Skocz do zawartości
Nerwica.com

marta11

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez marta11

  1. ---- EDIT ---- ---- EDIT ---- ---- EDIT ---- no to też nieźle miałeś ile masz lat
  2. hej ziarenko a Tobie co dolega? oprócz samotności...masz męża... pracujesz? jak tam sprawy u Ciebie
  3. słuchajcie napierw napiszę o teściowej jak mnie dzisiaj wkurzyła ale ma przez to przyszły rok z głowy powiem tak z zasady jestem osobą skromną, tego chciałam nauczyć swoje dzieci,, nie nauczę ich tego zmiana planów niestety, skromność nie daję nic dobrego, nigdy się nie stroilam, nawet nie zawieszałam na sobie sztucznej biżuterii, jakieś srebro delikatne dla zasady a potem juz coraz skromniej, bo teściowa się zawsze wpatrywała parę dni temu dostaląm od siostry futerko, też skromne...ale futerko śmiać mi się chce...bo przyjęłam je od niej , gdyż ona nie hcciala w ni wogóle chodzić, tak że prawie nowe, nie chodzone, wzięlam z przyjemnością...za symboliczną zapłatę 30 zl takie nie są zbyt drogi widziałam ...po 100 zl. a u nas przeważnie kasy brak... i żal wydawać...ostatnią kurtkę kupiłam 5 lat temu cóż założylam do kościoła... wychodząc z domu usłyszałam...że wyglądam jak ALEKSIS MASAKRA ZAZDOŚNICA MIAŁAM HUMOR SPITOLONY W DODATKU WIDZIAŁA MNIE JUŻ DZIEŃ WCZEŚNIEJ W NIM PRZEZ OKNO I PYTALĄ STARSZEJ CÓRKI CZY TO FUTRO JEST Z BARANA I D I O T K A BIEDNE TO BOJE STARSZ DZIECKO I OCZYWIŚCIE SKĄD TO FUTRO KUŹWA JAKBY BYŁO Z NOREK CONAJMNIEJ I TU WIDZĘ SWOJE BŁĘDY CHOĆ TO NIE MÓJ STYL TO W PRZYSZŁYM ROKU BĘDĘ PARADOWAC NAWET W NAJTAŃSZEJ BIŻUTERII ŻEBY JĄ TYLKO SZLAK TRAFIAŁ TAK ZAPOMINAM O SKROMNOŚCI SZOK..BYŁAM W KOŚCIELE...WYPAKLIŁAM JEDNEGO PRZED ZAŻYŁAM 2 LOPERAMIDY, BO U MNIE TO ZWYKLE PROBLEMY ŻOŁĄDKOWE I ZAWROTY GLOWY Z KOŁATANIEM SERCA I WYSTAŁAM WYSTALAM WCZORAJ KUPIŁAM SOBIE ŁADNE KOZAKI TEŻ NA PRZECENIE, ALE PIĘKNE... MYŚLĘ ŻE TAKIE IDIOTYZMY MIMO SWOJEGO IDIOTYZMU DODAJĄ PEWNOŚCI SIEBIE ------------------------------ MĄŻ POTULNY JAK BARANEK....MYŁ GARY ZE MNĄ ROZMAWIA, UŚMIECHA SIĘ WIDZI ŻE NIE PRZELEWKI MUSZE UTRZYMAĆ POZYCJĘ NAKLĘŁAM SIĘ JESZCZE PRZED KOŚCIOŁEM, BO WYCHODZĄ SŁYSZAŁAM, JAK TEŚCIOWA MÓWI DO MĘŻA ŻEBY SOBIE WZIĄŁ SŁOICZEK NA WODĘ ŚWIĘCONĄ, BO marta PRZYJMUJE KSIĘDZA W TYM ROKU JUŻ MAŁPA ZDECYDOWAŁA, PRZYJMĘ ALE NIE DLATEGO, ŻE ONA TAK CHCE TYLKO DLATEGO,ŻE JA CHCE... ZAWSZE CHCIALAM...ZWYKLE BYŁ U NIEJ TAKA ODGÓRNA DECYZJA...DZIŚ ODGÓRNA ŻE U MNIE ONA TAK PRZYNAJMNIEJ MYŚLKI...ALE SAMI POWIEDZCIE CO Z TĄ BABĄ KONIEC JEJ PANOWANIA
  4. słuchaj...moja siostra ma to samo.... rozumię Cię... ale gwarantuję Ci, że jeśli nie jesteś któregoś pewna, to nie wiąż z nim przyszłości...lepiej żyć samotnie, niż więdnąć z nieszczęścia... a przecież brak męża nie oznacza samotności.... poza tym masz jeszcze czas, nawet do 30 lat... spoko...powoli...baw się, podróżuj...pracuj...bo tego Ci nikt nie zabierze, a póniej z rodziną na głowie już o to wszystko nie jest łatwo... mi to życie zabrało...na własne życzenie...teraz wyciągam po to dłoń...już nawet nie skromnie.... KRZYCHA NIE UWIERZYSZ ZAWIESIŁĄM NA LODÓWCE NA KARTCE TWOJE SŁOWA, Z KTÓRYCH NIE DO KOŃCA ZDAWAŁĄM SOBIE SPRAWĘ WYGLĄDA TO TAK DOBREGO MĘŻA MOŻNA POZNAĆ PO TYM, JAK SZCZĘŚLIWA JEST JEGO ŻONA... CHYBA DZIAŁA... RESZTĘ NAPISZĘ WIECZOREM
  5. ---- EDIT ---- bo widzisz my jesteśmy sprytne i zaradne tylko nie docenione my sobie damy radę TY I JA gorzej bez nas radzili by sobie nasi wspaniali mężowie niech się nie uważają za bogów bo nimi nie są my im pokażemy będą w szoku trzymam z Tobą
