Ja na nerwicę lękową choruję już od półtora roku. Najpierw wykryto u mnie naczyniaka tętniczo-żylnego mózgu. Myślałam, ze to przez to tak źle się czuję. Cały czas było mi słabo, kręciło mi się w głowie, robiło mi się duszno, serce waliło jak oszalałe, jak gdzieś wychodziłam, nogi miałam jak z waty. Zaczęło się od tego, że zrobiło mi się słabo w kościele. Od tego czasu boję się wchodzić na msze do środka kościoła. Stoję na zwenątrz, ale i tak nie zawsze daję radę. Po tym, jak wypisali mnie ze szpitala, poszłam do psychiatry. Zapisał lek Pramolan i biorę go do tej pory. Było już dużo lepiej. Studiuję na drugim roku filologii polskiej. Miałam praktyki w szkole. Było super, atak ani raz się nie pojawił. Mogłam normalnie wszędzie wychodzić, nie bałam się, że coś mi sie stanie. A teraz wszystko wróciło. 2 stycznia zasłabłam w mojej łazience w akademiku. Od tej pory nie moge się ogarnąć. Panicznie boję się kąpać!!! Przebywam w łazience góra 10 min. I wszystko zaczyna się od nowa. Nie mam siły chodzić na zajęcia, bo mi słabo, boje sie wychodzić z domu, zeby mi się cos nie stało....Wszystko jak dawniej. A teraz jeszcze sesja, tyle nauki, a ja nie mam siły. Nie wiem, czy dam sobie radę.
Jeszcze nikt mnie nie rozumie. Tylko mama. I to nie zawsze. Chłopak się na mnie drze, że przez mnie musi stać na zawnątrz kościoła, jak tak zimno jest. Nie rozumie, że to silniejsze ode mnie. Leczę się dalej u psychiatry. Ale mimo to cięzko jest....