Problem w tym że ja nigdy nie czułem się szczęśliwy, zawsze towarzyszyło mi przygnębienie. Nawet kiedyś, kiedy miałem jeszczę kolegów, zawsze chciałem uciekać, bo w pewnym momencie się męczyłem i milkłem w ich towarzystwie. Później się trochę ze mnie naśmiewali, chyba myśleli, że niewiele rozumiem. I wtedy się odciąłem od ludzi, bo się ich zacząłem bać. I od 13 lat nie mam żadnych znajomych. Jestem sam ze sobą, wszędzie chodzę sam.
Niedawno skończyłem terapię grupową na której również niewiele się odzywałem. Chyba straciłem już nadzieję.