  6. u mnie przełam, u mojgo męża wstrząś wiecie ... u nas rozmowy wyglądają tak, że on najpierw się śmieje, potem mówi, że zwarjowałam, potemtwierdzi, że mnie rozumie, że tak muszę robić, jak sama mówię i on też to w końcu przyznaje a na końcu się kłócimy i on mi wytyka to co mi ie wyszlo wczoraj tak było, ja mu mówię, że zmienią się moje kontakty z ludźmi, których przecież nie było.... a on mi na to, że do tej pory byly beznadziejne widzę jak nigdy wyraźnie, że to on i jego rodzina skutecznie podcięli mi skrzydła i dość dość dość jestem bardzo na niego wściekła jego bierność i szczęśliwość doprowadziły mnie do nerwicy... aleim teraz jestem bardziej na niego wściekła tym jestem silniejsza nie dam się dzisiaj niedziela, mieliśmy jezhać na lodowisko, ale wczoraj późnym wieczorem była afera jakich mało tylko dlatego, że pokazuję teraz ja sama na co mnie stać on traci grunt a niech sobie idzie do kościoła....sam.... adalej... żal mi dzieci bo mialy obiecane...chyba pojadę, może w ten sposób mu pokażę swoją siłę... wycofywanie się z życia niesie tylko smutek nie wiecie ile kosztowały mnie dostąd wyjścia do kościoła, zabieranie wózka, dzieci, picia, pampersów, przygotowanie ubrań dla wswzystkich...ubranie dzieci...nie mówię juz o tym kiedy były mniejsze...zanim wyszliśmy to już były brudne...teraz jest lepiej...ale ja nie mam siły iść i wystać tych 45 min. przygotow. obiadu, porządek w domu...a mój mąż oglądał w skupieniu tv, potem obiad, gary w zlewie, ja charu w kuchni, a mój mąż ogląda dzielnie tv o nie koniec z tym
  7. ---- EDIT ---- dzisiaj przełam idę do pracy w przyszłym roku i koniec ---- EDIT ---- jeśli nie ma samozadowolenia, samorealizacji to nie ma szczęścia chociaż jest rodzina , dzieci , willa, samochód, lepsze wydaje się więzienie' ja muszę być mocna muszę żeby udowodnić smam sobie na co mnie stać bo stać mnie na wiele gdzie to się podziało wraca
  8. tak masz rację muszę postawić na swoim teściowa nie chce być z dziećmi chociaż schorowana, torbiel na kręgosłupie to uparcie pracuje, chociaż kasy jej nie brakuje...i to fizycznie mówi, że z przyjemnością będzie chodziłą po młodsza córkę do przedszkola masakra nie powiem... niestety w życiu nam duż pomogła finansowo o nic nie prosiliśmy a przy okazji zabija mnie psychicznie damulka/// nie będzie bawić dzieci...bo juz nie ma sił na to ale z przedszkola będzie odbierać...po moim trupie
  9. i znowu masz rację no widzisz...wydziera się, że przesadzam, żeby mi pomogła moja mamusia , skoro nie chcę pomocy od jego rodziny a moja ręce umywa generalnie od wszystkiego, chociaż ostatnoi, jak byłam załąmana to po nią dzwoniłam, porozmawiała, dodała trochę sił, pośmiała się, popłakała...i pojechała błagam... ale coś widzę, że mój mąż zaczyna "kapować" z wielkim trudem, wkurza się, że wogóle tu piszę... nie będzie łatwo, na niańkę się nie zgadza bo twierdzi, że obcej baby do domu do dziecka nie wpuści i absolutnie jej nie zapłaci... cóż muszę się trzymać swojej wersji nie odstępować to może się ugnie o ile mnie nie przeklnie aż się boję, żeby i on przeze mnie nie dostał nerwicy, ja nie wiem, czy ja mam mu mówić o moich problemach... ja się niby lepiej czuję, ale on wie chyba zbyt dużo... jest"górą", czy nie obarczam go swoimi myślami, żeby się do niego to nie przykleiło... ostatnio u nas w domu kłótnie i tylko kłótnie twierdzi, że warjuję itd.
