Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zeppelin

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zeppelin

  1. Tak naprawde u psychoterapeutow wychodza rozne ciekawe rzeczy ,o ktorych sami nieraz dowiadujemy sie o sobie dopiero podczas takiej wizyty:) Zanim nie pojdzie sie ,nie ma co sobie wyobrazac:) Ja ukladalam sobie cala przemowe,zeby niczego nie przeoczyc,zeby nie zapomniec-jak na spowiedzi :) Kiedy usiadlam przed psuchoterapeutka ,nie wiedzialam od czego zaczac. I tak naprawde przez pierwsze pol godziny ani slowem nie wspomnialam o nerwicy. Calkiem nieswiadomie wysypalam przed siebie stos swojego bolu,lękow i smutkow. A o atakach paniki ,z powodu ktorych tam poszlam ledwo wspomnialam. W zasadzie byl to monolog ,ktory ciezko bylo nawet przerwac specjaliscie.Najwazniejsze jest zaufanie i wiara w to ,ze pomoze. Zrobilo mi sie lzej na duszy i poczulam sie bezpiecznie :) Niewiele zostalo nam czasu wtedy z tej wizyty na jakiekolwiek porady. Moja psychoterapeutka okazala sie jednak mistrzynia ,a jej pomoc nieoceniona. :)
  2. Witajcie!:) Mialam to samo uczucie ,kiedy zaczelam walczyc z atakami paniki. Wysysaly ze mnie cala energie,a kiedy pojawialy sie ,myslalam ,ze nastepnego juz nie przezyje. Jedynym moim celem i marzeniem bylo uwaolnic sie od nich. Kiedy nauczylam sie panowac nad nimi ,powoli przestawaly sie pojawiac. No i wtedy zaczelam miec wrazenie,ze nienormlne jest to,ze ich nie ma. Pisalam w "Ataki -jak sobie radzimy",ze przez jakis czas bylam uzalezniona od lęku ,ataków i stresu.Budzilam sie rano i zamiast cieszyc sie ,ze jest dobrze ,wsluchiwalam sie w siebie tak dlugo,az uslyszalam cos niepokojacego.Wczesniej ataki pojawialy sie kilka razy dziennie ,a kiedy do poludnia nic sie nie wydarzylo ,zaczynalam czuc sie nieswojo. Totalnie sprzeczne uczucia,jakbym byla uzalezniona od adrenaliny. Zaczelam juz myslec ,ze jestem w nalogu lęku-powiedzialam o tym psychoterapeutce.Zrozumialam,ze nie wolno sie tym przejmowac,nie wolno bac sie ,ze sie boimy ,bo to kolo bez konca.Postanowilam za wszelka cene odwracac sobie uwage od tego "kuszacego" uczucia,bo przeciez walczylam o wolnosc od nerwicy.I udalo sie :)
  3. Co prawda nie jestem Wrobelkiem;) ,ale akurat weszlam na forum ,wiec skrobne cos od siebie :) Moim skromnym zdaniem ,moze miec tu wplyw tarczyca (najlepiej poprosic lekarza o skierowanie na badanie TSH ,jak nie da ,to zrobic prywatnie -ok 20zl w laboratorium -nawet w celu wykluczenia). Zaslabniecia w na ulicy ,w sklepach ,kosciolach,autobusach i w kazdym innym miejscu ,gdzie jest troche wiecej ludzi ,to typowa sprawka nerwicy Oczywiscie nie mozna sie ograniczac do takiej diagnozy ,niepopartej zadymi badaniami,ale piszesz tez o bolach miesni ,co juz najbardziej jest typowe (ciagle ich napiecie i natezenie,a potem cos nawet w rodzaju dlugotrwalych zakwasow na calym ciele itp.). Ale pamietaj ,ze jedno nie wyklucza drugieg,a bardzo czesto jedno ma wplyw na drugie:) Wiekszosc z nas na tym forum dowiaduje sie ,ze oprocz nerwicy ma tez inne schorzenia,ktore nalezy leczyc : czasem sa to problemy z hormonami,czasem niedobory .Kurcze ,zobacz -u mnie najpierw zaczely sie problemy z tarczyca.Schudlam bardzo duzo 47kg/165cm ,zaczely sie problemy z sercem ,slabosci ,omdlenia -szczegolnie z rana i w miescie.Okazalo sie najpierw ,ze mam nadczynnosc: wynik- 0,000,po leczeniu metizolem , wystapila niedoczynnosc-8,7.... Dostalam eutyrox no i okazalo sie ,ze jest zapalenie tarczycy.Kiedy juz wydawalo sie ,ze wyleczyli mnie i bedzie wszystko ok ,okazalo sie ,ze hormony kobiece sa w calkowitej rozsypce i z endokrynologa musialam "przesiasc sie" :)) na ginekologa.Do tego wszystkiego dolaczyla nerwica,bo jak tu jej nie miec,kiedy hormony buzuja ,a zycie plata tragiczne wydarzenia ?Teraz jest ok ,bo ciagle je kontroluje,a jak tylko cos zaczyna ochodzic od normy -lecze sie hormonalnie i jest w porzadku. Moim zdaniem alergia i problemy hormonalne sa ludzaco podobne do nerwicy,dlatego warto sprawdzic,czy nie mamy tych schorzen. I w 100% zgadzam sie z Wrobelkiem :) Gdybym wczesniej zrobila wyniki na wlasne reke ,nie czekajac na laske lekarzy ,albo nie mialabym nerwicy ,albo nie uroslaby do takiego stopnia. Przeciez nie wziela sie znikad ...
