Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jimmy40+

Użytkownik
  • Postów

    110
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jimmy40+

  1. Juz podczas trzeciego spotkania uświadomiła mi, że moje przekonania są kontrproduktywne: osiągam mniej, niż można by sądzić zważywszy na mój potencjał, ponieważ podświadomie uruchamiam w sobie autodestrukcyjne mechanizmy, gdy tylko pojawia się na horyzoncie możliwość odniesienia sukcesu. I że robię tak dlatego, że wydaje mi się, że w przeciwnym razie zdradzałbym jakieś urojone ideały, które sobie wmówiłem. Teraz zaczynaliśmy czwartą sesję, na której mieliśmy dojść, dlaczego tak się ze mną dzieje. – W porządku – kontynuowała niezrażona moją nieufnością i brakiem kooperacji – zaraz ujrzysz solidną, zrobioną ze szlachetnego gatunku drewna, przez wykwalifikowanego majstra stolarskiego, takiego ze starej szkoły, jeszcze przedwojennej ... – dochodziły do mnie jej słowa, gdy odmalowywała mi sugestywnie wygląd szuflady. Nie wiem, skąd dobierała odpowiednie słowa? Skąd wiedziała, jakie wzbudzone skojarzenia przywiodą mnie do kreślonej przez nią wizji? Kierowała się niesłychaną intuicją, ale czymś jeszcze. Czując, że może sobie na to pozwolić, położyła mi delikatnie dłoń na czole i zamkniętych powiekach. – Gdy już jesteś w stanie dokładnie przyjrzeć się szufladzie, napełnij ją zdjęciami i poczuj w sobie. Wtedy do mnie dotarło, że kluczem jest właściwe tempo. Wyobraźnia każdego z nas reaguje w innym tempie. Terapeuta to wie, dlatego jest pewny, że każdy podda się jego sugestii, jedyną kwestią jest, kiedy to nastąpi. Ale on się nie spieszy! Daje Ci tyle czasu, ile potrzebujesz. I właśnie ta niewzruszona pewność powoduje, że stopniowo zapadasz się w lekki trans. Tak też stało sie ze mną. Byłem cały czas świadomy. Nie czułem się zahipnotyzowany w jakikolwiek sposób, ani ograniczony, a tym bardziej zniewolony. Poczułem wewnętrzny spokój, bezpieczeństwo i ciekawość, co będzie dalej. Moja ręka bezwiednie uniosła się powoli i przesunęła ponad wpółleżącym ciałem. Zawisła na wysokości splotu słonecznego: – Tu... tu czuję zdjęcia w szufladzie – usłyszałem swój głos. – I jakie to jest uczucie? –... Ciężar i ...smutek. Jakby coś ciągnęło,... ściągało mnie w dół. Utrudniało stawianie kroków. – A dokąd chcesz stawiać te kroki? – Nie wiem, tak mi się skojarzyło, że chciałbym iść przed siebie, a czuję ciężar. Poczekała chwilę, na wypadek, gdybym chciał coś jeszcze dodać, a ponieważ milczałem, spytała: – Co by się musiało stać, żebyś poczuł ulgę od tego ciężaru? Nawet nie zdążyła zakończyć pytania, a ja już znałem odpowiedź. Wcale nie chciałem czuć ulgi! Ten smutek i ciężar były mi potrzebne! Byłem jakby ich powiernikiem, strażnikiem, hołubiłem je w sobie. To poczucie nadawało sens mojemu życiu! Poczułem, jak moje ciało przeszywa błyskawica samoświadomości. Po raz pierwszy ktoś z terapeutów zadał WŁAŚCIWE PYTANIE. Pierwsze z całej serii, które miałem sobie zadać. Ale nie myślcie, że od tamtego momentu wszystko potoczyło się gładko jak w szczęśliwych zakończeniach komedii Juliusza Machulskiego. Moja podświadomość zdecydowanie bardziej preferowała Alfreda Hitchcocka.