  10. z mężem jets tak jak mówię... niby jest za mną...ale nie wiedzi i nie słyszy tego co wygaduje teściowa kiedy on jest w pracy, trudno mu to potem przekazać...jak zawsze twierdzi, że źle to odebrałam, że mamusia nie miała nic złego na myśli, przez co nigdy nie zwraca jej uwagi, twierdzi, że dla spokoju.... o podjęciu przeze mnie pracy myśli dopiero od wczoraj i raczej nie na poważnie.... z dziećmi jest tak, że nawet, gdy wszystko jest ustalone...kto i kiedy ma z nimi zostać...to tak się nie dzieje... zawsze zostaje sama...każdy ma swoje zajęcie, wizytę u lekarza...mąż w pracy...itp. dzisiaj afera, bo wpadł na pomysł, żebym otworzyła coś swojego.... najśmieszniejsze, że przy współpracy z teściami wykluczone nigdy w życiu afera jakich mało i mi wyjeżdża, że widocznie już mam dość całej rodziny,domu i dzieci niby tak ....nie jestem mu w stanie wytłumaczyć, dlaczego.... znaczy tłumaczę, ale on nie rozumie........... w pracy nie chcę widziec nikogo z domu zwarjuje chyba i wybausza na mnie te swoje oczka
  11. to nie jest dobry pomysł... w każdym razie ostateczność i z pewnością rozpad małżeństwa żal mi dzieci, nie chcę im fundować przyszłości bez ojca ne jest to nic dobrego i żal mi tego, co bym tutaj zostawiła... przecież to też 10 lat moich wyrzeczeń mam nadzieję, że nie dojdzie do tego... chcoiaż są dni, kiedy w to wątpię
  12. ---- EDIT ---- oki... 4 rano a ja nie śpię , wczoraj trochę więcej powiedziałam meżowi o sobie, swoim samopoczuciu itd...on tego wogóle nie rozumie... jeszcze mną potrzepał idiota skończyło się moi trzaśnięciem drzwiami z jednym się zgadza, każe mi szukać pracy od wczoraj ciekawe... a dzieci to sobie wsadzę do kieszeni i zabiorę nawet na rozmowę kwalifikacyjną...nie mówię już co będzie dalej jak ja mam sobie poradzić... cała się trzęsę.. już jmu chyba nic nie powiem, był bliski stwierdzenia, że zwariowałam
  13. o ironii zapomnij, piszę to szczerze, bo to Ty i Aleksandra podnosicie mnie na duchu ---- EDIT ---- a to co piszesz jest prawdą... widzisz nie znasz mnie a jesteś w stanie ocenić idealnie sytuację, nad którą ja zastanawiam się latami po co wywałeś tę karetkę... atak... co się działo... Gdyby zamiast słów Gdyby zamiast słów z ust padały kwiaty, gdyby taki sposób był porozumieniem, lilie, tulipany, kaczeńce, bławaty… może wtedy mniejsze byłoby zmartwienie… Łatwiej by odgadnąć… trudniej by obrazić… O tym, co kłujące z wdziękiem róża powie, niewinność dla świata stokrotka wyrazi… Ile by tych kwiatów zwiędło w naszej głowie… ---- EDIT ---- a co do powyższego swojego postu maz rację jak zawsze jak zawsze... ilu jest morderców, złodziei, przestępców... my nie łamieny prawa... żyjemy normalnie, w zgdzie ze sobą, w zgodzie ze światem...dlaczego nas to zabija..., i jeszcze przejmujemy się zdaniem innych, rodziny, bliskich, sąsiadów...itp. przepraszam Cię, jeżeli odebrałeś te słowa jako ironię uważam Cię za przyjaciela jako pierwszy napisałeś post pod moimi " zmartwieniami" nie ukrywam, że jest mi trochę przykro ale ... z chęcią powtórzłabym to Twojej narzeczonej
  14. robi się... trzymaj się VIKI... patrząc na Ciebie, bo rozumię, że masz żonę...idealny mąż....chyba rozumiesz ją bez słów.... zazdroszczę... skoro rozumiesz mnie, rozumiesz innych, czego nie rozumiesz...jesteś silny...mądry...nie chcę zbytnio słodzić..ale przecież tak jest...
