Myślałem też o tym żeby po pijanemu wypłynąć w sztormowe morze...
Nawet jak się człowiek rozmyśli to i tak jest już za późno
Ale wbrew pozorom to byłaby dopiero krzywda dla bliskich.
Mogłoby być tak, że nie znaleziono by ciała.
I bliscy nie mając możliwości zobaczenia mojego truchła ( obojętnie w jakim stanie) nie mogli by w 100% zamknąc rozdziału życia ze mną związanego.
W podświadomości z pewnością liczyli by na to, że tylko gdzieś zniknąłem i kiedyś wrócę...
To byłaby dopiero tortura.
Tak więc lepiej żeby znaleźli mnie z odstrzelonym mózgiem. Lub rozpieprzonego w czołowym zderzeniu z tirem, tak, żeby identyfikowano mnie tylko po tatuażach lub DNA...
no to przyleć z krakowa do bristolu,z bristolu pojedz do lands end.odszukaj tam lotnisko i poleć skybusem z lands end do st,marys.a tam spoznij się o pare minut na lot powrotny do lands end
https://www.islesofscilly-travel.co.uk/skybus-lands-end-airport-leq/
wtedy zostaje alternatywa przepłynięcia 50km przez atlantyk z st.marys do lands end wpław.szanse takiego powrotu są fizycznie niewykonalne.z kilku powodów.opadniesz z sił i utopisz sie po drodze.silne prądy zniosą cie daleko od zamierzonego brzegu lands kornwalii.po drodze zjedzą cie żywcem długoszpary,foki,delfiny i wieloryby zębate i fiszbinowe,nie mając kompasu nie wiesz jaki kierunek obrać.albo zdając sobie z tego wszystkiego sprawę i z braku polszczyzny a tym samym z braku jakiegokolwiek porozumienia się z mieszkańcami archipelagu scilly podnosisz znaleziony na plaży kawałek rozbitej butelki i z pełnym rozmachem wbijasz go sobie w serce lub padniesz na zawał z paniki.jeśli masz przy sobie jakieś 20 funtów możesz przed śmiercią zjeść tam ostatni posiłek małże w sosie winno-czosnkowym i kornijskie lane piwo z wizerunkiem zielonego węża na szklance.dla miejscowych folblutów gringo to groteskowa nie lada atrakcja.