Wszystko to swietnie, tylko, ze gdybym potrafila wyjsc z siebie i stanac obok to pewnie nie musialabym brac lekow .... Nie znaczy to, ze nie sprobuje, ale na razie to troche bajka o zelaznym wilku.
Natomiast na mnie dzialaja rozne male sztuczki. Na przyklad, kiedy wiem, ze bedzie jakas sytuacja, ktorej nie chce, a w ktorej musze byc, to staram sie zostawic sobie furtke - np. mowie, ze mam migrene, i ze czuje, ze moge miec atak i umawiam sie z kims, ze jak bede miala ten atak 'migreny' to mnie odwiezie do domu, albo sie mna zajmie. I sam fakt, ze nie czuje przymusu, daje mi poczucie kontroli nad sytuacja, ktore to poczucie nerwica zwykle odbiera. I to pomaga. Albo mam przy sobie tabletki uspokajajace, i wiem, ze jak bede sie czuc zle to moge wziac, ale nie biore, bo sama wiedza juz mi daje poczucie pewnosci. A przede wszystkim pomaga mi mozliwosc ozmawiania z kims, kto wie co mi jest i po prostu jest obok. Ale nie zawsze tak jest...