  15. co do tego masz rację, ja sie boję wrócić od najbiższej rodziny za późno, muszę odnowić więzi ze starą przyjaciółką... bardzo starą...ze szkolnej ławki którejobecność nie podobała się w naszym domu męzowi i teściowej, nie dbam już o to bo o mnie nikt nie dba niech się przyzwyczają Ona dzwoniła do mnie wczoraj.... pytała czemu nie dzwonię co jej powiem... śmiałam się, że musi się to zmienić.... łzy, łzy...łzy
  16. tak masz rację, tylko to ja mieszkam w jej domu, co ona bezustannie podkreśla... chociaż swoje piętro urządzaliśmy sami... ale było już wybudowane ostatnio powiedziała mi że to jej dom ... na co ja że mój tez bo mieszkam tu od 10 lat no sorry to co to jest dla mnie... mąż tego nie widzi...nie słyszy.... on jest u siebie w domu... a ja matka żona i kochanka tylko to ostatnie to już w snach częściej bo mam dość wszystkiego ---- EDIT ---- a mój mąż to synuś mamusi najukochańszy i .... najukochańszy.... ---- EDIT ---- a najśmieszniejsze jest to że moja teściowa pracuje niech ją cholera ---- EDIT ----
  17. OLU NAWET NIE WIESZ ILE TWE SŁOWA DODAJĄ MI OTUCHY I SIŁ OPRÓCZ SIOSTRY NIE MAM NIKOGO KOMU MOGŁABYM WSZYSTKO POWIEDZIEĆ...TERAZ TEN PORTAL...TY...VIKTOR I KRZYCHA powiem tak, na drugie dziecko zdecydowałam się tylko dla starszej córki , jedno dziecko ma smutne życie,czerpalam siłę z wiary w BOGA....może to głupie, ale w tym czasie zmarł Jan Paweł II, jego śierć uświadomiła mi czym jest rodzina... teraz znowu błądzę ten cały trud ciąży, rodzenia, i szarych dni rekompensuje mi widok ich tulenia....czy to rano, czy wieczorem... uśmiechów............i warjactw ale brakuje mi siłostatnio nawet do tego, aby się z nimi cieszyć kocham je bardzo... i naprawdę są dla mnie całym światem.... tylko oprócz domu muszę mieć inne zajęcie.... bo cały czas myśle, rozpatruję... co by było gdyby...itd. dla męża moja druga ciąża to była przerwa na reklamę tv ..przepraszam za te słowa... samej mi głupio, ale taka jest prawda nawet kwiatów do szpitala mi nie przywiózł chociaż nie jest najgorszym mężem, liczyłam na więcej...) On kocha dzieci wstaje w nocy, rzadko, bo rzadko, robi herbatę młodzszej córce... mnie nie pamiętam kiedy zrobił...
