W sumie na innym forum, przed chwilą, w przypływie swojej radosnej twórczości lepiej opisałam swoje samopoczucie:
Chciałabym żeby ktoś to ode mnie zabrał, bo to co czuję jest nie do zniesienia. Nawet nie da się tego dokładnie opisać. Trochę jakby coś odeszło i pozostawiło po sobie niemożliwie wielką dziurę w moim mózgu a ja nadal oddycham choć nie powinnam. Zawsze to czułam, ale teraz to wypływa na wierzch. Racjonalnie wiem, że w terapii przepracowuje się pewne uczucia i że te stany pojawiają się teraz po to, żeby kiedyś zniknąć. Ale świadomość nie jest w stanie pokonać tego beznadziejnego uczucia, tej czarnej dziury.. leżę i patrzę w sufit.. desperacko myślę co mogłabym zrobić, po czym zaniechuję tę myśl, bo przecież cokolwiek nie zrobię będę czuła się tak samo
Mam wrażenie, że jakbym była świadkiem zabójstwa to nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia, a jak ktoś chciałby zabić mnie to nie miałabym nawet siły walczyć
A najgorsze jest to, że na to nie ma ani rady.. ani leku.. ani NIC nie da się z tym zrobić
Chociaż nie.. gorsze są chwile takie jak teraz.. kiedy siedzę na skraju łóżka bez żadnego wyrazu twarzy, bez ŻADNEJ myśli przebiegającej przez umysł i w pewnym momencie dochodzi do mnie, że ta martwa w środku istota to JA, że moje serce bije a życie trwa i chwile które tracę nigdy nie powrócą
A ja nie potrafię zrobić nic oprócz gapienia się w ścianę.
Jeśli ktoś też to czuje - wiedz, że NIE JESTEŚ jedyny.