Skocz do zawartości
Nerwica.com

dubidu

Użytkownik
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dubidu

  1. Nawet nie będę pytać, czy w nerwicy to jest możliwe, bo w niej wszystko jest możliwe. Mam pytanie, czy konkretnie ktoś z was tak ma/miał. Od dawna już zauważyłam, że to znane uczucie znoszenia, opadania, zawroty głowy i brak równowagi, które idą od razu w parze z przypływem lęku, powodują poruszające się przedmioty lub krzywe podłoża, lustra zawieszone krzywo itd. Niekoniecznie musi to być samochód, czy karuzela, wystarczy nawet lekki odchył. Tak naprawdę to im bardziej się coś porusza, tym problem jest mniejszy. Większy jest w momencie niewielkiego ruchu, którego tak dobrze nie widać. Czasem nawet sama go nie wychwycę, dopiero jak dostanę zawrotu głowy i zniesie mnie na bok, to dostrzegam, że przyczyną był np wiszący pod sufitem szyld, który lekko zakołysał, a na który nawet w danym momencie nie patrzyłam. Po prostu był w jakimś zasięgu mojego wzroku. Raz np kiedy szłam do marketu i wchodziłam po schodach pomiędzy jeżdżącymi w dół i w górę schodami, od razu dostałam sztywnego karku. Takich sytuacji jest mnóstwo i to jest fakt, a nie mój wymysł, że od nich dostaje takich nieprzyjemnych doznań. Ale poruszające się przedmioty to jedno. Źle na mnie też wpływają miejsca, w których...jakby to ująć... jest zbyt dużo bodźców wzrokowych... stoiska z okularami, półki sklepowe z dużą ilością towaru, szachownice, kreski-kropki,.... nie jestem w stanie na nie patrzeć. W hipermarkecie muszę zakładać okulary przeciwsłoneczne, bo mam wrażenie, że zwariuję. Najgorzej jest po dniu w pracy (8h za biurkiem z komputerem), ale nie tylko wtedy jest źle. Kiedy kupowałam sobie okulary, to 3 razy musiałam wyjść ze sklepu, żeby wzrok odpoczął. Po 5 min już nie rozróżniałam gdzie są lustra, a gdzie ich nie ma. Nie jestem w stanie długo siedzieć w przymierzalniach, bo kołysząca się kotara i lustra z dwóch stron powodują u mnie uczucie braku równowagi, odrealnienia i tego wszystkiego innego, o czym piszę wyżej. Wczoraj natomiast byłam w jednej przymierzalni, gdzie po lewej stronie były lustra i lekko kołyszące się kotary, po prawej ogromna rozwieszona folia malarska, która się ciągle kołysała, a podłoga była w czarno białe oczojebne wzorki. Uwierzcie mi, że chciałam jeszcze zmierzyć kilka rzeczy, ale nie dałam rady. Musiałam stamtąd wyjść. Jestem ciekawa, czy ktoś zaobserwował coś podobnego u siebie? Może to nerwica, a może jakiejś witaminy z grupy B? Aha. EEG Głowy miałam robione i jest w normie, ale to przecież normalne, że wszystko zawsze jest w normie, tylko my nie jesteśmy w normie normalnie żyć :)
  2. Powodzenia dalej! Ja chciałam wrócić do tych leków. Wzięłam 1 tabletkę 37,5 i dziękuję bardzo. Nie wiem jak wczesniej dawałam radę przejść przez to piekło na poczatku. Chyba z xanaxem. Ledwo dojechałam z pracy do domu. Te początki to chyba faktycznie jedynie na zwolnieniu w domu trzeba przeczekać. Ja jednak nie będę tego brać. Przynajmniej na razie. Tylko sobie pogorszyłam swój stan póki co...
  3. A czy ktoś się orientuje ile czasu po zażyciu Afobamu (doraźnie 0,25mg) trzeba odczekać zanim będzie można siąść za kierownicę?