  18. dzięki WAM za miłe słowa muszę Wam powiedzieć, że sama siebie podziwiam za to, że wytrzymuję to tyle lat już nie raz zabierałam dzieci i spędzałam u Mamy kilka dni, gdzie wyklinałam i ryczałam, co z tego, kiedy są dzieci... dla dobra córek muszę ...wracać...tu brak mi energii do życia.........wszędzie widzę jakieś zawiedzione gesty i spojrzenie mówiące jaka to jestem beznadziejna wiem, że teściowa zazrości mi młodości potrafi się doczepić nawet do mojego makijażu dodam, że idealnego i wcale nie przesadnego, mówiąc, że jej by szkoda było się malować, jakby siedziała w domu bardzo śmieszne na szczęście dbam o siebie... choć i tego ostatnio mi się nie chce... Męża kocham......... ale przestaje mi to wystarczać, że ja go kocham, On mnie też........tak przynajmniej twierdzi.........ja ostatnio wcale nie czuję się, jak żona....... mój mąż jest przyzwyczajony do tradycyjnych metod starego dobrego małżeństwa........do szczęścia wystarczy mu telewizor i dobre jedzonko wyciągnąć go do kina graniczy z cudem...średnio raz na 5 lat........na jakąś imprezę.........tragedia.........wcale.........bo sztywniak taki, że hej......przyklei się do kieliszka to go nie opuści....mnie nie widzi............wtedy.............. zaczęłąm się właśnie zastanawiać, czy to nie jest też powód mojego samopoczucia......... nie wiem.... czy zbyt późno zobaczyłam jak bardzo różnią się nasze potrzeby........... mnie się nie chce nawet z nim ostatnoi rozmawiać......... zimą siedzę w tym ciemnym mieszkaniu......... latem....on myje samochód...obcina trawnik.........przy wytrawnym oku teściowej...a ja siedzę jak idiotak na krześle w jednym, miejscu, jak stara baba...dzieci gonią po podwórku, potem rezygnuję, idę się kompać on dzielnie podejmuje decyzje nic nie znaczące z teściem i teściową, od których może rozboleć głowa takie idiotyczne, oby tylko z nim i rozmawiał..przychodzi do domu jak się ciemni i afera... bo ja się nie umię dostosować... jak siedzimy razem, czy rozmawiamy zrobią wszystko, żeby to zniszczyć, bo nam się nudzi...a jest tyle rzeczy do zrobienia na podwórku tak wygląda nasza miłość...wszyscy są dumni z mojego męża....ma dwoje dzieci...żonę...pracę i samochód chciałabym iść na jakiś kurs...itp. ale nie ma kasy na to, dzieci opłaty ledwo starcza jak w większości... z jednej wypłaty był czas, że ofiarowałam Bogu swoje " cierpienia", które mnie przecież nie zabijają, czasem są śmieszne...ale niszczą mnie... dziś nie mam siły się nawet modlić....... liczę na to, że Bóg to widzi i, że kiedyś mi pomoże w końcu zastanawiam się, czy praca coś zmieni w moim życiu...i w życiu z mężem.... jakby mi ktoś powedział to co wiem dzisiaj...nie wyszłąbym za mąż nigdy w życiu........ może lepiej, że nie wiedziałam, bo mam dwie śliczne córki, moja duma tylko muszę walczyć i walczyć powiem WAM że przez 10 lat nie spotakałam nikogo miłego, nie poznałąm nikogo... nie usłyszałam nic miłego nie przytrafilo mi się nic miłego nie liczę na wiele nie wierzę już w przyjaźń nie mam do nikogo zaufania ostatnio już nawet do męża była afera... ogląda pornosy czy mu nie wystarczam, nie wiem...możliwe taka maruda... te na ekranie nie marudzą a niech sobie ogląda... tylko szlak człowieka trafia, że mnie nie widzi, nie widzi mioch potrzeb z teściową nie mam siły się kłócić, potem dostaję spazmów jak ją mijam, paraliżuje mnie a jest tak zawzięta, że nawet jak nie ma racji piuerwsza się nie odezwie a szkoda gadać generalnie źle źle źle i muszę koniecznie to zmienić dzieci rosną, chcę być dla nich przykłądem, wzorem, podporą, a póki co utrudnia mi to nerwica i brak sił wiecie walczyłąm cale życie, urodziłam się w rodzinie patologicznej nikt nigdy o mnie nie dbał,nie pytał, nie tłumaczył ojciec zgionął w wypadku samochodowym matka pije do dziś... ma kogoś nie mialam zabawnego dzieciństwa, gdy wracałam ze szkoly w domu był jeden smród alkoholu itd.itd. radziałam sobie na przekór wszystkiemu nie miałam wtedy nic, ale miałąm siłę dzisiaj mam wszystko...(powiedzmy) ale siły brak nic mnie już nie bawi... życie pokazało mi się od najciemniejszej strony zabrało uśmiech aby inaczej rozpocząć nowy rok
