Trochę dziwne to jest, co tu czytam. Jak można się wyleczyć, jeśli nawet nie wie się z czego. U mnie 1 spotkanie - mówię, że chyba mam fobie społeczną, spotkanie kończy się receptą i potwierdzeniem, że raczej to jest fobia społeczna. Teraz dojdzie psychoterapia i wiem, na czym mniej więcej może polegać, bo można o tym poczytać w necie.
A tu piszecie, że mijają 2 lata terapii nie wiadomo właściwie z czego i do czego prowadzącej. A to chyba ważne, żeby szybko określić, w czym jest problem, bo można wtedy też samemu szukać rozwiązań i próbować pokonać problem na różne sposoby. Nie mówiąc już o tym, że ukrywanie takich rzeczy w przypadku, kiedy się płaci gruby hajs za terapię wygląda na naciągactwo. Wiem, że macie o wiele większe doświadczenie w tych wszystkich sprawach, ale ten nurt psychodynamiczny naprawdę trąci mi odrobinę szarlatanerią.