  4. krzyss97,nie wiem czy dostales wiadomosc. Nie wiem,czy czytales moje poprzednie posty,ale w moim przypadku 1 wizyta u psychoterapeuty pomogla wszystko zrozumiec. To chyba najwazniejsze-zrozumiec ten mechanizm.Co prawda w poszukiwaniu dobrego ,zaufanego specjalisty przejechalam pół Polski,ale opłacało sie :) Z ręką na sercu zapewniam : WARTO!:))
  5. NO pewnie!Jestes inteligentym facetem :) A moze w Twoim przypadku nie bedzie trzeba dlugo czekac? Idz do psychoterapeuty,jesli masz tylko taka mozliwosc.Im wiecej bedziesz na ten temat wiedzial,im wiecej bedziesz mial zrodel pomocy,tym wieksze masz szanse.Ale zobacz: jak ja poszlam do psychiatry,to powiedzial ,ze mi nic nie pomoze ,bo nie jestem chora psychicznie.Ale dal jakis lek....Fluanxol ,czy cos takiego i oczywiscie nie bralam ze strachu :)Te leki chyba tylko znieczulaja ,ale nie sadze,ze lecza.Przeciez nie zmienia człowieka,jego sposobu myslenia .Czasem naprawde jest lepiej szczerze z kims pogadac ,niz lykac prochy.To trudniejsze,ale skuteczniejsze.
  6. Byles u psychoanalityka?Kto wypisal ci leki? Mi wypisal neurolog: COORDINAX.Na depresje i stany lekowe. Nie bralam,bo sie balam. Najgorsze 2 tygodnie ,ktore przybily mnie do lozka,przetrwalam takze bez lekow(chociaz 3 razy byla u mnie karetka i dostawalm relanium w zastrzykach 10).Ale to na dluzsza mete nie pomagalo.Potem dostalam skierowanie na oddzial wewnetrzny,bo juz nikt nie wiedzial ,jak mi pomoc. Zrobili mi szereg badan (spazm przy gastroskopii:)) no i nic-wyszlam z kwitkiem. Powinnam sie cieszyc,ze jestem zdrowa,a poczulam sie jeszcze gorzej. Zabrano mi ostatnia nadzieje,ze cos sie zmieni,ze ktos mi pomoze.Musialam zajac sie 2 malenkich dzieci-nie moglam w nieskonczonosc lezec,bo zostawalam z nimi sama na cale dnie. Musialam choc troche zmusic sie do przytomnosci - bylo to jak "gwalt na wlasnej psychice".Ten stan to nie bylo nawet zalamanie-to bylo juz zupelne NIC.Wiesz,ale zaczelam wtedy brac DEPRIM-ziolowy z dziurawca. 3 razy dziennie,strasznie drogo to wychodzilo.Ale po jakims czasie cos sie zmienilo-nie jestem pewna ,co dokladnie,ale juz nie mialam tego otumanienia .Odeszlo to nie wiem ,kiedy . Fakt ,ze pojawily sie wahania nastrojow i inne nieprzyjemne odczucia,ale nie byla to juz totalna beznadzieja,wegetacja.Stany lekowe pozostaly,ale zaczelam czuc ,ze zyje. Nie bylo to najlepsze zycie i ciezkie ,ale mialam juz "rozwiazane rece" i cos sie ruszylo.