  2. Obiecałem skrobnąć coś na temat eksperymentów naukowych z LSD i jak się to ma do ego – mojego ulubionego tematu :-) To nam nie ucieknie (tekst jest prawie gotowy), pomyślałem jedynie, że warto zmienić kolejność, abyście mogli najpierw wypróbować na sobie to, co opiszę. Bo nic tak nie przekonuje, jak eksperyment na sobie, prawda? Z takiego samego założenia wyszła moja terapeutka kilka lat temu. Gdy do niej trafiłem, mój syn dopiero co skończył rok i byłem pierwszy raz w życiu w dość ciężkiej depresji. Moje drugie małżeństwo się właśnie waliło w gruzy, a ja cały czas nie rozumiałem, co się tak naprawdę dzieje. Byłem o lata świetlne od świadomości, że mam nerwicę i że na dłuższą metę żadna kobieta ze mną nie wytrzyma. To było czwarte spotkanie z terapeutką Magdą. Sesje u niej trwały dłużej niż normalnie, bo półtorej godziny. Przypuszczam, że ona już od pierwszego spotkania wiedziała, co mi jest. Wiedziała także, że moje ego energicznie zaprzeczy i odeprze każdy jej argument, jeśli wyrazi swoją diagnozę wprost. Dlatego zależało jej, żebym sam do tego doszedł. Na tym polegała jej metoda. Tamtego dnia pojawiłem się w jej gabinecie zaraz po masażu relaksacyjnym, bo taka była jej sugestia. Choć mnie było wszystko jedno, czy mam depresję wymasowaną, czy nie. Poprosiła od razu na początku sesji, żebym usiadł wygodnie, zamknął oczy i postarał się wyciszyć myśli. Dała mi na to czas. Starałem się to zrobić rzetelnie, ale w depresji było to trudne. Zauważyła, że mam z tym kłopoty, dlatego podniosła się ze swego miejsca i cały czas mówiąc do mnie, żebym zorientował się, że się zbliża, podeszła i stanęła za moim fotelem. – Zaraz zrobimy coś, co ci się spodoba – rzekła zagadkowo. Używała niskiego tonu głosu jak na kobietę. Sprawiał, że poddawałem się bez wewnętrznego sprzeciwu. – Wyobraź sobie – kontynuowała – wielką szufladą ze zdjęciami. Poczuj tę szufladę w sobie. Na każdym zdjęciu – są ich tysiące – jest uwiecznione jakieś twoje wspomnienie. Są wymieszane, bo dawno nikt nie robił porządków w szufladzie. Zrobiła przerwę, bym miał czas sobie to wszystko zwizualizować. Wtedy jeszcze nie miałem w tym żadnej wprawy. Po chwili spytała: – Jak się z tym czujesz? – Z czym? – No, ze zdjęciami w szufladzie. Czy masz jakąś emocję, coś czujesz wewnątrz siebie? Zamyśliłem się, wczułem w siebie, ale mimo najszczerszych chęci czułem pustkę: – Nic nie czuję, zdjęcia są mi obojętne, a pomysł ze mną w roli szuflady wydaje mi się nieco... – szukałem odpowiedniego słowa, by jej nie urazić – ... sztuczny. Wtedy nie znałem takiego podejścia u terapeuty. Wcześniejsze sesje, u innych specjalistów, wyglądały tak, jak się wszyscy spodziewają. Czyli jak na filmach Woody’ego Allena: wygodna kanapa i skupiona twarz siedzącego trzy metry ode mnie terapeuty potakującego ze zrozumieniem, gdy z przekonaniem wyjaśniam mu, dlaczego nienawidzę swojej matki. Tu było inaczej, już od pierwszego spotkania. Magda nie słuchała mnie biernie, ani nie drążyła życiowych przyczyn mojej depresji. Zamiast tego, już na drugim spotkaniu spytała: – Wolisz dociekać, które z rodziców mniej Cie kochało i dlaczego, czy też zrobić coś, żeby zmienić swoje ograniczające przekonania i na przykład zacząć wreszcie budować dobre relacje z kobietami? – ...? – w odpowiedzi uniosłem brwi, a z wrażenia nie zwróciłem uwagi, że używa liczby mnogiej „z kobietami”. – To pierwsze może zająć nam pół roku, ale nie posunie cię naprzód, to drugie... hmm, wyłożenie teorii zajmie osiem-dziesięć spotkań... a reszta należy do ciebie – powiedziała, a przekonujący ton głosu chyba musiał sprawić, że nie tyle uwierzyłem, co zaufałem. Z resztą nie miałem alternatywy. Nie chciałem wracać na standardową kozetkę.
  3. Jimmy był na miejscu, zgodnie z umową. Między godziną 16.00 a 17.10 skwapliwie wymachiwał iPadem jak sztandarem rozpoznawczym i zagadywał każdą wchodzącą osobę. Był odprawiany z kwitkiem, bo zagadywane osoby nie należały do naszej Forumowej Braci, ale nie tracił wiary... Po ponad godzinie trochę zmarzł, bo w lokalu akurat była awaria ogrzewania (sympatyczne piece kaflowe opalane drewnem). Mają ją usunąć w przeciągu tygodnia, więc na następne spotkanie będzie jak znalazł. Tak, następne spotkanie, bo Jimmy nie traci wiary. Nigdy. I nie w Was. Ufam, że z czasem nastąpi vice versa
  4. Dziękuję wszystkim osobom, które odpowiedziały mi na PW. To miło z Waszej strony. Ja juz wychodze na spotkanie. Będzie mi niezmiernie miło poznać każdego, kto sie pojawi. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę się zalogować na Forum z iPada, wiec relacji na zywo chyba nie będzie. Zabieram iPada ze sobą, to będę mógł chociaż czytać Forum. Po iPadzie mnie poznacie :-) I po miekkiej kanapie
  5. Ania40, możesz spokojnie dotrzeć później. Podana godzina jest godziną "od", nie ma godziny "do". Twoje pojawienie się w trakcie spotkania może wnieść pożądany powiew świeżości, gdy już powoli zaczną nam sie wyczerpywać początkowe żarciki, facecje i krotochwile
  6. Gdyby komuś to mogło pomóc i wspomóc, to mogę takiej osobie zaoferować pomoc/towarzystwo w dotarciu na spotkanie. Będę jechał metrem z Kabat. Szczegóły na PW.
