Zaczne moze od mojego wieku mam 37 lat w styczniu bede miec 38. W dziecinstwie i do okresu 16 lat mialem powiedzmy "normalnie zycie" jakkolwiek to zabrzmi. Rodzice raczej dawali mi prawie wszystko pod wzgledem materialnym co chcialem, wyjezdzalem na wakacje itp ale... No wlasnie mialem nieobecnego ojca, ciagle pracowal, duzo pil, mialem z nim fatalny kontakt, wrecz go nie lubilem, nie bylo zadnej wiezi pomiedzy nami moze poza pilka nozna. Matka dominujaca, nadopiekuncza, kontrolujaca, wymagala ode mnie tylko nauki i dobrych ocen w szkole. Wtedy nie wiedzialem, ale chyba znecala sie nade mna psychicznie. W podstawowce wszystko bylo okej bo mialem dobre stopnie, problemy zaczely sie w liceum. Poszedlem do dobrej szkoly w miescie i mialem najgorsze stopnie i problemy w nauce. Presja matki i szkoly zniszczyly mnie doszczetnie psychicznie, mialem ciagle kary zabierano mi konsole, komputer, zreszta to tez sie zdarzalo w podstawowce. Po dwoch latach zmienilem szkole na inne liceum, wtedy zaczalem brac narkotyki i pic alkohol. Zdalem mature potem tulalem sie po uczelniach i skonczylem ledwo co studia prywatne, trwalo to dosyc dlugo. W miedzyczasie mialem problemy z dziewczynami w podstawowce mi sie jedna bardzo podobala, mielismy chwilowy bliski kontakt ale ucieklem od niej ze strachu. W liceum probowalem chodzic z kilkoma dziewczynami, ale nic z tego nie wychodzilo. Albo mnie rzucaly, albo bylo cos nie tak, nie dochodzilo do seksu. Zwiazki trwaly kilka miesiecy lub kilka tygodni. Z poczatkami problemow z nauka zaczalem brac twarde narkotyki i eksperymentowac. Bylo to zwiazane z ogromnym stresem w szkole wywolanym przez matke, nauczycielki, wszelaka presja otoczenia. Zawsze bylem dobry w sporcie, glownie pilka nozna i interesowalem sie grami komputerowymi, ale nic z tego nie wyszlo gralem tylko amatorsko. Rodzice mnie nigdy w tym nie wspierali, matka nie chciala slyszec o pilce noznej, ojciec siedzial cicho. Nigdy nie mialem predyspozycji do nauki moze poza jezykiem angielskim i matematyka. Po wyjsciu z liceum i zdaniu matury zaczalem odczuwac strach wywolany przez stres i branie twardych narkotykow. Zachorowalem na nerwice lekowa, nie moglem spac, balem sie wszystkiego, mialem omamy, slyszalem dzwieki i glosy. Nie zdawalem sobie sprawy jak jestem chory, musialem pic alkohol na studiach zeby normalnie funkcjonowac na imprezach. Trwalo to jakos kilka lat az poszedlem do psychiatry w miedzyczasie nie moglem znalezc zadnej pracy. Wyjezdzalem czasami do siostry za granica zeby sobie dorobic. O chorobie powiedzialem matce, zaprowadzila mnie do psychiatry, zaczalem sie leczyc farmakologicznie do momentu znalezenia stalej pracy w korporacji w wieku 31 lat, caly czas mieszkalem z rodzicami, mialem malo prywatnosci. W okresie gdy nie moglem znalezc pracy bardzo czesto pilem duze ilosci alkoholu z czasem bylo coraz gorzej. Mieszalem leki z alkoholem, czasami byly to narkotyki. W pewnym okresie przestalem brac bo przez to mialem coraz wieksze schizy. W okresie po liceum nie mialem zadnej kobiety, moze jakies pojedyncze spotkania i jednorazowy seks. Zawsze sie balem podejsc do dziewczyn ktore mi sie podobaja, powiem szczerze jestem przystojnym facetem duzo osob mi to mowilo, ale choroba i moje usposobienie mnie ograniczaja. Jakis czas temu wyprowadzilem sie z domu, kupilem auto i w wieku 36 poszedlem na terapie indywidualna do psychologa. Przestalem brac leki, nie mam juz fobii spolecznej, ale zachorowalem na depresje. Mialem jedna probe samobojcza, a mysle o nastepnej co jakis czas. Na terapii jest raz lepiej raz gorzej. W wieku dojrzewania nie mialem problemow z nawiazywanie kontaktow z ludzmi, bylem bardzo otwarta osoba to sie zmienilo podczas fobii spolecznej. Jestem strasznie samotny, nie mam zycia prywatnego, seksu, bliskosci. Jestem zupelnie inna osoba niz ta z podstawowki, nigdy wtedy nie myslalem ze bede chcial ze soba skonczyc. W trudnym okresie ratowal mnie sport, pilka nozna, ale mam zniszczone kolano i nie moge grac. Przerzucilem sie na rower dwa lata temu w tym malo jezdzilem. Mam tylko starych znajomych, nie umiem zawierac znajomosci jak to bylo kiedys. Niestety wiekszosc z nich ma juz rodziny dzieci lub wyjechalo za granice. Wpadlem w alkoholizm w ostatnich latach kazdy weekend to spozywanie ogromnej ilosci. Moje zycie wyglada tak praca, weekend upijanie sie do nieprzytomnego - przestalem to kontrolowac w tygodniu terapia i siedzenie w domu. Nie cieszy mnie juz pilka nozna, gry ktore byly moja pasja. Terapia pomogla mi poznac moje problemy, napewno mi bardzo pomogla, lecz nie potrafie zaleczyc tych ran. Nie widze sensu zycia, jestem tym wszystkim juz zmeczony, nie wiedzialem ze to moze sie tak potoczyc. Zaczalem pracowac nad soba, rozwijac sie w sferze emocjonalnej, ale to nie pomaga. Czuje, ze przegralem zycie dlatego chwytam sie ostatniej deski ratunku i szukam pomocy w roznych kregach dlatego chcialem sie podzielic z wami swoja historia na forum. Mysle, ze moja sytuacja jest uwarunkowana tym ze jestem sam emocjonalnie i fizycznie od prawie zawsze, rodzice byli zimni, siostra za granica, a ja nie mam zadnej dziewczyny, mam kumpli ale to nie to samo. Czekam na komentarze co o tym sadzicie, moze macie jakies spostrzezenia.