Skocz do zawartości
Nerwica.com

MałyMartwyCzłowiek

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MałyMartwyCzłowiek

  1. Miałem i nadal mam bardzo podobne objawy. Może to zabrzmieć jak żart, ale sprawdz, czy przypadkiem nie masz nic wspólnego z uzależnieniem od dopaminy wydzielanej przy oglądaniu pornografii(przy tym problemie naturalne libido nie istnieje, pojawia się tylko przy oglądaniu). Zrób sobie miesięczną przerwę od oglądania tego szajsu(o ile go oglądasz) i obserwuj, nic do stracenia nie masz. Druga możliwość to poważne niedobory: magnezu, cynku albo kwasów Omega 3). Oczywiście musisz to jeść w końskich dawkach, żeby dało jakikolwiek efekt Mi pomogło-moje życie jest nadal lata świetlne od normalności, ale nie jestem już wiecznie zmęczony i co najważniejsze-gonitwa myśli zniknęła prawie całkowicie. Pozdrawiam i życzę powodzenia
  2. Niedługi czas temu w innym dziale założyłem wątek "pół żartem-pół serio", z kolei ten będzie już całkowicie poważny. Z góry przepraszam za chaos panujący w poście, ale jestem kłębkiem nerwów. Od dziecka byłem bardzo wycofany i zamknięty w sobie, co wynikało ze złej sytuacji w domu, w którym nigdy nie miałem wsparcia. Mój Ojciec był schizofrenikiem, który oszalał bardzo pózno, ale gdy już się to zaczęło-odbiło mu na dobre, co skończyło się jego samobójstwem. Zniszczona życiem z tym człowiekiem Matka nie tylko nie była wsparciem, ale wyżywała się na mnie, nie wiedzieć czemu uważając mnie za to "gorsze dziecko". Sceny które oglądałem od najmłodszych lat miały ogromny wpływ na moje poczucie bezpieczeństwa. W szkole czułem się jak gdyby wszyscy chcieli mnie uderzyć czy poniżyć i często tak się rzeczywiście działo-dzieci dostrzegając moją słabość widziały we mnie tylko kozła ofiarnego i w najlepszym wypadku traktowały jak powietrze. Mimo to zawsze miałem po jednym-dwóch kolegach/przyjaciołach. Przebrnąłem przez obowiązkową edukację mając najgorszą z możliwych frekwencji, bo wolałem siedzieć w domu i słuchać muzyki czy grać na komputerze. Wszystko było mniej-więcej w "normie" do momentu, gdy pod koniec liceum pierwszy raz się zakochałem. Uważałem, że tamta dziewczyna jest dla mnie wszystkim i ignorując ludzi wokół postawiłem wszystko na jedną kartę, co skończyło się odrzuceniem i było wstępem do najgorszego okresu w moim życiu. W tamtym czasie miałem "proroczy" sen dotyczący mojej ukochanej(w całym życiu miałem bodajże dwa takie-nic szczególnego), co zaczęło być pożywką dla moich lęków przy pierwszym ataku paniki w życiu. Pojawiło się wtedy też coś, co pózniej okazało się być omamami hipnagogicznymi, lub czymś podobnym(kolorowe plamy po zamknięciu oczu/przy zasypianiu) Atak minął, a ja wmawiałem sobie, że jestem chory na schizofrenię-zacząłem spędzać czas czytając o tej chorobie aż doprowadziłem się do stanu, w którym byłem wrakiem człowieka. Pojawiła się trwająca krótko derealizacja, uczucie obcości własnego ciała i skrajny lęk przed... wszystkim- w pewnym momencie błądziłem nawet po mieście bojąc się zapytać kogokolwiek o drogę. Zanim zdążyłem się przyzwyczaić do objawów derealizacji, ta zniknęła, pojawiły się za to regularne ataki paniki, ciągły ucisk w klatce, uczucie "zaciskania się" krtani i strach przed uduszeniem, palpitacje serca czy osłabienie wraz z mrowieniem twarzy i kończyn(nadal to mam, szczególnie w samochodzie). W międzyczasie non stop towarzyszył mi lęk przed schizofrenią-oczekiwałem pojawienia się głosów czy urojeń, co nakręcało błędne koło lęku. Obawiałem się szaleństwa do tego stopnia, że pewnego dnia poczułem ogromną ulgę sądząc, że te wszystkie objawy pasują bardziej