  4. tylko na ile to połączenie jest bezpieczne? I nie wyjdzie w postaci np trwałego uszkodzenia mózgu za parę lat? :/
  5. Jak w temacie. Można? Od początku jej przyjmowania w dawce 37,5/doba?
  6. Oj współczuję Ci strasznie. Ja bardzo często się zastanawiam nad tym, czy jest sens zachodzić w ciążę, jeśli jest ryzyko przekazania potomstwu w genach swojej dolegliwości lęków, fobii i wiecznie złego samopoczucia somatycznego. Podobno nie wolno w ten sposób myśleć, ale jak można o tym nie myśleć? Dla takiej osoby życie staje się cierpieniem, więc czemu mu robić taką krzywdę? Z tymi lekami też nigdy nic nie wiadomo jaki to ma wpływ na ciążę. Ja jeszcze dziecka nie mam, ale raz zaszłam w ciążę będąc na wenli, tak nieplanowanie to wyszło. Brałam małe dawki, ale mimo wszystko...3 tyg później już ciąży nie było. Nigdy się nie dowiem prawdy, czy miało to wpływ, czy też nie, ale postanowiłam, że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji. Po tym wydarzeniu odstawiam leki całkowicie. Mieliśmy z mężem planować dziecko... minęło kilka miesięcy i plany o dziecku zeszły na dalszy plan, natomiast na pierwszy plan wysunęła się nerwica. Walczyłam z tym rok, zapisałam się na psychoterapię, znosiłam to wszystko....aż do teraz. Niestety objawy nie pozwalają mi normalnie żyć i cieszyć się dniem. Nie wiem jak w takim stanie miałabym się opiekować dzieckiem. Muszę ponownie wrócić do leków. Jestem załamana. Nienawidzę tego cholerstwa Mam jedynie nadzieję, że za pół roku znów odstawię leki i bedę w nieco lepszej kondycji. Może wtedy spróbujemy. Moja lekarka twierdzi, że kobiety w ciąży najczęściej czują się super i bardzo często po porodzie już do niej nie wracają. I powinnam odstawić i od razu szybko zajść w ciążę i będzie ok. Może coś w tym jest....chociaż obserwując wasze posty to jednak nie jest wcale powiedziane, ze będzie tak różowo....
  7. Nie zamartwiaj się zbytnio, tylko WYŚPIJ SIĘ! Trochę się teraz za bardzo zapętliłeś w tym wszystkim. Spanie po 3-4h ma fatalny wpływ na samopoczucie. Następny dzień może być wyjęty z życia. Kiedy zaczynasz się jeszcze tym martwić to tym bardziej nie możesz zasnąć i kręcisz się w kółko... Odpoczywaj jak najwięcej. Przykrywaj się kocem, dużo leż... Daj sobie tydzień takiej emerytury. Może weź sobie dzień urlopu. Ot tak. Żeby się wypielesić. Druga sprawa to lekarz. Warto byłoby mieć swojego lekarza. To takie koło ratunkowe, którego można się chwytać w gorszym momencie. Może warto byłoby mieć awaryjne leki uspokajające? Najczęściej sama świadomość ich posiadania już potrafi opanować emocje. Zamartwiasz się teraz szpitalem, chorobami psychicznymi i innymi najgorszymi ewentualnościami, a prawda jest taka, że masz przed sobą setki wyjść awaryjnych z danej sytuacji i jeszcze daleko Ci do szpitala. Zacznij od zmiany diety - nie jedz na wieczór, nie pij alkoholu, nie pij kawy, herbaty, coli, pij dużo wody. Już sama dieta może zdziałać cuda i po tygodniu będziesz spał jak dziecko.
  8. Czy ktoś z was stosował taką kurację suplementami, która opisana jest na poniższej stronie? http://www.nerwica.vegie. pl Wiele rzeczy wydaje się tu być naprawdę sensownych, jednak na ile bezpieczne jest faszerowanie się tak dużą ilością suplementów? 8 tabletek magnezu dziennie.... czy to nie zaszkodzi? A może wręcz odwrotnie i ktoś juz stosował się do tych wskazówek i coś mu pomogło?