  7. krzyss97,dlugo to u ciebie trwa? Mialam taki etap w swojej nerwicy-bylo to kilka miesiecy ciaglego znuzenie i zmeczenia (nawet wtedy gdzies wyczytalam ,ze istenieje taki ZESPOL CHRONICZNEGO ZMECZENIA jako choroba.),no i oczywiscie stwierdzilam poczatkowo,ze to wlasnie mi dolega.Dopiero pozniej przekonalam sie ,ze to nerwica.Oprocz tego ,ze na nic zupelnie nie mialam sily,to czulam wszystko tak dziwnie,jak przez "folie".Nie bylo mowy o spacerze,bo samo ubranie ,zeby wyjsc bylo meczace.2 tygodnie przelezalam w łóżku,bo nie moglam sie zmusic do dzialania,do myslenia nawet.A nawet jak pozniej jakims cudem wyszlam,bo rodzina wyciagnela mnie doslownie na sile ,to wszystko bylo jak przez mgle.I tak po skrajnosciach:totalne snucie po katach bez mysli,skupienia i sensu przerywane atkami paniki. I tak w kólko przez 2 lata.
  8. Kurcze,no widzisz? Podleczysz hormony i bedzie duuuuzo lepiej! To bardzo dobrze,ze sytuacja sie wyjasnila.Pewnie masz nadczynność,a wtedy sa problemy ze snem ( mnie wyrywalo ze snu takie kolatanie -przy nadczynnosci-ze doslownie-serce w przełyku),wszystko sie trzesie i kolacze.Objawy identyczne ,jak nerwica,ale o podlozu fizjologicznym .Wtedy to naprawde : znikomy wplyw na nie bez leków. Zobaczysz,jak podleczysz sie ,to ci ulzy a nad reszta szybko zapanujesz :)
  9. Na pewno jej sie uda ,samo to ,ze jest na tym forum,jak my wszyscy -piszacy,czytajacy,to znaczy ,ze szuka pomocy,ze wierzy w zmiane. A jesli tak jest ,to na pewno ja znajdzie i uda sie :) Moze nie juz ,nie teraz ,ale bedzie dobrze. Codzienna walka umacnia. Wrobelku,a jak Ty sobie radzisz? Cos tak cichutko siedzisz ...Jak tam samopoczucie?
  10. Chodzi o to,ze jak do kazdej walki i do tej trzeba dobrze sie przygotowac.Mysle o tym,ze dobrze jest sie naprawde wyciszyc,choc na kilka chwil ,ale n a p r a w d e oderwac sie od codziennych spraw tak,aby nic nam nie przeszkadzalo w skupieniu ( a wiemy ,jakie to trudne przy nerwicy).Sprobowac tak zorganizowac sobie dzien,zeby zaoszczedzic na maxa stresu i niepokoju.Nazbierac jak najwiecej sil witalnych ,pozytywnej energii,dobrych mysli. Otoczyc sie zaufanymi ludzmi.Stworzyc sobie jak najbardziej bezpieczne warunki, aby w razie niepowodzenia ,moc znow zaczac od nowa.I poczekac na dobry moment,kiedy jest sie w nieco lepszej kondycji (przeciez czasem bywaja troche lepsze dni).Na poczatku wydaje sie to beznadziejne,potem jest duzo lepiej.I mozna stopniowo wlaczac w zycie te nieuniknione stresy dnia codziennego,ktore oswojone ,nie beda juz przyprawialy nas o lęk. Np. taki wyjazd pociagiem -nie dosc ,ze wyjazd ,to jeszcze pociagiem. Wiem,co czujesz i jakie masz do tego zdarzenia nastawienie. Wiem ,ze czasem ciezko wystawic noge za prog,baaaa-z lozka ja ciezko wystawic!Teraz jest to niewyobrazalnie trudne i niebezpieczne,ale za jakis czas bedzie juz calkowicie rutynowa czynnoscia a moze nawet przyjemna :) Musisz uwierzyc w to ,ze nie otoczenie,nie przedmioty,nie sytuacje nawet powoduja ataki,ale my sami i nasze mysli. I w kazdej chwili moge go sobie wywolac ,bo wiem juz ,jak wyglada i na czym polega. Wiem ,jak go sprowokowac ,ale moja swiadomosc jest juz na tyle silna ,ze nie dopuszcza tego do siebie. Jeszcze 5 lat temu bylam na tyle slaba ,ze myslenie o tym ,nawet mimowolne powodowalo wczesniej czy pozniej atak . W tej chwili wiem,ze to zalezy tylko ode mnie i to ja jestem ponad nerwica ,a nie ona nade mna.Nie boje sie wyjsc,bo wiem,ze nie dopuszcze do ataku i tak wlasnie sie dzieje. Moge jechac 12 godzin zatloczonym pociagiem i nic mi nie bedzie ,ale jesli tylko zechce ,w kazdej chwili moge wywolac sobie atak,nawet w najbardziej komfortowej i przyjemnej chwili.To wszystko jest maszyna ,ktora nie dziala,poki jej nie wlacze-od 5 lat stoi sobie w piwnicy (stoi ,bo musi),ale nie przeszadza mi i o niej nie pamietam :))) Nie boje sie ,ze nagle sama sie wlaczy ,bo nie ma takiej opcji.Musialabym ja uruchomic,ale znam juz jej podly ,podstepny mechanizm,wiec drugi raz tego bledu nie popelnie:)))) To oczywiscie przenosnia,ale pasuje tu jak ulal.