do raka mózgu Po jakimś czasie przy zasypianiu pojawiały się wyczekiwane "głosy"-urywki zasłyszanych w ciągu dnia wypowiedzi, różne(często przerażające) obrazy, jaskrawe fraktale czy przypadkowy głos powtarzający moją myśl, czemu częst towarzyszył ból głowy. Mimo tego, że internet zalicza to do omamów hipnagogicznych, nie przeszkodziło mi to w dołożeniu kolejnej cegiełki do mojego przekonania o tym, że jestem nienormalny. Mieszkając z Matką nie pracowałem i dni mijały mi na marzeniach o tym, że kiedyś będzie lepiej i nieustannym lęku, który zapijałem hektolitrami kawy. Od czasu do czasu wyszedłem do znajomych, którzy nawet nie podejrzewali przez co przechodzę na codzień. Od początku tego wszystkiego minęły jakieś trzy lata i po jednej, średnio udanej wizycie u psychiatry, który twierdził, że jeszcze nie wie co mi jest, ze strachu przed diagnozą(albo "wyrokiem") nie poszedłem tam drugi raz. Do całego tego śmietniska dokładały się takie rzeczy jak skrajny perfekcjonizm, przez który niczego nie kończę i masa innych objawów depresyjnych i nerwicowych-ciągłe zmęczenie, lęk przed zasypianiem, rozkojarzenie, częste paraliże przysenne i przygnębienie przy niezdolności do płaczu. W międzyczasie moja Matka zmarła, po czym nasiliły się lęki i objawy depresyjne. Jakiś tydzień temu usłyszałem o tym, że niektóre z moich objawów mogą być wywołane niedoborami magnezu, co było prawdopodobne przy moim zamiłowaniu do kawy. Od czterech dni biorę go w końskich dawkach wraz z cynkiem i omega 3 i o dziwo szybko dało to efekty w postaci braku uczucia zmęczenia, większej ilości energii, ustąpieniu ciężkich ataków paniki(nerwowość pozostała, czuję ją przy pisaniu tego posta) i drastycznym zmniejszeniu się ilości natrętnych myśli i zdarzającej się u mnie od niedawna pogoni myśli, zniknęły także wahania nastroju. Niestety, jak pisałem nerwowość i natrętne myśli o tym, że mam schizofrenię, dalej są ze mną. Mało tego, problemy z zasypianiem i omamy po zamknięciu oczu się wręcz nasiliły. Do napisania tego posta skłoniła mnie sytuacja z wczoraj-przy zasypianiu, a właściwie niedługo po zamknięciu oczu pojawiły się nie tylko te same obrazy(które są coraz intensywniejsze w miarę zwiększania się lęku), ale i dwa obce głosy, które zamiast jak zwykle-powtarzać przypadkowe, bezsensowne słowa, wymieniły zdania na mój temat. Nie pamiętam co to dokładnie było, w każdym razie wiem, że nic szczególnego. Od razu rozpoznałem w tym jeden z objawów schizofrenii i lęk znowu się nasilił. Do tego dochodzą całkiem nowe dla mnie lekkie zaburzenia pamięci krótkotrwałej-coraz częściej muszę przypominać sobie co miałem powiedzieć, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało i choć jeszcze nie widać tego w rozmowach z ludzmi boję się, że się to rozwinie. Jedyna rzecz, która jeszcze trzyma mnie w jednym kawałku to fakt, że zdaję sobie sprawę, że to co się ze mną dzieje, nie jest normalne, "schizofreniczne" objawy nigdy nie miały miejsca w ciągu dnia, a głosy przed snem wynikają z zaburzeń i nie pochodzą z kosmosu Nie wierzę, że tak ciężkie objawy wynikają z niedoborów witamin, więc nie mam co liczyć na całkowite wyzdrowienie, dlatego w najbliższym czasie mam zamiar zapisać się do psychiatry, ale do tego momentu chciałbym się dowiedzieć czy jest tu ktoś, kto przeszedł coś podobnego i jeśli tak-co usłyszał od lekarza. Pozdrawiam P.S. Wspomnę też, że odkąd pamiętam mam kilka natręctw-tarcie rąk, omijanie pęknięć w chodniku i "zakreślanie" czubkiem nosa konturów przedmiotów-ciężko to inaczej opisać, ale wygląda przekomicznie Nie są jednak czymś, co przeszkadza w codziennym życiu.
