Witam wszystkich,
Jeszcze czytam (od rana) forum, i trochę się dowiaduję o tym, co myślałam kiedyś, że mnie nie dotyczy, i okazało się to myśleniem błędnym. Jakiś czas temu, kiedy dotarło do mnie, że mam problem, zarejestrowałam się do psychiatry. Normalnie, z NFZ. w przychodni. I termin miałam już za tydzień (a pani doktor przyjmuje chyba tylko 2 razy w tygodniu). Niestety, w ciągu tego tygodnia stało się coś, o czym pomyślałam, jak o zbawieniu (wspaniały facet, cudne imieniny i dużo uśmiechu i zapewnienia, że on pomoże lepiej niż lekarz) i wolałam spotkać się z moim "zbawieniem" niż tracić czas na wizytę u pani doktor.
Ale wróćmy do czasu zapisywania się: pani pielęgniarka wypytała mnie o różne rzeczy, w tym np. czy byłam już w szpitalu psychiatrycznym. Poczułam się trochę jak świr. Po co ona mnie pyta? Czy ja wyglądam na świra? Tak, tak, idąc tam bałam się tego, że zostanę jak świr potraktowana i za świra uznana. I nie wiem, czy to pytanie było na miejscu. Później, jak wypełniałam kartę, przyszła pani, która nie miała depresji, nerwicy chyba też, ona była dla mnie wtedy "świrem". I pielęgniarka na nią krzyczała! Spytałam, dlaczego krzyczy. Okazało się, że pani, która przyszła jest stałą pacjentką i jest przygłucha. Zaczęłam jednak myśleć, czy to jest miejsce dla mnie. Chyba nie. Po głębszej analizie uznałam, że może jednak ja źle interpretuje to wszystko i chciałabym tam pójść jeszcze raz. Z innym nastawieniem. Nie na "świrów", a na "chorych". I mam tylko nadzieje, że fakt iż zajęłam komuś miejsce i nie przyszłam na wizytę, nie będzie czymś dyskwalifikującym mnie.
Jak pójdę, to opowiem, a teraz, wracam do lektury, bo dużo tego do przeczytania mam.
pozdrawiam serdecznie