Hej, zdiagnozowano u mnie nerwicę lękową, z którą jak wskazywałyby objawy borykam się od dziecka. Lęki przyjmowały u mnie różną postać w różnym okresie życia. Od przeszło roku borykam się z derealizacją i depersonalizacją. Na początku objawy miałam rzadkie w określonych sytuacjach (głównie komunikacja miejska), ale silne, potęgowane tym, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Z czasem pojawiały się częściej, ale przyzwyczaiłam się i były lżejsze. Jako że już długo się to ciągnęło, udałam się w końcu (pierwszy raz w życiu) do psychiatry. Lekarz przepisał mi Parogen i Spamilan, by złagodzić trochę początkowe nasilenie objawów po Parogenie. Po samej wizycie poczułam się lepiej może dlatego, że się wygadałam i udało się to wszystko jakoś nazwać. Bardzo bałam się leków i nawet się zastanawiałam, czy jakimś cudem po prostu nie wyzdrowiałam, by nie musieć ich brać. Ale jako że nerwica jest ze mną w zasadzie od zawsze, postanowiłam, że jak się powiedziało A, to czas na B.
Aktualnie jestem po drugim dniu (1/4 tabletki 20mg) i było strasznie. Pierwszy dzień był w porządku, ale siedziałam bezpiecznie w domu, gdzie lęki dopadały mnie niezwykle rzadko. Dzisiaj wyszłam z domu, przejechałam parę przystanków i odwiedziłam rodzinę. W komunikacji miejskiej jak mnie dopadło, to myślałam, że zupełnie odlecę ze strachu. Ataki były tak silne, jak na początku. A przecież dostałam ten Spamilan na wyciszenie - nie wiem, co by się działo bez niego.
Jutro idę do pracy i strasznie się boję. W pracy siedzę po 12h przy komputerze. Nie jest to stresująca praca, lubię ją, ale i tam zdarzały się napady. Rzadkie, ale jednak. A jako że derealizacja jest u mnie silniejsza niż wczesniej, to boję się że nie dam rady Nie chcę w pracy mówić z czym się borykam. Chciałabym normalnie funkcjonować, ale czekać kilka tygodni na poprawę męcząc się to nie wiem czy nie jest ponad moje siły.