  3. Hehe rozbawił mnie ten opis i ta sytuacja Mam nadzieję że Ty po czasie już też się z tego śmiejesz i nabrałeś dystansu.Według mnie napięcie seksualne w kobiecie trzeba po poznaniu budować jak najszybciej.W granicach normy i kultury ale już tak po 10 minutach znajomości.Napięcie seksualne w kobiecie trzeba budować cały czas.Wkońcu ono będzie się musiało gdzieś rozładować.Wtedy to kobieta będzie chodziła napalona na Ciebie.Wielu facetów robi ten błąd że próbują rozbrajać kobietę dopiero wtedy kiedy są z nią w łożku.A potem zdziwko że seksu nie ma.Jeśli relacja będzie zbyt długa bez podtekstów seksualnych i nazbyt oficjalna to wpada się w szufladkę ''przyjaciel''.Z której już tak łatwo nie jest wyjść.Najlepiej to w nią nie wpadać.Twoim problemem jest to ,że chcesz z koleżanki robić kochankę/związek.Jeśli od początku podbijasz jak do koleżanki to masz koleżankę.Jak będziesz podbijał jak do kobiety to będziesz miał kobietę lub nie,a nie koleżankę/przyjaciółkę.Żeby wyjść ze strefy friendzone i stać się wyzwaniem dla kobiety to nie jest proste. Co do pierwszego razu to ja sobie go wyobrażałem zupełnie inaczej.Przede wszystkim w łóżku i ,że będzie trwał dłużej.A mój pierwszy raz z dziewczyną był mając 15 lat w lasku na imprezie plenerowej. Rzeczywiście, było to dość zabawne. Choć umiem się z tego śmiać, to z tym dystansem ciężko, bo zależało mi na niej tak, że znajomi-łącznie z nią(co bolało najbardziej) uznawali to za chory przypadek. Trochę tak było, bo po zerwaniu kontaktu pierwszy raz dostałem stanów lękowych Do dziś przed snem o niej myślę, czując się jak Kondrat w Dniu Świra. Może to wina tego, że choć wszystko zdarzyło się w liceum, to kontakt mieliśmy jeszcze długo po tym i długo po tym żyłem nadzieją, że w końcu dostanę szansę, więc nie jest to tak nieświeże, jak mogłoby się wydawać :) A śmiesznych sytuacji było więcej, od moich pijackich wygłupów(na pierwsze spotkanie przyszedłem nawalony-to jakby ktoś nie wiedział, jak poradziłem sobie z lękiem. Nie polecam) po jedno z ostatnich tchnień tej relacji, kiedy gdzies w necie znalazłem filmik motywacyjny mówiący "nie czekaj, zrób to teraz!" . Zainspirowany tymi bzdurami napisałem do niej wtedy i skończyło się... zle. Od tamtej pory traktuję wszystkie motywatory z przymrużeniem oka Mam dużo z werterowskich, gównianych romantyków i nawet teraz mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy itd. Nawet ignoruję to, że jestem wrakiem, nie radzę sobie w życiu i nie ma szans, żeby to sie stało, ale dobrze sobie pomarzyć...
  4. Nie spotkałem się z ofertą tego rodzaju usług. Nawet ciekawy pomysł Tylko zależy co nazywamy "obyciem towarzyskim", bo jeśli łatwość w ściąganiu majtek to bym się zapisał Ja miałem problemy z nawiązywaniem kontaktów z kobietami, ale to nie było coś nie do przeskoczenia. Byłem zakochany w dziewczynie, która pewnego razu zaprosiła mnie do domu i leżeliśmy wgapiając się w sufit. Oczywiście wcześniej zaznaczyła, że nasza relacja jest "koleżeńska", ale kiedy tam leżałem odniosłem wrażenie, że gdybym dał jej buzi, to by się nie obraziła. Tyle, że zależało mi tak bardzo, że byłem sparaliżowany strachem o to, że zrobię coś nie tak i znajomość się skończy. Pózniej dostałem depresji z nerwicą i znajomość i tak się skończyła Poza tym mówiłem, że miałem przyjaciółkę, a kiedy rozmawiam z dziewczyną to potrafię przełamać lęk i nie wyglądam na typowego nerda, który boi się własnego cienia. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy ta relacja z koleżeńskiej ma szansę przejść na wyższy poziom, lub mam zagadać kobietę od początku dając jej do zrozumienia, że mi się spodobała. Dopóki ten kontakt nie jest podszyty seksualnością, czuję się, jak na mnie, dość komfortowo. Zdarzało mi się wręcz zrażać do siebie kobiety celowym chamskim i wieśniackim zachowaniem jakby chcąc zaznaczyć, że jestem tylko wioskowym pajacem, z którym można się jedynie napić piwa i głupkowato pożartować. Nie wspominałem o tym, że jako dziecko nigdy nie byłem chwalony i znęcano się nade mną, co zaowocowało tym, że mam o sobie nie najlepsze zdanie i czegokolwiek nie zrobię, nigdy nie jest "dość dobre". Dlatego myślałem o psychoterapii i lekach.
  5. Odpowiedź na pytanie o co? Bo na pytanie: "co jest problemem? - to nie jest dobra odpowiedź. Odpowiada na pytanie: "co nie jest problemem", a to insza inszość (rozleglejsza, czyli mniej precyzyjna). Racja, nazwijmy to odpowiedzią na niezadane pytanie, które i tak powinno paść przed czepianiem się mojego "pobudzenia seksualnego" i wysyłaniem mnie do burdlu To wszystko to trochę sztuka dla sztuki, czepialstwo, docinki itd. Nie mam pojęcia, o czym teraz jest ten wątek, ale spełnia swoją rolę-ludzie mogą sobie popisać/
  6. Jeśli odpowiedz "problemem nie jest brak seksu, inaczej bym za niego zapłacił" nie jest dla Ciebie "zwięzłym wyrażaniem myśli", to nie wiem, co jest. Jeśli moich wynurzeń "nie da się czytać", to po co czytasz? Tym bardziej proponuję wizytę u psychiatry. Tytuł rzeczywiście nie do końca oddaje treść, ale skoro już się z nią zapoznałeś, to chyba wypadałoby zamiast się czepiać, odnieść się do niej. Umiejętność czytania ze zrozumieniem powinieneś posiąść już w podstawówce.