  11. W duzej mierze to my sami jestesmy swoimi psychologami:) Nikt z zewnatrz nie udzieli nam lepszej pomocy niz my sami sobie od srodka. bee84-nic sie nie dzieje z dnia na dzien.Aby stawic czolo temu wszystkiemu trzeba najpierw dobrze przygotowac sobie grunt i dopiero ,kiedy czlowiek poczuje sie na silach zmierzyc sie z z tym problemem ,moze zaczac.Musi tak sobie przygotowac zaplecze i byc na tyle zdeterminowanym,aby nie wycofac sie ,kiedy bedzie ciezko.Ale ja wierze w nas wszystkich,bo jestesmy warci tego i zaslugujemy na szczescie.A wiara czyni cuda :).
  12. Dzieki Wróbelku!:) bee84 -własnie dlatego tak jest,ze Cie to przeraza. Im bardziej Cie przeraza ,tym bardziej sie boisz i tym gorsze objawy i ataki.Sprobuj raz w trakcie ataku lub kiedy nadchodzi, przebic sie ponadto.Przeciez nie umrzesz od tego -gwarantuje Ci to :)Wiem ,ze to koszmarnie trudne,wiem,ze wtedy nie jest sie w stanie myslec o niczym ,tylko o tym ,zeby sie skonczylo. Ze nie bez powodu nazywa sie to atakiem paniki ,a nie zwyklym lękiem i doskonale pamietam ,jak sie wtedy czulam.Ale jezeli chce sie czegos tak ze wszystkich sil ,najbardziej na swiecie ,to sie spelni.Trzeba czasem jednak zaryzykowac i skoczyc raz na gleboka wode. Cale mnostwo czynnikow sklada sie na to ,zeby złapac rownowage i ja utrzymac.Trzeba poznac siebie i swoj lęk ( chociaz ja chorujac przez pierwszy rok nie sadzilam ,ze sie czegokolwiek boje -dla mnie byly to wszystko objawy ciezkiej choroby a nie lęku ).Jak juz sie go pozna i zrozumie ten mechanizm i pokornie pogodzi sie z tym ,ze po prostu i takie rzeczy sie zdarzaja, trzeba zaczac sie oswajac i przyzwyczajac .Wrog ,to wrog ,ale swoj -oswojony nie jest juz taki grozny:)Wystrzegac sie tego ,co zle na nas wplywa i starac sie ulatwiac sobie zycie. Koncentrowac na tym ,co pozytywne a czesc rzeczy po prostu "olac" :) Ja codziennie wstaje i mowie sobie : nic nie musze,nic sie nie stanie ,jesli teraz nie posprzatam,moj dom-moja twierdza( co prawda tylko wynajmuje,ale zawsze;) ),nie musze nikogo wpuszczac ,jak nie chce,nie musze wychodzic,jesli niepewnie sie czuje .To trwa kilka minut,a zmienia caly dzien.I od razu na wszystko mam chec,odzyskuje pewnosc siebie ,jest prosciej ,jasniej i weselej. I juz mi nie przeszkadzaja nocujacy goscie,nie wiem,jak to sie dzieje ,ale robie porzadek no i wychodze z domu,bo mam mnostwo sily i jakos nie boje sie ,ze zaslabne,bo kiedy o tym nie mysle,nie dzieje sie to. Trzeba dac odpoczac swojej psychice,zregenerowc ja.Starac sie robic przyjemne rzeczy i nic na sile. Ja np.w zwiazku z tym 3 razy sie przeprowadzalam w poszukiwaniu spokoju i samej siebie. Nikt chyba nie ma calkowicie bezproblemowego zycia ,ale mamy je tylko jedno i zrobmy wszystko,zeby je przezyc ,nie przewegetowac.Boimy sie zyc,boimy umrzec.A to jest nasze zycie ,wiec zrobmy eksperyment i zbuntujmy sie chorobie(ktora nie jest nawet warta,zeby ja tak nazywac-to tylko marny stan ducha i ciala i uwierzcie -jestesmy w stanie nad tym zapanowac)!!!:)) Przeciez nie moze to trwac nastepne 60 lat!
