Witam Was serdecznie :) Choruję ok 2 lata ne nerwicę lękową konkretnie na agorafobię z depresją.Może ktoś z Was doradzi mi jak wyjść z patowej sytuacji.W chwili obecnej nie pracuję,studiuje zaocznie(podejdę na sesję,tak ustaliłam z uczelnia inaczej nie da rady),wcześniej studiowałąm w trybie dziennym dwa kierunki,z powodu choroby wyleciałam ze studiów (agorafobia).Mieszkam w mieszkaniu mojej mamy z moim chłopakiem.Mieszkanie to bedzie wkrótce formalnie moje.Przez całe studia mojego chłopaka utrzymywałam go (jego rodzina tylko raz sprezentowała nam pomidory zgnite-dosłownie)Teraz od czasu mojej choroby ,utrzymuje mnie moja mama i częściowo mój chłopak.Jednak w obecnej sytuacji mój chłopak mi ubliża,kilkakrotnie mnie udeżył,kłócimy się codziennie i tak naprawdę jestem bardzo nerwowa na czas jego powrotu z pracy.Chłopak wypomina mi utratę studiów,wyzywa od idiotek ,k... i tp.Nie radzę sobie z tym.Do domu rodzinnego nie mogę wrócić bo jest to dom dziadków,a babcia jest prawdopodobnie podstawową przyczyną mojej nerwicy.Nie mogę podjać pracy bo mam agorafobię,staram się walczę ale nie daję rady. Moja mama mocno sugeruje mi że powinnam zostać z chłopakiem ze wzgledu na to że nikt nie będzie ze mną chciał być ze względu na chorobę(czyli jednym słowek jestem psychol ) na domiar złego mój ojciec(rodzice rozwiedli się jak miałam 3 lata) jak dowiedział sie że zawaliłam szkołę (przez chorobę)wystąpił do sądu o zwrot alimentów za dosyć długi czas (w tym za urlopy zdrowotne).Wiec mam ciagle rozprawy sadowe,mój ojciec nie wierzy że choruję,byłam już u 2 biegłych sądowych,którzy potwierdzili zaburzenia lekowe.Nie mam już siły.Nie mam komu się zwieżyć i jest mi wstyd że tak pozwalam sobą pomiatać chłopakowi.Ale uczciwie dodam że mój chłopak wyzywa mnie strasznie,ale wszędzie ze mną jeździ,był ze mną jak czułam sie bardzo źle.chociaż teraz jak się czuję źle to wręcz sugeruje że powinno mnie tu nie być.Mamie nie mogę sie zwieżyć bo ona nie chce słuchać.Lekarzowi jakoś mi trochę wstyd powiedzieć wszystko.Chciałabym stanąć na własne nogi,ale ciągle jestem wewnętrznie zablokowana.lekarz (psychoterapeuta) stwierdził że dopóki nie wyjdę z tego chorego układu nie wyzdrowieję. Po psychoterapii z powrotem odzyskuję pewność siębie (mój facet twierdzi że jestem nikim),jestem ładna dziewczyną i powoli zaczynam to z powrotem dostrzegać,buntuję się wobec chłopaka.Nie wiem od czego zacząć zmieniać życie.od czego nie zacznę będzie źle.Co o tym sądzicie?Przepraszam ale bardzo potrzebowałam sie wreszcie z tym podzielić.Kocham życie i chcę być wreszcie zdrowa,ale czuję sie bardzo samotna.Znajomi moi są obrażeni że ich nie odwiedzam,myślą że nie chcę,wymiguję sie.Chciałabym poznać jakąś bratnią duszę ale nie wiem gdzie Pozdrawiam was gorąco