  7. Masz trochę racji. Może powinienem sie wygadać tyle, że w czterech ścianach. Rozumiem, że wszyscy ludzie wokół wiedzą najlepiej, ale nie zachowuj się jak Ci, którzy wmawiają Ci, że "nie masz depresji, tylko jesteś leniwy". Nie mam problemu z nadmiernym pobudzeniem seksualnym, bo gdy przebywam z prawdziwymi kobietami tego pobudzenia dosłownie nie ma. Zamiast wygadywać bzdury, poczytaj trochę, zapoznaj się z tematem i historiami ludzi i wtedy oceniaj, czy ten problem jest taki "śmieszny". I nie zachowuj się jak stara baba w autobusie, która "wiecznie ma gorzej, bo krzyż boli, a Baśkę to tylko noga", bo to dopiero jest śmieszne. Najpierw mówisz o tym, że "bez seksu do 24 byś oszalał", parafrazując te pierdoły, a pózniej dosłownie wmawiasz mi, z czym mam problem i o czym marzę, gdzie dosłownie chwilę temu wyjaśniłem, że nie "marzę" o seksie, bo to jest dopiero żałosne marzenie, którego realizacja i tak nic nie zmieni. Gdybym pokonał tę Twoją "nieśmiałość", to w najlepszym wypadku zamiast od porno, uzależniłbym się od seksu ze wszystkim co się rusza, a chyba nie o to chodzi. Ten problem to nic śmiesznego, nic prostego do rozwiązania, a i tak jest najmniejszym ze wszystkich problemów tyle, że założyłem wątek konretnie o tym licząc m.in. na to, że znajdę tu ludzi, którzy męczą się z czymś podobnym(ktoś już to wyżej wyjaśnił). Ale ten problem nie nazywa się "nie uprawiam seksu", tylko "jestem uzależniony i skrzywiony psychicznie do tego stopnia, że nie mogę znalezć sobie kobiety". Jeśli ciężko Ci było to zrozumieć mam nadzieję, że teraz wszystko jest jasne. Na koniec-jeśli chce Ci się rzygać-nie wchodz tu, nie pisz... To chyba nie jest duży kłopot, prawda?
  8. A wtrącę się... Kluczowym tu jest-"jak definiujesz uzależnienie"-otóż to uzależnienie definiuje się samo. To NIE JEST kolejne z "uzależnień", jak "uzależnienia" od głaskania kota, od wgapiania się w ścianę czy koszmar "uzależnienia" od internetu, gdzie symptomem jest "brak czasu", bo co to jest za symptom? W dzisiejszych czasach ludzie bywają przewrażliwieni i każdemu dziwnemu nawykowi nadają ten dumny tytuł "nałogu", który automatycznie upoważnia do siedzenia na dupie i użalania się nad sobą. Jest coś takiego jak efekt Coolidge'a, który kobity i mężczyzni w wypalających się związkach definiują jako "już go/jej nie kocham" nie wiedząc, że tak naprawdę są jak laboratoryjne szczury, które po prostu znudziły się sobą nawzajem i to jest jeden z fundamentów tego uzależnienia. Jedyne, co odróżnia to coś od uzależnienia od seksu to to, że partner tak naprawdę nie istnieje... No i "jestem uzależniony od seksu..."-to brzmi fajnie. Szkoda, że w rzeczywistości jest chyba trochę mniej fajne. Jestem szczęściarzem, że skręciłem na różne seks czaty, kiedy mózg przestał odbierać normalną pornografię jako coś atrakcyjnego, bo w internecie można przeczytać o tak skrajnych przypadkach, jak 30-40 letni faceci hetero oglądający gejowską pornografię, rzeczy, które są nielegalne, jak filmy ze zwierzętami czy nawet przypadek, gdzie typ po dziesiątkach lat spędzonych przed komputerem wstał sprzed ekranu i w poszukiwaniu nowych podniet poszedł... Zgwałcić żywą kobietę. Miał tyle szczęścia, że zanim to się stało, podobno został złapany przez policję i zmuszony do leczenia. Wszyscy ludzie z którymi o tym rozmawiałem albo uśmiechają się pod nosem, albo przytakują i tak myśląc swoje, czyli "porno jest dobre, bo ludzie tak mówią". Prawdą jest, że masturbacja nie jest szkodliwa i wątpię, że można się od niej uzależnić. Wystarczy poczytać o ludziach, którzy mogą pielęgnować uzależnienie tylko i wyłącznie oglądając porno. Bez dotykania, niby wszystko jest okej, a jednak nikt z tych ludzi się nie leczy, a tylko zmienia