  13. Hmmm,jak widze ,wszystko sie powtarza: tarczyca ,serce ( tez mam wypadanie platka i wciaz rozregulowane hormony min. taczycy).I widze ,ze jednak kazdy z nas oprocz typowo nerwicowych dolegliwosci ma jakies calkowicie uzasadnione problemy zdrowotne. I niestety jedne wplywaja na drugie.Jestesmy nadzwyczaj wrazliwymi osobami ( jak czytam te posty ,w kazdym zdaniu widze siebie) i musimy sie nauczyc z tym zyc. Czasem jest lepszy okres i jest w miare ok,ale to nie wystarcza,bo choroba czeka ,az bedziemy w gorszej kondycji .Mowimy wtedy ,ze sie nawrocila,ale to nieprawda ,bo ona wciaz byla .Mysle ,ze nie mozna chowac sie przed nerwica i probowac udawac,ze nie ma problemu. Trzeba zmierzyc sie z nia: poznac ten mechanizm ,aby nie byl w stanie nas wiecej przestraszyc. Ja rowniez wciaz miewam gorsze dni (szczegolnie po jakims tragicznym wydarzeniu-zdarzaja sie rozne sytuacje),ale wiem ,jak z tym walczyc ,jak nie dac sie znow zapedzic w kozi rog chorobie.Nie sadze ,ze kiedykolwiek bede zupelnie zdrowa,ale przyzwyczailam sie do siebie takiej,jaka jestem . I zyje zupelnie normalnie:) Przeciez kazdy zdrowy czlowiek ma prawo czasem poczuc sie slabo itp. Nie pozwalam sobie wkrecic strachu.Od 5 lat dzieki temu znow moge normalnie funkcjonowac. Znow moge wyjsc do kosciola,do marketu,nawet jezdzic na koniec kraju autobusem sama z dwojka dzieci. Nie oszukuje sie ,ze jest super,kiedy nie jest,bo to tylko poglebia problemy. Biore swoj stres i rozbieram go na czesci,az przestaje by grozny. Kiedy juz sie calkowicie z nim oswoje ,moge spokojnie isc przed siebie i robic ,co chce :) Czasem kusi mnie jednak ,zeby przeczytac ulotke od leku ,he he he no i oczywiscie mam potem stres,ale mowie sobie ,ze co mnie nie zabije ,to wzmocni :))
  14. He,he:)Nie wnikaj w to :) To tylko Twoje odczucie :) Nikt nie ma zielonego pojecia ,ze masz stres . Nie daj sie zamknac w domu i mimo wszystko wychodz-zdus to wszystko jeszcze w zarodku. Jak uzupelnisz niedobory,to gospodarka wroci do normy i bedzie ci o wiele latwiej zapanowac nad soba w takich sytuacjach.
  15. A juz najgorzej wplywaja hormony. Ja mialam duze problemy z tarczyca i hormonami " babskimi" i juz momentami myslalam ,ze zwariowalam. Czasami teraz, w drugiej polowie cyklu tez czuje sie nie za bardzo (fale goraca itp),ale to juz tylko namiastka. Z czasem ,jak hormony sie normuja ,odchodzi sporo uciazliwych dolegliwosci,ktore sa ludzaco podobne do nerwicowych, a czasem po prostu nasilaja ataki.
  16. Powiem Ci ,ze to wcale nie sa glupoty :) Naprawde czasem to ma duzy wplyw (te niedobory ) ,tak jak inne jakies schorzenia ( alergie,problemy zoladkowe,sercowe itp). To takie kolko-jedno wplywa na drugie.Wystarczy ,ze to sie troche podkuruje i czesc objawow slabnie ,albo calkiem ustepuje. Mysle,ze bardzo dobrze ,ze jestes bogatsza o te swiadomosc. Bedzie Ci juz coraz latwiej. I wiedz,ze kazdy lepszy dzien to ogromny zastrzyk energii i czas na zregenerowanie sil .Nawet jesli zdrzaja sie czasem te gorsze.To duuuuzy krok do przodu ! Postaraj sie teraz utrzymac to pozytywne nastawienie ,a zobaczysz ,ze bedzie coraz lepiej. Trzymam kciuki:)