  7. Rozesłałem wiadomości PW do wszystkich, którzy nie wyrazili désintéressement w tym wątku od strony 320 włącznie. Jeśli znacie kogoś, kto mógłby byc zainteresowany spotkaniem, a nie udzielał sie w tym roku w wątku, to będzie fajnie, jeśli ją/jego powiadomicie.
  8. Zrobiłem rezerwację na miękkich kanapach i fotelach. Uprzejma Pani powiedziała, że o godz. 16 będzie jeszcze niewielu gości. Większego ruchu spodziewają sie od 20. Zatem 3 marca, od godz 16.00, mozna przyjśc póżniej. Południk Zero, ul. Wilcza 25.
  9. Miejsce: Południk Zero, ul. Wilcza 25 http://www.poludnikzero.pl Prosze się wpisywać na listę, to zajme sie rezerwacją. Ja z chęcia spotkam się, nawet gdy chętna będzie tylko jedna osoba. Proponowany termin #1: sobota 3 marca, godz 16.00 lub późniejsza 1. 2. 3. 4. 5. Jimmy40+ 6. Proponowany termin #2: środa 7 marca, godz. 17.30 lub późniejsza 1. 2. 3. 4. 5. Jimmy40+ 6.
  10. Chciałbym, żeby z tej mojej opowieści wynikło cos więcej niż wyłącznie "paliwo" do rozkminiania :-) Celem nadrzędnym jest podzielenie się metodami pozwalającymi wprowadzać sie w stan lekkiej autohipnozy, by dokonywać interwencji w tych obszarach psychiki, które kształtowały się w bardzo wczesnym dzieciństwie. Obszary te nie są już dostępne naszej świadomości, ale wywierają podświadomy wpływ na nasze stany emocjonalne, w szczególności na lęki. Skoro nie możemy tam dotrzeć świadomie, musimy skorzystać z innych metod. Stąd pomysł sugestywnej, naładowanej emocjami, narracji, którą opowiadamy sami sobie w stanie lekkiego transu (np. przed snem), starając się rozplątać emocjonalne supły z dzieciństwa. Ale, by zrobić na tej drodze choć najmniejszy krok naprzód, niezmiernie istotne jest oczyszczenie umysłu z wszelkich negatywnych emocji, jakie być może żywimy do domniemanych "sprawców" naszej nerwicy. Nazwałem to Krokiem 1 i jeszcze raz wszystkie osoby chcące spróbować na sobie metody 3-ech Kroków, gorąco zachęcam do rzetelnego przejścia przez Krok 1. Jednocześnie przestrzegam, że szkoda czasu i energii na dalsze Kroki, jeśli nie będą się one wspierać na solidnym fundamencie. Mówię z własnego doświadczenia; kilka moich pierwszych, spontanicznych podejść okazało się nieskutecznych. Metodę opisałem już z grubsza we wcześniejszych postach. To, co piszę o budowie mózgu, mechanizmie lęków, fobii, itd ma służyć przekonaniu Was, że nerwica jest bardziej stanem umysłu niż chorobą, można być jej przez długie lata nieświadomym, ale ma się ją od urodzenia. A tym samym staram się dostarczyć argumentów odnośnie "narracji jak dla dziecka". Wkrótce zamieszczę kolejny odcinek poświęcony mechanizmom nerwicowym i hamującym. Pod wpływem Waszych postów, znajdzie się w nim także trochę na temat wniosków płynących z naukowych eksperymentów z LSD.
  11. Ania40, terminu jeszcze nie ustaliliśmy dokładnie :-) Ale jeśli chodzi o mnie, może być ten weekend, a dokładniej sobota po obiedzie, czyli powiedzmy o 16.00? Pozostaje pytanie gdzie? Tu w wątku była mowa, że kiedyś spotkania odbywały się w klubokawiarni Południk Zero, na ul. Wilczej. Z fotek w necie wynika, że to lokal na poziomie, choc przypuszczam, że w weekend może byc tłoczno. Jeśli ktoś ma lepszą propozycje miejsca, to prosze zgłaszać.