  9. Niestety w czasie, kiedy organizm ma słabą kondycję fizyczną i psychiczną, alkohol nie idzie w parze. Nie chodzi o stan po jego spożyciu - wtedy pewnie każdy czuje się świetnie. Chodzi o spustoszenie jakie sieje on w organizmie, kiedy już się ulotni. Odstaw całkowicie alkohol na jakiś czas, bo robisz sobie większą krzywdę. 1 piwo to też alkohol! Zobaczysz, że już jutro będzie lepiej.
  10. Temat wałkowany sto razy, ale nigdzie tak naprawdę nie ma odpowiedzi na to pytanie. Jak to jest z alkoholem przy stosowaniu leków z grupy SNRI (wenlafaksyna)? Jakie macie doświadczenia? Co słyszeliście na ten temat? Ja słyszałam, że bez obaw można jedno z drugim łączyć, ale wgłębiając się w temat dalej różne opinie chodzą po forach internetowych. Ludzie często piszą, że nie zalecają, bo oni łączyli i pożałowali, ale nigdy nie piszą co konkretnie się stało, więc informacja dość mało wnosząca jakąkolwiek informację Czy naprawdę coś strasznego może się wydarzyć? Czy jest to w miarę bezpieczne? Chodzi też opinia, że jedno-dwa piwa to spoko, ale nie upijać się. A jeśli ktoś się upije, to co? Jesli wypije mocniejszy alkohol, to co? Zapadnie w śpiączkę? Czy np będzie gorzej znosił kaca? Jest to dość istotna różnica, a każdy ma czasem ochotę wypić więcej jak 1 piwo, więc jeśli 3 piwa miałyby przy tych lekach zabić, to warto wiedzieć o tym wcześniej....
  11. dubidu

    drżenia głowy

    od prawie roku nie biorę żadnych leków. Przy bardzo silnych objawach, w których już nie można było wytrzymać wzięłam 0,25mg afobamu. Pomógł o tyle, że nie odczuwałam aż tak bardzo tych szumów w głowie, natomiast nie zadziałał jakoś super. Nadal czuć było dyskomfort, ale nie aż w takim stopniu. Pop prostu był on jakby znieczulony. Mam pracę przy komputerze, chodzę też na siłownię. Jednak nawet jeśli kręgi szyjne, mięśnie szyi są nieco przeciążone, to czy objawy przy tym są aż tak nieludzkie? Podkreślam, że to nie boli. Wszędzie gdzie czytam o objawach przeciążenia, nawet spowodowanych zwykłą nerwicą, jest informacja o występowaniu bólu. Mnie nie boli to wcale. Zastanawiam się nad wizytą u fizjoterapeuty z tym problemem. Nigdy u żadnego nie byłam, ale na pewno nie zaszkodzi. Wizytę u neurologa mam umówioną.... za 4msce :/ Po otrzymaniu od niego skierowania na jakiekolwiek badanie pewnie kolejne 4-5msc trzeba będzie na nie czekać Tyle czasu nie wytrzymam i dlatego pomyślałam o fizjoterapeucie.
  12. dubidu

    drżenia głowy

    Od niemal miesiąca mam drżenia głowy. Wcześniej pojawiały się raz na jakiś czas, ale od tygodnia mam je bez przerwy. Jest to nie do wytrzymania. Mam spięte mięśnie szyi tak bardzo, że nie da się ich poluzować. Ciepłe kąpiele i masaże pomagają tylko na czas ich trwania. Położenie głowy pomaga na chwilę. We śnie też wszystko jest napięte. Drży mi od tego głowa, żuchwa i ręce, a czasem zaczyna drżeć całe ciało jak przy gorączce. To, co się od tego dzieje w głowie jest straszne. Szumy, zawroty... nie raz takie coś już przechodziłam, ale po pierwsze nie w takim stopniu, a po drugie nie przez tyle czasu! Nie wiem już co robić... Czy ktoś potrafi coś podpowiedzieć jak sobie pomóc?
