Witam. Czy jest tutaj ktoś kto sie wyleczył z tego gówna? Kilka lat temu brałem przez 2 miesiace fluoksetyne, później paroksetyne i nic nie odczuwałem po tych lekach więc powoli odstawiłem. W czasie przyjmowania leków nigdy nie wypiłem ani grama alkoholu(Po tych lekach nie miałem pssd). Ponad rok temu lekarka namowiła mnie na Elicea (escitalopram). Brałem przez miesiac i kolejny raz nie odczuwałem pozytywnych efektów oprócz totalnej impotencji jak to przy lekach SSRI. Powoli zszedłem z leku i od ponad roku mam bardzo słabe libido tzw chce mi sie ale nie mam porannych wzwodów (chyba, ze sie sikać chce z rana), nie moge utrzymać erekcji która i tak jest w 60%. Podczas seksu oralnego prawie nic nie czuje. Nie ma reakcji na bodźce, prawie go nie czuje. Bez sidenafilu nie jestem w stanie nic zrobic...no chyba ze flakiem. Nie mam od tamtego czasu normalnego wytrysku, nasienie ledwo co wypływa, orgazm też jest duzo gorszy. Poszedłem do psychiatry/seksuologa, który przypisał mi WelbutrinXR. Brałem przez miesiąc w dawce 150mg i nic nie ruszyło, drugiego opakowania nie wykupiłem bo jest zajebiscie drogie i nie było nawet minimalnego efektu. Teraz bede próbował ze Spamilanem(buspiron). Ktoś sie z tego wyleczył? Od ponad roku jestem zablokowany przez te skurwysyństwo. Lekarze mówili, ze takie rzeczy sie dzieją tylk ow trakcie przyjmowania leków a później jest jeszcze lepiej jeśli chodzi o seks a teraz usłyszałem "Nooo takie rzeczy sie zdarzają ale bardzo rzadko" i rozkładają ręce. Ja pierdole. Wydałem duzo kasy na badania i wszystko jest wporzadku, testosteron(wysoki) ,testosteron wolny (wysoki), SHGB wysokie, prolaktyna w normie, estradiol w normie, progesteron w normie, kortyzol zawsze troche podwyższony. Od razu mowie, ze nigdy nie brałem żadnych sterydów ani nic nie ćpałem.