  17. Jak sie dzis czujesz? Piszesz,ze od 8 dni jest gorzej. Co sie zmienilo,nasilily sie ataki?
  18. No przeciez tylko Ty mozesz sobie z tym poradzic,bo wszystko od Ciebie tak naprawde zalezy. Walczyc musimy z tym sami. Pomoc polega na ulatwieniu zrozumienia tego ,co sie dzieje.Ta psychoterapeutka pokazala mi jakas droge ,jakis sposob.Wsparcie z jej strony,kogos,kto wie, o czym mowie jest rowniez bardzo wazne.Ale to nie jest nawet polowa sukcesu. Trzeba sprobowac pomoc sobie ,tak jakby pomagalo sie komus innemu.Ja postawilam wszystko na jedna szale .Balam sie ,ze jesli przeszlam juz te granice ,ze skoro dzieja sie ze mna takie nienormalne rzeczy ,to juz tak pozostanie i nie uda mi sie wrocic przed nia.Ale powiedzialam sobie ,ze skoro nie umre,nie zwariuje,nie udusze sie ,nie dostane zawalu,wylewu ( i wszystkich tego typu potwornosci ,ktore mnie zabija) i w rzeczywistosci nie grozi mi zagrozenie zycia,to co gorszego moze mnie spotkac ?Ataki tylko tak strasznie sie rozkrecaja do tej granicy ,ktorej sie tak boimy ...A za nia tak naprawde nic nie ma.Czego sie wiec bac?Po prostu po raz kolejny przezyjemy to samo . Piekło ,bo piekło,ale znane juz nam:)Ta "lekarka" uświadomila mi to .A tym bardziej bylo to wiarygodne ,bo padlo z ust specjalisty,a nie kolejnej tylko pocieszajacej osoby (mimo dobrych checi -laika niestety).Jesli uda nam sie zaczac podchodzic do tego " na zimno",to dalej juz jest prosta droga :) Wróbelku-musisz sama "rozebrac na czesci " siebie i swoja nerwice,zaczac zmieniac mysli ,ktore moga powodowac twoj stan,musisz wiedziec,ze kazdy ma prawo czasami zle sie poczuc ,ale to jest przejsciowe i nie ogladaj sie za siebie!Nerwica zaskakuje tylko raz -na samym poczatku,potem mozna odzyskac panowanie nad nia i soba . Postaw sie jej i zobaczysz ,jak lekko cie sie zrobi przez blogoslawiony moment. Najpierw jeden,potem coraz wicej ,az " stanie sie normalność" :))Za kazdym razem nerwica bedzie slabsza a Ty silniejsza.Tylko ty pomozesz sobie najlepiej! Nie boj sie siebie,zostan swoim przyjacielem :)
  19. No tak :) Psychiatra Ci nie wypisze leków ,bo nie jestes psychicznie chora . Nerwica to raczej neurologiczna sprawa. Ja tez bylam tylko raz u psychiatry i uslyszalam: "Nie moge Pani pomoc ,bo to nie Pani jest chora,tylko otoczenie." A ja wolalam wtedy ,zeby dal mi cokolwiek i jakakolwiek chorobe przypisal ,aby tylko pomoglo...Kazal isc do neurologa. Tylko,ze przed nim bylam juz u dwoch neurologow,ktorzy mi nic nie pomogli.Ale poszlam jeszcze raz i kazano mi brac leki ziolowe -na pewno nie zaszkodzily( jak pisalam wczesniej). Nie wierzylam,ze istnieje na świecie taka straszna choroba i nie ma na nia lekarstwa. I faktycznie: nie wiem,ile sie czeka do psychologa ,bo ja poszlam do psychoterapeutki prywatnie. Byl to najpiekniejszy prezent w zyciu ,jaki dostalam od mojej siostry (ktora zalatwila i oplacila mi wizyte,a podczas mojej godzinnej nieobecnosci pilnowala dzieci:)).To byla zaledwie godzina,ale jakze cenna. Opowiedzialam psychoterapeutce o swoich atakach,o tym jak mnie to przeraza. A ona zastosowala terapie szokowa.Najpierw stworzyla bardzo bezpieczne warunki ,a potem powiedziala ,ze wywola mi atak.I tak zrobila .Zanim sie zdazylam obronic(oczywiscie nie dalam juz rady mowic,ani siedziec).Wszystko wirowalo ,jak za kazdym razem,kiedy mnie to dopadalo.Z tym ,ze ten atak byl calkowicie kontrolowany. Przez caly czas mowila do mnie,wiedziala ,co czuje i spokojnie wyprowadzila mnie z tego stanu.Od tej pory nie bylo to juz koszmarem ,z ktorym musialam chowac sie przed wszystkimi ,nawet soba.Bylo czyms ,co przechodzi,czyms niegroznym i nie przerazalo mnie juz. Potem wystepowaly jeszcze ataki i rozne podobne stany,ale byly to takie ataki paniki bez paniki :)Objawy fizyczne,ktore byly coraz lagodniejsze i z ktorymi mozna sobie spokojnie poradzic,nie dac sie im poniesc.Ale najwazniejsze to skoncentrowac sie na celu,nie dac sie "przewrocic".Nie przeszlo mi jak reka odjal,ale zmienilo sie moje myslenie. Zrozumialam problem,nabralam pewnosci siebie i nadziei .Powoli zaczelam sie podnosic.Za jakis czas poszlam do tej kobiety po raz drugi ,ale zeby podziekowac.I jak sie okazalo -nie bylam pierwsza i zapewne nie ostatnia :) Wrobelku,to Twoj najlepszy czas i najpiekniejsze lata-nie daj ich ukrasc nerwicy.