  12. Jimmy40+

    Przegrałam

    Miodunka, a ja Ci podpowiem z własnego doświadczenia. Daj sobie chwilę na przemyślenie po przeczytaniu moich słów, nie odrzucaj ich zaraz w pierwszym odruchu. Nie walcz o dzieci za wszelką cenę. Zadbaj tylko o prawo do spotykania się. I tak dzieci odzyskasz, szybciej niz przypuszczasz. Prawdopodobnie obecnie Twój ex dyszy zemstą i odgrywa sie na Tobie w sądzie, a dzieci cierpią. Odpuśc walkę na chwilę obecną. Nic sie nie stanie, jak chłopcy w ich wieku pomieszkają troche z tatą. Szybko im sie to znudzi. A tatusiowi jeszcze szybciej. I wtedy sam Cie poprosi o zmiane ugody rozwodowej, która nie jest wyrokiem na całe zycie. Wystarczy powołać się na "dobro dziecka". Ale wtedy to ex będzie na pozycji proszącego. Teraz potrzebujesz się zająć sobą. Dzieci nie zając :-) Nawet lepiej, jak zatęsknią za mamą. Jak poczują, że podczas spotkań z mamą jest fajniej, niż gdy spędzają dnie z tatą, to same przybiegną. Będąc rodzicem "na dochodne" znacznie łatwiej u dziecka wywołać wrażenie, że jest fajniej, bo będziesz kojarzona z kinem, basenem, samymi przyjemnościami. A ojciec z odrabianiem lekcji, sprzątaniem i zaganianiem do mycia zębów i spania. By wygrać wojnę wcale nie trzeba wygrywać każdej bitwy. art. 106 k. r. i o. – „Jeżeli wymaga tego dobro dziecka, sąd opiekuńczy może zmienić orzeczenie o władzy rodzicielskiej i sposobie jej wykonywania zawarte w wyroku orzekającym rozwód, separację bądź unieważnienie małżeństwa, albo ustalającym pochodzenie dziecka”; No chyba że sa jakieś jeszcze dodatkowe okoliczności, o których nie pisałaś, które skreślają takie rozwiązanie. Więcej przeczytasz choćby tu: http://www.jhcadwokaci.pl/czy-mozliwa-jest-zmiana-prawomocnego-wyroku-rozwodowego/
  13. A dokładniej z czym się nie zgadzasz: - z tym, że tę niewygodną prawdę trzeba zaakceptować, - czy z tym, że nikt/nic nie jest winne Twojej nerwicy?
  14. nvm, a czemu miałoby służyć nadanie własnej pierwotnej naturze imienia swej byłej ? Zgaduję, że są w Tobie negatywne emocje po nieudanym związku i chciałbyś dać im ujście. Sugestywna narracja działa inaczej. Wrzucamy całe nasze dorosłe i świadome zycie do tekturowego, szarego pudełka i ODSTAWIAMY na półkę. Zagłebiamy sie w siebie i odnajdujemy szkatułeczkę z masy perłowej, a w niej własne przezycia z wczesnego dzieciństwa. Nie mieszamy tektury z masa perłową! Skupiamy sie wyłacznie na tej drugiej, a gdy po miesiącach pracy nad sobą wrócimy do tekturowego pudełka, okaże się, że jest puste i zupełnie już niepotrzebne.
  15. Moja subiektywna opinia jest taka, że akurat nerwica (jako stan umysłu) świadczy o sprawnie działającym mechanizmie nagrody-kary, zwłaszcza kary (smaganie lękiem jak batem). Mechanizm jest tak sprawny, że unikanie lęku staje sie aż „bogiem” rządzącym naszym życiem. Problem nie leży w systemie n-k, lecz w tym, że przez lata nagromadziliśmy w sobie mnóstwo fałszywych przekonań, w wyniku działania kolejnych „pięter” mechanizmów ochronnych, głownie racjonalizacji. I często nie uświadamiamy sobie, że za tymi piętrowymi konstrukcjami tak naprawdę zawsze staramy sie mniej lub bardziej kreatywnie oswajać, tłumic nadmierny lęk. . Jesteśmy jak niewolnicy, którzy zaprzestawszy bezsensownego stawiania oporu fizycznego, musieli się jakoś adaptować do nowych warunków i stworzyć nowe poglądy, narrację akceptującą zniewolenie. W przeciwnym razie by postradali zmysły. Przez lata tak właśnie się czułem i dokonywałem podobnych FAŁSZYWYCH ciągów racjonalizacji. Zróbmy analizę tego cytatu, a przekonamy się, ile fałszywych wniosków podtyka nam nasz sojusznik – ego, by ukoić lęk: są odizolowani – „są”, czyli kim tak naprawdę są owi oni? – maskowanie faktycznego ‘ja’; łatwiej jest własne samooceny rozproszyć na podmiot mniej dookreślony - 'oni', oddalony od ‘ja’. są odizolowani od społeczeństwa – od społeczeństwa, czy od tej niewielkiej jego części, od której sami sie odizolowaliśmy z powodu fobii? To generalizacja – wnioskowanie o całości poprzez analizę jedynie fragmentu całości; inne fałszywe generalizacje to: wszystko, zawsze, nigdy, nic. A druga racjonalizacja w tym fragm., to szukanie złego winnego: społeczeństwo jest