Hej, jestem tu nowa. Mam 18 lat, zdiagnozowane zaburzenia lękowo depresyjne i zaburzenia osobowości. Od około 3 miesięcy jestem na lekach, aktualnie czekam tez na wizytę u psychologa i zakwalifikowanie się na terapię. Na początku lekarz rodzinny przepisał alpragen, później z alpragenu weszłam na escitalopram i pregabalinę. Czasami pojawiały się ataki, aczkolwiek były znośne. Wczoraj zaczął się dramat. Wróciłam z dworu ze spaceru z psem, na którym już i tak czułam się dziwnie, nieswojo. Rozebrałam się, poszłam do łazienki umyć zęby, bylam strasznie roztrzepana, po czym nagle zrobiło mi się gorąco a źrenice były wielkości pięciozłotówki - czyli norma. Później się trochę uspokoiłam, przeszłam, cały stres psychiczny i spięcie zeszly ze mnie. Niedługo po tym próbowałam zasnąć, włączyłam sobie serial żeby tylko „coś leciało w tle”, i zamknęłam oczy. Nagle jakby w mojej głowie wszystko zaczęło robić się okropnie głośne by za chwilę ucichnąć, olałam to, próbowałam dalej. Po czym, będąc już w połowie spiaca, jakby usłyszałam głośny krzyk w głowie.
teraz pytanie: Jest się czym martwić? Czy to się zdarza w nerwicy?
Dodam, ze jestem osobą, która się bardzo o wszystko martwi, wszystko analizuje, bardzo duzo myśli; w wieku 13 lat stwierdzono u mnie ciężką depresję ktorej nie chciałam leczyć; dodatkowo 1,5 roku temu zmarła moja mama i próbowałam ból po stracie zaleczyć narkotykami. Wiem, ze to było nieodpowiedzialne, ale zawsze byłam i jestem zagubionym dzieciakiem.
Pozdrawiam wszystkich i życzę dużo zdrowia.