  19. DZIĘKI OLU DODAJESZ MI SIŁ ---- EDIT ---- ZAPEWNIAM WAS, ŻE TO NIE JEST ŁATWE, KIEDY 10 LAT SIEDZIAŁO SIĘ W DOMU, CIĄGŁE CHOROBY DZIECI, WIZYTY U LEKARZY ITP.CIĄGŁY STRES, SZKOŁA...ITP. SZCZĘŚLIWY MĄŻ WSZECHWIEDZĄCA TEŚCIOWA CIĄGŁE KŁADY POD NOGAMI I PRZESZKODY,I TO POGODZENIE TEGO WSZYSTKIEGO...PRZECIEZ MUSI BYĆ JAKIEŚ WYJŚCIE OBSESYJNE SPRZĄTANIE...ŻEBY ŻADNEN ŚMIEĆ NIE LEŻAŁ PRZYPADKIEM RZUCONY, ŻEBY UBRANIA RÓWNO LEŻAŁY W SZAFIE....KTÓRE UPRANE WĄCHA TEŚCIOWA I JAK ZWYKLE ŚMIERDZĄ, BO ZBYT TANI PŁYN DO PŁUKANIA I HERBATA SAGA PRZECIEŻ SYF... PAPIER TOALETOWY ZBYT CIENKI....CIĄGŁE MARUDZENIA DZIECI, PICIU SIKU ITP. DZISIAJ NIE WYPRASOWAŁAM MĘŻOWI KOSZULI JUŻ MAM DOŚĆ WSZYSTKIEGO W KANTKE MU PRZYGOTOWYWAĆ I STAĆ OBOK NIEGO JAK BROŻKA, Z KTÓRĄ NIKT SIĘ NIE LICZY, ŁADNA BROŻKA MĄŻ SIĘ CIESZY, BO BROŻKA ŁADNA, A ŻE MA DUSZE CO ZROBIĆ, MUSZĘ SIĘ WZIĄŚĆ W GARŚĆ
  20. tutaj na tej stronie pod każdą wiadomością można wysłać prywatną do każdej osoby,jeżeli nie masz nic przeciwko, to wolałabym tak rozmawiać co Ty na to ---- EDIT ---- wysłałam Ci Krzycha taką krótką wiadomość na priva (pw) sprawdz, czy doszło...to będziemy tak rozmawiać, o ile nie masz nic przeciwko
  21. taka jest siła małżeństwa ...ktoś powie wyrzeczenia....tylko czyje.... kobiety... tak sobie myślę, że ciężki nasz los, ale jak wiele robimy, nikt tego nie docenia, ja kiedyś w kłótni powiedzailam teściowi, że sobie nie życzę żeby tak do mnie mówił bo już jestem matką... a on mi na to straszna bohaterka bo dziecko urodziła pewne słowa niestety zostają w poamięci na zawsze, juz nie wspomnę, że mąż chciał założyć akwarium teść mu powiedział po co ci rybki jak masz już piranie 2 w domu, wtedy mialam już drugą córkę, powiedział to na imieninach przy gościach myślałam, że zawału dostanę.... to było jakieeś 3 lata temu ...zostałąm na krześle imieninowym przy jego stole jakby przyklejona......i wcięta... a mój mąż dodał że jeszcze ma trzecią małą piranijke dwie drzazgi w sercu na całe życie i to nie tylko to dwie mąż mój chciał załagodzić sytuację, ale mu nie wyszło takimi słowami jestem karmiona niestety do czego zmierzam dlaczego nikt nie widzi jak wiele dajemy z siebie ile wymaga od nas dom i dzieci.... ile potrzebujemy wsparcia, dobrych słów, uśmiechu dlaczego to wszystko jest dla innych tak mało ważne szlak mnie trafia, jak na jakiejś uroczystości rodzinnej, których już unikam ktoś bezczelniemnie pyta czy pracuję, policzek w twarz...i dół ....a wszyscy znają moją sytuację....nie wiem dowartościowują się chyba w ten sposób, a ja tydzień ryczę dzisiaj wyniosłąm się do drugiego pokoju do spania...czuję sie w łóżku jak niewolnica... jutro idę sama do Kościoła...lepiej mi tak... tylko do czego to prowadzi
  22. dokładnie tak ---- EDIT ---- jak ja bym chciała, żeby mój mąż rozumiał mnie tak jak TY zatanawiałam się ostatnio, czy to możliwe, żeby mężczyźni też mieli 'takie " problemy myślałam, że to nierealne... ale to ten stopień wrażliwości jakiejś dziwnej, skąd ona... myślałam, że faceci nie rozczulają się nad emocjami, widocznie myliłam się... nie wiem , czy mam rację, pewnie nie w 100 procentach, ale dzieciństwo tu ma ogromną rolę, to ono uczy albo odporności, albo uległości... u mnie było najpierw tak, że nauczyło odporności, niestety małżeństwo nauczyło mnie uległości a ona zrujnowała moje życie... mam nadzieję, że to nadrobię Dzięki Viktor ---- EDIT ---- Ja " robię się na nowo sobą " muszę, bo inaczej ...nie wiem....zwarjuje... nie wiem jak jest u Ciebie, ale ja muszę znaleźć swój świat, do tej pory ten świat to był dom...niewsytarcza mi to do zadowalenia z siebie, z życia.... trzeba się odnaleźć...znaleźć swój skrawek zadowolenia usłyszałam ostatnio takie zdanie NIE BÓJMY SIĘ ŚMIERCI, ALE TEGO, ŻE MOŻEMY NIGDY NIE ZACZĄĆ ŻYĆ! TO MOJE MOTTO ((NOWE))