przyzwyczajenia. Sam nie dowierzałem, że jest to prawdziwy problem i głęboko dalej tak jest, ale mój pogląd zmienił moment, kiedy byłem odcięty od internetu i chcąc nie chcąc, musiałem wytrzymać niecały miesiąc. Po około dwudziestu dniach naszło mnie milion natrętnych myśli o zrobieniu wszystkiego, by dostać się do internetu, albo chociaż znalezć substytut dla tej zabawy-pojawiały się pomysły od lekkich, jak próba skorzystania z seks telefonu, do chorych i abstrakcyjnych, jak masturbacja w miejscu publicznym. A przecież cały czas miałem "to i owo" przy sobie i mogłem ulżyć sobie w zaciszu toalety tyle, że to tak nie działa. Ten nałóg nie ma nic wspólnego z pragnieniem prawdziwego seksu, a prawiczek taki jak ja to na anglojęzycznych forach poświęconych temu czemuś rzadkość. Większość tych ludzi ma dziewczyny czy żony z tym, że spora część mimo młodego wieku to całkowici impotenci, których podnieca nowy filmik, ale nie potrafią "stanąć na wysokości zadania" mając przed sobą prawdziwą kobietę. Dlatego podejrzewam, że gdyby znalazła się jakaś niewiasta chcąca zabrać moją czystość w siną dal, niewiele by z tego wyszło.
  9. Dość kreatywny sarkazm z tym, że mój post był jak najbardziej poważny(poza częścią o kartoflach ).
  10. Ciekawy temat. Lata temu miałem dłuższy, bliski kontakt ze schizofrenikiem w zaawansowanym stadium choroby i gołym okiem było widać, że jest święcie przekonany o tych wszystkich bzdurach, które wygadywał. Był nawet w stanie wymyślić sobie własną "logikę" dla poparcia tych kretynizmów, a było ich sporo i zawsze dziwiło mnie, że choroba zamiast podsuwać bardziej realne pomysły, wciska w usta chorego absurdy w stylu "Jezus handlował kartoflami na bazarze wraz z kosmitami, widziałem ich w zeszłą sobotę" Wiem za to, że po lekach zdawał sobie sprawę z tego, że jest chory, ale czy wiedział to naprawdę czy twierdził raczej "jestem chory, bo lekarz tak mówi"... Nie wiem i już się nie dowiem, a od zawsze mnie mnie to ciekawiło.
  11. Wiążą się, ale nie muszą. To normalna sprawa, Twój czas jeszcze nie przyszedł, nie spotkałeś właściwej osoby. Nie jesteś przez to gorszy. Co to znaczy "mniej wartościowi" ludzie? Leki nie pomogą. Moim zdaniem masz parę założeń, które są niekonstruktywne i nieprawdziwe. 1. Że jesteś bardziej wybitny niż inni ludzie, dlatego inni Cię nie zrozumieją, nie mogą Ci doradzić, nie znajdziesz towarzystwa odpowiedniego dla siebie. Z drugiej strony samotność boli, więc masz problem. Owszem, każdy jest na swój sposób wyjątkowy, ale nie aż tak. 2. Że kobiety wolą mężczyzn innych od Ciebie z zasady (błędne uogólnienie że wszystkie chcą tego samego) i że liczy się tylko to, czego nie masz (ograniczenie perspektywy postrzegania świata do jednego motywu), dlatego nie masz szans na żadną, która byłaby dla Ciebie atrakcyjna. 3. Że będąc prawiczkiem nie możesz być szczęśliwy i że odstajesz od innych (a z pewnością jest wiele takich osób w Twoim wieku, a życie nie sprowadza do prawictwa czy jego braku) Moim zdaniem poczucie niższości łączy się zwykle z poczuciem wyższości - człowiek nie może znieść ran na swojej próżności, bo ma co do siebie wielkie oczekiwania. Jeśli się mylę i to Ciebie nie dotyczy, wybacz. Nie, miałeś rację, tak pół na pół, a tam, gdzie jej nie miałeś, to wina moich niedopowiedzeń. Co do "wybitności"-gołym okiem widać, że jestem bystrzejszy niż większość ludzi, z którymi mam do czynienia w rzeczywistości. Ta granica zaciera sie na forach takich jak to, bo jakoś tak się składa, że im więcej problemów, tym człowiek sprawia wrażenie bardziej ogarniętego, a w rzeczywistości miałem znajomych z zupełnie innych środowisk. Nie tylko znajomych ale i przyjaciół płci męskiej i żeńskiej, więc to taka "pół-samotność". Co do