  20. edda55,jestes taka silna i madra kobieta! Nie martw sie ,nie przejmuj -nic nie wroci -skoro raz nad tym zapanowalas ,to juz raz na zawsze ,nie jest w stanie wplynac na ciebie jakas tam jesien-wazne ,co masz w srodku,a nie to ,co wokol! Jestes swietna!I jeszcze do tego wystkiego dajesz rade uczyc w szkole?...Po prostu : SZACUNEK.:) A widzicie,jesli chodzi o oddychanie ,to widocznie kazdy ma inne reakcje :) Mi tez dretwialy usta , jezyk kolkiem stawal i mdlalam z braku powietrza.Ale ,zeby stac jeszcze w takiej chwili przed tablica -no jestem z Ciebie dumna!
  21. Bo psikacze ( mysle ,ze to pewnie te wziewy) to sa chyba juz wtedy ,kiedy konkretnie sie przyduszasz. Ale to sterydy ,bleeee.Ja mowie o takim lekkim ,dlugofalowym srodku.Tak sobie mysle,ze po tygodniu ,dwoch brania moglyby sie troche zlagodzic objawy.Oczywiscie nie jest to lek na nerwice ,he he,ale jezeli objawy maja choc troche podloze alergiczne( a skoro mialas psikacze ,to pewnie na alergie), to z czasem troche to pomaga. Wiesz,ale dobra jest rozmowa z psychoterapeuta.Ja bylam 2 razy w zyciu ( w najgorszym okresie )u takiej fajnej babki i rozpisala mi na 3 kartkach podaniowych ,co i jak ( w punktach-co moze mi pomoc,jak zmieniac myslenie itp). Normalnie spalam z tymi kartkami. Mialam dowod namacalny ,ze jestem normalna,ze nie umre ,nie zwariuje i sie nie udusze.Czytalam to non stop ,az nauczylam sie na pamiec:)) Jezeli mogalbys przejsc sie do jakiegos pzychologa,nawet tylko po to ,zeby sie wysluchal i pogadal z toba,daloby ci to choc malenkie poczucie swobody i wolnosci od nerwicy.
  22. No,ale widzisz: ja tez mialam koszmarne dusznosci -myslalam ,ze to taka alergia i ze sie udusze w koncu.Bo to przybiera rozne formy :raz na ukladzie oddechowym,raz na pokarmowym ,raz na sercu :(Ja wiem doskonale ,o czym mowisz...Wiem,jaki jest problem ,ale wlasnie o tym mowie. To wszystko ze soba wspolgra,wszystko jest scisle polaczone : jezeli skupisz sie na tym ,zeby skoncentrowac mysli wokol czegos ,co cie uspokaja choc troche i w tym samym czasie sprobujesz oddychac przeponowo ( wcale nie musi byc gleboko)-oddech sie wydluzy ,a mysli sie poprawia i atak ( takze pod postacia dusznosci sie zminimalizuje).Wiem,ze w takim momencie mysli sie tylko o tym ,zeby wytrwac jeszcze chwile ( wrazenie ,ze to koniec) ,ale uwierz mi ,ze dasz rade "przemycic" kilka oddechow ( z brzucha,nie z klatki piersiowej).Z czasem ,jak wejdzie ci to w krew ,to organizm nie da sie juz doprowadzic do takiego stanu. Ale swoja droga ,to dobrze byloby ,zebys brala na noc alertec albo zyrtec. Znam kilka osob z nerwica,ktore mialy wlasnie szczegolnie nasilone problemy z oddychaniem i okazalo sie ,ze miala jednak wplyw alergia. Na pewno ci nie zaszkodzi,ja tez dostalam alertec,po jakims czasie pomoglo. Teraz ,kiedy poczuje w ciagu dnia ,albo wieczorem splycony oddech ,ziewanie i zalzawione oczy,to juz nie czekam ,az sie rozkreci,tylko biore cos na uczulenie.Bo tak naprawde warto sprawdzic,czy te dolegliwosci mozna jakos zlagodzic. Leki przeciwuczuleniowe ulatwiaja oddychanie,nospa jest dobra na bole brzucha , a ziolka sa dobre na wszystko:))) Te problemy sa takie trudne do ujecia na pismie,szkoda ,ze nie da sie pogadac