  23. dzięki Olu mam wielką nadzieję, że masz rację rzeczywiście bardzo chciałabym pracować, mam średnie ...dobre wykształcenie... aż zbyt dobre jak na średnie, wystarczające jak na zdobycie pracy dla kobiety...tylko że w swoim zawodzie brak doświadczenia i jakiś choerny przepraszam za słowo lęk, że sobie nie poradzę, dzieci dz szkoly...przedszkola jak dam radę kiedy z nikąd pomocnej dłoni mąż w pracy od świtu do nocy... brak mi już tego samozaparcia...mam dość walki z życiem , z ludźmi, wkurza mnie to, że dzisiaj już nie da się a nikim normalnie porozmawiać, a to podróże , a to wycieczki, samochody, dzialki, kredyty, nie ma przyjaciół, jest jakaś walka o to kto ma więcej brak uśmiechu, wsparcia, przyjaźni, nie wiadomo czy ta miłość to ta milość itp. nie chce mi się już nawet z nikim rozmawiać, bo wszystko zmierza właśnie do tego o czym wspomniałam... czasem ktoś zada jakieś idiotyczne pytanie...np.teściowa...że poprostu nie chce się na nie odpowiadać, brak mi wiary i radośći... zniknęły... mąż coż...twierdzi,że chętnie zostałby w domu, gdybym zarobiła tyle co on... zarabia powiedzmy wystarczająco...ale niezadawalająco generalnie nie mogę zbytnio liczyć na niego...nie umiał nawet wpłynąć na to, aby teściowa pomogła mi w opiece nad MOIMI PRZECIEŻ DZIEĆMI... to są jej wnuczki tak na pół godz. dziennie...jak ma kaprys oczywiści, aby się z nimi zobaczyć...mnie poty oblewają w rozmowie z nią tak więc takowych unikam... a synuś mamusi nic nie powie, bo mamusia by się obraziła a dużo mogłabym mówić, ale to tylko rozdrapywanie idiotycznych sytuacji...typu, że obiadki muszą być tłuste dla dzieci...mleczko również...rano kawka do śniadanka inka oczywiście musi być dla dzieciaczków...i wogóle to strasznie szczupłe te moje dzieci powiem tak...muszla musi być zamknięta...klapka , bo mamusia wącha, że strasznie śmierdzi z kanalizacji wpatruje się w moje bety i ciągle pyta czy nowe...chociaż nie są pyta się po co jadę do sklepu, zawsze jakąś pierdołę muszę jej kupić dla jej satysfakcji... żeby tylko mnie no nie wiem wkurzyć chyba...bo nie rozumiem... i tak dalej... i tak dalej.... i ciągle zafuczana...raz mi powiedziała jak została z dzieckiem...że przyszła służąca...tak o sobie twierdzi jak zostaje z dziećmi... tak że jak tylko cudem je zostawie z niż na godzinę....cudem i bardzo rzadko to lecę biegiem do domu bo już jestem spoźniona, czy to spowiedź, czy cokolwiek...zebranie w szkole... na zakupach byłam sama tylko jeden raz...to wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że nadużywam ich opieki tak więc wszędzie zabieram dzieci dosłownie.... mąż jest szczęśliwy obiadek...i wszystko inne na miejscu tylko mojego zachowania nie rozumie wogóle to tylko wymieniłam pierdoły...których codziennie jest masa... nie na mnie kłótnie codzienne, zbyt wiele mnie one kosztują rodzice męża uważają, że to moje fanaberie...znudzona... dzieci małe ma być z nimi mam nadzieję, że wystarczy mil sił, by to zmienić... generalnie podziwiam siebie, że dotąd to wytrzymałam, że urodziłąm 2 córki i poradziłam sobie sama...mimo, że takie chudziutkie nie wiem, w jakiej branży w pracy czułąbym się dobrze,...brak tego zdecydowania...sama nie wiem, czy w wyuczonej...czy w innej...czy sobie dam rade...masakra znam bardzo dobrze angielski wertuję od kilku dni oferty zobaczymy co z tego wyjdzie bardzobym chciał mieć satysfakcję z pracy samodzielność, żeby to mąż na mnie wyczekiwał, choć raz w tygodniu... żeby odpocząć od domu...wyrwać się z tego prania, gotowania, ...itp. przy dzieciach to nie ma czasu nawet na dobry film .... ciągle bajki wieczorem padam z nerwów i wykończenia i ryczę z nieszczęśliwości a mój szczęśliwy mąż ogląda TV lęki, lęki, lęki, potem brak snu i znowu dzień... powiem szczerze że w tygodniu mi jakoś idzie idzie bo musi szkoła...lekcje itp. więc musi ale nic mnie nie cieszy muszę to zmienić...