odstawania od innych, rzeczywiście mam ten kompleks, ale to chyba nic dziwnego. Tyle, że nie skupiam się na nim i jest to najmniejszy problem. Znam ludzi, którzy albo są prawiczkami, albo znalezli dziewczyny bardzo pózno i jakoś żyją. Gdyby tak zależało mi na zmianie tego statusu, to wieki temu poszedłbym na prostytutki, jak ktoś już wspomniał, ale chyba nie rozwiązałoby to żadnego problemu. Ktoś wspominał też o tym, że "do 24 nie wytrzymałby bez seksu" Myślę, że wytrzymałem ze względu na uzależnienie od pornografii i to, że z czasem stała się to jedyna forma "seksu" nie tylko w rzeczywistości, ale i w mojej głowie. Żeby tak rozebrać prawdziwą kobietę? Momentami wydaje się to aż zbyt wielką abstrakcją Dziwię się też, że nie znalazł się na razie nikt, kto także ma problem z tym paskudnym nałogiem. Z moich doświadczeń wynika, że po ok 24 dniach unikania masturbacji i choćby spoglądania na "te" obrazki czy filmy m.in. zmniejszyła się ilość zaburzeń lękowych i łatwiej sobie z nimi radziłem, spałem dwa razy krócej(ok 6h), po przebudzeniu będąc wypoczętym, zniknął ucisk w klatce, byłem pewniejszy siebie oraz zniknęło wieczne zmęczenie i brak energii. Dlatego myślę, że wychodząc z uzależnienia byłoby mi o wiele prościej z czymkolwiek tyle, że nie umiem sobie z nim poradzić odkąd zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak(ponad rok temu).
  12. Nie wkurwiłeś mnie. Znów wyobrażenie. Czyli rozumiem, że nazywanie kogoś "przygłupim stulejarzem" nie miało związku z Twoim wkurwieniem. Do sąsiada noł-lajfa, o ile takiego posiadasz, też z uśmiechem na ustach mówisz "witam pana, panie stulejarzu"? Jeszcze ciężej kogoś, kto stosuje nieadekwatne mechanizmy obronne. Nie sądziłem, że mechanizm obronny jest czyimś świadomym wyborem. Dlatego, że wspomniane odrzucenie i poniżenie są własnymi urojeniami wynikającymi z uprzedzeń i niezrozumienia. Na podstawie urojeń generuje się nienawiść. Ok, dla wielu to naturalna kolej rzeczy, nie dla mnie jednak. Czyli rozumiem, że jeśli podejdzie do mnie człowiek, z pogardą zmierzy od góry do dołu i powie "spierdalaj, śmieciu", nie ejst do mnie negatywnie nastawiony, a to tylko moje wyobrażenie? To dział "pozostałe zaburzenia", nie "schizofrenia". Wypowiadasz się jak ekspert ponieważ Twoje wypowiedzi sugerują generalne cechy kobiet, które są bzdurnymi schematami. A to, że pisze to użytkownik taki i taki sugeruje, że jest to zdanie tego właśnie użytkownika. To ja mam problem czy Ty? Popracuj nad urażoną dumą. To Ci pomoże także z kobietami. Ponadto przeceniasz rolę własnych doświadczeń. Popracuj nad czytaniem ze zroumieniem i umiejętnością rozpoznawania co warto, a czego nie warto powiedzieć. Czym różni się przyjaciel "prawdziwy" od zwykłego? Przyjaciel "prawdziwy" to ktoś, z kim rzeczywiście rozmawiasz. Przyjaciel z friendzone'a to ktoś, komu mówisz "spierdalaj" owijając w bawełnę tak bardzo, że zamiast tego, co chciałeś powiedzieć, mówisz "zostańmy przyjaciółmi". Czyli to taka przyjazn, jak moja z Tobą. Powstrzymywanie się od "dobierania się im do majtek" uważasz za swoją zaletę, odróżniającą Ciebie od tej gorszej (mniej wartościowej) reszty? Specjalnie dałem to w cudzysłów i zdawałem sobie sprawę, że ktoś tak to odbierze, ale moje pojmowanie wartości człowieka to temat na kolejny rozległy wątek, a nie chciało mi się tego tłumaczyć i łapać w jednym poście miliona srok za ogon. W skrócie-dla mnie ludzie jako istnienia warci są tyle samo, ale już ich świadome postępowanie jest warte mniej lub więcej. Jak zdradzasz dziewczynę i zwracasz się do niej per "świnia", to Twoje postępowanie jest niewiele warte. Dlatego roszczę sobie prawo do nazywania ludzi tego pokroju "mniej wartościowymi", a jak się komuś nie podoba? Trudno.