  23. Brawo! I wlasnie takie myslenie ,jesli jest szczere i plynie z glebi serca ,jest najlepszym lekiem :) Wiem ,ze to strasznie trudne,ale trzeba budowac wciaz ,pokornie -mimo,ze sie wszystko rozsypuje, a ktoregos dnia zobaczysz,ze sa efekty:) Ja wpadlam w bledne kolo:nie wychodzilam z domu ,bo balam sie ,ze cos mi sie stanie poza nim,nie jadlam ,bo myslalam ,ze potrawy maja wplyw na moje stany,nie spotykalam sie z ludzmi,bo wstydzilam sie ,ze dostane ataku w ich towarzystwie,itd...W koncu przestalam robic cokolwiek i do nerwicy dolaczyla deprsja.A przeciez tak naprawde tylko my mamy wplyw na to ,gdzie zlapie nas atak,w jakich okolicznosciach i czy w ogole nas zlapie. W pewnym momencie (kiedy ataki zaczely ustepowac) ,poczulam sie dziwnie. Jakbym byla w ich nalogu. Bylo nienormalne ,ze do poludnia nic sie nie wydarzylo i balam sie ,ze i tak wroci.Potem zdalam sobie sprawe,ze normalne jest ,kiedy ich nie ma ,a to ,ze sie pojawiaja to tylko przyzwyczajenie.Tak dlugo cierpialam z ich powodu,ze zapomnialam,jak wyglada normalny dzien. Myslalam,ze w najlepszym wypadku zwariuje-bylam tego pewna,ale trzeba lapac sie kazdej nadziei,kzdej dobrej mysli.:) edda55 dobrze mowi,ze pomagaja ziolka i magnez. To co prawda bardzo delikatne leki ,ale na pewno skuteczniejsze niz cale stosy prochow. Ja bralam Nerwomix ( ziola w kapsulkach). Najpierw : 1 na dzien dobry,potem na obiad,no i na sen-codziennie.Pozniej tylko wtedy ,kiedy zaczynalo sie nasilac napiecie i leki. Potem okazalo sie ,ze nic nie musze brac,ale wsparcie ze strony nawet placebo jest dobre Kiedy pojawialy sie watki depresyjne , probowlam Deprimu-tez jest ok.Najskuteczniejsze byly jednak oddechy przeponowe. W ciagu kilku oddechow cale myslenie sie zmienia i opada niezdrowa adrenalina,latwiej jest nie dac sie poniesc atakowi.Sa doskonalym dowodem na to ,ze to ,co dzieje sie z nami podczas ataku ,to tylko reakcja chemiczna-niedotlenienie i mnostwo zlej,sztucznej adrenaliny,z ktora nasz organizm nie moze sobie poradzic.Skutecznie w ciagu kilku chwil ustepuja wszystkie te efekty: kolatania,slabosci itp.W moim przypadku doskonale pomogly:)Trzeba walczyc z cialem i duchem:)
  24. Najgorsze jest to ,ze nie ma leku takiego :"pstryk " i juz jest w porzadku.Ale to bardzo dobry sposob ,o jakim pisze Wrobelek Elemelek: zajac sie czyms innym. Wiem ,ze to na poczatku strasznie trudne ,ale powoli ,malymi kroczkami trzeba probowac odwracac swoja uwage od tego stanu. Trzeba probowac zachowac zimna krew i sprobowac pomoc sobie ,jak innej osobie.Nie dac sie zhiperwentylowac.Ja nawet przez chwile czulam ,jakbym miala rozdwojenie jaźni ... Najwazniejsze jest chyba to,zeby zrozumiec,ze mozemy nad tym zapanowac nawet w najgorszym momencie. To moze wydac sie niemozliwe,ale czasem ,kiedy juz nauczylam sie walczyc z atakami ,a one mimo to przychodzily -po prostu mowilam sobie ,ze ich sie nie boje. I tak sie dzialo: atak przechodzil ,zanim jeszcze nadszedl,w odpowiedniej chwili wyczuty.I jak sie okazuje ,to wszystko jest tylko w naszych glowach,myslach. Musimy je zmienic,wzmocnic psychike a powoli sie wroci do rownowagi. Tez nie moglam chodzic do kosciola, do sklepow ( bo w takich tlocznych miejscach,gdzie brak tlenu ,kazdemu szybciej robi sie slabo ),potem juz otwarta przestrzen byla powodem atakow( bo wystarczylo,ze zasugerowalam sobie chora mysl). Trzeba wyczuc podloze swojej nerwicy . To kosztuje wiele cierpliwosci i pokory ,ale jest wykonalne:-)
×