  13. Straszne to jest Niestety podjęłam już decyzję o ponownym powrocie do leków. Mój lekarz też jest zdania, że nie ma co się przejmować. Wiele osób bierze leki do końca życia. A chciałam zakładać rodzinę, teraz już nie dam rady... Podreperuję się przez pół roku i może wtedy będzie mi to pisane... piekło na ziemi a nie życie
  14. dubidu

    Podróżowanie

    Ja mam lęki praktycznie wszędzie. Przy podróżowaniu także. Podróżuję mimo ich obecności. Tak naprawdę bardzo źle wspominam tylko 1 wyjazd. Byłam wtedy w bardzo zaawansowanym stadium nerwicy, nigdy nie miałam styczności z żadnymi lekami, nie miałam swojego lekarza ani psychoterapeuty. Stałam na niczym. Tak, wtedy było bardzo ciężko i przykro, a byłam w domku w lesie nad jeziorem, czyli w miejscu, które kocham najbardziej na świecie. Nawet nie tak daleko od domu, bo może ze 100-200km. Pozostałe wyjazdy były mniej lub bardziej nerwowe, ale nigdy tak trudne jak tamten. Często też bywa, że w podroży czuje się zupełnie inaczej niż na miejscu - lepiej! Wyjeżdżam często. Od małych wypadów za miasto poprzez 700km trasy w góry, aż po Hiszpanię. Na dany dzień nie dałabym rady jednak prowadzić samochodu. Niedawno wróciłam z Wyspy Kanaryjskiej, którą po raz 3 udało mi się zwiedzić w ciągu ostatnich 4 lat. Jednak teraz udało mi się to po raz pierwszy bez leków. Miałam awaryjną paczkę benzo, ale nie musiałam z niej skorzystać. Drinki z parasolką skutecznie sobie poradziły z wyluzowaniem mnie Każdy jeden wyjazd na wyspę wspominam cudownie. Znacznie gorzej czuje się teraz - po powrocie do domu. Większym problemem jest dla mnie przejazd autem 2km do najbliższego sklepu aniżeli 6h lotu samolotem.
  15. Moim problemem są głównie lęki. Stany lękowe, napady paniki, agorafobia, fobia społeczna.... nie mam przeszłości alkoholowej, narkotykowej, pijaństwa w rodzinie, przemocy....nie wiem skąd się to wzięło. Ale się wzięło i nie daje żyć. Wizyt miałam sporo. Pierwsza moja terapia trwała ok. pół roku. Druga trwała ok 2,5 roku. Teraz od kilku miesięcy uczęszczam na trzecią. Może w moim przypadku jest to jakiś ubytek w mózgu, jakiś problem genetyczny - nie wiem. Mi nic to nie daje. Nikomu nie odradzam pójścia na terapię. Mówię jak to było w moim przypadku. Może gdybym trafiła na dobrego psychoterapeutę na początku choroby, to teraz byłoby inaczej. Choć wydawało mi się, że robię wszystko żeby sobie pomóc...
  16. Ja przy pierwszej terapii płaciłam 50zł za wizytę. Nic mi nie pomogła. Potem cena zawsze była 100-120zł. Mi terapie nie pomogły totalnie w niczym. Zawsze było jest i będzie tak samo. U mnie sprawdzaja się tylko leki. Nie biorąc ich czuje się okropnie a terapie nie przynoszą żadnych korzyści mimo mojego ogromnego wysiłku. I wcale nie jestem z tego zadowolona, bo bardzo bym chciała, żeby terapia przyniosła mi jakąkolwiek poprawę. Też chciałabym być zdrowa, a nie wiecznie skazana na chemię...Ja czuje jakbym wywalała pieniądze w błoto. Inni ludzie sobie natomiast chwalą. Spróbować trzeba. Podobno to najskuteczniejsza forma leczenia. Ciekawe....
