Cześć wszystkim, to mój pierwszy post tutaj.
Około miesiąc temu, pod wpływem silnego stresu zaczął mi się pierwszy epizod lękowy (jeśli można to tak nazwać?) - non-stop lęk wolnopłynący, czasem napady podchodzące pod panikę.
Psychiatra, wenlafaksyna, 1 tabletka i połowa skutków ubocznych z ulotki, do tego lęk polekowy x1000. Psychiatra stwierdził że miałem ogromny niefart.
Zatem miesiąc katowania pramolanem. Nie doszedłem do dawki 50-50-100, bo mnie to odcinało od rzeczywistości. Rano lęki wybudzały 3h przed budzikiem. Doraźnie raz na kilka dni połówka alprazolamu 0,25 robiła swoje, ale nie chcę się wpieprzyć w benzo.
Boję się eksperymentować z nowymi specyfikami, ale dostałem pregabalinę. 75-0-75. Przeczytałem większą część postów na tym forum i trochę byłem przerażony.
Wczoraj łyknąłem o 20, zero skutków ubocznych, W KOŃCU się wyspałem (a byłem złym snem strasznie wykończony), spokój. Dziś rano kolejna tabletka. Baaardzo delikatnie się w głowie pokręciło chwilę, ale teraz ustąpiło i jest rewelacja. Lęki gdzieś odeszły. Czasem o sobie dają znać, ale jedt o niebo lepiej. Nie miałem żadnej euforii, splątania, czy innych negatywów, o których było tu pisane.
Jak kto ciekaw, mogę za jakiś czas zupdatować jak się po tym czuję.