Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zimna

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zimna

  1. jak mozna byc normalnym w domu,ktory normalny nie jest? niby wszystko jest cudownie, ale tutaj nikt nie potrafi byc szczery ani normalnie rozmawiać.i nikt mnie tego nie nauczył nigdy. dzisiaj do poludnia bylo zupelnie normalnie,a potem jedno glupie slowo tak wyprowadzilo mnie z rownowagi ze do teraz nie moge sie pozbierac.powinnam juz dawno isc do jakiegos lekarza,ale taka sytuacja w tym domu wydaje mi sie po prostu albo niemozlia albo wręcz koszmarem.wszelkie zmartwienia są oskarżeniami, a nie normalną rozmową,nigdy nie bylam silna i teraz w ogole nie daje sobie rady. ostatnio wrecz popadam w takie stany ze potem nagle uswiadamiam sobie ze rycze juz pol nocy i to wlasciwie nie wiem czemu,byle co potrafi mnie tak nakrecic.boje sie wszystkiego bo ten strach byl mi od zawsze wpajany.nigdy nie bede umiala normalnie zyc,tym bardziej w rodzinie.i nie wiem czemu to pisze nawet nie czekam na odpowiedzi ale nie mam sie do kogo zwrocic,trace resztki znajomych o przyjaciolach nie mowiac,to jest jakis koszmar.boje sie isc spac bo wiem ze nic z tego nie będzie, bede tylko sie dusiła wyjac w poduszke.nie wiem co ze sobą zrobic,zaraz chyba zaczne sciany drapac z tej bezsilnosci.boje sie ze kiedys mnie poniesie.szkoda tylko ze boje sie bólu;( Kaju, jak ja ci zazdroszczę mozliwosci wziecia jakichkolwiek tabletek.zebym sie chociaz na chwile mogla uspokoic,otępic,nie wazne.
  2. phhhhhhhhr..jaka kicha!!! nikt sie mną nie interesuje- źle, interesują się tak jak tego chciałam - jeszcze gorzej! w końcu ktoś na prawde chce mi pomóc, a ja się tylko tego boję...bo sie zacznie cos dziac,a ja tak nie lubię jak sie cos dzieje. i tylko mówić i mówić trzeba,a ja nie chcę mówić
  3. ile razy już tu byłam, zeby w koncu napisac. nigdy nawet nie nacisnęłam na 'odpowiedz', za kazdym razem zdążyłam się zniechęcić i dojść do wniosku ze to nie ma sensu. bo nic nie ma sensu.wszystko psuję.szkołę zawalam.nie umiem wziąć się w garść, zaliczenie kolejnego roku wydaje mi się niemożliwe.zresztą, po co. po co mają mnie tak przepychać co roku,aż do chholernej matury,którą od biedy jakoś pewnie bym zdała, po co.nic mnie nie interesuje, nie jestem w niczym dobra. nie mam swoich zainteresowań,czegoś,co mi dobrze idzie i co lubię.nie widze siebie na zadnych studiach,po co do kolejnego piekła się pakować. chyba jestem w ogóle niezdatna do czegokolwiek.siada mi zdrowie,co może, po kolei.moze zaczynam warzywieć.. rodzice sie martwią i nie wiedza co robic.pewnie bardzo by chcieli mi pomóc,ale oni nie mają pojęcia.bo nie umiem z nimi rozmawiac,tyle lat bez rozmawiania,teraz nagle jak to niby zrobic.i nie ufam im. kiedys bylam taka najlepsza, w szkole,we wszystkim.bystra,oczytana,sratatata.a potem nadszedł komputer ktory chyba caly mózg mi wyssał.albo nie wiem.ciagle mam tylko ochote palnąć se w łeb i miec swięty spokoj. ciągle mi niedobrze,z nerwow,z ogolnego samopoczucia.nienawidze siebie, nienawidze ludzi,wszystkich,a musze z nimi przebywac.lato idzie a ja wiosny nie zauważyłam,kiedys tak lubiłam słonce.teraz nawet nie chce mi się zasłon odsłaniac.nie wychodzę z domu nigdzie poza szkołę,bo po co i z kim.czuje sie staro.co gorsza zaczynam widziec w sobie wszystkie znienawidzone u rodzicow cechy, pewnie bede taka jak oni, samolubną,zgorzkniałą ignorantką.tylko rodziny nie chcę miec,po co komuś jeszcze zycie zatruwać.załuje ze sie w ogóle urodzilam.chcialabym powiedziec,ze chcialabym byc zdrowa i normalna,ale na tym tez mi juz nie zalezy.sama sobie nie poradze,a na pomoc juz nie licze.nie wierze w nią.przestalam ukrywac,ze jest zle,jestem sklonna niemal powiedziec to kazdemu.kazdemu,kto z gory nie zacznie prawic mi morałów,powtarzac tych wsystkich banałów.gdybym sie umiala za cos wziąć to bym się wzięła.no więc niczego nie ukrywam,i nic.nikt nie wie jak się za mnie zabrac. wyslecie mnie do lekarza, no i co z tego?za lekarza się płaci,za leczenie się płaci.i niby rodzice by to mieli zrobic?bo ja z czego..a oni dlaczego mają płacic za takiego darmozjada,czulabym sie jeszcze gorzej,tylko biorąc od wszystkich od siebie nie dając nic. poza tym,kazda moja proba porozmawiania z kims o tym konczy sie tylko płaczem i szlochem ktoregon ie potrafie uspokoic przez cały dzien pozniej.nawet slowa nie umiem z siebie wydusic. ktory to juz rok takeigo piekła ze samą soba...ktory raz mam wrazenie ze zaraz wybuchnę,albo wręcz zniknę z szalenstwa...a jednak potem wzsystko idzie dalej,ja tępo w tym uczestnicze,wszystko dzieje sie gdzies obok mnie.ile lat tak jeszcze minie?cale zycie?nie chcę tak,na prawdę nie chcę. i doszlam do tego co zwykle.jestem w takiej czarnej dupie z kazdej strony i nigdy sie nie wygrzebię z tego.bo i po co i jak. to moja pierwsza od dawna jakakolwiek spojna wypowiedz,zazwyczaj nie potrafię nawet ubrac w slowa tego co mnie męczy.a teraz nawet szybko poszlo.jeszcze tylko pol nocy zastanawiania się,czy to w ogole wysłac. no.to sie wyjęczałam.i nie jest mi lepiej,tylko żałośniej się czuję.
×