  13. Nie wiem czy wiele różni się to od filozofii wszelakich guru podrywu z jutuba, ale ja do podobnych praktyk od zawsze czułem uzasadniony wstręt, więc bardziej pewnie kocham te nieszczęsne kobiety, niż ich nienawidzę Wszystkie te "sztuczki" tylko po to, by zaciągnąć kogoś do łóżka-nawet, jeśli działają, ciężko byłoby korzystać z czegoś takiego z czystym sumieniem i traktować drugiego człowieka jak nieskomplikowany kawałek mięsa. Choć może coś w tym jest, bo sam Borat mówił przecież "mózg kobiety jak wiewiórki" Ogółem-raczej nie, pewnie dlatego, że sam nie chciałbym być tak traktowany przez kogokolwiek, a jak mam być sam będąc sobą, to wolę już zabukować sobie burdel do przyszłej zimy
  14. No i co? Chciałbyś się zadawać z kobietą, która takich partnerów wybiera? Chciałbyś się zadawać z wiecznie nadętą i niezadowoloną kwoką? A po co? Taki wizerunek przyciąga pustaki. Jaja Ci urwało granatem? Bo jeśli nie, to wciąż można. W wieku 20 lat byłem prawiczkiem i wówczas też wydawało mi się, że to katastrofa. Naturalne dla przygłupich stulejarzy. Rzeczywiście masz powód do zmartwienia i smutku. To według Ciebie takie ważne - bo dla mnie istotna jest funkcjonalność, nie cena. A właściwie stosunek ceny do funkcjonalności. Kupowanie przedmiotów drogich o identycznej funkcjonalności jak tańsze odpowiedniki wygląda na snobizm. Jesteś snobem? A czym to pana tak wkurwiłem Panie Kocie? Ciężko brać na poważnie kogoś, kto rzuca tekstami pokroju "przygłupich stulejarzy". Przygłupa jeszcze strawię, ale "stule..."-co? To przestaje być fajne automatycznie po ukończeniu gimnazjum. Poza tym dlaczego miałoby to nie być naturalne? Jak ktoś Cię wiecznie odrzuca i poniża , to automatycznie jesteś do tego "ktosia" negatywnie nastawiony no chyba, że cierpisz na syndrom sztokholmski. Gdzie wypowiadałem się jak "ekspert"? To moje doświadczenia jako kogoś, kto z kobietami trochę do czynienia miał, tyle że w roli "przyjaciela"(w tym tego prawdziwego, nie mylić z biedakiem z friendzone'a), nie tego, który dobiera się im do majtek. Z tych doświadczeń wynika, że na ludzi z szufladki "ortalionowy maczo"(gdzie możesz być bogaty, dobrze ubrany i nadal w tej szufladce tkwić) lecą i typowe pustaki i te kobiety, których nigdy bym o to nie podejrzewał. Dlatego nie mam pojęcia skąd te uszczypliwości graniczące z żałosną próbą dojechania mi za wszelką cenę za nie wiadomo co tym bardziej, że jesteśmy na forum pełnym "stulejarzy". Takich bez rodzin, ze schizofrenią i innymi stulejarskimi przypadłościami, z których pózniej mogą mieć bekę średnioklasowe dzieciaczki balujące na studiach za hajs od mamy, a którzy nie są "stulejarzami" tylko dlatego, że ich psychika wytrzymała życiową traumę, tj. śmierć ukochanego kota(mam nadzieję, że nie dotknie to do żywego Twego zamiłowania do kotów). Nie mówiąc już o tym, że Twoja niemała liczba nabitych na tym forum postów coś tam delikatnie sugeruje...
  15. Tak, Ci "niemili" to często faceci, którzy są po prostu pewni siebie i nie dadzą sobie pluć w twarz, ale często zdarza się, że są nimi Ci naprawdę niemili-odziani w ortaliony maczo, których zasób słów to niewiele ponad "ku*wa". Troche przykro żyć ze świadomością, że moje jaja(lub ich brak) to coś, na czym zaczyna się i kończy temat relacji między płciami. Jeszcze smutniejsze jest to, że żeby być postrzeganym jako "fajny", trzeba być uśmiechniętym i sprawiać pozory zadowolenia z życia. Można być jeszcze nieziemsko seksownym, posępnym skurwielem z telewizji, np. Jamesem Deanem, ale zanim to się stanie, wiele wody w Wiśle upłynie, a ja dawno będę gadał do siebie Przez to moje mentalne kalectwo, czyli wyobrażanie sobie relacji dwojga osób jako ostatniego przystanku w drodze do El Dorado i mężczyzny jako uniżonego giermka całującego kobietę po stopach, nie siliłem się na "zaliczanie" dla samego faktu i teraz mam, jak mam. A trzeba było, panie, a trzeba było... Taki rodzaj "rozwoju", zamiast pchać mnie w stronę równowagi, kieruje mnie na drugi biegun, gdzie kobiet się nienawidzi tylko i wyłącznie za to, że nie chcą mieć ze mną nic wspólnego, co jest może i naturalne, ale gdzieś tam w głębi wcale tak nie myślę. A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy piszę te pierdoły, gdzieś tam rośnie cała armia wychowywanych bez ojca małych przegrywów, którym wpaja się, że mężczyzna ma służyć kobiecie... Prawda jest prosta-nikt nie chce mieć tanich butów, torebek i telewizorów, więc nikt nie chce też tanich ludzi, a nie ma większej taniochy niż człowiek, którego można mieć za pstryknięciem palców.