złe, bo izoluje. czują się wg kryteriów społecznych wrakami – wg kryteriów społecznych, czy według kryteriów własnych racjonalizacji? To podniesienie rangi podmiotu dokonującego oceny, przeniesienie własnych kryteriów na podmiot o większym wpływie opiniotwórczym – tu: społeczeństwo, by tym łatwiej usprawiedliwić, że się czujemy wrakami. nie dlatego, że przymierzają do nich tylko stan obecny, ale całą swoją historię, porażki, relacje, zaprzepaszczone szanse. – tu jest kilka wzajemnie ze sobą zapętlonych racjonalizacji: "nie dlatego..." - a może właśnie dlatego? To może być (nie twierdze, że jest) ukrycie prawdziwych powodów pod warstwa negacji. To jest zabójczo sprytny chwyt erystyki typu: nie dlatego rozwodzę się z Balbiną, że mi rogi przyprawia, tylko że źle dba o dzieci. Należy bardzo uważać na racjonalizacje zaczynające się od „nie”, zazwyczaj prawdziwy sens poznajemy dopiero po usunięciu „maskującej prawdę negacji”. Z drugiej strony, po dotarciu do prawdziwego sensu, możemy znaleźc wiele istotnych wskazówek co do nieproduktywnych przekonań "przymierzają do nich tylko stan obecny..." – ego się asekuruje, na wypadek gdyby stan obecny był zbyt pozytywny i trzeba było sięgać w przeszłość? Dla mnie z tego mogłoby wynikać, że stan obecny piszącego jest lepszy od historycznego i dlatego ego stara sie ten stan deprecjonować. "ale całą swoją historię, porażki, relacje, zaprzepaszczone szanse" – tutaj mamy tzw. „kwaśne maliny”, wymienianie jednym ciągiem pojęć neutralnych (historia, relacje) razem z pojęciami zabarwionymi negatywnymi, "kwaśnymi" wspomnieniami (porażki, zaprzepaszczone szanse), przez co wyrażenie „swoja historia” jako całość nabiera emocjonalnie negatywnego znaczenia. "Przewartościować to wszystko na tylu płaszczyznach, znaleźć wspierające towarzystwo z którym można sie utożsamiać (poczucie przynależności) i jeszcze jakoś funkcjonować (praca, obowiązki), bez leków, za samą tylko metodą sugestywnej narracji wydaje mi się bardzo trudne. " A tu mamy konstrukcję typu „siła złego na jednego” oraz „skórka niewarta wyprawki”. Ego stara sie chronić status quo, nie dopuścić do dokonania zmiany, bo wie, że zmiana oznacza kolejny lęk. Mówi: nie warto się starać, będzie to dodatkowy kłopot a i tak masz ciężkie życie i znikąd wsparcia. Jestem bardzo, bardzo wdzięczny autorowi tych słów i mam nadzieję, że nie poczuł się dotknięty, że ich użyłem do dekonstrukcji manipulacji ego. Wszyscy podlegamy tym wpływom, dlatego wszyscy powinniśmy byc autorowi wdzięczni, że napisał te słowa. Tak własnie wyobrażam sobie grupową samoświadomość i pracę z ‘ja’ w drodze ku lepszemu zyciu. Żeby nie było, że sam jestem taki świetny, oto pomysły mojego ego, które jeszcze od czasu do czasu się odzywa, gdy stracę czujność (czyli 10.000 razy dziennie). Ale widzę zmianę na lepsze, co traktuję jako potwierdzenie skuteczności metody. Oto próbka z samego tylko ostatniego tygodnia, sami możecie dokonać dekonstrukcji: Po co mi nowa relacja z kobieta? Przecież wszystkie moje związki kończyły się porażkami. A jak już znalazłem jakąś ”głupią”, która wytrzymywała ze mną dłużej niż dwa lata, to okazywało sie, że sama jest nieźle szurnięta. Albo chodziło jej wyłącznie o seks. Wszystkie baby to egoistki. To nie z lęku chcę kupić mieszkanie na parterze. Fakt, że mieszkania na parterze są bezpieczniejsze, bo w razie pożaru można wyjść przez okno, nie jest tak istotny jak to, że maja ogródek, w którym można założyć warzywnik, a ja lubię się zdrowo odżywiać. I powieszę budki lęgowe, to mi ptaki będą ładnie śpiewać tuz za oknem. Wzmocnione drzwi, bo niby boję się włamywaczy? Bzdura, przeciez wiadomo, że główną zaletą takich drzwi jest szczelnośc – dzieki temu nie przedostają się zapachy z klatki schodowej, i izolacja akustyczna... Poza tym ten ładny kolor obicia jest dostępny tylko w opcji drzwi wzmocnionych. Jaki sraczkowo-żółty? Przeciez od urodzenia lubię ten kolor, to szlachetny beż. Lęki? Jakie lęki, ja już nie mam żadnych lęków od kiedy stosuję sugestywne narracje. Chcę tylko mieszkania z ogródkiem i drzwi w ładnym kolorze. Do fryzjera? Teraz modne sa dłuższe włosy. Nie, wcale nie chodzi mi o zarazki i AIDS.
