Skocz do zawartości
Nerwica.com

strengelets

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez strengelets

  1. super...to nas wsparłeś na duchu...Jeszcze ktos ma schizofrenie??smialo, lepsza nawet bolesna prawda chciałem przez to tylko powiedzieć... nie bójcie się tego czego nie znacie... bo może to wcale nie jest takie straszne?
  2. ja już schizofrenie przechodziłem... a dokładnie to miałem jeden epizod... i powiem wam szczerze, że nie jest tak źle.. w życiu nie miałem takiej jazdy gorszy problem w tym, że można wtedy kogoś skrzywdzić bo wszystko co przyjdzie Ci do głowy staje się prawdą... mój brat naprzykład przez moment był Lordem Vaderem
  3. a ja jestem z tych którzy właśnie powoli z tego wychodzą... i wierz mi, że tylko dzięki własnej walce. Niestety na nerwicę nie ma tak naprawdę magicznego lekarstwa... są leki które łagodzą objawy (przy okazji niszcząc nasze człowieczeństwo - moim zdaniem). Ja bym nawet nie nazwał tego chorobą - cierpią na to po prostu wrażliwi ludzie, którzy nie potrafią odnaleźć się w świecie. Lecz mimo tej wrażliwości... trzeba spróbować stawić czoła światu, chyba, że zamiast życia wolisz egzystencję.
  4. strengelets

    RAK

    Gosiulka ma rację. Ja zrobiłem dokładnie to samo... i tak przeciesz wszyscy umrzemy... dzisiaj czy jutro? co za różnica:P
  5. http://pl.youtube.com/watch?v=FmcmyC9ciB0 piosenka detykowana Pani walerianie :) i nie tylko...
  6. wróbelek ma rację, i po prostu nie bój się zmian... ja zawsze szedłem w inną stronę jak mi się przestawało gdzieś podobać :)
  7. ja w sumie choruję od jakiegoś czasu... też ciężko mi się było znaleźć w jakiejkolwiek pracy... tymbardziej, że były to zajęcia bardzo stresujące wymagające kontaktu z ludźmi... akwizytor, kelner, sprzedawca w sklepie... no jakoś nie bardzo, ale myślę, że w końcu znalazłem coś dla siebie... zrobiłem prawojazdy C.. i jeżdżę Ciężarówką... (początki nie były łatwe, ale jest ok) nikt mi się nie wcina... czuję się wolny, auto daje poczucie bezpieczeństwa...
  8. może i nie ma konkretnej recepty, ale mi się wydaje, że niska samoocena bierze się z tąd, że większość z nas po prostu siedzi w domu na dupie i prawie nic nie robi... ja tak żyłem przez jakieś 3 lata, a samoocena zaczyna się poprawiać w momeńcie kiedy zaczynamy pokonywać swoje "nie mogę".
  9. ja na Twoim miejscu zmienilbym prace na mniej stresujaca, moze cos fizycznego?
  10. nie jestem pewien czy to dobry pomysl,ale chyba najlepiej stawic czola swoim lekom. Opowiem pewna historie z mojego zycia, ale najpierw wstep. Otoz mam problemy w kontaktach miedzyludzkich, bardzo sie stresuje przed spotkaniem kogos, rozmowa, dialogiem i nie wazne czy to obca osoba czy bliski znajomy (z obcymi idzie mi nawet lepiej). Ale do rzeczy. Nie dawno zrobilem prawojazdy kat. C (samochod ciezarowy). Znajomy ma firme transportowa wiec zaproponowal mi, ze moge kilka razy pojechac w trase i zobaczymy co z tego bedzie. Przed pierwszym wyjazdem stresowalem sie tak bardzo, ze nie spalem cala noc, rano wstalem z lozka i poszedlem na miejsce zaladunku. Kiedy zobaczylem tego 7 tonowego "potwora" nogi sie pode mna ugiely (pewnie wielu z was pomysli "hej, przeciez juz jezdziles tym na kursie" ok, ale byl duzo mniejszy i mialem obok instruktora, ktory w moim mniemaniu kontrolowal wszystko). Na domiar zlego zaladowali mi 5-o tonowy wozek widlowy, to juz bylo za wiele jak na moj katastroficznie myslacy umysl. Do tego doszlo nie wyspanie, bylem nie przytomny, praktycznie nie bylem w stanie myslec, co mnie dodatkowo przerazalo ze wzgledu na zadanie jakie mnie czekalo. Ale skoro wczesniej powiedzialem, ze zawioze ten cholerny wozek to wsiadlem i pojechalem. Jade... 50km/h, rece kurczowo zacisniete na kierownicy, kazdy zakret 10-20km/h (auto miało zawieszenie na poduszkach powietrznych - bardzo miekkie i człowiek czul, ze w kazdej chwili moze po prostu polozyc sie na boku). Poza tym szeroki rozstaw osi powodowal, ze nie moglem wpasowac sie w koleiny wiec rzucalo mna na boki, gdy mijalem jakies auto prawie stawalem w miejscu, zeby nie wpasc na nie lub do rowu. Nie wspomne juz jak sie czulem gdy GPS doprowadzil mnie do drogi ze znakiem "Uwaga! nawierzchnia w bardzo zlym stanie" (mozecie sobie wyobrazic co w polsce oznacza taki znak). Mialem ochote zostawic auto, wsiasc w autobus i wrocic do domu. Ale wiedzialem, ze jesli to zrobie to bede wypominal to sobie do konca zycia. W koncu dojechalem na miejsce. Po rozladunku musialy minac 3 dni az doszedlem do siebie. "Spalem" w kabinie. Cudzyslow, poniewaz adrenalina we mnie wezbrala do tego stopnia, ze przez kolejne 2 noce nie zmruzylem oka. Do tego z powodu wycienczenia (tak mysle) mialem halucynacje akustyczne (tkzw. glosy w glowie). Po 3 dniach wrocilem do domu, powrot byl juz nieco lepszy, nauczylem sie, ze nie mozna walczyc z koleinami, wtedy auto samo sie wpasowuje, poza tym nie mialem tego przekletego ladunku. Teraz jezdze w tygodniowe trasy, jedna reka trzymam kierownice, druga jem kanapke, a w glosnikach rozbrzmiewa country;) Ale najdziwniejsze jest to, ze i z ludzmi idzie mi lepiej. Tak wiec moim zdaniem najlepsza metoda na stres jest po prostu powiedziec mu FU*K YOU!
×