Hej, od dwóch lat zmagam się z różnorodnymi objawami. Do dziś trudno mi uwierzyć, że to może być nerwica, ale po wielu różnych badaniach, chodzeniu po wielu lekarzach chyba zaczynam w to wierzyć. Dwa lata temu (luty 2017) zaczęło się od olbrzymich zawrotów głowy, wozili mnie na wózku po szpitalu. Trwało to kilka dni... potem zaczęło się wyciszać ... Z przerwami, lepszymi i gorszymi dniami, trwało to do lutego 2018. I w lutym znów trach, wylądowałam w szpitalu z tętnem 150 , trzęsącymi się rękami, bólami w klatce, zawrotami głowy. Od tego czasu tragedia , praktycznie przestałam wychodzić z domu. Jak już zdarzyło mi się wyjść to wracałam biegiem bo następował nagły zjazd, burczenie w brzuchu, miękkie nogi, rozwolnienie, uczucie, że zaraz zemdleję... Nie mam na nic siły, nie mogę spać, cały czas albo zawroty glowy, albo latające serce, bóle głowy - praktycznie całej, duszności... a ostatnio nawet zdrętwiała mi cała prawa cześć ciała tak, że nogą ruszyć nie mogłam. Wtedy się naprawdę przeraziłam. Badań mnóstwo: kardiolog (echo serca, holter), laryngolog i badanie błędnika, endokrynolog - sprawdzone hormony, ortopeda i kręgosłup - nie jest idealny, ale nie tragiczny, neurolog - EEG, tomografia, rezonans z angio, oczywiście standardowo badania na boreliozę. Objawów bez liku, występują na zmianę i razem. Od początku grudnia nie ma ani jednego dnia bez jakichś akcji. Jestem już umówiona do psychiatry i psychologa ale póki co to zaczęłam już tracić nadzieję, że kiedyś będzie dobrze. Na chwilę obecną łykam Afobam bo tylko on pozwala mi na moment odetchnąć.