  16. Jimmy40+

    Spamowa wyspa

    Wybaczcie, że się wcinam. Mam ważną sprawę do załatwienia i już mnie nie ma. Przepraszam Cię, monachopsis, za moje żarty sprzed tygodnia. Dopiero dziś, czytając Twój wpis „warszawski”, dotarło do mnie, że wtedy poczułaś się urażona i że najprawdopodobniej nadal trwasz w tym stanie. Nie było moją intencją nikogo dotknąć. Sądziłem, że w tym wątku można pozwolić sobie na angielski humor i żartobliwe docinki. Ale rozumiem, że nie każdy ma taką samą percepcję. Nie chciałbym, by ktokolwiek z mojej przyczyny doświadczał negatywnych emocji, a tym bardziej przez okres aż kilku dni. Jeśli udałoby nam się trafić na siebie podczas formowego spotkania, jakie staramy się zorganizować w wątku „warszawskim”, postaram się mężnie przyjąć Twoje warunki zadośćuczynienia. Żywię nadzieję, że moje przeprosiny zatrą złe wrażenie i że choć odrobinę rozpogodzi się Twe lico. Peace.
  17. Jimmy40+

    Pustka

    Apek, a co Ty sam myślisz o tych swoich lękach, urojonych napastnikach, demonach? I w następstwie, co myślisz na swój własny temat? Jak sobie radzisz z zachowaniem swojej psyche w jednym kawałku? Pytam absolutnie przyjaźnie. Jeśli bys chciał, to ja niedawno pisałem o obsesjach i kompulsjach w wątku Metoda sugestywnej narracji - 3 Kroki, w dziale "Kroki do wolności". Choć musze porzyznac,że ja nigdy nie mialem tak silnych wizji. Stąd moje pytania.
  18. Myśle, że do rozpoznania, czy mamy do czynienia z manią, czy z pożadanym stanem "łagodnej przygody-eksploracji" bardzo wygodnie użyć własnie tego, co opisał zwięźle i trafnie na_lesnik: Jeśli czujesz, że jesteś w stanie z taką samą wewnętrzną pozytywną motywacją uspokoić pijanych budowlańców, jak i zadzwonic do szefa po wskazówki - to jesteś w stanie "łagodnej przygody-eksploracji". Natomiast, jeśli traktujesz uspokajanie budowlańców jako pretekst do zadymy, a telefon do szefa nadal napawa Cię myśleniem prokrastynacyjnym - to masz manię. Tak chyba można to najprościej wyjasnic
  19. Ależ kia_ sportage, z największą radością pojawię sie z naręczem róż , by obdarować każdą z Pań.... Oczywiście z cichą nadzieją, że mój gest sympatii spotka się z wzajemnością... Wzajemność mogłaby przybrać postać dubeltowego całusa, po jednym buziaku na każdy polik.... Mogę obiecać, że poliki będą ogolone na gładko
  20. Czy Dzien Kobiet byłby dla Was dobrym terminem, czy przeciwnie?
  21. mark123, nie chce wszczynać jałowych sporów, ani absolutnie nie czuję sie przez Ciebie krytykowany, czy Boże broń, zaatakowany. Ale z drugiej strony nie chciałbym, żeby Twoje sformułowanie odnosnie moich słów: " To masz chyba błędne informacje", pozostało bez wyjaśnienia. Ale powtarzam, ta kwestia ma drugorzędne znaczenie z punktu widzenia rozmowy na temat "pozytywów nerwicy". Powtórzę w pełni świadomie, że określenie "nerwica" nie występuje w klasyfikacji ICD-10 jako nazwa schorzenia/choroby (pamiętajmy, że ICD służy głownie ujednoliceniu statystyki chorób). Żadna z NAZW kategorii chorobowych oznaczanych trzy- bądź czteroliterowym skrótem nie operuje określeniem „nerwica”. Oto przykład, cytat z ICD-10: "F40: Zaburzenia lękowe w postaci fobii F40.1 Fobie społeczne Polega na strachu przed oceną innych ludzi, który prowadzi do unikania sytuacji społecznych. Bardziej uogólnione fobie społeczne zwykle wiążą się z niską samooceną i strachem przed krytyką. Mogą one przejawiać się w formie dolegliwości takich jak czerwienienie się, drżenie rąk, nudności lub parcie na mocz. Pacjent często bywa przekonany, że te wtórne przejawy lęku stanowią pierwotny problem. Objawy mogą nasilać się aż do napadu lęku panicznego. Antropofobia Nerwica społeczna" Użyte w zacytowanym OPISIE (nie w tytule-nazwie schorzenia) określenie „Nerwica społeczna” NIE jest nazwą jednostki chorobowej F40.1 wg. ICD, Jest jedynie określeniem ALTERNATYWNYM jednostek diagnostycznych, które należy rozumieć jako „Obejmuje:”. Zatem według ICD-10 jednostka chorobowa „Fobia społeczna" , OBEJMUJE jednostkę diagnostyczną ALTERNATYWNIE zwaną „Nerwicą społeczną”. mark123, zinterpretowałeś OPIS kategorii jako NAZWĘ kategorii. Stąd nieporozumienie. Dokładniej można przeczytać o tym w Tomie II Klasyfikacji ICD w rozdziale „3.1.2 Zastosowanie listy tabelarycznej i podkategorii czteroznakowych”. Nie ma sporu między nami, to nieistotne szczegóły, szkoda tracić na to energię, nie spierajmy sie o urzędnicze klasyfikacje. W sumie sama klasyfikacja tez jest niekonsekwentna, gdyż przy całym tym unikaniu nazwy „nerwica” , zawiera: „F48 Inne zaburzenia nerwicowe”, ale tylko w tej jednej kategorii. Jeśli właśnie to miałeś na myśli, to masz rację :-)
