochwaliła za to, że sama zapisałam się już na psychoterapie. Także moja nadzieje znowu wzrosła. Chcę się leczyć i bardzo chcę się WYLECZYĆ. Dlatego, nie poddawajcie się. Jak nie uda się trafić za pierwszym razem na dobrego, znającego się na rzeczy i nie olewającego lekarza, to uda się za drugim albo trzecim razem. Ważne, żeby się zaprzeć w sobie i walczyć z tym choróbskiem. A konowałów nazywających się "lekarzami" po prostu olewać i szukać LEKARZA. Ja strasznie żałuje, że zodbyłam się na to dopiero po tak długim czasie. I teraz przede mną długa droga leczenia. Ale wierze, że się mi uda. I wiem, że Wy też dacie rade :))) Ja jestem z Wami
  4. madziares Musisz się wziąść w garść. I dla własnego dobra a przedewszystkim spokoju, zrób sobie tą tomografie głowy. Jak się nie da na NFZ, to prywatnie. Trudno, wybulisz troszke kasy pewnie, ale myśle, że to, co wydasz, wogóle się nie kalkuluje z własnym spokojem i komfortem duszy
  5. Madziares, w końcu płacimy, i to wcale nie małe składki zdrowotne. Czemu miałybyśmy nie korzystać Ja też chyba zaczne, przynajmniej raz w miesiącu (żebym poczuła gdzie oddaje moje ciężko zarobione pieniądze) wstawić się w przychodni... :))) na jakimś małym badanku. A z innej beczki. Czytałam tu, że pojawia się ból brzucha czy żołądka. I owszem, też mam czasami takie bóle. Ale martwi mnie inny. Tzn, strasznie napinają się mi mięśnie brzucha. Zawsze dzieje się mi to w nocy. Budze się gdzieś po 3 rano z takim bólem, że nie idzie wytrzymać. Dobrą godzine zajmuje mi rozluźnienie mięśni brzucha. Dopiero wtedy zasypiam spowrotem. Macie też coś takiego???
  6. Madziares ktoś mi kiedyś powiedział, że nerwica bierze się z tego, że kiedyś tam ukrywaliśmy swoje emocje. Muszę przyznać, że ciekawa teoria... I jak by na to nie patrzył, coś w tym jest. Dlatego ja teraz, kiedy coś mi leży na sercu, po prostu to powiem. Albo czasami krzycze sobie w domu jak jestem sama I poradze Ci to samo, co moi poprzednicy, zacznij się leczyć. Im szybciej, tym lepiej. Ja zwlekałam całe 6 lat (mam 6 lat wyciętych z życiorysu) Przedewszystkim idź do psychologa na psychoterapie. Jakichś silnych leków uspokajających nie ma sensu brać. Otumanią i załagodzą, ale nie wyleczą. To jest choroba duszy, to wszystko siedzi w Twojej głowie. Musisz mieć silną wole i chęć walki, bo nerwica naprawde potrafi być podstępna. Ja sama zaczęłam się leczyć niedawno, bo już nie mam siły sama z nią walczyć. Bo kiedy uda się mi pokonać jedne duszności i lęki, nadchodzą coraz to nowsze i silniejsze. Dlatego sama raczej nie dasz sobie rady. Do tego potrzebni są nam psychologowie :) Podobno psychoterapia potrafi zdziałać cuda :))) Ja w to wierze, bo sama w przyszłym tygodniu ide na pierwsze spotkanie. Trzymam kciuki za Ciebie. I nie daj się :-)))
  7. Ja już 6 lat męcze się z tym choróbskiem. Moje ataki na dzień dzisiejszy są cały czas. Jeśli już z jakimiś sobie poradze, pojawiają się następne, z którymi na nowo musze sobie radzić. Kiedyś zaczynało się od drżenia ciała, napadach gorąca i duszności. Dzisiaj są już same duszności, chyba że jest jakiś "nowy" atak, to oczywiście jest drżenie ciała, ale to z obawy, że już po prostu umieram... Do tego ból serca, klatki piersiowej, no i oczywiście wrażenie, że coś mam w gardle, co mi je uciska. I też, podczas ataków gram na komórce. Przedewszystkim w Quadrapop, ale po 2 latach mam tą gre w jednym palcu, także już mi za bardzo nie pomaga. Mój chłopak jak jest wtedy u mnie, po prostu odwraca moje myśli, gada co mu ślina na język przyniesie, z takim skutkiem, że zaczynam rozmawiać z nim i zapominam przynajmniej na chwile. Też staram się unikać miejsc, gdzie jest dużo ludzi (kościół, autobusy, pociągi, kino), sklep już nie jest dla mnie przeszkodą. Po prostu chyba czerpie korzyści z zakupów :)) Ale ostatnio staram się nie wychodzić nigdzie daleko poza moim osiedlem... Najśmieszniejsze jest to, że zawsze w domu miałam i mam największe ataki, a jak jestem poza nim to chciała bym jak najszybciej do niego wrócić.
  8. Alutka23