  17. Mam pytanie o Afobam. Dawka 0,25mg ile czasu utrzymuje się w organizmie (przyjeta doraźnie w fazie ataku paniki) i po jakim czasie nie ma już po niej na tyle śladu, że nie wejdzie w interakcję z alkoholem? Kiedyś czytałam, że bezpieczny czas to 24h. Faktycznie tak jest?
  18. ja już nie wiem jak to jest z tymi lekami. Wszędzie słyszę, że to badziew i nie warto tego brać. Tylko psychoterapia. Mi żadna psychoterapia nie pomogła. Leki owszem, dały mi spokój w trakcie ich brania i tylko na czas ich brania. Wszystkie objawy wracają od razu po zaprzestaniu brania. Nie wiem już co robić. Słyszę wkoło bardzo dużo różnych sprzecznych ze sobą opinii.
  19. Jejku, to wszystko jest takie, jakbym czytała o sobie. Niestety nie jestem z Krakowa, więc niewiele mogę pomóc. Żałuję, bo naprawdę przechodziłam/przechodzę dokładnie przez to samo i może byłabym w stanie dać namiary na pewne konkretne osoby, które byłyby w stanie Ci pomóc. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego
  20. A jeszcze co ciekawe, to ja np odczuwam lęk po posiłku. Taki czysto fizjologiczny objaw, który nie jest związany z żadnym strachem. Żaden lekarz nie potrafi mi odpowiedzieć skąd to się bierze...
  21. Jeszcze chwila i ja zwariuje. Czy jest ktoś, komu nic nie pomaga? Mam kilka psychoterapii za sobą, długie leczenie farmakologiczne antydepresantami (tu był względny spokój), jestem pod stałą opieką specjalisty, uczęszczam na kolejną psychoterapię, nie zaszywam się w domu - wychodzę codziennie, pracuję, jeżdżę samochodem, wyjeżdżam na wycieczki bliższe lub dalsze, o stanach lękowych wiem już chyba wszystko, każdy objaw umiem racjonalnie wytłumaczyć - i nic mi to nie daje!!! codziennie czuję się źle, codziennie muszę wszystko robić w lęku i poczuciu zagrożenia, zawsze jak jedne "cel" mija, to pojawia się następny. Ja już tego nie wytrzymuje. Ja już nie wierze w wyleczenie się. Wierzyłam pierwsze 10 lat, a teraz już nie wierze. Nieważne co zrobię dzisiaj i jak wiele rzeczy uda mi się przezwyciężyć - wstaję rano i wszystko zaczyna się od podłogi. Zawsze, codziennie, niezmiennie od kilku lat tak jest. Codziennie jest lęk, codziennie jest złe samopoczucie. Tak, igonruję te objawy i się ich nie boję, ale co z tego, skoro i tak dzień w dzień źle się czuję? Co za różnica, że mimo zawrotów głowy wcale się ich nie boję i wyjdę sobie gdzieś, skoro i tak zwyczajnie czuję te zawroty dające ogromny dyskomfort? Co za różnica, że nie boję się zwymiotować, skoro i tak jest mi niedobrze i mimo wszystko nie czuję się przez to na siłach? Bać się objawów to jedno, ale odczuwanie ich mimo wszystko to coś zupełnie innego, przykrego, często i tak uniemożliwiającego wykonywanie wielu rzeczy. Co najmniej raz dziennie zawsze muszę odbyć chwile "grozy", po której dopiero mam względny spokój na resztę dnia... Nienawidzę tego. Mi nie pomaga nic, po prostu nic. Aż mój psychoterapeuta się dziwi, że mi to ciągle nie mija. Ktoś jeszcze z was jest w takiej koziej d....?