  22. Doprecyzuję: "- stany przeciw-lękowe (przygodowo-eksplorujące :-) są mniej potrzebne z punktu widzenia ewolucyjnego (nie chronią przed śmiercią), ..." - ----- tu użyłem byc może nieprecyzyjnego określenia "przygodowo-eksplorujące", co wywołało u Was niezamierzone skojarzenie z "szukaniem przygód ". Mnie chodziło o skontrastowanie stanu lękowego unikania (także "odczuwania doła") ze stanem przeciwnym – zdrową, naturalną chęcią na przeżycie czegoś nowego (eksploracja - odkrywanie), ciekawego, inspirującego (przygoda, ale nie od razu "zadyma" :-) „często WYDAJE sie nam, że mamy nastrój przygodowo-eksplorujący (w skrajnej postaci to mania, czyli FAŁSZYWE odczucie, że mamy ten nastrój), podczas gdy tak naprawdę ... NIE MAMY pożądanego stanu "łagodnej i spokojnej eksploracji-przygody"... a JEDYNIE chcemy zagłuszyć SL". ----- Czyli chodziło mi o FAŁSZYWE rozpoznanie własnego stanu.. i związane z tym ewentualne niebezpieczeństwa podejmowania ryzykownych, nieprzemyślanych zachowań...... W takich sytuacjach czesto potem żałujemy „działan przygodowych”. Trzeba na to uważać. Świadomy stan "łagodnie przygodowo-eksplorujący", jest jak najbardziej pożądany, ale trzeba nauczyć sie go odróżniać od MANII, która stanem pożądanym nie jest. Różnica jest taka jak pomiędzy "ponoszeniem skalkulowego ryzyka", a "pójsciem do kasyna". To pierwsze jest mechanizmem sukcesu, w zyciu społecznym, ale i biznesie. To drugie to proszenie się o kłopoty. Mania (np. robienie zadymy podczas demonstracji, ale i impulsywny zakup mieszkania na kredyt) jest stanem irracjonalnego pobudzenia, w którym WYDAJE sie nam, że nie odczuwamy lęku, podczas gdy tak naprawde jedynie go ZAGŁUSZAMY. Czując "ulgę" od lęku możemy ściągnąć na siebie inne zagrożenie (pobyt na komisariacie) lub trwałe zobowiązanie (alimenty, spłata kredytu) Zgadza się, że metoda Sugestywnej Narracji indukuje w nas pożądaną postawę „racjonalnie przygodowo-eksplorującą”, ale bywa i tak, że pod wpływem jej pozytywnych skutków, które zaczynamy obserwować w naszym życiu, odczuwamy chęć przyspieszenia tego procesu. Chcemy pójśc na skróty, odczuwamy właśnie ten "hardcore heroic mode", czyli manię. Przestrzegam przed tym.
  23. wkuuporr, Dzięki za pozytywną motywację. A także za to, że promujesz ten wątek, o czym wiem od dobrych duszków tego Forum :-) Kalebx3 Gorliwy, Medytacji transc. nie próbowałem, świadomie ją odrzucając jako JEDYNE narzędzie terapeuyczne, gdyż uważam, że zbyt mało intensywnie angażują wewnętrzną psychikę. Choć jestem zdania, że wypowiadanie mantr i medytacja doskonale pozwala wyciszyc umysł i choćby juz przez samo to są pożyteczne, ale dla mnie to było za mało. Uznałem, że to raczej nie mantry zakodowały u mnie nerwicę, więc raczej w ten sposób jej nie „odkręcę”. Podobnie z medytacja, zamiast rozpatrywać istotę absolutu, wolę opowiadać baśnie mojemu wewnętrznemu dziecku, jakkolwiek zabawnie by to nie brzmialo :-) Wszystkie pozostałe wymienione przez Ciebie formy aktywności uważam za pożyteczne i szczerze się uśmiałem czytając, że wymieniasz to, czego sam próbowałem. Głodówki lecznicze (moj rekord: 24 dni na samej wodzie plus drugie tyle na sokach z owoców i warzyw), sport, śmiechoterapia, praca wolontariusza, witaminy, diety, śpiew w chórze, kurs tańca, chelatacja (usuwanie metali ciężkich z organizmu), usuwanie pasożytów i candidy, itp. – wszystkiego tego próbowałem, przynoszą doraźną poprawę. Część z nich prawdopodobnie działa jak placebo, ale nie szkodzi, skoro polepsza nam stan zdrowia. Także uważam je za pożyteczne (zwłaszcza głodówki lecznicze i sport), ale żadna z nich nie dała u mnie trwałej poprawy. Podobnie leki psychotropowe stosowane przez pół roku – odczuwałem tylko „spłaszczenie” emocji, o którym pisze się na Forum. I to wszystko złożyło sie na mój pogląd, że nerwica to nie choroba, tylko cześć mnie. Inne rozwiązania odrzuciłem drogą eliminacji :-) Co do Boga i wiary, to wysłałem Ci PW, a niezaleznie od tego planuję właśnie m.in. tej tematyce poświęcić następny post, za kilka dni. Co do Freuda, temat jest obszerny i „nabrzmiały” nieporozumieniami – z chęcią wyłuszczę moje zdanie w dalszej kolejności, bo temat zasługuje na szersze potraktowanie. Zapisuję na liście „rzeczy do zrobienia”.
