Byłam tydzień czasu na setalofcie, 50mg dawka dzienna. Powiem szczerze - ten tydzień brania leku jest dla mnie jak wypisany z życiorysu. Koszmar totalny! Całymi dniami leżałam, nie miałam nawet siły wstać do toalety czy dziecka. Po wzięciu siódmej tabletki zaczęło mnie dusić, źrenice były powiększone okropnie, czułam jakby serce miało mi wyskoczyć. Myślałam że skończy się wezwaniem pogotowia, ale powoli z cierpliwością dałam rade. Przespalam noc, oczywiście z bólem żołądka i nudnosciami, które (zapomniałam dodac) również towarzyszyły cały CAŁY czas przy braniu leku. Na ósmy dzień, mama zabronił mi brać ten lek. Bałam się tak nagle odstawić, ale posluchalam. I co? I ten dzień okazał się zupełna odwrotnoscia całego tygodnia! Czułam się o niebo lepiej , choć żołądek dawał znak :/ pojechałam do lekarza rodzinnego, który po wysłuchaniu mnie powiedziała tylko "niech pani podziękuję mamie".. Jestem dwa tygodnie jak nie biorę tego leku, czuje się jakby nowe życie we mnie weszło. A to co lekarz psychiatra nazwał u mnie" depresja ", okazało się nerwica lękowa. Do tego zbyt niskie ciśnienie. Na cisnienie dostałam krople, na nudności czopki. Z lekami radzę sobie sama, po przeczytaniu dość dobrego bloga, o tym jak sobie radzić z lekami. Z dnia na dzień jest coraz lepiej!! Wkoncu potrafię się cieszyć z życia, a najbardziej z tego ze mój synek ma mamę która stanęła na nogi, bez leków! :)