  22. Nie wiem, czy jest to najbardziej upierdliwa dysfunkcja, która może trafić się człowiekowi, ale na pewno jest jedna z gorszych. Chociaż z tego co siebie opisujesz, to nie jest to fobia łamiąca Ci życie, tylko jakaś tam sobie dysfunkcja, a te lubią pojawiać się, znikać... i niestety szukać nowych celów, z których jakiś w końcu Cię udupi... Skąd to się bierze? Heh. Jak i wszystko inne. Emocje kumulowane przez lata...sratatata... czyli tak naprawdę z d...
  23. Doskonale Cię rozumiem. Strach przed wyjściem z domu sparaliżował mnie kiedyś do tego stopnia, że nie wychodziłam z niego praktycznie w ogóle. Tyle co musiałam dojechać na uczelnię (był to wtedy koszmar nie do opisania), z której i tak często rezygnowałam, żeby zostać w domu. Coś niebywale piekielnego i rujnującego życie i samego człowieka. Minęło 10 lat... teraz wychodzę. Swój lęk w skali od 1 do 10 (kiedyś było 12) teraz oceniam na... 2. Może 3. Samego wychodzenia z domu już się nie boję. Nauczyłam się jednej ważnej rzeczy...nieważne w jak nerwowym stanie wychodzę...im dłużej idę, tym mniej się boję. I to jest fakt, bo największy lęk pojawia się chwilę po wejściu w sytuację go wywołującą. Wychodzę z domu ---> denerwuję się...wyszłam ----> bardzo się boję, oddalam się coraz bardziej - --->zaraz zemdleję, udusze się, spanikuję---> I tu jest apogeum lęku! A gdy lęk osiągnie swoje apogeum, to powoli zacznie opadać. Stąd też po pewnym czasie odległość od domu przestała mieć znaczenie, a wręcz im dalej się idzie, tym jest lepiej. Jednak jest to ciężka sprawa do pokonania. Wiele rzeczy musiało się w moim życiu wydarzyć, żebym teraz mogła taki post napisać...
  24. Teraz chodzę na poznawczo behawioralną. Już kiedyś chodziłam na terapie, ale nie wiem jaki to był nurt. Moim zdaniem była to po prostu paplanina bezsensu o tym, co działo się w zeszłym tygodniu. Była też terapia pt: proszę wyobrazić sobie, że.... zapisywać sobie pozytywne afirmacje i codziennie je powtarzać itd itp. O tym, że objawy mi zostaną usłyszałam od lekarza i terapeuty. Czasem takie jedno nietrafione słowo potrafi całkowicie rozbić w człowieku jego całą wewnętrzną siłę.
  25. No właśnie leki tego typu nie uzależniają, nie wchodzą w interakcję z alkoholem, są bezpieczne, nie ograniczają w żaden sposób. Chemia to chemia, zawsze lepiej nie przyjmować żadnej.... i chyba tylko o to w tym chodzi. Poza tą jedną rzeczą, to ja nie widzę żadnego sensu w takim funkcjonowaniu bez leków z wiecznym dyskomfortem, kiedy można żyć całkowicie normalnie przyjmując je. Nie mówię tego z lenistwa, nie dlatego, że nie chce mi się walczyć z lękiem... Mówię to dlatego, że mimo ogromnej, ciągłej, codziennej walki nic to nie pomaga.... Tak, jest raz lepiej, a raz gorzej, ale zawsze jest źle, smutno i przerażająco.... Jestem już strasznie zmęczona. Jak można tak żyć? Jak człowiek ma się czuć z tak ogromnymi ograniczeniami z każdej strony? Jednym takie leki nie pomogły, mieli mnóstwo skutków ubocznych, mnie postawiły na nogi jak nic innego. Dlatego się zastanawiam....jaki jest sens... Jaki jest sens funkcjonowania "jakoś" zamiast funkcjonowania na proszkach pełnią życia... i żeby nie było, to powtarzam raz jeszcze...nie mówię o lekach benzo. Mówię o antydepresantach....
×