  24. Hej, dzięki Viktor... mam nadzieję, że będzie dobrze, musze pomyśleć nad tą terapią...zobaczę, ale osłabne sama w w swoich oczach jeśli pójde do psychologa, albo do psychiatry, chciałabym wygrać sama , to będzie ostateczność ...nie damy się... ja nie wiem dlaczego my się tak przejmujemy innymi...opinią...ich uczuciami...to chyba się nazywa nadwrażliwość i to nas trzyma Alexandra niestety masz rację, niezupełnie oczywiście, bo przecież nie masz jeszcze chłopaka...więć musisz zrobić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, masz pracę, maszmożliwośći powrotu do niej w każdej chwili, są nianie itp. tak musisz zrobić, ja siedzę w domu już 1o lat i to mnie wlaśnie zżera, szlak czlowieka trafia, gdzie jakiś samorozwój, brak kontaktu z ludźmi itd. żadnych znajomych, żadnego zajęcia itd. a dawniej... pracowałam chwilę ...było super...ale życie... cieszę się bardzo,że mam dzieci to moja duma, tylko o ile dawniej myślałam, że dam im wiele...to dzisiaj mam tysiąc wątpliwośći, czy wogóle sprostam, moja historia jest bardzo dluga, rodzice męża wtrącają się do mnie cały czas, tak do mnie nie do naszego małżeństwa...zawsze coś źle...itp. moja teściowa wchodząc do mnie mieszkamy nad nimi, pyta się dzieci co się stało stąd się to u mnie zaczęło... już rozmawiałam ze starszą córką, raz wyśmiałyśmy teśćiową, ale jej nie przeszlo...zaczęłam myśleć skąd jej do głowy wpadają takie słowa, i zaczęło się ; czy mogłabym coś złego zrobić własnym dzieciom... wcześniej chciałam iść do pracy...nawet na początku tego roku, niestety utrudniła mi to bardzo skutecznie...fiasko...a byłam już na próbnych dniach...nie miał kto zostać z dziećmi, jedna ma 9 lat...druga córka 3...od przyszłego roku mogłoby być inaczej przedszkole itp. ale brak mi sił by iść do pracy...skąd je brać... tak, że ty zapomnij oi siedzeniu w domu...to naprawde nic dobrego nie niesie poza brakiem samozadowolenia, itd. ja już mam dość ubierania się w marne ciuchy nawet z ciucholandu za kasę mojego dzielnie zarabiającego męża, on nie wie o wszystkich moich kłopatach...przed tem mówiłam mu płakałam jak głupia...itp. ale mam dość ryczenia jak beksa... w dodatku rano przed przeczytaniem Twojego postu uświadomiłam sobie że mój lęk przed ostrymi narzędziami wypływa z nadopiekuńczości, tak sądzę przynajmniej, żeby się dziecko nie popażyło, nie ucięło paluszka, itd. tylko skąd te myśli że coś złego mogę sama im zrobić skoro kocham je nad życie... 1o lat w domu i obrona dziećmi przed prądem, gazem, żelazkiem ....to chyba to no niestety kobiety same w domu obiad, szkoła, jakieś lekcje poza szkołą dla dziecka, drugie małe...przynajmniej tak jest u mnie...ciągle jakieś miny ktoś robi bo nie może zostać z tą młodszą córką nawet na 5 min. i jeżdżąc, a muszę zawozić starszą córkę do szkoły zabieram młoszą...więc w piątek jestem już wykończona... w dodatku zdaję sobie sprawę z tego że za 10 lat one będą żyć własnym życiem...a ja... na nic ambicja...życie życiem...trafia mnie czasem... kobieta musi pracować mężczyźni nie widzą co się dzieje w domu w tygodniu, jak to wygląda...a w niedziele tracą cierpliwość... bo dzieci krzyczą i ewidentnie nie życzę nikomu mieszkać z teściami to błąd mojego życia i początek nerwicy ---- EDIT ---- ---- EDIT ---- nie wiem co to sie podzial ona tej stronie, coś wcisnęłam...czy co...że tyle razy mi się napisało wybaczcie..nie kasuję już...bo nie wiem co zostanie a co skasuję, był tylko jeden post a czas mnie nagli pozdrawiam
×