Witam wszystkich serdecznie!
Mam zdiagnozowany zespół depresyjno-lękowy. Po raku złośliwym jajnika, dwóch operacjach, chemioterapii i szeregu powikłań po niej, siadła mi psycha. Każdy jeden dzień od 5 miesięcy zaczynam ostrym atakiem paniki, w dzień też lęk non stop, a na wieczór nawał depresyjnych myśli.
Psychiatra 1 sierpnia przepisała mi Brintellix, jako cudowny lek, który postawi mnie na nogi. Walczyłam z nim 3 miesiące, wszystko mi pogorszył, myślałam, że zwariuję.
Zmieniłam lekarza, odstawiłam Brintellix i jestem w trakcie wprowadzania fluoksetyny (Bioxetin). Najpierw 10mg przez tydzień, potem 20 mg też tydzień, 4 dni po 30 mg i od dwóch tygodni na dawce docelowej 40 mg. Niestety poprawy brak. Może nie ma takiej masakra, jak na Brintellixie, jest odrobina aktywizacji, ale... lęk poranny rozkłada mnie na łopatki dzień w dzień, jadłowstręt totalny i ból brzucha, wieczorami myśli czarne jak smoła. Psychiatra twierdzi, że jeszcze 2 do 4 tygodni, bo fluoksetyna wolno się rozkręca.
Napiszcie mi proszę, jakie były Wasze doświadczenia z tą substancją? Faktycznie tak wolno wchodzi? Sprawdza się przy silnych lekach i atakach paniki? Jest szansa, że jeszcze zatrybi...
Jestem naprawdę sponiewierana. Najpierw półtora roku walki z nowotworem, teraz od pół roku walką z własną psychiką...
Na psychoterapię chodzę, ale nie wnosi ona nic specjalnie pozytywnego do sprawy.