Witajcie!
Mam 33 lata. Jestem alkoholikiem od 2,5 roku niepijącym. Wszystko układało się dobrze dopóki nie zdarzyło się coś co rozwaliło mój spokój. Wpadłem w poważny nawrót choroby. Urażona ambicja, męska duma, odrzucenie przez kobietę, na której mi zależy, którą naprawdę kocham. Dawała mi nadzieję aby ostatecznie powiedzieć, że nie zaryzykuje swojego małżeństwa dla mnie. Spodziewałem się tego, ale to tak jak z boksowaniem. Spodziewasz się uderzenia, które może cię zwalić z nóg, ale jak przychodzi doznajesz szoku.
Problem kochani leży gdzie indziej. Pojawiła się we mnie chęć zemsty. Nie miałaby to być jednak klasyczna zemsta, że zaczne robić coś aby mąż zaczął ją podejrzewać. Myślę raczej o zrobieniu krzywdy sobie. Nie mam na myśli samobójstwa a coś co będzie miało dla mnie samego konsekwencje brzemienne w skutkach.
Myślę czy by się po prostu nie nachlać! Nie po to aby zapić swoje żale. Takiej myśli w ogóle nie mam. Chciałbym to zrobić po to żeby ona poczuła się winna... Wiem, że zależy jej na mojej trzeźwości i wiem, że byłby to dla niej bolesny cios a świadomość jej winy jeszcze gorsza.
Wiem, że to podłe co piszę, ale ja też czuję się podle. Skrzywdzony, zraniony, odrzucony...
Nie mam tak naprawdę nikogo komu mógłbym się z tego wyżalić. Odpowiedzi w stylu "daj sobie spokój, nie warto" albo "stosuj program" kompletnie mnie nie przekonają.
Jestem też DDA i pewnie dlatego to wszystko boli potrójnie.