    Hej

    No więc, jak wspomniałam wcześniej, u Pani psycholog byłam... Miło się rozmawiało. Natchnęła mnie nadzieją. Sama zaczęłam w to wierzyć, że będzie już tylko lepiej i że da się to choróbsko wyleczyć. Jednak poprosiła, bym udała się do psychiatry. No i tu zaczęły się schody. Zaproponowała psychiatre w miejscowości ok 30 km od mojego miasta. Nie dotarłam do psychiatry, wiadomo. Duszności. Zadzwoniłam do Pani psycholog, czy mimo wszystko możemy zacząć leczenie. Nie zgodziła się (chociaż wcześniej pytała się mnie, czy zgadzam się na konsultacje z psychiatrą, bo jak nie to od razu zaczynamy leczenie). No więc umówiłam się z psychiatrą, ale w moim mieście. Czekałam na wizyte ponad miesiąc. W końcu nadszedł dzień wizyty i jak zwykle, pełna nadziei weszłam do gabinetu. Pan, siedzący za biurkiem troszke mnie przeraził. Był dobrze po 80-ce... Ciężko się mi z Nim rozmawiało, bo każde słowo wymawiał powoli i powtarzał je dwa, trzy razy. Zadawał pytania na które odpowiadałam "tak" lub "nie" i na tym koniec. Przepisał chorendalne dawki Afobamu i i Pernazinum (Afobam- 3 razy dziennie-rano pół tabletki, popołudniu pół tabletki, wieczorem cała, Pernazinum- 3 razy dziennie- rano półtorej tabletki, popołudniu półtorej tabletki, wieczorem 2 tabletki). Oczywiście powiedziałam mu, że chciałam tylko się skonsultować z Nim jak Pani psycholog ma mnie leczyć. Jaką psychoterapią. Powiediał, żebym za tydzień po zażywaniu tych lekarst przyszła do Niego, powiedziała jak się czuje po tych tabletkach i On da mi następne wskazówki co do leczenia. Po przeczytaniu już samych skutków ubocznych tych lekarst strwierdziłam, że żadnego brać nie będe. Ale zadzwoniłam do mojej Pani psycholog, powiedziałam na czym stoje, bo chciałam się poradzić jeszcze Jej. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu powiedziała, że skoro to tylko tydzień zażywania tabletek, to żebym spróbowała... (na naszym pierwszym spotkaniu powiedziała, żebym raczej nie brała nic z mocniejszych leków, bo nie ma sensu faszerować się chemią, a ja w życiu nie brałam nic mocniejszego. Tylko ziołowe krople, tabletki i syropy). Odebrałam to tak, jak by Jej po prostu nie zależało. W sumie przez telefon rozmawiała ze mną bardzo sucho. Więc stwierdziłam, że dam sobie z Nią spokój. Skoro nie chce mi pomóc, na siłe Jej prosić nie będe... Tylko troszke mi przykro, bo naprawde dała mi wielką nadzieje... Ale poszłam do mojej osiedlowej apteki. Pani w aptece, jak zobaczyła recepty, powiedziała, że żadnego z tych leków mi nie wyda, że dawki są końskie. Poleciła innego psychiatre, do którego udałam się dnia następnego. Była to pani w średnim wieku. Zadała mi kilka pytań dotyczących mojej choroby. Powiedziałam, że przyszłam też w celu konsulktacji. Zaczęła się śmiać i powiedziała, że coś jest chyba nie tak. Bo to nie psycholog wysyła pacjenta na konsultacje do psychiatry, tylko psychiatra jak ma wątpliwości w leczeniu, to wysyła na konsultacje do psychologa (więc od Niej też nie uzyskałam informacji, jak mam się leczyć). W tym momencie ja już zwątpiłam we wszystko... Powiedziałam, że ja chce się tylko wyleczyć, że nie chce zażywać żadnych ciężkich czy chemicznych lekarstw. Powiedziała, że Ona nie widzi wskazań na to, żebym ja brała takie lekarstwa. Przepisała jakiś syrop z mieszanki ziół. Zapytałam się, czy jeśli mi to nie pomoże, to czy moge się do Niej zgłosić za niedługo, na co odpowiedziała mi, że czemu twierdze, że mi to nie pomoże, i dla pewności przepisała mi jeszcze Pernazinum, ale w małych dawkach ( od jednego do dwuch razy dziennie po jednej tabletce). Pernazinum odstawiłam po trzech nieprzespanych nocach, gdzie zrywałam się jak głupia i miałam duszności. Na szczęście syrop pomaga. Ale pomaga tylko na duszności. Nie leczy, tylko zapobiega. A znając życie, za jakiś czas i na ten syropek się uodpornie... Jestem w tym momencie w kropce. Nie wiem, co mam dalej robić. Nie chce wiecznie coś zarzywać. Chce się w końcu wyleczyć... Nie chce za każdym razem, wychodząc z domu myśleć, czy nie udusze się gdzieś po drodze, chciała bym iść sama na spacer z psem czy na zakupy, chodzić wszędzie na nogach a nie ciągle samochodem w razie jak bym miała się dusić, żeby szybko wrócić do domu, nie chować po kieszeniach tabletek uspokakjających, chciała bym pojechać gdzieś za miasto (od prawie 5 lat nigdzie nie byłam poza moim miastem), wyjechać za granice na wakacje, chociaż nawet nad nasze polskie morze. Kurcze, chciała bym po prostu normalnie żyć, założyć rodzine, wyprowadzić się z domu, a nie ciągle do niego uciekać jak mam duszności... Jednym słowem, mam już serdecznie dość
  9. Alutka23

