No to czas na mnie. Z dnia na dzień posypało mi się zdrowie, nie mogłam wstać z łóżka... bo nie. Psychika mówiła "wstań", ale organizm nie reagował. Najpierw stosowałam fluoksetynę, jednak po miesiącu wróciłam do punktu wyjścia i od innej psychiatry dostałam pregabalinę w dawce po 150 rano i wieczorem. Biorę od listopada i... Sama nie wiem. Przyznaję, że poprawiła mój stan na tyle, że mogłam wrócić do pracy, w końcu przestało mną telepać, przez co korzystając z myszki musiałam trzymać lewą ręką prawą, bo nie byłam w stanie nawet kliknąć. Ale są niestety minusy. Muszę przyjmować lek o stałej porze, 6 i 17. Wystarczy, że spóźnię się wieczorem, wyjdę gdzieś bez leku i już mną telepie, czuję kołatanie serca itd. Masakrycznie pogorszyła mi się koncentracja, wieczorami dopada mnie totalne splątanie - jestem świadoma, ale nie panuję nad tym, co mówię, robię. Godzina 19 i zasypiam na stojąco. Niby skutki uboczne do przeżycia, ale chyba nie na dłuższą metę.