  16. Witam wszystkich, Jakiś czas temu miałem tu swoje konto a nawet swój wątek, jednak żeby nie dokładać do tego ponurego monumentu nie będę zdradzał którym to przegrywem w rzeczywistości byłem. Mam 24 lata i jestem prawiczkiem. Może i żadna to tragedia, bo w końcu nie dostałem raka(jeszcze), ale ten wątek traktuje właściwie o tym, dokąd ta sytuacja zmierza, a zmierza w nieciekawym kierunku. Jakiś czas temu sądziłem, że moja "przypadłość" jest wynikiem zawodu z czasów licealnych, kiedy to nie tyle się sparzyłem, a właściwie stanąłem w płomieniach mojej, jednostronnej niestety, miłości, ale dziś twierdzę, że złożyło się na to wiele różnych czynników. Dzieciństwo minęło mi na uciekaniu w świat wyobrazni od patologii, w której tonęła moja rodzina i o dziwo dopiero rok temu zorientowałem się, że jedną z dróg ucieczki była dla mnie pornografia. Jak każdy dzieciak/młody chłopak żyłem z przekonaniem, że to, co robię, jest normalne, dopóki nie spróbowałem z tym skończyć. Okazało się to niezbyt proste i do dzisiaj żyję mottem "jutro mi się uda", kolejny raz szukając najbardziej podniecających scenek. "Jutro" zdaje się nie nadchodzić, zegar tyka i prócz najzwyczajniejszego w świecie wstydu i poczucia zażenowania które wiążą się z moim prawiczym statusem, czuję się naprawdę samotny. Prócz uzależnienia od porno męczę się na codzień z nerwicą i depresją(dla ciekawskich-"przedawkowanie" porno zaburza chemię mózgu, co wywołuje niektóre z objawów depresyjnych), a także bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami uświadomienia sobie, że Ci "mniej wartościowi" ludzie mają i będą mieli za darmo rzeczy, za które ja bezskutecznie wypruwam sobie żyły. Ten zdajacy się nie mieć końca rajd niepowodzeń nie tylko zniechęca do robienia czegokolwiek, ale przepełnia mnie nienawiścią do wszystkiego co się rusza, co w końcowym rozrachunku niszczy tylko i wyłącznie mnie. Dodam, że w kwestii urody jestem przeciętniakiem, który ma się za najbrzydsze stworzenie pod słońcem. Wiele razy słyszałem, że jestem brzydki, ale gdy myślę o tym na zimno było to raczej wynikiem braku szacunku i ludzi, którzy-co wiadomo nie od dziś, lubią wyżywać się na słabszych dla rozrywki. Mimo tego, że nie mam twarzy Adonisa, nie jestem z tych, którzy z samotności chwycą się kogokolwiek-przez szacunek do siebie(a właściwie jego resztki) i hipotetycznej "drugiej strony". Poza tym jestem klasycznym "Nice Guy'em", wychowywanym przez Matkę w duchu "bycia miłym dla dziewczynek". Dorastałem i wychodziło na to, że dziewczynki gardzą tymi, którzy są dla nich mili. W międzyczasie moja Mama zmarła i pochowali Ją razem z tą bezużyteczną, abstrakcyjną zasadą, którą całe dzieciństwo machała mi przed nosem, a ja zostałem tutaj jako duży chłopiec i doskonały materiał na młodego samobójcę. Dzisiaj potrafię zrozumieć dlaczego "dziewczynki lubią niemiłych", nie potrafię za to właściwie nic ponad to. Potrafię być niemiłym tylko w sposób, który odrzuca ludzi, mało tego-zdaję się coraz chętniej korzystać z tej opcji i jedyne, o czym marzę, to być jak największym chamem, by zrekompensować sobie lata krzywd(troszkę za pózno, wiem...). Nie przyszedłem tutaj po rozwiązanie, bo, jak się domyślam, są nim lata psychoterapii i leków, po których wreszcie(!!!) będę mógł funkcjonować jak względnie normalny człowiek i znajdę sobie pierwszą lepszą, z którą dokonam żywota, dławiąc w sobie frustrację jak Miauczyński. Przyszedłem tutaj by sprawdzić, czy rzeczywiście jestem aż takim dziwadłem i czymś, czego w dzisiejszych, przepełnionych uwielbianą przeze mnie pornografią czasach, już się nie spotyka. Ewentualnie miło byłoby przeczytać o jakimś białym kruku, który zdążył odlecieć z podobnego miejsca do krainy szczęśliwości. Pozdrawiam wszystkich beznadziejnych(i tych mniej) ludzi.
×