    Hej

    Nie wycofałam się :) Do Pani psycholog doszłam. Chwilke ze mną porozmawiała, oczywiście zaleciła konsultacje z psychiatrą, ale to tylko dlatego, że chce mieć 100% pewności. Od czwartku zaczynam leczenie. Powiedzcie mi, na czym polega ta cała psychoterapia???
  10. Alutka23

    Hej

    Jak już gdzieś wychodze, to zawsze mam jakieś tabletki uspokajające przy sobie, tylko że są to tabletki ziołowe... Jak wiem że mam jakiś lek przy sobie, wtedy czuje komfort psychiczny, bo wiem, że w każdej chwili moge je zażyć. Ale nie zawsze to pomaga. Natomiast odważyłam się zapisać do psychologa, i dobra wiadomość jest taka, że idę do Niego już w tą środe Mam tylko nadzieje, że dotre do Niego, nie zrezygnuje gdzieś po drodze... Trzymajcie za mnie kciuki
  11. Alutka23

    Hej

    Tak, powinnam, tylko tak strasznie trudno mi się do niego wybrać. Ale to dlatego, że jestem po prostu przekonana, że mi nie pomoże. Jeszcze u mnie, gdzie mieszkam, nie wiem, czy znajde dobrego lekarza... Ale pocieszają mnie Twoje słowa, że Tobie pomaga :-) Ciesze się, że Ci się pomału udaje. Bo te duszności to chyba najgorsza rzecz jaka może istnieć.
  12. Alutka23

    Hej

    Cześć Czyli to uczucie, jak ja to nazywam "kulki w gardle" mam nie tylko ja... Właśnie czytam na internecie o nerwicy i troszke mnie to wszystko przeraża. Ale od początku. Nerwice mam od 17 roku życia (za pare dni będzie 6 lat...). Zaczęło się od duszności na praktyce. Po tygodniu duszności mijały na góra 3 tygodnie i pojawiały się znowu. Przeszłam badania krwi, serca, płuc, badania na astme. Wszystkie były w jak najlepszym porządku. Lekarz rodzinny stwierdził nerwice. I tak męczę się z nią już 6 rok. Żadne leki mi nie pomagają. Już nie pamiętam jak się oddycha normalnie, bo od jakichś 5 lat kontroluje każdy oddech. Jak powiedziałam o tym lekarzowi, poradził mi po prostu nie zwracać na to uwagi i starać się przestać natarczywie łapać ten głębszy oddech. A gdy tylko dłużej nie moge go złapać, denerwuje się jeszcze bardziej i duszności się nasilają, serce wali mi jak oszalałe, ręce drżą, całe ciało się trzęsie. Wyrzucam wtedy wszystkich z pokoju, nawet psa, bo nienawidze jak ktoś się patrzy bezradnie na mnie jak ja nie moge oddychać. Po takim ataku jestem w stanie zasnąć jak niemowle i przespać nawet cały dzień. Zaczęłam już się przyzwyczajać i opanowywać to wszystko, ale jak tylko uda się mi w pełni opanować pojawiają się coraz gorsze ataki duszności, z którymi na nowo musze nauczyć się żyć. Boli mnie już wszystko. Zaczynając od serca, po wszystkie mięśnie i płuca. Lekarze są bezradni, zapisując coraz nowe leki, przedewszystkim homeopatyczne. Więc przestałam nawet do nich chodzić. Kropli uspakajających nie zarzywam już wogóle, gdyż strasznie boli mnie po nich żołądek. Komunikajcją miejską nie jeżdze od 3 lat. Pomału mam już dość takiego życia, bo to nie nazywa się życiem. To wegetowanie. A jak sobie pomyśle, że całe życie przedemną, życia w bólu i walki o każdy oddech, to odechciewa się mi wszystkiego. Tym bardziej, że zaczynam unikać wychodzenia z domu w obawie, że gdzieś zaczne się dusić a nic i nikt mi nie pomoże. Bezpiecznie czuje się tylko w domu. Od jakichś 2 miesięcy jestem ciągle zmęczona, nic mnie nie cieszy. Budze się rano, jest wszystko dobrze przez góra pół godziny, a później już czuje tylko zmęczenie, problemy z oddychaniem i ból wszystkich mięśni. I tak dzień w dzień. Czytam właśnie o rodzajach nerwicy i wydaje mi się, że z każdej mam po trochu. Wiem, że już dawno powinnam iść do psychologa, ale jakoś sama nie moge się zmusić do tego... Z tym że już zaczynam wątpić, czy nawet psycholog będzie w stanie mi pomóc :-(
×