Witaj calineczka,
psychoterapii też próbowałam (zresztą jedną z niezłym skutkiem), ale każdą przerywałam. Większość rzeczy,których się podejmowałam w życiu,po pewnym czasie przerywałam - szkoły, prace i psychoterapie również. Kiedy mam owe jazdy, jazdy o których wcześniej wspominałam, problemy urastają do olbrzymiej rangi. To rodzi wstyd, poczucie winy i totalną dekoncentrację. A to są cholernie silne uczucia, które nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Słowem, kręci się diabelskie koło: poczucie osobistej porażki tak mnie paraliżuje - tak sobie dopieprzam i psy wieszam na sobie, że nie pozwala mi to rozwiązać problemu, który do tego stanu doprowadził.
A na to, czemu porzucam wszystko, co mi los przyniesie, nie umiem sobie odpowiedzieć. Być może jestem do cna wyzuta z "silnego charakteru" i w obliczu piętrzących się problemów uciekam. To jest bardzo prawdopodobne. ( Chociaż spotykam się z określeniami "twarda" i nie jestem tylko i wyłącznie flakami z olejem Kujawskim.)
I bywam egocentrykiem, to prawda, ale to właśnie jeden z moich problemów, z którym się od dawna mierzę, a nie moja wada ( To tak, żeby nie było wątpliwości dla "kruków" - egocentryzm uważam za przypadłość.)
"Modlę się, ażebym zarówno dobre, jak i złe doświadczenia z przeszłości potrafił uznać za bezpowrotnie minione. Modlę się, abym każdy nowy dzień witał z nadzieją i odwagą"