  24. Kalebx3 Gorliwy, dzięki za miłe słowa. Pisząc "nic nie poradzisz", miałem na myśli wyłacznie, że nic nie poradzisz, że ciało migdałowate posługuje sie "znacznikami negatywnymi". Na nerwice można poradzić i to wiele, o czym piszę w moim podstawowym wątku, o którym wiem, że czytasz, za co wielkie dzięki. Staram się tam na każdym kroku podkreślać to pozytywne przesłanie, że można, choć zadanie jest nietrywialne. Co do momentu powstania nerwicy u każdego z nas, to bardziej przekonuje mnie pogląd, że powstaje w wieku bardzo wczesnym (być może płodowym). A byc może nawet jest genetyczną skłonnością, podatnością. W rodzinie mojej matki na przykład przechodzi z pokolenia na pokolenie, przejawia sie w różny sposób i z różnym nasileniem. Oprócz mnie, ma ją mój dorosły brat i mój dziesięcioletni syn. Po prostu takie postawienie sprawy, że nerwica jako "stan umysłu" towarzyszy nam od urodzenia, jest dla mnie bardziej produktywne, daje lepszą motywację, żeby utrzymac postawę wzgledem nerwicy aktywną. Ale doskonale Cie rozumiem, sam tez kiedys uważałem, że miałem zbyt wiele nerwów w szkole, kiedy to zaczęły u mnie występować niepożądane społecznie zachowania, mimo, że też wychowałem się w szczęsliwym domu. Dopiero niedawno uznałem, iż taki pogląd podsuwa mi wygodne wytłumaczenie do biernej postawy, a życie z czasem pokazało mi, że była to ślepa uliczka, przez która straciłem bardzo wiele. I podobnie, nie ma większego sensu chyba zastanawiac się, czy nerwica u każdego jest tak samo silna. Jeśli tak zrozumiałes moje słowa, to nieporozumienie. Produktywny za to wydaje sie pogląd, że jeśli u kogos występują choćby łagodne objawy nerwicy, to jego gadzi mózg preferuje taki właśnie sposób reagowania. A skoro tak, to w oparciu o obserwacje moich bliskich oraz wielu znajomych, mogę z przekonaniem napisac, że objawy te zazwyczaj będa się nasilac, przy czym wyzwalaczem jest stres. Mozna sobie wyobrazić szczęśliwca, który przejdzie przez sypiące mu pod stopy płatki róż życie, nerwicy nie zaznawszy, ale to nikt z tego Forum :-), Podobnie, jeśli chodzi o stwierdzenie, że nerwice "paraliżują nas we wszystkim" - uważam, że przejmują nad nami kontrolę raz silniej, raz słabiej, zaleznie od okoliczności i naszych własnych zakodowanych lęków. A także aktualnej kondycji psychofizycznej. Ponownie skupiam się na tym,że w ogóle nam się przytrafiają takie reakcje. I probuje temu zaradzić. Ale dzięki za uwagi, wiem już co dokładniej wytłumaczyć w moim wątku o Sugestywnej Narracji w 3-ech Krokach :-) Co absolutnie nie oznacza, że mam zamiar komus narzucac moje poglady. Niech każdy wierzy w swoją narrację, byleby była dla niego skuteczną drogą ku lepszemu życiu. Byc może eksperyment naukowy przekona Cię , że mechanizm nerwicowy nie jest nabyty (np. w szkole, na studiach czy w pierwszej pracy). Byłby wtedy wyuczony, wyuczone za to sa reakcje kompensujące – napisałem o tym w najświeższym odcinku w moim podstawowym wątku. Otóz na popularnonaukowym filmie "Hakerzy pamięci", który niedawno był emitowany w TVN, pokazano szczura laboratoryjnego, u którego stan lękowy badacz jest w stanie włączyc i wyłączyc dosłownie robiąc 'pstryk' przełącznikiem elektrycznym, który swiatłem lasera pobudza precyzyjnie dobrane ośrodki w mózgu zwierzęcia (żywego), które na przemian przejawia zachowanie lękowe i zrelaksowane. Tu link, tylko że do wersji anglojęzycznej filmu (nie znalazłem wersji polskiej): Eksperyment został pokazany około 44 minuty filmu. Reakcja szczura jest tak wyraźna, że nie potrzeba słów :-) Warto obejrzec cały film. Gdyby ktos znalazł wersję polską, będe wdzięczny za link a PW.
×